1

piątek, 6 kwietnia 2018

Lamus

- Kręć! Kręć!
- Długo jeszcze?
- To praca nie na czas tylko na ilość, a potrzebuję sporo pieprzu. Ponoć miałeś mi pomagać.
- p. stał przy swoim miejscu pracy i kręcił korbelką. Przygotowywałam właśnie wtedy kotlety mielone. Jak zwykle kupiłam za dużo składników więc po zmieleniu różnych gatunków mięsa raptem zrobił się cały gar mielonego mięsa i warzyw. Jesteśmy smakoszami mielonych i rzeczywiście nasze kotlety są zupełnie inne niż te spożywane w innych rodzinach. 

Poprzednim razem usmażyłam ponad setkę kotletów. Po co komu sto kotletów na obiad nikt nie wie. My również. Jak robota to robota i we dwoje, mielenie i przyrządzanie mięsa poszło nam zupełnie sprawnie. Wspomnę tylko, że nie zaprosiliśmy całej wsi na obiad. Miały być mielone dla dwóch osób. To był wypadek przy pracy, wyjęłam z zamrażarki wcześniej uzbierane porcje mięsa do zmielenia i rozmroziłam wszystko aby zrobić miejsce dla nowych zapasów. Rozmrożone mięso trzeba było przetworzyć i niestety wyszła setka. Obdarowywaliśmy wtedy znajomych swoimi wyrobami wzbudzając zainteresowanie podszyte niepewnością. Na moje telefoniczne oświadczenie, że przyjeżdżam z ciepłymi kotletami koleżanki reagowały podejrzliwie, że chcę je otruć albo, że ich mężowie są zbyt chudzi i postanowiłam ich dokarmić. Każdy przyjął świeże kotlety z chęcią ale bez fajerwerków słownych. W każdym razie pozbyliśmy się nadwyżki a resztę smakowaliśmy przez długi czas. Teraz miało być tylko dla dwojga z lekkim zapasem ale i tak wyszło dużo za dużo. Do takiej porcji mięsa pieprzu trzeba pokaźnej ilości. Zatem p. stał i kręcił korbelką młynka do pieprzu już dość długo. Nie dziwię się, że mógł się znudzić bo ja już dawno użyłabym zmielonego pieprzu ze sklepu. Jednak w zeszłym roku postanowiliśmy wrócić do natury. Mechaniczne młynki do kawy i do pieprzu wynieśliśmy na śmieci. Z lamusa wyciągnęłam te dawno zapomniane. Przyznam się, że był to dobry krok bo smak i zapach ziaren świeżo mielonych na chwilę przed spożyciem są o wiele lepsze. Nasz składzik na przedmioty chwilowo zbędne jest znikomych rozmiarów i czasami cieszę się z tego faktu. Szczególnie wtedy gdy poszukuję czegoś co znajduje się gdzieś tam nie wiadomo gdzie. - Jeszcze troszkę i już jesteśmy po robocie. - Powiedziałam to aby oszukać samą siebie bo teraz miała nastąpić mało lubiana czynność czyli smażenie.
- Dobrze, że nie jesteśmy “chomikami” i nie magazynujemy wszystkiego co nawinie się pod rękę. Ciekaw jestem czy zaakceptowałabyś takie hobby jak zbieranie starych maszyn górniczych?

15 komentarzy:

  1. Mam dwa starenkie drewniane mlynki do kawy, ktore sobie stoja w charakterze ozdoby, bo zawsze kupujemy kawe juz zmielona. Kiedys jednak slubny w chwili zacmienia umyslowego kupil kawe ziarnista i cos trzeba bylo z tym zrobic. No i mlynki po babci przezyly swoj renesans, mielac kawe jak za dawnych czasow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mielenie w domu kawy to jakby wstęp do obrządku jej parzenia. Ma to coś wspólnego z nabijaniem fajki, każdy robi to inaczej i tak jak mu smakuje.
      Pomimo tego, że smaczna kawa to dla nas kawa parzona po turecku to nie stronię od kawy rozpuszczalnej którą wypijam rano gdy jestem jeszcze zaspana i nie mam zdrowia do mielenia. Druga kawka jest już normalna.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  2. Ataner, napisz czym urozmaicasz te mielone. Osobiście nie przepadam za mielonymi, w związku z tym pakuję w nie przeróżne składniki, czyli: tarte jabłka, marchew, drobno posiekaną kapustę świeżą lub kiszoną, czasem połówki jajka ugotowanego na twardo, czasem ryż ugotowany na sypko. No i zamiast rozmoczonej bułki dodaję mąkę kokosową z racji swej bezglutenowości. A skrobia kukurydziana robi u mnie za panierkę. I też nie lubię smażyć, wiec raz na jakiś czas wkładam wszystko do żaroodprnej formy i piekę w piekarniku.
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że nasze kuchnie albo styl gotowania przypomina działania alchemika zamkniętego w swym laboratorium: dużo inwencji i jeszcze więcej prób aby znaleźć idealny smak. Nie podążam ślepo za przepisami kulinarnymi ale rozważam zastosowanie podanych składników i sposób przygotowania potrawy. Za każdym razem otrzymuję danie odmienne w smaku od przygotowanego poprzednio. Według mnie jest to wielka zaleta gotowania w domu choć mój krytyk kulinarny czyli mąż czasami ma odmienne zdanie:))))
      Głównym składnikiem są przeróżne mięsa, im większa różnorodność tym lepiej bo otrzymuję bogatszy smak. Dlatego po wyjęciu zapasów z zamrażarki raptem mam nieprzewidywalną ilość mięsa do przerobienia. Wszystko mielimy sami bo chcę mieć kontrolę nad jakością mięsa i dlatego nie kupujemy gotowych, zmielonych porcji. Drugim podstawowym składnikiem są warzywa, różne co wpadnie mi pod rękę ale w bardzo dużej ilości. Efekt jest zawsze ekscytujący bo nie wiadomo co wyniknie z kolejnego eksperymentu. Do smażenia używam gęsiego smalcu, albo zwykłego lub w ostateczności olej winogronowy lub masło klarowane. Właśnie użyty tłuszcz nadaje kotletom ostateczny i specyficzny smak.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  3. Fajny młynek :)
    Też lubimy mielić w domu :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zapraszam cię do przyprawiania następnej porcji kotletów. Zapewniam, że znów przygotuję za dużo więc roboty i dla ciebie nie braknie:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Taka ilość komplecików z mięsem (moja córka) przekracza moją wyobraźnię kulinarną! Ale dobrze jest mieć to i owo w zamrażarce. Teraz nie gotuję w ogóle, chyba że Olesine pierogi.
    Uroda młynka mną wstrząsnęła. Jest prześliczny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gotowanie nie jest moim ulubionym zajęciem ale jak już biorę się do roboty to robię dużo i mogę wykarmić pułk wojska:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  5. nam wychodzi z reguly 20 kotletow. Chinska elektryczna maszyna wysiadla przy drugim mieleniu, wiec wrocilismy do starej, recznej kupionej kiedys na pchlim targu. Gdybys widziala nasze rozwiazanie przymocowania maszynki :) S uwaza, ze jego mielone sa najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Moje, moje są najlepsze chyba, że zrobimy zawody. z gotowymi kotletami wyjdziemy na ulicę i niech ludzie zadecydują kto wygra. Możemy pójść na ugodę i niech S zostanie królem a ja królową mielonych.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Och Atanerku, jak ja rozumiem brak umiaru w różnych dziedzinach a w kuchni najbardziej!!!!! W dodatku jestem pewna, że Twoje mielone są przepyszne! Odkąd A. nie je mięsa, odechciało mi się gotowania i już nie mam takiego entuzjazmu do prac przy kuchni, tym bardziej, że kończy się na tym, że jest kasza z większą lub mniejszą ciapą jarzynową....To od razu jest świetną dietą (dla mnie) na automatyczne odchudzanie. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas warzywa też się pojawiają jako dodatek do mięsa, najczęściej krwistego. Mięso oczywiście smażone na tłuszczu, bardzo tłustym tłuszczu. Najczęściej używam smalcu wieprzowego albo smalcu gęsiego. Taka dieta wskazywałaby, że już dawno powinnam nie żyć a tu proszę żyję i cieszę się dobrym zdrowiem.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  8. Uwielbiam mielone w każdej odmianie i smażone oczywiście tylko na smalcu. Też dodaję do nich grzybki, cebulkę i różne warzywa i przyprawy. Gdyby mi ktoś dziś, teraz, przyniósł świeże i gorące, ozłociłabym go ( bo jestem na kuracji warzywno owocowej :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda z nas chyba ma swoje sekretne przyprawy które dodaje do kotletów aby były jak najsmaczniejsze. Począwszy od różnego rodzaju mięs jak i tajemniczych ziół czy przypraw.
      Kuracja warzywno owocowa przdałaby się również i mnie po zimowych obżarstwach.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  9. Mielone, kiedys je uwielbialam, szczegolnie jak robil je moj ojciec i smazyl je na smalcu. Teraz juz od dluzszego czasu ich nie robie. W zasadzie przestalam je robic jak zamieszkalam w Warszawie. Potem kiedy przeprowadzilam sie do Londynu, zrobilam je kilka razy i przestalam. Smaku moich mielonych nie poprawily ani pieczarki, ani kapusta wloska, ani inne dodatki ... Niestety jakosc miesa tez jest bardzo wazna, a mieo jest coraz gorsze ... A tak czytajac o setce mielonych, zaraz mysle o zupie dla dwoch osob, na dwa dni, ktorej zawsze wychodzi mi caly gar i jak tak potem na to patrze to sobie mysle: "no nie, znowu to zrobilam, a taka ilosc to beziemy jedli caly tydzien" i biore sloiki i czesc zawsze laduje w zamrazarce. Za to jaka potem jestem zadowolona jak wyciagam te moje zapasy, bo nie musze gotowac, a gotowanie w moim wydaniu to nie jest to, co tygryski lubia najbardziej.

    OdpowiedzUsuń