Znim wyruszymy na podbój miasta pojawia się problem z naszym autem. Tam gdzie atrakcji dużo zwykle parkingu brak lub jest wypełniony po brzegi wcześniej zaparkowanymi pojazdami.
W starej części Albuquerque nie można parkować na ulicy gdyż są one wąskie i według mnie zamiast zaparkowanych aut bardziej tutaj pasują powozy zaprzężone w żywy napęd niż obecnie używane środki lokomocji.
Zagadnięty przechodzień podpowiedział nam gdzie znajduje się tani parking, który zwykle jest tylko do połowy zapełniony. Skorzystaliśmy z rady mieszkańca miasta i odnaleźliśmy miejsce dla aut. Miejsca dużo, że aż trudno się zdecydować na to jedyne. O pozostawieniu auta w cieniu można było tylko pomarzyć więc poszło nam w miarę gładko. Torebka przerzucona przez ramię i kapelusz na głowę to moje podstawowe wyposażenie a p. jedynie wziął aparat fotograficzny.
Już nie raz głowiliśmy się nad opłatą za parking bo pomysłów właścicielom parkingów nie brakuje. Czasami po zaparkowaniu trzeba odnaleźć budkę z siedzącym i drzemiącym stróżem a czasami jest tylko automat na karty kredytowe. To ostatnie urządzenie jest w stanie wykończyć człowieka nerwowo bo nie dość, że myśli długo to nie zawsze wydrukuje kwitek potwierdzający opłatę który trzeba, po ponownym dotarciu do auta, umieścić w widocznym miejscu na desce rozdzielczej.
Tutaj zastosowano pomysł sprzed stu lat czyli opłata gotówką.
Stanęliśmy przed metalową skrzynką i przyznam się, że zgłupieliśmy oboje. Wrzucić forsę i pójść? Tak bez żadnego papierka? Dowodem na zapłatę są trzy dolary w odpowiedniej "dziupli" z numerem miejsca na którym znajduje się auto. Proste i łatwe w obsłudze. Zanim ogarnęliśmy i pojęliśmy prostotę urządzenia minęło kilka minut. Bez banku, bez dostępu do internetu też jak widać można zapłacić w dwudziestym pierwszym wieku.
Najbardziej spodobało się nam popychadło dolarów. Taki kawałek blachy na stalowej lince. Dokładnie złożone banknoty, tak jak pokazywała instrukcja przyklejona taśmą klejącą, ledwo mieściły się w szparce nad każdym pojemnikiem. Właśnie w tym celu było popychadło aby ułatwić opłatę i dokładnie wsunąć pieniądze do samego końca.
To genialne rozwiązanie jest już reliktem muzealnym w dobie płacenia telefonem lub plastikiem. Kolejne przypomnienie, że bez gotówki nie wolno wychodzić z domu!
No faktycznie mozna zglupiec przy takim przedpotopowym parkometrze. On wyglada jak maszyna sprzedajaca gumy do zucia. :))
OdpowiedzUsuńByliśmy w szoku! Wbrew pozorom musieliśmy się dość długo głowić jak to urządzenie dziala:))
UsuńPozdrawiam:)
Gumy do żucia i prezerwatywy gdzieś na rumuńskiej prowincji:)
OdpowiedzUsuńTaak! Ale gumy chyba rozpuszczalne bo w tak wysokiej temperaturze pewnie wypływałyby na zewnątrz:)
UsuńPozdrawiam:)
Super, zwłaszcza ten popychacz.Mnie się coraz częściej zdarza zapomnieć, czy mam w portfeliku jakieś pieniądze,co czasem mnie złości. Bo u nas w malutkich warzywniakach lub na bazarkach nadal funkcjonuje gotówka, na parkingach też. Ale ponieważ już nie jeżdżę w city autkiem, bo nie ma gdzie zaparkować, to mnie to mniej boli.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Kiedyś wystarczyło mieć stówkę w kieszeni i człowiek był panem a teraz jedna karta, druga karta, no i oczywiście drobne bo nikt nie ma wydać licząc, że zostawi mu się grosika. Rozumiem, że nie jeździsz autkiem do miasta bo ja też nie jeżdzę do centrum Chicago ze względu na panujący ruch i wszechobecne korki.
UsuńPozdrawiam:)
Akurat leci w TV reklama pasujaca do Waszej przygody. Chlopak i dziewczyna, podrozujac gdzies tam w country, zatrzymuja sie widzac stragan z owocami, dziewczyna lapie za jablko, od razu wgryzajac sie i mowiac ze to jej ulubione, a chlopak lapie za telefon zeby zaplacic. Przymierza sie do metalowej skrzyneczki ze wszyskich stron a tu nic, nawet spostrzega ze skrzyneczka podlaczona a to tylko lancuch, nawet slyszy dzwiek, ale dziewczyna mowi ze to ptak. Tutaj w country drobni farmerzy czesto tak sprzedaja owoce, warzywa, no taka samoobsluga, nie ma sprzedawcy, jest towar i skrzyneczka zeby wrzucic pieniadze. Teresa
OdpowiedzUsuńW taki sposób jak wspomniałaś przeważnie kupujemy drewno na ognisko w Wisconsin jest o wiele tańsze niż w sklepie a sam zakup sprawia nam niebywałą frajdę. Myślę, że ci nieuczciwi maja jeszcze większą frajdę niż my.
UsuńPozdrawiam:)
Wyobraź sobie cudzoziemca, np starszą blondynkę.....mam na myśli siebie!
OdpowiedzUsuńChyba lepiej sobie nie wyobrażaj jednak, wyglądałoby to zbyt dramatycznie.
I jeszcze popychacz......
Na pewno chętnych do pomocy byłoby wielu, albo jeszcze więcej gdybyś popychacza dzierżyła w dłoni:)))
UsuńPozdrawiam:)
Haha, jest taki automat w centrum mojego miasta, pierwszy raz nie bardzo ufalam takiemu rozwiazaniu bez kwitka ale nie dostalam mandatu wiec dziala:)
OdpowiedzUsuńMy w pierwszej chwili pomyśleliśmy, że chyba jesteśmy w ukrytej kamerze i ktoś robi sobie z nas jaja:)))
UsuńJednak rzeczywistość potrafi zaskoczyć, jestem ciekawa co jeszcze wprawi nas w osłupienie podczas naszych podróży.
Pozdrawiam:)
Tylko ja wiem, z jaką ogromną przyjemnością odwiedzam Twojego bloga. Na jego podstawie po prostu zwiedzam świat. Sama nie mam możliwości podróżowania,więc Twoje podróże traktuję jak "moją wielką przygodę",więc bardzo dziękuję Ci za tę możliwość.
OdpowiedzUsuńJagodo, jest mi bardzo, bardzo miło, że odwiedzasz moj blog. Miłe jest również to, że zostawilłaś tak przesympatyczny komentarz. Cieszę się, że podróżujesz wraz z nami i serdecznie zapraszam do komentowania i dalszych podróży po Ameryce Północnej.
UsuńPozdrawiam:)
Prawie mi się pomysłowy Dobromir przypomnial! :-)))))
OdpowiedzUsuńSłuszne spostrzeżenie, taki Dobromir w meksykańskim wydaniu:)
UsuńWszak pomysłowych ludzi nie brakuje na całym świecie.
Pozdrawiam:)