1

sobota, 28 listopada 2015

Spacer na stojąco.

 Petronelę opętała chęć rozkoszowania się naturą czyli spacerów na świeżym powietrzu. Kilkumiesięczne milczenie zostało zamienione na cotygodniowe spotkania. Pierwszy nasz spacer rozpoczęłyśmy w czasie lanczu w restauracji. Tam gdzie spacer miał się rozpocząć tam się też zakończył bo Petronela tyle zjadła, że nie mogła podnieść się z krzesła nie mówiąc już o spacerowaniu czy lekkim truchcie o którym tak wiele wcześniej opowiadała. Drugie spotkanie również przyniosło niespodziankę. W drodze do parku wstąpiłyśmy do zespołu sklepów tylko na sekundę aby Petronela mogła kupić nowe perfumy. Był to konieczny zakup w ostatniej chwili gdyż wieczorem szła na randkę. Nowy zapach miał oszołomić mężczyznę. Perfumy w końcu wybrała ale na spacer brakło czasu gdyż podjęcie decyzji przeciągało się w nieskoczoność. Wizyty w kolejnych sklepach zmęczyły nas do tego stopnia, że każda z nas po zakupach udała się do domu zamiast do parku.
- Szykuj się na spacer będę za pół godziny jedziemy do parku. - Usłyszałam w telefonie Petronelę która mówiła bez przecinków na jednym tchu i całość brzmiała jak rozkaz generała. Ja szeregowiec nawet nie starałam się protestować bo Petronela nie słucha, Petronela gada. - Teraz nie mogę rozmawiać bo jestem zajęta bo wiesz... - przez kolejne dziesięć minut wysłuchałam skróconej wersji o podrywie kolejnego partnera. Czas mijał a ja słucham tej bredni nie mając szans na ewentualne przygotowanie się do wyjścia. Napisałam ewentualne bo przecież nie mogłam zebrać myśli i zdecydować czy wychodzić z domu w tak niesympatyczną pogodę. Jesień za oknem w jej typowej odsłonie czyli ciemno bo słońce za chmurami, od czasu do czasu pada i kanapa naprzeciw telewizora wydaje się najlepszym kumplem w takim dniu. 
- Muszę założyć buty. - Udało mi się wtrącić swoje krótkie zdanie podczas gdy Petronela ze szczegółami opowiadała o przemeblowaniu mieszkania w związku z zamiarem sprowadzenia narzeczonego. 
- No co ty! Za wcześnie nie przyjadę wcześniej niż o dwunastej. - Odparła oburzona i również zdziwiona moim postępowaniem. Spojrzałam na zegarek stojący w zasięgu wzroku i jeszcze raz przyjrzałam się wskazówkom. Dziesiąta naście odczytałam bo okulary oczywiście gdzieś są w domu ale gdzie nikt nie wie. Jak ryba wyjęta z wody niemo chwyciłam głęboki haust powietrza. 
- Będziesz w południe? 
- No tak ci mówiłam. Jak zwykle mnie nie słuchasz. 
- Słuchaj muszę kończyć bo ktoś usiłuje się do mnie dodzwonić dokończysz jak się spotkamy. - Nie czekając na zgodę rozmówcy przerwałam połączenie. Miało być pół godziny od dziesiątej czyli według Petroneli południe. Z matematyki byłam bardzo słaba ale do dziesięciu jeszcze nawet dzisiaj potrafię liczyć i za nic nie wymyśliłabym takiego wyniku. Przygotowałam kurtkę i grube buty na solidnej podeszwie bo przecież nigdy nie wiadomo do którego parku pojedziemy i którą drogą pójdziemy. Zbliżała się dwunasta i grzebałam się w kuchni aby przygotować kawę i herbatniki na poczęstunek. Woda w czajniku już miała wrzeć gdy usłyszałam otwierające się drzwi od patio i rozmowę dwóch osób. 
- Wchodź wchodź, Ataner pewnie nie jest gotowa to poczekamy. - Petronela kogoś zapraszała do środka. Nie wybiegłam na spotkanie ale chwilę poczekałam na rozwój wypadków. Moje ukrywanie się na niewiele się zdało bo od razu do kuchni wpadł Alfons czyli Al czyli pies Anki. Jednym liźnięciem pochłonął jedzenie Helgi i wychłeptał miniaturową miseczkę wody. Teraz przywitał się ze mną skacząc na tylne łapy i usiłując mnie polizać po paszczy. W takiej sytuacji szybko zebrałyśmy się do wyjścia. Kawę przelałam do kubka podróżnego i wyszłyśmy na parking. Anka ma auto przystosowane do przewożenia psów z kratką oddzielającą bagażnik od przedziału pasażerskiego ale kłaków nie brakowało w każdym możliwym zakamarku auta. Syknęłam z obrzydzeniem ale powstrzymałam się przed uwagą na temat czystości bo w moim aucie też nie jest idealnie ale różnica była zaskakująca. Od razu byłam wściekła na Petronelę, że nie uprzedziła mnie o takim szczególe, że również Anka będzie brała udział w spacerze i, że będzie z psem. Szybkie oględziny wnętrza okazały się próżnym zabiegiem i usiadłam z tyłu a za mną w bagażniku do ucha dyszał mi Alfons. Zaczęło lekko mżyć i przysłuchiwałam się rozmowie z rzadka wtrącając swego jednego grosza anie jak to się mawia „trzy grosze”.  Zerknęłam za okno i z lekka zgłupiałam. Jechałyśmy autostradą do Wisconsin pozostawiając wszystkie znane mi parki w tyle. 
- Dokąd jedziemy? - Postanowiłam jednak zapytać bo może źle wyrokowałam. W odpowiedzi dowiedziałam się, że oczywiście nie jedziemy do parku tylko w dzikie miejsce ale tylko pół godziny za granicą. Byłam bez szans na uśmiech radości. Rozumiem, że pies musi się wybiegać ale dlaczego ja akurat mam mu w tym pomagać nie miałam pojęcia. Wyjście do parku zdecydowanie się różni od wyprawy na bezkresne łąki specjalnie zachowane w swym dziewiczym stanie. No trudno niech tak będzie, ukręcę łeb Petroneli później ale teraz kolej na czerpanie korzyści z niespodziewanej wycieczki. Rzeczywiście w ciągu niespełna trzech kwadransów byłyśmy na miejscu. Jakby ktoś chciał poznać uroki jesieni to akurat to miejsce byłoby idealnym przykładem smutku i beznadziei. Wysoka trawa która umarła przed dwoma miesiącami była mokra i wyższe jej gatunki miały pióropusze kwiatów pochylone do ziemi pod ciężarem deszczu. Jakby kładły swe głowy na katowski pień. Drzewa bez liści tego dnia wydawały się mieć zupełnie czarne pnie. Lekka mgła przemieszczała się z miejsca na miejsce i nie mogła sobie znaleźć kępki krzaków aby zakotwiczyć na stałe. Iście wisielczy krajobraz bez wisielca na pobliskim drzewie. Gdy tylne drzwi zostały otwarte pies ruszył w pogoń za niewidocznym zwierzem, śladem widocznym tylko dla jego węchu. Zrobil jedno duże koło i po chili przybiegł sprawdzić czy już ruszyłyśmy w drogę. Postawiłam kołnierz kurtki bo wilgoć już lizała mnie po szyi. Ręce do kieszeni i już byłam gotowa na spacer gdy raptem bardzo blisko nas z wysokiej kępy traw rozległ się skowyt psa. 
zdjęcie z internetu
Wszystkie głowy skierowały się w tamtą stronę i trzy pary oczu zobaczyły spokojnie oddalającego się skunksa. 
Po chwili dopiero Al zataczając się jak pijak skierował swe kroki w naszym kierunku. Anka pisnęła przeraźliwie i ruszyła na jego spotkanie. Pies położył się na trawie i usiłował zetrzeć z siebie obezwładniającą woń straszliwej broni skunksa. Stałam zupełnie martwa wpatrując się jak właścicielka psa wyciera mu pysk swoją bluzą i dłońmi. Na nic zdały się próby ratunku. Smród już do nas dotarł a pies wyglądał jak oszalały. Raz chciał dopaść sprawcę a po chwili padał na ziemię tarzając się w trawie. Ponownie chciał gonić już niewidocznego skunksa by zaraz wdrapywać się na Ankę szukając pomocy. 
- Musimy jechać do domu. - Oznajmiła Anka. - Nic tu nie poradzimy. - Chciałam chwycić klamkę drzwi które przed kilkoma sekundami zamknęłam ale Anka odepchnęła mnie stanowczo i usadowiła się na tylnim siedzeniu z psem na kolanach. 
- No szybciej, jedźmy! - Anka była zdenerwowana bo pies znajdował się jakby w omdleniu. - Zahaczymy jeszcze o sklep. Potrzebuję sok pomidorowy
- A wódkę masz? - Z zadziwiającym zainteresowaniem spytała Petronela.  
- Muszę go w nim umyć. - Petronela patrzyła na Ankę bez cienia zrozumienia. 
- Psa w soku. - Prychnęła Anka zdegustowana głupim pytaniem. Obróciłam się w stronę drzwi pasażera ale tam stała Petronela zaciskająca nos dwoma palcami. 
- No jedźmy! - Powtórzyła rozkaz i wskoczyła do środka. W tej samej chwili zrobiło mi się niedobrze bo smród również zaczął działać na mój organizm. Ludzki nos wyczuwa ten zapach w stężeniu tylko 10 części w miliardzie. Czułam, że zemdleję i padnę bez czucia tam gdzie stałam. Co przeżywał pies nie byłam w stanie sobie wyobrazić. „No jedźmy” zakołatało mi w głowie i resztka zdrowego rozsądku przywróciła mnie do życia. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi za którymi Petronela kryła twarz za golfem swego swetra. 
- Szybciej bo zdechnę od tego smrodu. - Ryknęła Anka. 
- Czemu ty nie pojedziesz? - Skierowałam pytanie do Petroneli. - Ja za chwilę umrę a na dodatek kręci mi się w głowie i prawie nic nie widzę. 
- To jest biegówka. - Przerażenie w oczach Petroneli znów lekko mnie ocuciło ale wciąż wpatrywałam się w skurczoną postać koleżanki. Przeczuwałam wyrok bez możliwości odwołania się od niego. - Nie umiem na biegi. - Jęknęła Petronela i głęboko odetchnęła świeżym powietrzem które wdarło się do wnętrza auta. Klęłam w myślach jak szewc w poniedziałek rano i z kopyta ruszyłam za kierownicę. Fotel oczywiście za daleko więc przybliżam go tak aby sprzęgło wcisnąć do końca. Kiedy ostatni raz jechałam autem z mechaniczną skrzynią biegów nie mogłam sobie przypomnieć. Nie było czasu na wspomnienia bo już robiło mi się gorąco. 
- No jedź. - Wrzasnęła Petronela. - Ruszaj!!! - Dodała z wyrzutem w głosie. Biegi. Rysunek przedstawiał znany układ tylko było ich sześć do przodu zamiast czterech. Włączyłam silnik i natychmiast otworzyłam okna. Jedynka, i ruszamy jak na rajdzie bo o koordynacji ruchów nikt nie pomyślał w chwili gdy życie uchodzi tak szybko, że czujesz zmiany prawie namacalnie. Dojazd do autostrady w rozpaczliwym stylu zajął mi dużo mniej czasu niż Ance w odwrotnym kierunku, gnałam nie patrząc na innych użytkowników drogi aby jak najwięcej świeżego powietrza wpadało do środka. Czułam, że za chwilę zwymiotuję prosto na kierownicę i samą siebie. Wtedy umrę z obrzydzenia. Autostrada zapewniła mi w miarę komfortu ale otwarte okna przez które wdzierało się zimne powietrze stanowiły nie lada atrakcję dla wyprzedzających nas kierowców. Było piekielnie zimno i czułam, że mój najkrótszy spacer w życiu, bo zrobiłam jedynie kilka kroków przy aucie, zakończę przeziębieniem. Na zewnątrz było +5C i hulający wiatr w aucie zamienił nas w trzy sople lodu. Pies tymczasem ożył i wykazywał objawy powrotu do życia. My zdechniemy z zimna a pies przeżyje. Powstanie nowe powiedzenie; pacjent przeżył ale lekarz umarł.

36 komentarzy:

  1. Oesssu, i co dalej, co dalej???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spędziłam godzinę w wannie szorujac się a szczególnie nos:)

      Usuń
  2. o rety! ale historia, ja to tylko w bajkach Disneya widziałam..
    Ataner i co dalej? lekarz przeżył? pacjent wyzdrowiał? może tej wódki to trzeba było kupić więcej i smarować się w domu, żeby się rozgrzać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wódki w końcu nie było tylko sam sok dla psa w którym go myłyśmy.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Jest to najprostszy sposób na pozbycie się koszmarnego zapachu skunksiej broni którą jest skoncentrowany plyn o duszącej woni. Sok nie usuwa wszystkiego dokładnie ale jak nie ma pod ręką skladników receptury; woda utleniona, płyn do mycia naczyń i soda oczyszczana to sok chociaż w połowie załatwia sprawę.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  4. Ojacież, nie miałam pojęcia. Może dlatego, że nie ma u nas skunksów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładne to zwierzątka ale lepiej trzymać się od nich z daleka. Tak celnie strzelają spod ogona, że drugi raz żaden napastnik nie zaatakuje skunksa.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  5. O rany, nie sądziłam, że smród potrafi tak sparaliżować
    Trzymałaś mnie w napięciu ta opowieścią, chwile temu skończyłam horror oglądać a tu u Ciebie nien mniejsze emocje :;-)
    Uściski, pa, pa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skunks to jakby miło wyglądający horror. Cudownie umaszczony z dwoma śnieżno białymi pasami na grzbiecie swego czarnego ciała przyciąga wzrok. Łatwo go zapamiętać i dojrzeć. Oglądać go należy z daleka bo gdy czuje się zagrożony to używa swej straszliwej broni. Zapach jest omdlewający i tak też reagują organizmy np psów które mają kilka tysięcy lepszy węch niż my.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  6. Niesamowita przygoda! A to skunks paskudny z tego skunksa! Biedny pies, biedne wy. Dobrze, że istnieje specyfik, który zmywa smrody. Zapamietam sobie to z tym sokiem pomidorowym i jak mi się kiedys znowu Zuzia czy Jacus wytarzaja w ludzkich czy zwierzęcych odchodach, to ich potraktuję...Kurcze! Nie nie sokiem, bo żal pychotę na nich lać. Zrobię szybko miksturę z płynu do mycia naczyc i sody, której zawsze *z powodu proziakow) mam spory zapas w domu.
    P.S. A co ze smrodem w aucie? Jak sie go pozbyłyście?
    P.S. 2 Nawet ta smrodliwa przygoda fajna była, bo w towarzystwie przyjaciółek przezywana.
    Pozdrawiam Cię ciepło, Ataner!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opisany specyfik działa na skunksowe zapachy ale dość słabo. Woda w dużej ilości i mydło to chyba najlepszy środek na wszystkie paskudztwa ktorymi lubi zamaskować swój zapach pies.
      Skunks występuje na kontynencie amerykańskim więc lepiej go nie aklimatyzować w Europie:))))
      Auto śmierdzi przez długi czas ale wylane mleko jest jeszcze bardziej dokuczliwe gdy wyleje się w aucie i nie sprzątnięte dokładnie.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    2. Z tym mlekiem to prawda. Świeże tak łądnie pachnie a stare to istna tragedia! A jak już mowa o paskudztwach, to nasz Jacus tak mleko uwielbia, ale chyba mu szkodzi. Czeka z Zuzią na świezoudojone mleko kozie a potem biedaczek nim rzyga...

      Usuń
    3. Ja rzygam na samą myśl o mleku więc nie dziwię sie Jacusiowi:)))) Uwielbiam natomiast mleko przetworzone, jogurty, kefiry no i oczywiście zsiadle mleko. Są różne opinie na temat mleka i nie można dać sie zwariowac. N a pewno uwielbiam kozi ser - tego jestem pewna!


      Usuń
  7. A to ci dopiero! I jaka szybka akcja:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjątkowo szybka akcja jak na jesienny, leniwy spacer bo kroków zrobilam zaledwie kilka:)) Przy Petroneli czas przyspiesza, skręca niespodziewanie i unosi nas w nieznane odchłanie gdzie przeważnie przygoda kończy się zaklopotaniem.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  8. Szczęście w nieszczęściu, że to nie był Twój samochód. Nie wiedziałam, że można pomóc w tym przypadku psu płucząc mu pysk w soku pomidorowym. Najbardziej "lubię" te osoby, które: 1. przyprowadzają mi nagle kogoś bez zapowiedzi, 2. te, które bez uzgodnienia ze mną przyprowadzają swego ulubieńca, nawet gdy jest to pies, a ja psiara jestem. Ostatnio znajomi przywlekli się ze swym psem wielkości podrośniętego cielaka i bardzo byli obrażeni gdy psa wyeksmitowałam na balkon, bo nie lubię gdy mi ktoś obślinia wykładzinę i meble.
    Czy Petronela naprawdę wierzy, że którykolwiek z facetów wytrzyma dłużej niż 3 dni z tak gadatliwą kobietą???
    Pięknie to opisałaś, szkoda tylko, że nie była ta wycieczka dla Ciebie miła i pożyteczna- w sensie oddychania poza miejskim powietrzem.
    Serdeczności,;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasze mieszkanie jest bezwykładzinowe ze względu na nas samych:)))) Wchodzimy do niego prosto z patio i dodatkowo prosto do living room. Otwarte drzwi pozwalają jesiennym liściom na częste wizyty na podlodze. Wchodząc do domu wnosimy trawę gdyż od samochodu musimy pokonać jakieś pięćdziesiąt metrów po trawniku. Jak to mawiają Anglicy chodzenie po trawie jest bardzo zdrowe więc resztki zdrowia wchodzą z nami do środka. Przeważnie pod koniec dnia do akcji wkracza odkurzacz i mop aby jutro znów powtórzyć te czynności.
      Moja tolerancja jakby rozszerzyła się i coraz trudniej mnie wyprowadzić z równowagi ale p. i Petronela mają tajemniczy sposób aby moja krew krążyła ciut za szybko podwyższając ciśnienie.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  9. Padłam ..... A Petronela do raportu za takie zachowania ;))
    A jakby jakiś obcy pies wyjadł naszemu kotu z jego świętych miseczek, to nie wiem, co by było ..... pirze by poleciało w powietrze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na zewnątrz Helga nie przepuści "żywemu", przegania wiewiorki, kojoty, psy i koty. W opisanym dniu wylegiwała się na oknie w sypialni i dlatego nie polała się krew po ścianach.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  10. Co za przygoda! Jeśli skunks pachnie gorzej niż rozkładająca się padlina w której uwielbia się tarzać mój pies, to ja ci naprawdę współczuję.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie gorzej bo natura wyposażyła skunksa w broń której wolą się wystrzegać ci którzy raz w życiu poznali jej siłę. Dlatego też skunks nigdzie się nie spieszy i na innych spogląda obojętnie.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  11. No nie Ataner, zaskakujesz nieustannie, tylko Tobie się zdarzają takie rarytasy jak spacer na stojąco. Już myślałam, że się wykąpałaś w soku pomidorowym i spłukiwałaś wódką ale doczytałam w komentarzach, że nie było takiego marnotrawstwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niespodzianki czekają zaraz za rogiem, wystarczy tylko wyjść z domu w towarzystwie Petroneli. Całe zajście było tak niespodziewanie szybkie, że nawet nie pomyślałam o zaległym spacerze. Kolejny dopiero na wiosnę bo nie chcę zbytnio ryzykować. Kto wie czy Petronela nie zechciałaby pospacerować po zamarzniętym jeziorku w parku.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  12. No to sie ubawiłam :)))
    Od samego początku było wiadomo, że ten spacer nie skończy się tak dobrze jakby się wydawało... ta Twoja koleżanka to mistrzyni zaskakujących i niecodziennych sytuacji :) Ale byś się nudziła bez Petroneli, popatrz jak Ci życie ożywia :)
    Też mam taką koleżankę w Polsce, i nigdy nie wiem czego się spodziewać, ale teraz z perspektywy tysięcy km bardzo za nią tęsknię :)

    Uściski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie "atrakcje" przebywania z takimi osobami są nawet miłe ale umiar jest wskazany we wszystkim. Rozstanie na dłuższy czas z wrogiem rozsądku zaciera te złe chwile a wspominany tylko wesołe i po czasie brakuje odrobiny szaleństwa.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  13. To chyba tylko Tobie przytrafiają się takie przygody :)))) jak czytam Twoje opowiadania, to wszystkie moje przypadki są mogę zaszufladkowąć pod nazwą: nudne ... :D
    U-ściski przesyłam Tobie i p. :DDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że tylko ja mam takiego pecha:))) Takie przygody przytrafiają mi się tylko w obecności Petrolenli. Ostatnio spotykamy się dość rzadko. Już boje się następnego spotkania z nią.
      Serdeczności Anetko, jak milo, ze do mnie zajrzałas:)

      Usuń
  14. Przezabawna historia! :-) Cieszę się, że jeszcze nigdy nie czułam tego zapachu. Skunksa spotkałam tylko raz w życiu, trudno w to uwierzyć ale niektórzy hodują je jako zwierzątka domowe (po usunięciu winnego tego zapachu gruczołu).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieszkając w Polsce widziałam skunksy jedynie w ZOO. Tutaj panoszą się wszędzie więc trzeba być czujnym. Chyba jestem tradycjonalistką bo w domu wolę mieć kota lub psa.
      Prowadzisz bloga? Twój nick mnie intryguje?
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  15. Nie pytam nawet ile zajela Ci podroz powrotna do domu....mam tylko nadzieje ze nie zlapalas sie na jakis radar, bo jesli przysla Ci mandat to niech Petronela lepiej trzyma sie od Ciebie z dala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tu cię zaskoczę bo jestem wzorową kierownicą bezmandatową ( mam nadzieję, że nie czyta tego żaden policjant z moich okolic). Naprawdę, nie mam na swoim koncie żadnego mandatu pomimo wielu stresujacych sytuacji podczas jazdy samochodem. Przykładem może być ostatni spacer z Petronelą.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  16. Co za przygody. Biedny pies. Nie chce nawet wiedziec, jak pachnie ta wydzielina, bom strasznie wrazliwa na zapachy.
    Nie mialam pojecia, ze sok pomidorowy moze zdzialac cuda;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozjechany skunks na drodze pachnie obrzydliwie ale nie dla p., który jest wielbicielem tego zapachu. Dziwaków nie brakuje na świecie:)))))
      Sok pomidorowy niweluje obezwładniający zapach nie w 100%.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  17. A ja myslałam, że jazda tramwajem z pijakiem który ma pełno w gaciach, to szczyt smrodu, a tu okazuje się mocne wrażenia piątego wymiaru smrodu przeżyła biedna Ataner.
    Jestem pod wielkim wrażeniem i hamuje moją wyobraźnię!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej nie zgłębiać się w dyskusje na temat zapachów bo już robi mi się słabo. Jednak muszę napisać, że pasażera opisanego dość obrazowo nie chciałabym spotkać nawet na trasie jednego przystanku.
      Pozdrawiam:)

      Usuń