1

sobota, 10 listopada 2018

Trzecia rano (w nocy).

 Jednak nie dotrzymałam słowa i nie użyłam inwektyw gdy zadzwonił budzik. p. zerwał się jak oparzony aby tłuc się po chałupie a ja doleżałam swoje pięć minut i wstałam na czas gdy kawa była gotowa. Gdy ja pozbywałam się nocnego odrętwienia siedząc półprzytomna na kanapie, p. zapakował samochód. Według mnie niepotrzebnie się tak spieszył bo ja nawet nie mogłam jeszcze zebrać się w sobie.
- Gotowa? - Zapytał uśmiechając się radośnie.
- Zaraz. - Nie byłam gotowa i nie mogłam tego ukryć. Szukałam jakiegoś sposobu aby odwlec wyjazd chociażby o piętnaście minut. Wolno pozbywam się sennego rozmarzenia i nie sposób zaliczyć mnie do skowronków. Przynależę do mrocznej braci sów gdyż nawet późnym wieczorem zapominam, że już najwyższa pora iść spać.
- Jedź w pidżamie a na miejscu przebierzesz się w ciepłe ciuchy. - Takie podejście do schorowanej żony bardzo przypadło mi do gustu i bez dłuższego ociągania się wskoczyłam w buty i już w drzwiach zarzuciłam na ramiona zimową kurtkę. Silnik pracował już przez jakiś czas i w środku auta było przytulnie ciepło. Nie siadałam nawet na siedzeniu pasażera tylko przez drzwi bagażnika wsunęłam się na rozłożony materac przykryty grubym kocem z polaru. Dwie poduszki zapewniały idealne ułożenie głowy a kołdra puchowa przypieczętowała całość. Usnęłam prawie natychmiast.
Krótki postój zaplanowany przez p. przedłużył się znacznie ze względu na moje przebieranie i przeobrażenie porannego czupiradła w kobietę przed którą nie uciekną wszyscy mieszkańcy naszej planety.
Dojechaliśmy na miejsce dwadzieścia minut przed siódmą o której miało rozpocząć się zwiedzanie farmy żurawinowej.

 Na parkingu stało już kilka samochodów i po zakupieniu biletów wstępu brakło miejsca dla nas w pierwszym autobusie. Nie wierzyliśmy własnym oczom, że tylu chętnych przyjechało aby dowiedzieć się jak wygląda zbiór żurawin.
 W oczekiwaniu na kolejny pojazd p. zajął się przygotowaniem kamery którą mieliśmy zamiar użyć do ujęć podwodnych. Wyglądał jakby czytał smsy i nie mógłby odczepić się od telefonu. Jego spoglądanie w ekran telefonu nie miało nic wspólnego z plotkowaniem. Właśnie tam miał podgląd tego co widzi kamera. Sprytne połączenie dwóch urządzeń dało nam możliwość podglądania miejsc zupełnie niedostępnych bez tego udogodnienia.
 Tak wyglądało nasze pierwsze spotkanie z roślinami których owoce znane są wszystkim.
 W specjalnie zaprojektowanych basenach (których ta firma ma 50) rosną zupełnie niepozorne roślinki. Owoce są gdzieś ukryte pod liśćmi i na pierszy rzut oka wcale ich nie widać.
 Dzięki soczewkom umocowanym przy aparacie byliśmy w stanie dojrzeć jak obficie owocuje żurawina. Roślina ta lubi mieć mokre korzenie ale suche łogygi. Na takim podłożu zbiór ręczny wydaje się niemożliwy.
 Człowiek jest jednak bardzo sprawny umysłowo i wymyślił zadziwiwjący sposób na zbiór żurawin. Baseny zalewane są wodą i całe rośliny chwilowo są utopione. Do pracy ruszają traktory ze specjalnymi bronami które wzruszają rośliny i uwalniają w ten sposób owoce. Zobacz film tutaj.
Uwolnione owoce pływają na powierzchni wody gdyż każy z nich ma cztery pęcherzyki powietrzne. Krajobraz w sekundzie ulega zmianie i czerwień zaczyna królować i świetnie kontrastuje z otaczającą zielenią. Zbiór odbywa się późną jesienią aby świerze owoce trafify do sklepów w okresie obżerania się indykiem. Święta Bożego Narodzenia również nie mogą się obejść bez żurawiny serwowanej pod wieloma postaciami.
 (Wspomnę skromnie, że ja wymyśliłam nalewkę z żurawiny która jest rewelacyjna!!!)
Teraz p. ruszył do akcji i efekty jego poczynań można zobaczyć (filmy tutaj) poniżej.
Teraz następuje najbardziej widowiskowa część zbioru. Pływające owoce trzeba zagonić w jedno miejsce aby je załadować na ciężarówki. Sposób znów jest bardzo prosty. Na jednym końcu rzuca się grubą pływającą linę która w połowie unosi się na powierzchni.
Zagonione w kozi róg żurawny są wysysane z wody i transportowane bezpośrednio do kontenerów na ciężarówkach. Pomysłowe i proste zbiory. Ponoć w Europie amerykańska odmiana wielkoowocowa nie jest zbytnio popularna. 
Jednak główną atrakcją zostawiono nam na sam koniec. Chodzenie po kolana w wodzie pośród żurawin sprawiło nam wielką frajdę. Chętnych do brodzenia w lodowatej wodzie było wielu i na kalosze na szelkach musieliśmy chwilkę poczekać. p. w akcie rozpaczy wbił się w ten sam rozmiar co ja i wyglądał jak jajko na miękko serwowane na naparstku. Uszanowałam zakaz publikowania jego zdjęć w takim ubiorze ale trochę można zobaczyć na filmach które można obejrzeć tutaj.
Kichanie i smarkanie przeszło, minęło i ani razu nie pomyślałam o tym, że jestem mało zdrowa. Ruch na świeżym powietrzu wyleczył mnie z dolegliwości której nie mogłam pozbyć się przez trzy tygodnie. 
Jeszcze jedno; im zimniej przed zbiorem tym bardziej czerwone są owoce. Białe i różowe są mniej atrakcyjne niż czerwone ale są identyczne pod względem zawartości witamin. Są tak samo zdrowe a jedynie mają inny kolor.
 Bardzo zadowolona z wycieczki popełniłam nietakt w stosunku do samej siebie. Podziękowałam p. za wyrwanie mnie z łóżka o trzeciej rano a przecież była to trzecia w nocy. No coż jakoś to przeżyję. 

*****
Jeżeli ktoś jeszcze nie obejrzał filmów to przypominam, że są tutaj.