1

czwartek, 14 maja 2020

Obiad z dymem i popiołem

 Od pierwszego dnia pobytu i oczywiście od pierwszej wizyty na plaży zainteresowała nas prymitywna konstrukcja prawie na wprost schodów którymi schodziło się z kempingu by znaleźć się bliżej wielkiego jeziora.


Nie mogło być inaczej, bo zwykle nadajemy jakąś nazwę absurdalnym rzeczom do opisania których potrzeba długiego wywodu. Dla nas oczywistą i zrozumianą od zaraz.

Mały bufet i siedzisko dla czworga nasuwały przeznaczenie tego miejsca na myśl bez zastanowienia. Być może ze względu na podłą pogodę nie było obsługi i chętnych do wypicia drinka na plaży. Znalazła się jedna osoba do obsługi ale i tak nikt nie trafił do baru dla umarlaków. Tak właśnie nazwaliśmy to opustoszałe miejsce które dzielnie stawiało czoła niszczycielskim siłom natury.

Ktoś kiedyś zbudował bar na plaży i może nawet został raz użyty na potrzebę pewnej dzikiej imprezy. Echa zabawy dawno już przeminęły a dzieło wprawnych cieśli pozostało do dziś.
- Skoro tutaj nic na ząb nie dostaniemy to może coś upichcimy w domu. - Śmiać mi się zachciało bo jak kemping można nazwać domem. Ale, ale jednak można co przyszło mi do głowy z lekkim opóźnieniem. Jesteśmy we dwójkę jak w domu, jesteśmy na spacerze co w domu również się zdarza a, że naszym domem obecnie jest dom na kółkach to przecież właśnie nasz dom. Bardzo to pokrętne nazywać duże auto domem ale wiele osób żyje w takich albo nawet gorszych warunkach. Podróżując po niezliczonych miejscach spotykaliśmy taką biedę, że żaden przewodnik nie wspomni o tym, że ludzie w tym ponoć zasobnym kraju żyją na skraju przepaści pomiędzy życiem a śmiercią.

 Z zapasami bywa tak, że niewiem co miałabyś w spiżarni to i tak czegoś braknie, albo akurat masz na coś ochotę czego w domu nie ma. Zabraliśmy ze sobą bardzo urozmaicony prowiant. W pojemnikach z żywnością możnaby znaleźć kabanosy, próżniowo zapakowaną kiełbasę, warzywa wszelakie które więdły pomimo tego, że leżały w działającej lodówce (chyba kupiłam stare), masło, sery w dwóch kolorach: żółtym i białym. Mieliśmy pieczywo i innych puszek tyle, że mały sklep mógłby handlować przez cały dzień. I co z tego? Nic a nic. Żadne z nas nie miało ochoty na “domowe” jedzenie gdy dookoła widoki jednak nie jak w domu. Chciałoby się czegoś innego ale nikt nie wiedział czego.


Wróciliśmy ze spaceru około trzeciej po południu i p. nerwowo palił papierosy. Widocznie głód zżerał go od środka. Rano nie mieliśmy ochoty na śniadanie bo po wczorajszej kolacji byliśmy jeszcze najedzeni. Ruch na świeżym powietrzu poruszał naszymi wnętrznościami i ja również czułam, że mogłabym coś wrzucić na ruszt.
- W czym ci pomóc?  Korzystaj póki mam siłę. Za chwilę zdechnę z głodu.
- Masz dzisiaj wolne. Nic nie rób. - Lubię jak mąż pomaga mi w kuchni ale nie cierpię gdy zaczyna się rządzić i ustawiać mi robotę.
- To co będziemy jeść?
- Kłaki.
- Flaki?
- Flaki! Chyba twoje. Skąd ja mam wziąć flaki?! Kłaki, włosy! Rozumiesz co mówię? Palisz swoje włosy to możesz je zjeść.
- p. nie zwracał uwagi, że szalejący wiatr targał jego włosami i czasami zakrywały całą twarz. Nie mogłam zrozumieć, że on nawet nie zauważał, że razem z ustnikiem wpycha do ust włosy. Chyba głód pomieszał mu zmysły.

- Nic nie musisz robić bo dzisiaj obiadu nie będzie. Jedynie jarska przekąska. - Wiadomo wszem i wobec, że tygrysa trawą nie nakarmisz i tak właśnie jest z moim mężem. Obiad bez mięsa to nie obiad. Może być mięso ssaków, płazów lub gadów.


- Ziemniaki z ogniska i pomidory z cebulą. - Oznajmiłam jak znudzona kelnerka tuż przed zamknięciem knajpy. Zaczęłam grzebać w ognisku aby pobudzić je do życia.

Do ziemniaków powinno być sporo żaru aby równo się upiekły. 
- Rusz się chłopie, narąb drewna  i dorzuć do ogniska. Chciałeś mi pomagać to masz szansę na wykazanie się z dobrej strony. - Szybko przygotowałam dwa, tak dwa ziemniaki bo tyle nam zostało a pójść do sklepu nikt nie miał ochoty. Lekko przyprawione i zawinięte w folię aluminiową wylądowały tuż obok buchającego żywym płomieniem ogniska.

Muszą zaczekać aż się polana wypalą to wtedy wrzucę je do środka ogniska. Nasze ognisko to mini ognisko więc musieliśmy użyć folii aby smakołyki nie spaliły się na popiół. Gdzie te czasy gdy rozpalało się duże ognisko a po jego wypaleniu zasypywało się ukradzione ziemniaki w gorącym popiele. Minęły i już nie wrócą, teraz trzeba zadowolić się namiastkami.












Bardzo lubię ziemniaki pod różnymi postaciami ale znaleźć dobre jest niebywale trudno. Jakimś dziwnym trafem nie ma oznaczenia rodzaju ziemniaków lub ich odmian i nigdy nie wiadomo co kupujesz. Po kolorze nigdzie nie trafisz bo żółte mogą być wodniste i niespójne albo wręcz przeciwnie.
Ziemniaków nie zabieraliśmy ze sobą bo przypuszczałam, że w okolicach gdzie wielkiego miasta nie uświadczysz w odległości stu mil znajdziemy pachnące warzywa z wiejskich ogródków. Po raz kolejny kierując się marzeniami wyszliśmy jak Zabłocki na mydle. W sklepie były takie same ziemniaki jak w wielkich megasamach a na bezobsługowym straganie lekko podwiędłe produkty rolne. Jak wygląda taki stragan? Na stołach wystawione są pomidory, cebula i inne cuda co urodziły się farmerowi. Wszystko poukładane w koszykach z plastiku. Każdy koszyczek ma swoją cenę. Jak chcesz to bierzesz zawartość kosza a dolary wkładasz do wysokiego słoika. Nie ma sprzedającego tylko sami kupujący, jeżeli znajdzie się wariat który kupi nieświeży produkt. Jeden się znalazł w okolicy i grzebał w ziemniakach do pieczenia. Tym wariatem byłam  właśnie ja. Wybrałam dwa które wyglądały najmniej podejrzanie i z bólem serca zapłaciłam tyle co za kilogram w Chicago.


Pieczenie na oko nie zawsze przebiega prawidłowo co widać na zdjęciach. Ziemniaki i owszem upiekły się w całości ale zbyt przypiekła się skórka. Smakowały nam wyśmienicie bo nigdy w piekarniku takie nie wspaniałe nie wyjdą. Zapach dymu sprawiał, że smakowały jeszcze lepiej. Wnikliwe obserwacje serwowanego posiłku doprowadziły do tego, że nawet zwęglona skórka powędrowała do brzucha.

20 komentarzy:

  1. Ale Wam zazdroszcze.Zapach ogniska i solidnie u pieczonych ziemniaczkow przywołał wakacyjne wspomnienia znad augustowskich jezior.Według specow od zdrowego jedzenia taki wegielek jest leczniczy bo usuwa toksyny z organizmu.Zwłaszcza teraz może być pomocny.Serdecznie Pozdrawiam Marta uk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nam też brakuje ognisk organizowanych przynajmniej na 25 osób z których ogień buchał wyższy niż okalające polanę drzewa. Ech, to były czasy. Mazury, Mazury, Mazury!
      Z takich ognisk ziemniaki zawsze znikały co do jednego choć prawdopodobnie wszystkie były przypalone.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  2. Ooo! jeszcze tylko serka ze śmietaną i szczypiorkiem, i byłyby pyry z gzikiem:-)
    Nie wierzę, że sobowtór Marka Niedźwieckiego najadł się tym daniem, na pewno po chwili szukał czegoś konkretnego do zapełnienia żołądka:-) znam z własnego doświadczenia:-)
    Podoba mi się bar na plaży, a zwłaszcza to drewno wysmagane wiatrem i wodą, szlachetne; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dziwo nie było dojadania po posiłku. Cały ziemniak zjedzony, miska z pomidorami wylizana, że nawet myć nie było co:)))) Być może to atrakcyjne smakowo danie sprawiło nam tyle radości, że nie chcieliśmy psuć sobie smaku dawno zapomnianych kartofli z ogniska. Takiego dania nie znajdziesz w żadnej knajpie, trzeba je przygotować samemu i wtedy smakuje najlepiej.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  3. Wieki całe nie jadłam ziemniaków z ogniska, ale czasem robiłam w domu w piekarniku takie obrane i owinięte folią- każdy oddzielnie. Bardzo mi się ten bar podoba.
    Za barki na plaży lubiłam plaże w Bułgarii. Na szczęście oprócz setki rakiji można było tam kupić i coś zimnego + gotowane na chrupko, w oleju, małe rybki.
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam gdzie byliśmy to dziura zabita dechami na samym końcu świata. Mają tam dwie knajpy z bardzo odrażającym jedzeniem o czym przekonaliśmy się na własnej skórze a raczej na własnych żołądkach. Wody dookoła bez ograniczeń więc ryb powinno być pod dostatkiem. Były i owszem ale mrożone w zwęglonej panierce, obrzydliwstwo. Brrr.
      Wolę już coś upichcić sama niż poddać się truciu w knajpie. Ziemniaki udały się wspaniale i z przyjemnością zrobię je jeszcze nie raz gdy będzie ku temu okazja.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  4. Oj tak - nie ma jak ziemniaki z ogniska. Plus przysmazona polska kielbasa a jako dodatek lyzka lub dwie bigosu.
    Bardzo lubie drewno wyrzucone z oceanu. Otrzymuje wtedy swoistego koloru, z reguly ma swe niespotykane ksztalty. Moze slyzyc jako ozdoba nie tylko ogrodu ale wnetrza domu tez.
    Jednym slowem same przyjemnosci z obozowiska. No i popatrz ile atrakcji dostarczyl ten posilek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to narobiłaś smaku czytającym. Dawno nie robiłam bigosu z dwóch powodów; pierwszy to dobra kapusta która nie rozgotowuje się przed przygotowaniem dania a drugi to taki, że bigosu zawsze za malo nawet gdy przygotuję największy gar.
      Wybrzeże Lake Superior słynie z agatów i prawie każdy spacerujący co chwila schylał się po jakiś kamyk w nadzieji, że to agat. Nie łatwo odróżnić agat od zwykłego kamienia więc sporo ludzi zbiera patyki bo one od razu mają widoczne zalety i urok.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  5. nasz ogrodowy kominek sie rozpadl wiec skonczylo sie pieczenie kartofli. tez je lubimy w kazdej postaci. teraz zamiast chili w kazdy poniedzialek S robi zapiekanke kartoflana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wprawa czyni mistrza i nie chciałabym stanąć z S w zawody pomimo tego, że chwalą mnie w domu. Ja z kolei co dwa tygodnie muszę wypchać żołądek rakami bo inaczej chodzę jak błędny rycerz i ciągle czegoś mi brakuje. Zabawy przy tym na długi czas więc domownicy patrzą na mnie ze zgrozą.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  6. Oj, tym ogniskiem przypomniałaś mi moja wczesną młodość, gdy u Taty-nauczyciela, razem z jego banda wyjeżdzało się w Bory Tucholskie, i każdy dzień kończył sie śpiewem przy ognisku i zapachem skwierczących kiełbasek! A potem w średniej szkole wykopki w PGR-ach, na koniec których zawsze było ognisko i pieczenie ziemniaków. A w przerwie duży kubas mleka prosto od krowy i wielka szneka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to były fajne czasy i miło jest sobie o nich przypomnieć. Odpowiednie towarzystwo, proste jedzenie i nic więcej do szczęścia nie brakowało. A nam pozostały byle jakie ziemniaki o dobrym pieczywie możemy tylko pomarzyć chyba, że upieczemy sami, a coś takiego jak mleko prosto od krowy już nie istnieje.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  7. Witaj Renatko, podziwiam was za te wyprawy w nieznane prawie bezludne tereny. Pięknie tam ale i trochę przerażająco. Jak na bezludnej wyspie. Drewniana budowla natomiast skojarzyła mi się z harcerskim barem na biwakach.Ziemniaczki na pewno były pyszne , dawno już takich nie jadłam.Pozdrawiam serdecznie:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety takich bezludnych terenów jest coraz mniej a my miasta mamy po dziurki w nosie więc jeśli tylko nadarzy się okazja to z niego uciekamy. Wybieramy tereny jak najmniej zaludnione przykładem tego jest właśnie ta plaża. Tęskno nam za takim prostym,naturalnym jedzeniem no ale cóż cywilizacja zabija wszystko.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  8. A ja Wam nie zazdroszczę bo często takie zjadam z żaru ogniska, tylko z masełkiem i solą, popijając mlekiem lub piwkiem. Ale ten bar nad samym morzem cudny zaiste, w takim to by smakowały ziemniaki i ogień wyglądałby cudnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie my ci zazdrościmy skoro często jadasz takie pyszności. Ziemniaki z ogniska to klasyk do tego jeszcze sól i masło w zupełności wystarczą. Ja urozmaiciłam smak dodając odrobinę ziół. Po upieczeniu okazało się, że zioła były niewyczuwalne.
      Pozdawiam serdecznie:)

      Usuń
  9. Wspaniałą wyprawa w takie bezludzie, podziwiam i zazdroszczę, ziemniaczki pieczone w ognisku, mniam.. dawno takich nie jadłam
    Pozdrawiam sedecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie właśnie wyprawy mają to do siebie, że można robić co się chce. My wymyśliliśmy sobie pieczone ziemniaki w ognisku i sprawiło to nam niesamowitą frajdę.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  10. Pieczone ziemniaki, nawet jak czytam to ich zapach czuję :) Zapoznałam synów z tym smakołykiem kiedyy byli mali, ale mój SynNumerDwa też uważa, że jak nie ma mięsa, to nie ma co jeść, matko! Bosze, ja muszę gdzieś wyjechać już.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasy pieczonych ziemniaków w ognisku już dawno poszły w odstawkę, teraz jest łatwiej upiec coś na grillu, taka moda. My jednak jeszcze pamiętamy ten niezapomniany smak ziemniorów i kiełbasek pieczonych w ognisku. Nasze dzieci też ale co będzie z następnym pokoleniem to życie pokaże.
      W Polsce zbliża się długi weekend więc pakujcie manatki i ahoj przygodo:)

      Usuń