- Jadę po zielonym asfalcie! - Albo byłam tak zmęczona albo rzeczywistość mnie zaskoczyła.
- Co? Jedziesz po zielone? - Zaspany p. jeszcze nieprzytomny a już się uśmiechał, że “zielonych” nam przybędzie. Głodnemu zawsze chleb na myśli. Oczy miał otwarte ale ciągle trwał w pozycji z której nie łatwo znów powrócić do takiej jaka przystoi człowiekowi. Spanie na przednim fotelu podczas jazdy można uznać za zupełnie niemożliwe i jeżeli komuś to się udało to wie, że wiele trudu trzeba włożyć w to aby znów usiąść i oprzeć się o oparcie. Pomijam już ułożenie nóg ale wygięcie kręgosłupa w potrójny paragraf można uznać za zagrażające życiu. Bardzo wolno p. zajął normalną pozycję ale proces ten urozmaicił stękaniem i jęczeniem. Zupełnie jakbym go maltretowała. Jak to jest, że po wypoczynku wyglądamy bardziej zmęczeni niż przed nim.
- Zaraz się skończy więc patrz szybko.
- Skąd wiesz?
- No wiem i już. Miałam już taki odcinek, że aż w głowie się kręciło.
- A mówiłem nie pij świństwa… Dobrze, dobrze nic nie mówiłem.
Przed nami autostrada znowu zmieniła kolor i p. w końcu zaczął robić zdjęcia. Mieliśmy całkiem niezłą zabawę w zgadywanie koloru który nastąpi po obecnym. W miarę jak zabawa nabierała rumieńców autostrada zdecydowanie utrudniała nam przewidywania. Do zmiennego koloru całej autostrady doszły kolorowe pobocza. Przestaliśmy zgadywać bo uznaliśmy, że nie jesteśmy w stanie zgadnąć co przed nami.
- Co ukopią w okolicy to taki jest asfalt albo beton. Wypada zmieniać się w takim tempie jak zmieniają się czasy aby nie zostać w tyle. Jeżeli beton był szary to już tylko był bo obecnie może być na przykład granatowy albo różowy. Jednak najlepiej jakby był...
- Czerwony! - Dokończyłam za niego. p. stracił dobry humor albo tylko udawał bo rozszyfrowalam jego rewelację. Znam jego upodobania i nie trudno mi było zgadnąć, że dla p. kolor to oczywiście krwista czerwień a nie szary czy jakiś beżowy. Mijały godziny i kolor nawierzchni powrócił do swej beznadziejnie monotonnej barwy i podróż urozmaicały nam większe lub mniejsze nierówności.
Zachodnia część Północnej Dakoty i Montana mogą pochwalić się zupełnie nietypową nawierzchnią. Krótko mówiąc jedziemy tam po kocich łbach. Tak po kamieniach!
W
ostatnią warstwę asfaltu wgniatane są malutkie kamienie. Taki asfalt
jest wyjątkowo równy i trwały bo nie widać śladów zużycia ani dziur.
Jedzie się jak po zamarzniętym jeziorze.
Aż trudno uwierzyć, że po latach z przyjemnością jechałam po nawierzchni naszych dziadków.
Ale u Was puste drogi! Po takich jezdzi sie luksusowo, bez wzgledu na kolor nawierzchni. Odkad kraje bloku wschodniego weszly do unii, Niemcy staly sie krajem tranzytowym i tlok na autostradach (jeszcze darmowych) jest codziennoscia. Strasznie trudno sie jezdzi, codziennie jest bardzo wiele wypadkow.
OdpowiedzUsuńTakie puste drogi są tylko na Dzikim Zachodzie i to też nie wszędzie w pobliżu miast niestety też tłok. W okolichach Chicago autostrady są płatne a ilość samochodów jest makabryczna szczególnie w godzinach szczytu.
UsuńTaki to jest niestety urok mieszkania w mieście.
U nas nie ma takich kolorowych nawierzchni dróg dlatego pokazałam takie nietypowe odcinki dróg.
Pozdrawiam:)
Moze takie urozmaicenia w kolorze nawierzchni sa dobre, jak sie jedzie przez takie pustkowie, bo i za kierownica mozna zasnac.
OdpowiedzUsuńDla kierowcy który jedzie wiele godzin autostradą ciągnącą się po horyzont każde urozmaicenie jest atrakcją jak chociażby zmieniająca się nawierzchnia drogi.
UsuńPozdrawiam:)
Na amerykańskich filmach zawsze zachwycały mnie drogi i to co wokół nich. Czyli NIC, tylko przestrzeń. Tu jest autostrada, więc jakby oczywiste. Ale pamiętam taki film, gdzie droga była taka więcej byle jaka, tumany kurzu wznosiły się za autem, a wokół były tylko pola... Czujesz przestrzeń...
OdpowiedzUsuńAle oczywiście inaczej się to czuje, gdy się patrzy okiem kamery na poruszający się samochód, a inaczej pewnie, gdy się jest za kółkiem tego samochodu. Pozdrawiam.
Przemierzyliśmy po drogach USA tysiące kilometrów i niezmiennie zachwyca mnie przestrzeń dookoła, szczególnie na zachodzie. Czasami krajobraz jest dość monotonny ale zawsze można wypatrzeć coś ciekawego.
UsuńPozdrawiam:)
Na pewno taka nawierzchnia twardsza jest i trwalsza od zwykłego asfaltu.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie tak, a kiedy świeci słońce mieni się różnymi barwami.
UsuńPozdrawiam:)
Jak od linijki zaprojektowane i wiodą w dal więc urozmaicają by nie zasnąć z tej monotonii. Że też Wy zawsze wypatrzycie coś ciekawego!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z polskich, coraz lepszych dróg
Jadąc wiele godzin autostradą gdzie krajobraz jest dość monotonny człowiek jest w stanie zobaczyć wiele rzeczy a do tego jak uruchomi się wyobraźnię to dopiero można poszaleć:))
UsuńPozdrawiam:)
przestrzeń bez granic i to mi odpowiada , ale przydałoby się trochę elementów na których można by było zatrzymać oko albo dwa .
OdpowiedzUsuńAsfalt wiedzie i dobrze że kolorystyka porywa człeka do bezsenności bo inaczej byłaby tragedia .
Niektórzy to nawet zatracają się w tych bezkresnych przestrzeniach. Rzucają dobrą robotę w wielkich miastach i jadą tam gdzie nic nie ma.
UsuńPozdrawiam:)
Piękne drogi, jak to w Ameryce. My w naszej wsi na Kaszubach mamy nawierzchnię moich dziadków, nie chciałabyś po tym jeździć... po prostu droga gruntowa, nieutwardzona, a w mojej wsi jest ziemia gliniasta, no więc kiedy pada jest koszmarnie, grzęzną samochody, ludzie itd... zbawieniem są suche słoneczne dni. Wole jak się kurzy niz kiedy po kostki się zapadam...(no kiedy jestem w Polsce).
OdpowiedzUsuńTak więc wracając do Twojego postu, takie drogi to marzenie dla nas, Polaków, nieważne jakiego koloru, mieszkających poza miastami... zazdroszczę
A na druga Amerykę szans nie mamy :)
Pozdrawiam
Może te drogi amerykańskie też nie są idealne ale na tę ilość samochodów która jeździ są naprawdę w dobym stanie. A boczne drogi nie wszystkie są asfaltowe, są również szutrowe i można poruszać się po nich o każdej porze roku. Po prostu dbają o to aby były przejezdne.
UsuńPozdrawiam:)
udanych kolejnych wypraww znane i nieznane:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobre życzenia.
UsuńTen rok to krótkie wypady bo większość czasu spędzamy na ulepszaniu naszego wędrownego pojazdu. Tępo iście ślimacze więc i pojazd dostał nowe imię; Ślimak.
Pozdrawiam:)
a u nas w dzielnicy znowu zrywanie i kladzenie nowego asphaltu, czynnosc powtarzana co trzy lata.
OdpowiedzUsuńJako remedium na kryzys, naprawa dróg sprawdza się od wielu lat. Jednak co dobre dla gospodarki wkurza obywateli niemiłosiernie. Gdzie nie spojrzysz to roboty drogowe, jak nie zmiana nawierzchni to przynajmniej malowanie asfaltu i korki na ulicach doprowadzają mnie do szału. Już niedługo skończy się pajacowanie robotników udających pracujących w pocie czoła pracowników bo jak na Amerykę przystało żaden robotnik tutaj się nie poci przy pracy:))))
UsuńPrzyjdzie zima i korki nie miną bo znów śnieg utrudni jazdę.
Optymistyczne pozdrowienia z jesiennego Chicago:)
Jazda po tak bezkresnych i dealnych drogach na pewno jest męcząca a przede wszystkim nudna.Dobrze więc, że chociaż kolory sie tam zmieniają, bo inaczej człowiek by myslał, że chociaż jedzie ,to wciaz w miejscu stoi.
OdpowiedzUsuńI pomysleć, że ten bezkres dróg przez ludzi został zbudowany! Ileż to roboty, ile czasu i wytrwałości trzeba było. A choć to tak trwale i solidnie wygląda, to przecież wystarczy jakieś trzęsienie ziemi czy upadek asteroidy, by po tym autostradowym pięknie nic nie zostało. Sorry, ale widziałam niedawno znowu jakis amerykański film katastroficzny i tam takie sceny powyginanych, stopionych autostrad były.Brrr! Już lepsza ta obecna nuda i monotonia!:-))
Mnie niezmiennie ta przestrzeń zachwyca chociaż czasami jest nudna a możliwość przemieszczania się jest o wiele łatwiejsza niż za czasów naszych przodków.
UsuńKiedy pomyślę, że w ubiegłym wieku nie było dróg a każdy wyjazd gdzieś dalej od swojego miejsca zamieszkania, to była wielka wyprawa wolę jednak obecne czasy.
Pozdrawiam:)
Właśnie zastanawiałam się jak doszło do tego, że na naszych byle jakich drogach przez dwa i pół roku nabiłam 82 tysiące kilometrów na takich malutkich kółeczkach najmniejszej Kii. Tak naprawdę to podstawowe pytanie KIEDY tyle przejechałam, bo regularna praca, do której nie jeżdżę samochodem, maluję, biore udział w inscenizacjach a ostatnio nawet trochę się zabawiłam na imprezce z bardzo mocną wodą ognistą. Czyżby jakbym była w Ameryce podołałabym 160 tysiącom w tym czasie??? No widzisz Atanerku schodzę już kompletnie z moim myśleniem na psy, zamiast filozofować na temat zaskakujących kolorów szokujących oczy kierowców. Zawsze jednak najserdeczniej Was pozdrawiam. Do ołówków dokładam i niestety odsuwam działania ( co jest bardzo niezależne ode mnie..)!
OdpowiedzUsuńKtóregoś razu postanowiłam zbadać ile mil przejeżdzam w ciągu tygodnia kręcąc się po mieście. Okazało się, że bez wysiłku przejechałam prawie tysiąc mil czyli około 1500 kilometrów. Aż mnie zmroziło i zastanowiło ile kasy idzie na paliwo. W miesiącu to przwie 6000 km więc nie jestem w sumie zdumiona cyferkami na liczniku ogólnego przebiegu.
UsuńPrzemieszczanie się autem jest tak wygodne, że trudno sobie odmówić korzystania z takiej formy transportu. U nas w okolicy nie ma autobusów miejskich ani metra więc wszędzie dojeżdzam autem.
Ołówki niech sobie czekają bo są do tego przyzwyczajone:))
Pozdrawiam:)
Bardzo podoba mi się tematyka tego bloga. Lubię w wolnej chwili przeglądać blogi tego typu. Jestem pod wrażeniem. Super przygoda
OdpowiedzUsuńObawiam się, że moje spojrzenie na północną część kontynentu dalekie jest od ślepego zachwytu ale pokazuję coś co sama widziałam i nie działam na ślepo.
UsuńPozdrawiam:)