Nie mogliśmy oprzeć się pokusie aby jeszcze raz nie pojechać rowerami trasą najeżoną aligatorami. Tam gdzie szczęśliwie zakończyła się wycieczka przed dwoma latami rozpoczęliśmy obecną. Aby mieć lepsze rozeznanie w temacie proponuję najpierw przeczytać “Prawie śmiertelny relaks” z czerwca 2014 roku.
Przed wjazdem do parku sprawdziliśmy czy potwór który chciał pozbawić mnie życia ciągle na mnie czeka. Oczywiście oczekiwał mnie, sprytna bestia usadowiła się dla niepoznaki po drugiej stronie kamora. Tym razem nie podchodziłam blisko bo znając jego negatywne nastawienie do mojej skromnej osoby przywitałam go z daleka nie podchodząc na odległość z której mógłby potraktować mnie jako przekąskę. Wszystko wydawało się znajome nawet rowery do wynajęcia były w takim samym opłakanym stanie jak wcześniej.
Gdy uporaliśmy się z wyregulowaniem wysokości sidełek i wybłaganiu koszyka na kierownicę dla mojego pojazdu byliśmy gotowi do rozpoczęcia pełnego okrążenia pośród bagien.
Pośród liści wodnych roślin żyjących w bezpośrednim sąsiedztwie drogi przy której wylegiwały się dorosłe osobniki, baraszkowały maluchy. Wyglądały zupełnie niegroźnie a ich igraszki zatrzymały nas na dłuższą chwilę. Wykorzystaliśmy tę okazję na uspokojenie oddechu i otarcie potu z czoła. Pogoda dopisała na szczęście i na złość. Nie padało co zapewniło nam rozkoszowanie się ciepłem ale właśnie to ciepło zaskoczyło nasze leniwe do tej pory ciała.
Gdy tętno wskazywało na uspokojenie się organizmu ruszyliśmy dalej ale po kilku minutach leniwego pedałowania oczekiwał nas kolejny odpoczynek którego sprawcą był wielki aligator, zupełnie nietypowo zwrócony głową w stronę drogi. Wydawało się, że chce przejść na drugą stronę.
Tak się utarło, że ja jadę pierwsza i nadaję tempo a p. osłania tyły. Przypadło mi do gustu takie rozwiązanie bo nie muszę gonić uciekającego męża i mogę rozkoszować się niezmąconym widokiem horyzontu. Takie udogodnienie ma jednak również złe strony. Jako pierwsza spotykam niebezpieczeństwo czyhające na przejezdnych. Tak właśnie było tym razem. Szykujący się do przekroczenia asfaltu aligator obserwował mnie i przez ułamek sekundy rozważałam możliwość udzielenia mu pierwszeństwa.
Nacisnęłam mocniej pedały i przejechałam obok niego bacznie zezując w jego stronę. Jadący za mną p. chyba nie miał zamiaru ustępować gadowi bo nie usłyszałam aby się zatrzymał. Gdy szczęśliwie minęłam domniemane zagrożenie krew zagotowała się w okolicy mego serca.
- Łaaaa! Goni mnie!!! - p. darł się w niebogłosy. Zatrzymałam się tak raptownie jak pozwalały na to słabe hamulce roweru. Gotowa byłam walczyć nawet ze smokiem a nie tylko z byle aligatorem. Odwróciłam głowę gdy moje nogi dotknęły ziemi. Z rozdziawioną w uśmiechu paszczą właśnie mijał mnie mój mąż. Minął mnie i pojechał dalej uradowany udanym psikusem. Właśnie wtedy stuletni okaz ruszył na drugą stronę.
- Wracaj!!! - Teraz ja bardzo głośno starałam się zawrócić p. aby wspomógł moje zamiary sfilmowania aligatora w ruchu na powierzchni. W godnej podziwu pozycji z rowerem pomiędzy nogami i obrócona od pasa w górę o 180 stopni nagrywałam jak krok za krokiem, niespiesznie aligator szedł w stronę widocznego mokradła. Dosłownie po sekundzie pojawił się obok mnie p., z aparatem wycelowanym w sunącego aligatora.
{Zdjęcia jakoś nam wychodzą ale kręcenie przez nas filmów jest polem porosłym dobrze ukorzenionym perzem. Ciągle za szybko ruszamy aparatami jakby to mogło ożywić nieruchome obiekty. O innych błędach już nie wspomnę bo i tak całość naszej twórczości nie nadaje się do publikacji na blogu. Jednak postaram się zamieścić krótki film o naszych przeżyciach na bagnach na deser, po postach ze zdjęciami. Proszę przeto o cierpliwość bo musimy nauczyć się sklejania poszczególnych kawałków w całość. Film będzie i będzie w nim właśnie ten stwór.}
Urokliwe choć i osobliwe to miejsce. Opisywanie go może być długie i szczegółowe a i tak nie odda całkowicie atmosfery jakby z innej planety. Nie dość, że zwierzaki są na swobodzie to uwielbiają pokazywać się turystom. Opis może być krótki i zwięzły ale wspomożony zdjęciami i właśnie zwolenniczką tej drugiej wersji jestem. Zatem niech zdjęcia przemówią same za siebie.
Zbliżenie oka aligatora ze zdjęcia powyżej, w nim widoczna postać fotografującego obok znaku na dwóch podporach i Słońce około drugiej po południu.
Uwaga na przyrodę, nie tylko zerwanie kwiatka ale nawet źdźbła trawy kosztuje 5000 dolarów! Poprzednim razem nie mieliśmy czasu aby wejść na wieżę obserwacyjną. Ścigaliśmy się z czasem aby oddać rowery przed zamknięciem wypożyczalni. Teraz z wielką przyjemnością poszliśmy na krótki spacer. Widok z wysoka jedynie wzmógł poczucie odosobnienia bo gdzie okiem sięgnąć widać niewysoką trawę i kępki krzewów.
Teraz czeka nas dłuższa część trasy podczas której jakby nic się nie działo. Gdzie okiem sięgnąć trawy porastające bagna sprawiały uczucie, że jesteśmy sami ale kto wie ile głodnych par oczu śledziło nasz każdy krok.
Po opłaceniu wynajęcia rowerów żegnaliśmy Shark Valley zadowoleni i zmęczeni. Czy przyjedziemy tu ponownie nie wiadomo bo co przyniesie jutro tak na prawdę nikt nie wie.
***
Zdjęcia większej rozdzielczości znajdziesz tutaj.
Ooo nie! Na rowerach slalom miedzy krokodylami czy tam aligatorami? Po moim trupie!!! Nie odwazylabym sie, ale Wy znani jestescie z ryzykanctwa, dzieki ktoremu mamy co czytac i ogladac. Dziekuje :*
OdpowiedzUsuńW grupie łatwiej przeżyć. Mamy wtedy większe szanse na przetrwanie, zupełnie jak w ławicy ryb. Dołącz do nas a przekonasz się, że będziesz ryzykowała tylko jeden raz na trzy przypadki:)))
UsuńSama też nigdzie nie ruszyłabym czterech liter ale już we dwójkę jest raźniej bo albo jedno podpuści drugie albo ochroni uczestnika wycieczki. Może nawet przemówić do rozsądku aby zmienić trasę co jeszcze do dziś jest dla mnie w sferze marzeń.
Jadąc rowerem czułam się o wiele bezpieczniej niż gdy przystawaliśmy na odpoczynek i rozglądalam się dookoła czy coś nie porusza się w zaroślach obok.
Pozdrawiam:)
No nie, siedzieć na ławce tuż obok wolno biegającego krokodyla to nie dla mnie. To jedno nielicznych stworzeń za którym nie przepadam.
OdpowiedzUsuńNie jestem wprawdzie z tych, co uważają, że te gady najlepiej się prezentują w postaci torby lub paska czy też portfelika, ale wole by mnie od nich jednak oddzielała jakaś siatka.
Buziaczki;)
Z dwojga złego to wolałabym mieć torebkę z aligatora niż takiego potwora w domowym ZOO. Myślę, że w nocy są dokarmiane żeby nie pożarły turystów:))
UsuńPozdrawiam:)
Dzisiaj juz inaczej patrze na takie wycieczki wsrod aligatorow. Kiedys podrozujac po dzikiej Australii pchalam sie pomiedzy te potwory, tez fotografowalam sie jak najblizej niego, bo on spal, wiec niby bezpiecznie, dzisiaj mysle ze rownie dobrze moglam byc zaatakowana. No ale mieliscie niesamowita przygode, mocne doznania i piekne zdjecia.
OdpowiedzUsuńKażdy musi to przeżyć aby móc cieszyć się pięknem natury i dostrzec jej grozę. Aligator był pierwszym stworzeniem który zagroził memu życiu.
UsuńTeraz czuję do nich respekt.
Pozdrawiam:)
Wiele rzeczy, ktorych sie od Ciebie ucze, ale najwazniejsza chyba jak sie ubierac w podrozy, zawsze masz odpowiednie ciuchy. Ja ciagle zabieram za duzo, a I tak zawsze niewlasciwe, albo za cieple albo niewygodne :)
OdpowiedzUsuńLen i bawełna to moje ulubione tkaniny na upały i jestem im wierna od lat. Moje ciuchy są lekko pogniecione ale za to zapewniają komfort i swobodne poruszanie. Za bardzo nie kieruję się moda a bardziej wygodą.
UsuńPozdrawiam:)
Zdjęcia przemówiły do mnie, że było niebezpiecznie i z pewnością tak blisko nie podeszłabym do tych dzikich zwierząt.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Was za odwagę, zdjęcia dobre, ale to była ryzykowna przygoda...
pozdrawiam :)
Aniu, one są naprawdę bardzo leniwe i prawie sie nie poruszają. Uwierz mi, może jestem troszkę zwariowana i nie ukrywam , że lubię ryzyko ale te poczwariusze wręcz zachęcały aby je pogłaskać po ogonie.
OdpowiedzUsuńNa pewno nie są zagłodzone bo to jet teren parku narodowego więc pewnie są dokarmiane mięsem aby nie zjadały turystów.
A kto nie ryzukuje ten wiadomo co:)))))
Pozdrawiam:)
Dobrze, że Was mam bo nie zaryzykowałabym oglądania ich z bliska, to nie moi ulubieńcy, chociaż jaszczurki u mnie swobodnie hasają ale to maleńkie smoki, takie smoczki.
OdpowiedzUsuńTo wielka frajda oglądać aligatory z bliska bo leżą sobie spokojnie i gdy nie są straszone albo zmuszone do działania to wyglądają jak sztuczne. Sama się przekonałam jak szybko potrafią się poruszać i tym razem zachowywałam bezpieczną odległość. Trzy metry są granicą której lepiej nie przekraczać aby nie paść ofiarą kłów takiego smoka. Jaszczurki są zbyt ruchliwe i trudno im przyjżeć się z bliska ale aligatory wynagradzają obserwujących widokiem swego pokrytego pancernymi łuskami ciała.
UsuńPozdrawiam:)
Jeszcze raz w odwiedziny do aligatorów! Jakby to byli dobrzy znajomi, a przecież Cię zaatakował!! Podejrzewam, że chciałaś sprowokować go jeszcze raz i tym razem byłaś na to przygotowana!!!!W każdym razie zdjęcia budzą grozę, a odbicie obrazu z oka po prostu OSCAROWE!!!!!Właśnie za te i wszystkie inne pomysły Was kocham!
OdpowiedzUsuńTym razem bylam bardziej ostrożna i rozważna trzymając się od nich w bezpiecznej odległości. Wycieczkę rowerową uważam za udaną i chętnie wybrałabym się tam ponownie aby spojrzeć w oczy tym stworom.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Oglądałam te zdjęcia z dreszczykiem i ciarki poczułam na plecach! Ale też bym wybrała się na taką wycieczkę! Zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Wbrew pozorom naprawdę jest bezpiecznie. Aligatory wygrzewają się w słońcu i nie rzucają się na turystów.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Rowery sprawne no to w drogę! Oj, macie dużo odwagi być tak blisko aligatorów :)
OdpowiedzUsuńKilka lat temu pogonił mnie jeden z nich więc teraz jestem ostrożna i nie zbliżam się bliżej niż przepisowe 3-5 metrów.
UsuńPozdrawiam:)
Fajna wyprawa, ale z aligatorem nie chciałabym się bliżej "zaprzyjaźnić":)
OdpowiedzUsuńŚwietna fotorelacja. Bardzo lubię wypoczynek w takich klimatach. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń