Włócząc się po zachodnich Stanach, po drogach przeróżnej nawierzchni trafiliśmy na farmę dyń które maja swoje święto raz do roku. Pomimo tego, ze do "świętej dyni" pozostało jeszcze ponad miesiąc bo przypada 30 października, to już w sklepach króluje pomarańczowy kolor. Artykuły na Halloween są ustawiane na polkach tych regałów które od razu przy wejściu są najbardziej widoczne. Nawet by mi na myśl nie przyszło aby już teraz pomyśleć o tym święcie gdyby nie pewne wydarzenie w sklepie.
Robiąc zakupy w mieścinie poza Denver koncentrowałam się tylko na najpotrzebniejszych artykułach spożywczych. Sklep był przestronny jak to bywa w Ameryce i aby nie robić zbędnych kilometrów pchając wózek z zakupami patrzyłam na regały wyszukując znanych mi opakowań. Na cala resztę byłam zupełnie ślepa aby maksymalnie skrócić czas zakupów. Gdy ja odwalałam czarna robotę p. gdzieś zniknął uznając, ze masło i ogórki to jedynie moja domena. Zbytnio się nie zmartwiłam zaginięciem męża bo już nie raz bywało, ze będąc w jednym sklepie dzwoniliśmy do siebie aby umówić się na spotkanie w określonej alejce albo przy kasie.
Wybierałam szalotkę aby maczana w miodzie i posypana ziołami usmażyć na ognisku, stoisko warzywnicze było wspaniale zaopatrzone i zostawiwszy wózek zaczęłam wybierać ogórki, pomidory i coś tam jeszcze. Po kilka sztuk do osobnego woreczka plastikowego aby łatwiej było zważyć przy kasie. Nie było tłoku w sklepie bo to pora kiedy ludzie są w pracy wiec szlo mi to wszystko szybko i sprawnie. Krok za krokiem oddalam się w stronę polki z pachnącym pieczywem, po drodze chciałam jeszcze znaleźć puszkę sardynek i pomyślałam, ze wrócę do wózka i wrzucę to wszystko do niego ale rozmyśliłam się. Chleb jeszcze jakoś uchwycę bo przecież tez jest w worku a mała puszkę rybna położę sobie na samej gorze dłoni w której dziarsko dzierżyłam warzywa. Rozglądając się po polkach katem oka dostrzegłam jakąś postać tkwiącą w bezruchu. Ruszyłam trochę szybciej bo regal długi jak diabli a palce już drętwiały i za chwile worki wysuną się z dłoni. Tak idąc z głową zwróconą w stronę starannie ułożonych artykułów spożywczych dotarłam do wcześniej dostrzeżonej postaci. Byłam już prawie krok od niej i z niechęcią pomyślałam o wymijaniu niezdecydowanego klienta bo może właśnie tam gdzie on stoi są puszki których szukam. Przystanęłam jakiś krok przed postacią i odwróciłam głowę. Zanim to co zobaczyłam dotarło do mego mózgu zrobiłam kolejny krok aby ominąć przeszkodę. Prawie mojego wzrostu Baba Jaga wrzasnęła jak oszalała i uniosła miotle a ja wrzasnęłam z przerażenia. Widok halloweenowego gadzeta tak mnie przestraszył, ze wypuściłam zakupy z rak i cofnęłam się o duży męski krok. Wpadłam na idącą obok panią i omal razem nie przewróciłyśmy się na podłogę.
- Cholerna wiedźma! Któregoś dnia dostane zawalu. - Kurczowo trzymałam się reki owej pani choć nie było już potrzeby.
- A pomyśleć, ze przed nami jeszcze miesiąc. - Kobieta uśmiechnęła się i ruszyła aby kontynuować zakupy. Położyłam rękę na piersiach i odetchnęłam głęboko. Serce waliło w tempie sprintera na sto metrów i czułam jak gorąco falami rozchodzi się po całym ciele. Ochłonęłam trochę i zaczęłam zbierać rozrzucone woreczki. Już nie kupie ani chleba ani sardynek, tego byłam pewna. Odwróciłam się w stronę skąd przyszłam i zobaczyłam p. stojącego na końcu regalu. Wydawał sie rozbawiony.
- Ale odwaliłaś cyrk, ciebie nie można zostawić nawet na minute.
- Daj spokój, wychodzimy.
- Prawie przewróciłyście cały regal ze słoikami.
- Nawet jej nie podziękowałam za uratowanie życia. Trzymaj! - Wyciągnęłam ręce z zakupami tak, ze p. miał je przed samym nosem. Jednak nie usiłował wyjąć ich z moich dłoni, chwycił dol podkoszulki i odciągnął ja od ciała podnosząc trochę do góry. Do utworzonego w ten sposób worka wrzuciłam zakupy otwierając dłonie.
- Wózek jest tam. - Wskazałam palcem prawej dłoni kierunek w ktorym powiniem pojsc i pobiegłam odszukać moje sklepowe "koło ratunkowe". Odnalazłam p. przy kasie gdy już płacił rachunek. Zerknęłam na sumę na wyświetlaczu ale oko moje dostrzegło malutką dynie stojącą na kasie.
- Czy gdzieś kolo Denver są farmy pampkinow*? - Zapytałam kasjerkę. Podniosła oczy na mnie i zobaczyłam w nich beznadziejny przestrach taki jaki mieli ludzie spotykający na ścieżce dinozaura. Otworzyła lekko usta i byłam pewna, ze usłyszę zdanie "ja nie tutejsza" ale tylko przecząco pokręciła głową.
- W którym kierunku jedziecie? - Jakiś jegomość za nami zagadnął nas uprzejmie. Po wytłumaczeniu, ze na wschód on zupełnie nie przejmując się stojącą za nim osoba jął tłumaczyć, ze kolo Jumy jego znajomy ma farmę.
Zaczął nam tak dokładnie tłumaczyć jak dojechać, ze po chwili zgubiłam watek. Ludzie tutaj jacyś spokojniejsi bo raptem nikomu się nie spieszyło i ci którzy mogli usłyszeć gościa w ogrodniczkach przysłuchiwali się jego opowieści o polach dyn. Moj chłop nie należy do cierpliwych ale potrafi słuchać nawet obcego. Zadał mu kilka pytań weryfikacyjnych trasę dojazdowa i widząc moje znudzenie zakończył z nim rozmowę. Zaraz po wyjściu ze sklepu zapytałam p. czy ma zielone pojęcie jak tam dojechać. Odparł, ze tak ale trochę odjedziemy od autostrady.
Nie pierwszy to raz będziemy błądzić mało turystycznymi drogami więc zupełnie się tym nie przejęłam i pozwoliłam zawieźć się w nieznane. Za miastem Yuma (to nie to miejsce z filmu 15:10 do Yumy) skręciliśmy na południe w drogę o nazwie R i po chwili skończył się asfalt. Tumany kurzu za nami znaczyły nasza drogę. Teraz szukaliśmy drogi numer 32 aby skręcić w prawo. Proste jak nie wiem co a sklepowy rozmówca niepotrzebnie podawał za dużo szczegółów i dlatego wyglądało to trudniej niż w rzeczywistości. Po lewej stronie widzieliśmy farmę oraz bramę wjazdowa. Jakoś głupio poczuliśmy się na myśl aby wjechać bez zaproszenia ale nie mieliśmy innego wyjścia. Zawsze mogą nas wyrzucić i wtedy nici ze zwiedzania ale sprobowac warto.
Zatrzymaliśmy się prawie na środku placu pomiędzy polem a budą przemysłową. Ja poszłam w stronę pola pozostawiając dla p. sprawy biznesowe. Ciągle pokutuje przeświadczenie, ze baba w kuchni a faceci dobijają targu. Szczególnie w częściach mniej cywilizowanych jak zachodnie wsie nikt na serio nie będzie rozmawiał z kobietą, o tym już dawno się przekonałam gdy nieznany rozmówca traktował mnie jak powietrze mówiąc i patrząc tylko na p. Wschodnia część Kolorado wygląda jak opustoszała preria z porastającymi ja krzewami których krowa nie tknie. Ziemia piaszczysta i nieurodzajna. Tutaj jednak ku mojemu zdziwieniu dynie rosły jak na drożdżach. Niektóre duże i dorodne. Te ciemne to jeszcze niedojrzałe okazy.
Właśnie udało nam się sfotografować zaprzęg pustych opakowań do których bardzo ostrożnie polowi pracownicy wkładali dynie. Ponoć są bardzo wrażliwe na uszkodzenia zewnętrznej powłoki i lekko uderzone nie przetrzymają składowania i transportu.
Gdy zamiast do kartonowych pudel trafiają bezpośrednio na przyczepę to nawet ona jest specjalnie przystosowana do transportu pampkinow. Burty i podłoga wyłożone są wykładziną dywanowa aby nie poobijać skorki. Ciekawe, nigdy nie przypuszczałam, ze dynia jest taka delikatna.
Pośród bezładnie ustawionego przeróżnego mechanicznego sprzętu jeden wiekowy pojazd zawrócił w głowie mężowi. Stary traktor wyglądał na sto lat. p. zaglądał, oglądał ale nie dal się sfotografować bo uważał, ze jeden antyk na zdjęciu w zupełności wystarczy.
Pożegnaliśmy farmę i uprzejmego farmera, który nie kryl zdziwienia, ze ktoś może zainteresować się tak pospolita i codzienna rzeczą jak praca rolnika. Pomachaliśmy sobie nawzajem rekami na do widzenia i ruszyliśmy w stronę domu. Jeszcze tylko kilka przeszkód na drodze jak ten kombajn blokujący ruch w obydwu kierunkach i znów przed nami pustkowie które aż prosi się do obsiania.
Tyle tu miejsca, ze powinno się siać nawet samolotem.
* Slowo pumpkin pochodzi od greckiego slowa pepon (πέπων), co ponoc oznacza duzego melona. Pozniej, Francuzi zaadoptowali je jako pompon, Brytyjczycy zmienili je na pumpion aby wreszcie amerykanscy kolonisci stworzyli slowo pumpkin. Prawdopodobnie dynia albo pumpkin pochodza z Meksyku gdzie odnaleziono najstarsze pestki pochodzace z okresu 7000-5500 lat przed nasza era.
Nigdy nie byłam na takiej farmie, ale może kiedyś mi się uda do takowej dotrzeć.
OdpowiedzUsuńStrachy na lachy z tą czarownicą, ale ja pewnie też bym się przestraszyła.
Serdeczności Ataner!
O.
Wlasciciele sklepow nie zdaja sobie sprawy, ze mnie wykoncza. Rozbiegane oczy skulona postac to ja w sklepach przez nastepny miesiac. Straszydel bedzie coraz wiecej i niedlugo przestane wychodzic z domu.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
no i teraz ja zaglądam do Ciebie i jakże wielkie jest moje zdziwienie, a uciecha jeszcze większa... bowiem... JA UWIELBIAM AMERYKĘ!!! A taka reporterka jak Ty wprost spadła mi z nieba. :-) w 2003 roku "zrobiliśmy" z kolegą całą route66 from Chicago to LA. :-) Ameryka ma swój czar i urok. Ech.... a co Ty tam porabiasz dziewczyno? prócz faktu, że mieszkasz? :-) pozdrowienia serdeczne
OdpowiedzUsuńOd Dziś Twoja Wierna Czytelniczka :-)
Witaj, witaj!
UsuńCo ja tu wyczyniam? Oprocz tego, ze dni uciekaja jak kazdemu to jeszcze sie starzeje i wyskakuje z domu jak tylko sie da. To co zobacze pokazuje na blogu bo wizerunek Ameryki z filmow i TV jest niepelny i czasami zbyt przeslodzony.
Ameryka jest piekna i trudno znalezc tak zroznicowany geograficznie i etnicznie kraj.
Pozdrawiam serdecznie:)))
Tak plastycznie przedstawiłaś spotkanie z Babą Jagą, że sam się wzdrygnąłem. Pisz scenariusze - zakasujesz Hitchcock'a :D
OdpowiedzUsuńTak wyglada moje zycie, juz i tak dosc makabrycznie i to mi w zupelnosci wystarczy. Jak zaczne wymyslac to sama siebie wystrasze na dlugi okres. Zrezygnuje z pisania scenariuszy:)))
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
I w moich sklepach pelno takich skrzeczacych wiedzm co mi sie nie podoba. Ogolnie lekcewaze Halloween ale wiedzac ze bede miec w tym dniu odwiedzajace dzieci kupilam sobie fikusny kapelusik i boa. A moje podopieczne prosza bym tak przystrojona odebrala je ze szkoly.
OdpowiedzUsuńW Arkansas jest pelno dyniowych farm i ciesza sie masa zwiedzajacych i kupujacych, organizuja ich zbieranie przez dzieci, przejazdzki traktorami pelnymi dyn a takze maja podreczne "miasteczka horroru". Mieszkajac w USA prawie 30 lat nauczylam sie ze musze ja przyjmowac ze wszystkimi tradycjami, nawet tymi nielubianymi.
Uwazaj na siebie, kochana gdyz nie chce bys doznala ataku serca - z pozdrowieniami Serpentyna
Gdyby przed wejsciem do sklepu byly jakies ostrzezenia w stylu "uwaga straszymy" to jeszcze rozumiem, tak jak z kawa w McDonaldzie gdzie ostrzegaja, ze kawa jest goraca. Takie sprawdzanie nerwow klientow nie jest w moim guscie.
UsuńDziekuje za troske, pomna pierwszego starcia z Halloween bede bardziej ostrozna.
Pozdrawiam serdecznie:)
To się nazywa marketing, tworzy się sztuczną (jak większość w tych czasach głupią) potrzebę a potem cały przemysł aby ją zaspokoić no i co najważniejsze zarobić kasę. Z tymi dyniami to jest chore i tylko Amerykę stać na coś tak beznadziejnie durnego gdy 3/4 świata (ludzkości)głoduje.
OdpowiedzUsuńReportaż świetnie napisany :) Pozdrawiamy
Zaduszki na wesolo to bardzo stara tradycja i nie z Ameryki.
UsuńTak juz jest na swiecie, ze jedni lubia to swieto a inni nie. Osobiscie mi to nie przeszkadza i sadze, ze dodaje uroku w ponure jesienne dni.
Pozdrawiam serdecznie:)
Po Stanach mogę się spodziewać, że dynie już zaczęły królować, ale to samo zobaczyłam dziś w warzywniaku na moim osiedlu, dynia z wymalowaną "twarzą", Boże, jest polowa września!!!:)
OdpowiedzUsuńBlog about life and travelling
Blog about cooking
No masz juz Ameryke w Polsce. Handlowcy chwytaja sie przeroznych mozliwosci aby zarobic kolejny grosik. Troche jednak za wczesnie to prawda.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
u nas jeszcze nie ma w spozywczym, ale za to w lokalach zbankrutowanej ksiegarni mozna kupic wszystko czego dusza zapragnie na to swieto :) artdeco
OdpowiedzUsuńZ tego wynika, ze halloweenowy biznes jest oplacalny skoro goscia stac na wynajecie tak duzego lokalu.
UsuńPrzynajmniej wiesz gdzie kupic nowa kreacje na Halloween:)
Pomimo malowniczosci dyni przerobionej na potrzeby Halloween, ja uzywam najczesciej jej wysuszonych pestek do przeroznych potraw. Z tych pestek tez mozna wykleic wprost potworna maske i pomalowac na niezwykle przerazajace kolory!
OdpowiedzUsuńChcialam po prostu powiedziec, ze dynia to symbol, bo z wszystkiego da sie zrobic duzo roznosci w celu urozmaicenia monotonii zycia. Atanerku, noś miotle ze soba i jak zaatakuja, to walcz! Buziaczki!
Jak beda tak mnie straszyc, to nie w miotle a w miecz sie zaopatrze i wypowiem wojne czarownicom jak za czasow Swietej Inkwizycji.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
No popatrz, popatrz! Taka ogromna twarda głowa, a taka "delikutaśna"! :-)))))
OdpowiedzUsuńMacham wesoło!
Czasami pozory myla, tez mnie to zadziwilo.
UsuńUsciski:)
Witaj Ataner.
OdpowiedzUsuńDzięki za pokazanie kawał Ameryki.Za każdym razem jestem zdziwiona tym bezkresem niezamieszkałej ziemi.Masz rację, że można by było obsiać ją z samolotu:))
Też wystraszyłabym się wrzaskliwej Baby Jagi.Ciekawa jestem Jaki rarytas jest Twoim sklepowym " kołem ratunkowym"
Pozdrawiam serdecznie:))
Teniu kochana moim kolem ratunkowym byla kobieta na ktora wpadlam i uchronila mnie od upadku.
UsuńA takim innych kolem ratunkowym na zly humor to paczka krewetek.
Pozdrawiam serdecznie:)
Krewetki uwielbiam (jako jedyna w rodzinie).
UsuńAle na zły humor to tyko chałwa.
Pozdrawiam:))
Chalwa to ulubiony przysmak mojego p. :))))
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńPodróże kształcą, nawet te zakupowe. A ja się dokształcam, czytając Twój blog.Tyle ciekawostek zapodajesz, fotek. dzięki, Ataner. Pozdrawiam
Zanim sie wyksztalce podczas podrozy to umre na zawal serca w jakims warzywniaku kiedy bede chciala kupic dynie, wezme ja do reki a tu raptem okaze sie, ze to wrzeszczaca zabawka na Halloween.
UsuńPozdrawiam serdecznie:):)))
Ataner ja jak przypuszczam tę półkę bym wywaliła odskakując, więc nie jest z Tobą tak źle. Co za przeżycie :)
OdpowiedzUsuńFarma za to bardzo malownicza :)
Pozdrawiam serdecznie
Prawie dostalam zawalu serca, a kobieta ktora wystraszylam swoim zachowaniem tez pewnie byla w szoku na moja reakcje.
UsuńTeraz wchodzac do sklepu rozgladam sie i szukam wzrokiem potworow ktore atakuja kupujacych:))
Dynia to biznes po prostu, nieprawdaz?
OdpowiedzUsuńAle mialas przygode! Sama podskoczylam na tym, na czym siedzialam czytajac o tej Baba Jadze!
Serdecznosci
Judith
Baba Jaga straszyli w bajkach, nie przypuszczalam, ze w moim wieku mozna sie tak przestraszyc:)
UsuńDynia to bardzo malownicze -( świetne jako lampion, po wydrążeniu ) i nawet smaczne warzywo ( odpowiednio przyrządzone ). Czyli to spotkanie z całą farmą bardzo mi się TU PODOBA.Teraz zwracaj uwagę na straszydła wokół, byś już nie doznawała takiego szoku ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka !
Sama jestem zaskoczona moja reakcja, bo w koncu Halloween nie jest nowym zjawiskiem w moim zyciu. Jednak producenci tych maszkar przescigaja sie w produkcji straszdel i ja sie na to nabralam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
i znowu fajna wyprawa!:) brakuje tylko zdjecia czarownicy;-)
OdpowiedzUsuńBylam tak wyprowadzona z rownowagi, ze nie pomyslalam aby zrobic zdjecie chociazby komorka.
UsuńPozdrawiam:)
To może ja Ci moje wyślę?? ;)
UsuńJAki piękny John Deere na zdjęciu :) Miodzio :) Traktor, znaczy się :D