1

piątek, 27 kwietnia 2012

Gruba, brzydka i głupia.

Znana melodyjka i zdjęcie na ekranie telefonu niezbicie udowadniały, ze dzwoni Petronela.
- Nie odbierasz? Już dzwoni drugi raz. - p. nie dal mi szansy na przegapienie telefonu. Nie miałam dzisiaj ochoty na kolejny skandal ale pamiętna s
łow małżonka; "odbieraj telefon bo może akurat teraz ktoś potrzebuje pomocy" zmusiłam się lekko niezadowolona. Przyłożyłam aparat do ucha i zanim zdążyłam powiedzieć sakramentalne "halo" coś zaszumiało i zasyczało. Oderwałam rękę od ucha aby nie ogłuchnąć. Co to mogło być? Znów przybliżyłam telefon.
- Halo, czy to ty? Petronela? - W słuchawce wydawało mi się, ze słyszę zadyszkę astmatyka który wszedł na sam szczyt Mount Everest bez przystanku. Cos gwizdało i świszczało a dodatkowe odgłosy przypominały mi przesuwanie mikrofonu po dywanie.
- Tak. Lec
ę. - I znów podobny zestaw zakłóceń produkowanych chyba przez Petronele, bo telefon mam nowiusieńki i przez trzy tygodnie posiadania go nie miałam najmniejszego problemu z rozmowami, dotkliwie świdrował wnętrze mej czaszki.
- To jak już wylądujesz to zadzwoń bo mam wielkie kłopoty ze zrozumieniem ciebie. Cześć. - Nie jestem masochistka z urodzenia ani z wykształcenia i nie mogłam skazywać się na ciąg dalszy podobnych katuszy.
- Odbiło ci? Biegnę po schodach w sklepie. Jestem umówiona z Anką. - Od razu wyczu
łam delikatne kłamstwo. Po pierwsze nie jestem a byłam umówiona. Pośpiech Petroneli wskazywał na co najmniej półgodzinne spóźnienie. Kobiety zwykle umawiają się o równych godzinach a w szczególnych przypadkach ewentualnie trzydzieści minut po. Piętnaście minut na damskim zegarku jest tak małą jednostką, że jest niezauważalną. Wywnioskowałam, ze Petronela jest pół godziny (jak zwykle) spóźniona.
- Z jaką Anką? Chyba nie chcesz powiedzieć, że z "TĄ" Anką. - Powiedziałam to zbyt donośnie a p. określił mój ton jako wrzask płonącej na stosie czarownicy. W uchu rozbrzmiały słowa których wolałabym nie usłyszeć.
- No z tą która była u mnie przedwczoraj. - Zamarłam w zamyśleniu nad klinicznym zanikiem zdrowego rozsądku u mojej koleżanki.
- Chyba żartujesz, porąbało cie stara wariatko!? - Te miłe słowa wypłynęły z moich ust wartkim potokiem i były jak ambrozja dla moich uszu. Jak Petronela mogła umówić się z Anką po tamtym co zaszło. Nie mogłam sobie wyobrazić, że ślepota niektórych prowadzi ich niechybnie do zguby. Ale może powinnam zacząć od samego początku abyście i wy mogli ustosunkować się do mojej reakcji.

Dwa dni wcześniej.

Zbliżała się szósta trzydzieści i już prawie byłam na progu w drzwiach. Coś mnie trzymało w domu ale nie mogłam się zdecydować w którą stronę mam pójść. Czy do auta czy zawrócić i usiąść na kanapie. Dziecko mam juz dorosłe i pewnie gdzieś pyka marihuanę albo obala kolejny browar nie dbając o zmartwionych rodziców a męża za żadne skarby całej galaktyki nie zmuszę do pojechania ze mną. Głównym i jedynym zarazem powodem była moja koleżanka Petronela. p. nie trawi jej nawet przez pięć minut i nie śmiałam zaproponować mu wyjścia z domu jako moja przyzwoitka. Niechybnie spotkałaby mnie zdecydowana odmowa z całym bukietem wyzwisk wiec wolałam zaoszczędzić sobie całego, znanego mi już cyrku i z ciężkim sercem poszłam jednak w stronę auta. Nic wcześniej nie wiedziałam, ze zmierzam na zlot znajomych mi wiedźm i byłam wdzięczna, ze p. nie pojechał ze mną a Petronele bluźniłam za to, ze nic nie powiedziała o wieczorze plotkarskim. Było ich u Petroneli około dwunastu i zajęłam miejsce na kanapie pomiędzy dwiema. Przyniosłam ze sobą na to spotkanie półtoralitrową butelkę Chianti, wina które lubię ale pije je z umiarem bo ma aż 19,5% alkoholu. Akurat tyle ile drinki przyrządzane za barem. Dostałam kieliszek tego właśnie wina na moje specjalne życzenie bo wole swoje ze względu na to, ze wiem co pije. Nie przepadam za jakimiś winem bez konkretnej nazwy którego smak bardziej przypomina siki pawiana chorego na nerki niż napój bogów. O dziwo, wszystkie z zaproszonych koleżanek przybyły na czas. Wytłumaczyć to można tylko jednym, każda z nas była po prostu spragniona nowinek i od razu rozpoczęłyśmy mielenie ozorami bez pamięci. Wytworzyły się miniaturowe grupki po dwie lub trzy osoby omawiające rożne tematy. Po kilku dosłownie chwilach moja paczka papierosów świeciła pustk
ą bo niepalące damy raptem zamieniły się w kurzące baby. W domu żadna nie zapali bo to nie zdrowo i brzydko wygląda i straszliwie śmierdzi ale gdy mężowie ich nie widza wszystkie zasady umykają na dalekie peryferie rozsądku. No trudno za nieuwagę trzeba było zapłacić ale w aucie zawsze mam dodatkowy zapas nikotyny w białych tutkach. W pokoju odgrodzonym od kuchni bufetem jakby poszarzało ale nikt na to nie zwracał uwagi. Pomimo ogrzewania na maxa i otwartego okna mgiełka dymu dodawała nastroju. Po godzinie wymiany poglądów osoby w grupach wymieniły się i nic nie wskazywało na to, ze o północy będziemy miały dość. Siedziałam pomiędzy Agatą i Weroniką, które były skarbnicą wiedzy na temat kto, z kim i dlaczego. Właśnie omawiałyśmy stosunki małżeńskie Ryśka i Elżbiety gdy do drzwi wejściowych ktoś bardzo energicznie zapukał. Czy byłyśmy zbyt głośno i sąsiad nie wytrzymał? Pewnie tak bo jak może zachowywać się cicho dwanaście bab łaknących nowych sensacji. To nie było pukanie a raczej łomot do drzwi i wszystkie spojrzałyśmy w ich stronę. Rozmowy urwały się natychmiast i każda miała wyraz zaskoczonej nastolatki przyłapanej na pierwszym pocałunku. Same niewiniątka siedziały i stały w oparach wina i dymu. Petronela ruszyła w stronę drzwi bo niestety musiała stawić czoło nieprzewidzianym na dzisiejszy wieczór przeciwnościom. Zanim jednak zrobiła drugi krok drzwi otworzyły się i w nich ukazała się Anka. Ona jest mistrzynią świata w dobrych wejściach, dziś udało jej się ponownie. Weszła do pokoju śledzona wzrokiem wszystkich zebranych. Trochę skłamałam bo najpierw próg przekroczyły jej sztuczne cycki a dopiero za nimi cała reszta Anki. Jak zwykle dekolt miała tak głęboki, ze gdyby się pochyliła przy powitaniu to również sutki przyłączyłyby się do witania się z koleżanką.
- Patrz ona ma brokat, idiotka! - Agata wrzasnęła szeptem prosto do mojego ucha wewnętrznego zupełnie pomijając to zewnętrzne, ze aż skurczyłam się z bólu. Z tej odległości nie widziałam szczegółów ale przekonałam się, ze Agata mia
ła racje gdy wymieniłyśmy z Anka pocałunek policzkami. Jest zgrabna i ładna ale... Jak to mówią mężczyźni; jak jest ładna i zgrabna to rozum jest niepotrzebny. Miała brokat na dekolcie i twarzy. Zupełnie niestosowny na okazje pogaduszek. Wyglądała bardziej karnawałowo niż domowo i od razu spostrzegłam zawistne spojrzenia przyjaciółek utkwione w nowym objecie do plotkowania. Petronela zabrała Ankę za bufet i zaczęły wymieniać poglądy obie naraz nie przerywając jedna drugiej. Pomagało im w tym Chianti wybrane przez przypadek bo było w czym wybierać. Tak, tak kobiety potrafią mieć rozdzielna uwagę a Napoleon to pikuś w porównaniu z nami. Z mojej lewej i prawej strony zaczęły się sądy ostateczne nad Anką a ja poczułam ból szyi bo dawno nie miałam takiej gimnastyki w kręceniu głową o 180 stopni, tylko sowa jest lepsza ode mnie. Nie uroniłam ani jednego słowa a za bufetem, jak to za bufetem rozpoczęło się coś dziać. Petronela z Anką polewały  ostro nie zdając sobie sprawy, ze właśnie dwudziestoprocentowy alkohol najszybciej uderza do głowy. Dosłownie przyssały się do butelki tego zdradliwie mocnego wina jak porzucony osesek wreszcie przystawiony do cycka. Ich podniesione glosy świadczyły o tym, ze już dawno przeholowały. One na sto procent zmierzały do słownego pojedynku który za chwile rozegra się na naszych oczach. Te z nas, które stały bliżej bufetu uważnie przysłuchiwały się słowom wykrzykiwanym pomiędzy kolejnymi łykami wina. Zostało go już tylko trochę na dnie w butelce. Ja niestety w całym tym zgiełku nie wiedziałam o co chodzi. Siedziałam za daleko a piszczące Petroneli i Anki słowa były dla mnie niezrozumiale. Nic straconego dowiem się przecież niechybnie już niedługo. Raptem jak grzmot ryknęła Anka, nie przypuszczałam, ze ma aż tak donośny głos. 
- Jesteś gruba, brzydka i głupia. - Widocznie brakło jej argumentow. Charczała jak wsciekly pies a zamiast piany z ust w stronę Petroneli wystrzeliła fontanna małych kropelek czego żadna z nich nie zauważyła. Anka odwróciła się na piecie, chwycila płaszcz przewieszony na oparciu krzesła i trzasnęła za sobą drzwiami. Ja poczułam ciarki na plecach i odjęło mi zdolność myślenia. Patrzyłam na Petronele czy nie trafi jej szlag. Nie trafił i natychmiast przyczepiła się do najbliżej stojącej Haliny z cudownym uśmiechem na ustach.
Wkrótce wyszłam z tej imprezy zastanawiając się czy oby Anka nie miała racji. Te dwa pierwsze epitety były chybione ale ten trzeci?

sobota, 14 kwietnia 2012

Wiatraki XXI wieku.

Chwila nieuwagi i „dyskoteka” we wstecznym lusterku wlepi ci mandat za co najmniej stówkę dolarów. Co byś nie wymyślił oficer policji już to słyszał i przemilczy głupie wykręty. Jest to bardzo dobre miejsce do „polowania” bo jak tu raptem nie patrzeć na dziwolągi usytuowane obok autostrady. Dookoła same turbiny powietrzne. Taka nazwę wymyślono na współczesne wiatraki które wiatr zamieniają w prąd elektryczny.
Niby to nic dziwnego ale oko samo leci w ich stronę a jest ich po sam horyzont. Nie dość, ze są blisko autostrady to jeszcze rolnicy którzy udostępnili swe pola do budowy elektrowni powietrznej zgodzili się na to aby niektóre wiatraki stały w bezpośrednim sąsiedztwie zabudowań mieszkalnych.
Technologia nie jest skomplikowana i stosowana na całym świecie. Chiny zajmują pierwsze miejsce  pod względem ilości produkowanego prądu z powietrza a na drugim miejscu znaduja się USA. W dzisiejszych czasach wiatraki zyskały wielka popularność i można je zobaczyć w całych stanach. Są wszędzie a najwięcej w Texasie i Iowa.
Wiem, ze zdarzają się wypadki gdy silny wiatr zniszczy łopaty i wtedy katastrofa gotowa. Niejednokrotnie turbiny płonęły i nie są wyposażone w system gaśniczy więc tym bardziej bliskość domostw mnie dziwi i nie chciałabym mieć takiego sąsiada w zasięgu reki przez cały dzień i noc.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Finlandia - ciągle na północ.

Flaga Finlandii latwa do zapamietania i rozpoznania.
Przy kolejnej wizycie w tym kraju mieszkaliśmy na skraju miasta. Niech was nazewnictwo nie wyprowadzi w maliny bo ta wioska z kilkoma domami na krzyż nic z miastem nie miała wspólnego. Mieliśmy możność korzystania z sauny nad małym jeziorkiem. Dlaczego nie korzystaliśmy z sauny w domu? Okazało się, ze rodzina naszego gospodarza kiedyś miała tyle ziemi, ze nawet dziś nikt nie może tego ogarnąć. Niech tam będzie, ze ma się tyle, ze nawet nie wiadomo ile. Pomimo swego bogactwa nie płacili dużo swym pracownikom bo ubogie domostwa nie miały sauny. Fin bez sauny wykańcza się przedwcześnie i usycha wiec właściciel ziemski obecnie zwany farmerem dał wsi kawałek ziemi z jeziorkiem i wybudował saunę dla wszystkich. 
Za moich czasów domki we wsi o pardon w mieście wykazywały znamiona luksusu i nikt już nie korzystał z sauny dla plebsu. Jednakże przyzwyczajenie pozostało. Czasami widywaliśmy pojedyncze osoby na plaży. Wygodniej nam było podjechać do wolno stojącego domku i tam oddawać się przyjemnościom sauny niż robić to w domu pełnym domowników. Sprytny gospodarz, przyjechał kiedyś niezapowiedziany aby zobaczyć czy wszystko robimy tak jak trzeba. Zwinęłam się jak ślimak w skorupce aby ukryć swoja nagość. Farmer rozmawiając z nami doglądał czy witki brzozowe są dobrze namoczone, czy woda w kubełku nie jest za ciepła bo robiłaby mało pary gdy wyleje się ja na rozgrzane kamienie itd. Kręciłam się nerwowo bo już była najwyższa pora aby uciec przed ugotowaniem się żywcem. Już bardziej czerwona nie mogłam być czy to ze wstydu czy z upału. Wstałam i skierowałam się do wyjścia i o zgrozo farmer podążył za mną. Nawet na posladkach czułam jego wzrok. Gdy byłam na zewnątrz zatrzymałam się na chwilkę aby odetchnąć i już p. oraz farmer stali na wprost mnie przyglądając się całej mojej gołej piękności. A niech to szlag, pomyślałam, oni się nie krępują a w końcu mają więcej do pokazania niż ja. Jak na to nie patrzeć to golizna jednak mnie szokowała. Nie jestem Finką wychowaną w innej kulturze i przyznam, ze moje początki w saunie nie należały do przyjemnych. Szczytem było zaproszenie na "saunowanie" w akademiku. Rozumię podtekst siedzenia w jednym pomieszczeniu gołych facetów i gołych bab w wieku do wzięcia. Każdy po prostu wybiera sobie potencjalną/ego żonę/męża. Bardzo dobry sposób dla narzeczonych, na zobaczenie przyszłego współmałżonka. No ale powracam do sytuacji przed sauną. Wzięłam głęboki oddech i wdałam się w jakąś intelektualna rozmowę stojąc tak zupełnie "sauté" naprzeciwko dwóch męskich golasów. Wiadomo, ze nie ma obowiązku nagości w saunie i kostium kąpielowy czy ręcznik jest dopuszczalny ale tutaj zostaliśmy zaskoczeni a widać panom to bardzo pasowało. Rozmowa kleiła się jak nigdy w życiu. Każde z nas wręcz brylowało znajomością tematu i po zaznajomieniu się z wyglądem rozmówcy powróciliśmy do środka. Od tego brawurowego wyczynu zaczęły się codzienne wizyty farmera i przestało to nas bawić, czas jechać dalej na północ.
Wcześniej przez myśl nam nie przeszło aby pchać się na sam koniec Europy tym bardziej, ze jest on w kolejnym kraju. Decyzja jednak zapadła i nie ma od niej odwołania.
Moja czerwona kurtkę zostawiliśmy w Tampere u naszej koleżanki. Jak zwykle brakło nam czasu na dokładne spakowanie naszych bagaży. Gdzieś w nieznany sposób kurtka została w mieszkaniu a my pomknęliśmy do Laponii.

Podczas rozmowy telefonicznej zostaliśmy zapewnieni, ze to nic strasznego bo kurtkę powiesi na klamce swych drzwi i jak będziemy wracać do Polski to sobie ja weźmiemy. Pierwsze co przyszło mi do głowy to to, ze nie zrozumiałam ani jednego słowa bo przecież nie mamy klucza do jej mieszkania.
- A klucz? - Przecież jakoś musimy dostać się do środka.
- Kurtka będzie w reklamowce na klamce. Na zewnątrz. Na klatce schodowej. - Teraz zwątpiłam w swe możliwości pojmowania nieznanego. Jak to na klatce schodowej, przecież ukradną. My wracamy za miesiąc albo później. Podziękowałam jej za wspaniale rozwiązanie i w myślach pożegnałam swoja kurtkę na zawsze. Tuula wyjechała na wakacje do swojego domu rodzinnego, który zupełnie nie był w zasięgu naszej trasy. Moja wściekłość prawie przerodziła się w agresje. Wszystkiemu
winien był p. bo jak można nie zauważyć żarówiasto czerwonego ciucha. No jak? Fakt, ze i Tuula wyjeżdżała do domu w tym samym dniu wiec bluzek, spodni i wszystkiego innego były tysiące porozrzucane na łóżku. Przegapiłam raptem tylko jedna rzecz a była okazja aby było ich znacznie więcej. I jak sadzicie, ukradli? Guzik z pętelką, po miesiącu odzyskałam swoja zgubę. Zupełnie dla nas niezrozumiale ale dla Finów oczywiste. Ile jeszcze musimy się nauczyć! 
Już tego samego dnia zimny wieczór dał mi w kość i uświadomił mi moja nierozwagę. Sytuacja dość niewygodna bo jedziemy na daleka północ i brak ciepłej kurtki nie zapowiadał niczego dobrego. Dobrze, ze miałam innych ciuchów pod dostatkiem i w naszych bagażach znalazły się dwa bardzo ciepłe swetry. Pomimo tego, ze nie zamarzłam tej nocy to jednak musiałam wyglądać na niezbyt wypoczętą i taka co spedzila noc pod mostem bo zaznajomiliśmy się z przygodnym człowiekiem który prosił o kilka groszy.
Ledwo pożegnaliśmy naszego nowego przyjaciela, żebraka w bardzo ładnym garniturze ten niecodzienny dzień zesłał nam kolejna niespodziankę. Wychodząc ze sklepiku z pocztówkami bardzo boleśnie zderzyłam się z wchodzącym mężczyzną. To, ze ja byłam wpatrzona w pocztówki to oczywiste ale gdzie miał oczy ten wchodzący. Bardzo uprzejmy gość schylił się w tym samym czasie co ja i tryknęliśmy się głowami jak Japończycy przy powitaniu gdy stoją za blisko. Słowa przeprosin z każdej strony zamieniły się wkrótce w luźną rozmowę. Jej efektem było zaproszenie nas do domu na kolacje, które przyjęliśmy z wielką ochotą.
Namiot rozbiliśmy obok opuszczonego domu mieszkalnego. Ofiarowanego nam przez bardzo miłego, zupełnie nieznanego jeszcze niedawno Fina. Trudno to wszystko opisać w krótkim poście ale okazało się, ze jednak można zaufać obcemu. Nie chce na sile przekonywać was ale czegoś tak spontanicznego nie przeżyłam później ani wcześniej. A co tam raz kozie śmierć. W tym przypadku dwom kozom. Pierwsza byłam ja a druga p. Kolejność w tym przypadku nie ma znaczenia. Juz niezupełnie obcy człowiek dal nam swój stary dom do użytkowania. No skłamałabym twierdząc, ze był stary. Był opuszczony bo właściciel miał nowy w którym mieszkał a ten dla nas sta
ł zupełnie pusty. Może to trudno zrozumieć ale tak było na prawdę. Ktoś mógłby powiedzieć, ze to wodolejstwo ale niby dlaczego miałabym takie rzeczy wymyślać. Och, gdybym mogła tak wymyślać to już na moim koncie miałabym kilka książek. No wszystko wiadomo. Zycie i tak jest bardziej barwne niż najlepsze bajki. Summa summarum staliśmy się właścicielami domu i ogromnego pola truskawek. Rozbiliśmy namiot w bezpośrednim sąsiedztwie domu bo jakoś raźniej nam było mieszkać w namiocie niż w opustoszałej chałupie. Pozostaliśmy tam dwa tygodnie wałęsając się po polach i lasach. Znowu niczyich. Był to środek lata i właśnie tam doceniłam wakacyjne zalety tego północnego kraju. Słonce świeciło od samego rana do północy. Nigdy nie miałam lepszej opalenizny niż właśnie tam. Niech się kryje cała Afryka i Hiszpania ze swymi kurortami. Jakoś nikt nie kojarzy Finlandii z letnimi wakacjami, mam wrażenie, ze niewiele ludzi chce tam pojechać a wielka szkoda. Nawet nie mam pojęcia jak zachwalać ten kraj zrozumiałymi słowami. Jak można opisać bezkres pól i niezgłebionych lasów. To jest raj nad raje. Tak blisko Polski a jednak zupełnie niepopularny pośród rodzimych turystów tłumnie walących do Maroka lub Egiptu.