Mój nieporządny styl pisania ma swojego wielbiciela w postaci bałaganiarskiego zamieszczania postów. Już byliśmy w Nowym Meksyku a tu raptem pojawia się początek naszej majowej wyprawy.
Kto się w tym połapie nie mam pojęcia ale wystarczy czytać i być ze mną na bieżąco to jakoś wspólnymi siłami wybrniemy z opresji. Wspomnę jedynie, że pojechaliśmy do Arizony w konkretnym celu ale po drodze, krętej jak zwykle w naszym wydaniu trafiliśmy w wiele innych miejsc które opisuję już od jakiegoś czasu.
Zatem znajdujemy się na samym początku naszej wyprawy. W Kolorado. Postanowiliśmy ominąć autostradę i ruszyć z Denver do Aspen bocznymi drogami aby urozmaicić sobie czas podróży.
Przypominam, że jest maj i dawno jest już po sezonie narciarskim gdyż śniegu teoretycznie nie ma na tyle aby skusić turystów na przyjazd do stolicy białego szaleństwa. Pomysł wydawał się wart trudu gdyż autostradą byłoby dwa razy szybciej i wielokrotnie łatwiej. Jednak ile razy można jeździć tą samą drogą pomimo jej niezaprzeczalnego uroku. Raz lub dwa to zrozumiałe bo można w ten sposób poznać lepiej trasę ale po raz dziesiąty nawet najładniejsze widoki mogą się znudzić. Kusiły nas widoki nieznanego Kolorado.
Zatankowaliśmy auto w małym miasteczku bo nigdy nie wiadomo ile auto w górach spali i ruszyliśmy na spotkanie z wysokimi szczytami ciągle okrytymi śnieżnymi czapami.
Droga wiła się pomiędzy wzgórzami a na horyzoncie w dali gdzieś za górami czekała na nas wyśmienita kolacja w jakimś hotelu w Aspen. Zwykle nie jesteśmy rozrzutni i zarobione dolary szanujemy więc i wydawanie ich nie jest łatwe. Jednakże od czasu do czasu pozwalamy sobie na szaleństwo bez względu na to ile by ono kosztowało. Tak miało być tego wieczoru. p. snuł opowieści o ciepłej kolacji która ma swoją amerykańską nazwę tłumaczoną jako obiad.
- Wybierzemy knajpę z widokiem na stok. Usiądziemy przy oknie aby cieszyć się urokiem lasów i farbowanego nieba. Albo znajdziemy mały hotelik na samym szczycie aby być bliżej gwiazd tak cudnie skrzących się w czasie bezchmurnej nocy. - Gadał i fantazjował a ja poddawałam się bez opamiętania aurze rozpusty i dobrobytu. Ani jeden kawałek mojej garderoby nie nadawał się do restauracji o takiej klasie bo jak zwykle tył samochodu zapchany był śpiworami, ciuchami biwakowymi a nie szpilkami i przynajmniej jedną małą czarną kiecką. Gdy wspomniałam nieśmiało o brakach w garderobie na taką wspaniałą kolację p. zbył moje obawy swym prostym i trzeźwym spojrzeniem na świat. - Wpuszczą nas bez problemu, jest po sezonie i każdy klient to nie tylko "nasz pan" ale Pan przez duże pe.
Z tej szerszej drogi skręciłam w prawo zgodnie ze wskazaniami drogowskazu. Teraz zrobiło się jeszcze węziej ale o wiele bardziej widokowo. p. aż piał z zachwytu, że będziemy wspinać się tam gdzie jeszcze zalega śnieg. Ja nie podzielałam jego uniesienia bo siedząc za kierownicą wolałabym mieć suchy asfalt pod kołami niż wyślizgany śnieg. Prawdopodobnie na nic zdałoby się narzekanie na przyszłe trudności więc po prostu zgodziłam się na czekającą nas udrękę a mnie w szczególności. Gdy p. zaczął zmieniać obiektyw w aparacie aby poszperać w przestrzeni minęłam znak drogowy oznajmiający, że za dziesięć mil droga którą się poruszamy jest zamknięta.
- Zamknięta droga. - Przeczytałam bo p. nosem skierowany był w torbę z fotografią.
- Co takiego? - Zapytał ale nie przestał szukać czegoś-tam. Zdjęłam nogę z pedału gazu bo po co dalej jechać gdy za chwilę trzeba będzie wracać. Raptem okazało się, że pasażer wszystko widzi i słyszy i co zaskakujące wszystkie bodźce są prawidłowo przetwarzane przez zajęty czymś innym mózg. - Jedź, jedź nie przejmuj się. Nieroby paskudne zapomniały usunąć zimowego znaku ostrzegawczego. Jest przecież maj i nie ma już zagrożenia lawinami. Popatrz sama przecież nie ma śniegu nawet na lekarstwo. Jedź, jedź.
- Jak nie ma śniegu jak jest i jak mam jechać do Aspen gdy zamknięta droga? - Bez szczególnego zapału podjęłam w połowie przerwaną jazdę.
- No zobacz sama są jednak turyści na rowerach. Droga na pewno jest przejezdna. Nieroby! - Dodał przecząco kiwając głową na opieszałość wydziału dbania o drogi w Kolorado. Piechur którego spotkaliśmy za chwilę jakby przechylił szalę zaufania na stronę męża i przyspieszyłam. Trzeba przecież dojechać do miasta za dnia a nie po nocy wybierać hotel na chybił trafił. Za kolejnym zakrętem rzeczywistość okazała się nieubłagana. Zapora. Koniec jazdy. p. zmatowiał na licu i zgrzytnął zębami.
- Może da się to ścierwo ominąć. - p. wyskoczył z samochodu w tej samej chwili jak koła auta przestały się obracać. Podbiegł do przeszkody i zaczął przyglądać się czy przypadkiem pobocze nie jest na tyle szerokie by zmieściło się nasze auto. I gdzie leziesz człowieku przecież i tak dalej nie pojadę. Poczekałam i gdy p. zajął miejsce ponownie zawróciłam bez słowa. Prawie godzina wypadła nam z kalendarza tylko i wyłącznie dlatego, że p. nie ufał drogowskazom. Nie ufał ludziom dbającym o życie użytkowników dróg i wiedzących lepiej niż on jak niebezpieczne są góry. Czar wykwintnej kolacji ulotnił się nie pozostawiając po sobie nawet delikatnej mgiełki. Aspen nie będzie, kolacji nie będzie i nie będzie wspaniałego pokoju w drogim hotelu. Musiałam odreagować w samotności. Zatrzymałam pojazd i poszłam w siną dal jak najdalej od milczącego teraz p.. Ale dałam się wkręcić w plany na dzisiejszą noc. Byłam po prostu wściekła. p. zapewne też bo nawet nie wysiadł z auta aby popatrzeć na okolicę. Pięć minut było za mało i skakałam po kamorach dziesięć minut aby ochłonąć i nie zrobić awantury bez powodu.
Chłodne powietrze uspokoiło mnie bardzo efektywnie i z chęcią powróciłam do auta które teraz wydawało się najbezpieczniejszym miejscem na świecie.
- Wywołałaś lawinę. - Ponuro stwierdził p..
- Guzik prawda wcale nie krzyczałam.
- Wywołałaś ją emocjami.
- Jeżeli emocjami to tak. Czy masz wyjście awaryjne?
- Co? Mam do domu wracać na piechotę?
- Nie! Gdzie będziemy spać!
W samochodzie? Dobrze, ze spiwory na podoredziu mieliscie. :)))
OdpowiedzUsuńZaliczyliśmy jakiś podły motel w większej wsi bo na spanie pod namiotem było za zimno.
UsuńPozdrawiam:)
Ach, Ci faceci ... zawsze gdzieś wlezą ;-)
OdpowiedzUsuńWidoki piękne, czułam tą rześkość powietrza
Uściski
Na sto minusów p. przypada jeden plus. Optymizm graniczący z szaleństwem.
UsuńPozdrawiam:)
Ci faceci ..... ;)
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny dałam się wpuścić facetowi w maliny i chyba tak zostanie mi do końca życia.
UsuńPozdrawiam:)
To faktycznie lawina?
OdpowiedzUsuńTak wygląda miniaturowa lawina bo większej nie udało mi się wywołać.
UsuńPozdrawiam:)
Lawina uczuć wywołana emocjami. Jak dobre emocje to i lawina dobrych uczuć. Ale jak wręcz przeciwnie? Mam nadzieję, że po lawinie wyszło słońce :-)
OdpowiedzUsuńOdreagowałam niepożałowaną stratę hotelu i wieczór spędziliśmy zupełnie inaczej niż przedstawiał p. ale było super.
UsuńPozdrawiam:)
Fajna ta droga wśród miedzy górami. Nerwów nie warto szarpać, małżonek się przecież nie poprawi he he.
OdpowiedzUsuńUsiłowałam go zmienić przez lat dzieści no ale niestety nauczyciel ze mnie żaden.
UsuńPozdrawiam:)
No tak, faceci ZAWSZE wiedzą lepiej, zwłaszcza jak NIE wiedzą...
OdpowiedzUsuńU nas jest taka jedna droga, która często jest zamknięta do połowy/końca czerwca a zdarza się, ze i do lipca. Tez kiedyś dojechaliśmy do samej zapory bo przeciez jak to na początku lipca niebezpieczeństwo lawinowe! Ale my byliśmy blisko do domu i nie czekała na nas restauracja z widokiem na rozgwiezdzone niebo bądź górski stok...
Pozdrawiam ciepło,
Motylek
To dokładnie wiesz co czułam:)))) Ale swoją drogą to przegięcie pały aby w maju a tym bardziej w lipcu straszyć biednych turystów lawinami.
UsuńPozdrawiam:)
Jak zawsze Twoj opis Waszych wypraw jest niesamowicie ciekawy!!!
OdpowiedzUsuńNa nudę nie narzekamy nawet w podróży i oto przykład niby zwykła droga a tu raptem szlaban.
UsuńPozdrawiam:)
I gdzie spaliście? Zaliczyłaś jakąś podróż bez przygody?
OdpowiedzUsuńNoc spędziliśmy w przydrożnym motelu o standardzie zero gwiazdki bo innych nie było w pobliżu. Nasze wyjazdy są z góry zaplanowane i przemyślane jak wiesz bo u nas nic specjanego się nie dzieje. Wsiadamy w auto jedziemy a tu raptem za każdym zakrętem przygoda:)
UsuńPozdrawiam:)
Mimo znaku ze droga zamknieta pojechalas, nigdy bym nie pojechala bo bym sie bala, co mnie czeka dalej, moze przepasc, moze wielka szczelina w drodze, ze nagle takie COS nas zaskoczy ze koniec z nami, tylko najczarniejsze wizje bym miala, wiec bym plakala, wyla, histeryzowala, blagala, naj-, naj- p. nie namowilby mnie jechac dalej.
OdpowiedzUsuńAtaner zostawilas mily komentarz dla mnie u Z.Zabki, dziekuje. Teresa
Takie odczucia miałam jadąc pierwszy raz nad przepaścią. Wtedy p. szedł przed samochodem i pokazywał w lewo w prawo bo ja po swojej stronie widziałam przepaść przynajmniej kilometr w dół.
UsuńFajnie, że odezwałas sie do Żabki. Dziewczyny stęskniły się za Twoimi komentarzami. Wszystkiego dobrego Tereso:)
Ja bym nie pojechała, ale Wy wolicie przygody i trochę ryzyka. Dzięki temu Twoje opowieści są zawsze ciekawe :)
OdpowiedzUsuńSpecjalnie nie szukamy mrożących krew w żyłach sytuacji i wychodzi na to, że one nas znajdują:)
UsuńPozdrawiam:)
Fajne widoki.
OdpowiedzUsuńNo ciekawie się zapowiada, czuje, że będzie cd...
czekam i pozdrawiam :)
Jak Ty nas dokładnie już poznałaś:)) Oczywiście, że będzie ciąg dalszy bo ten blog dopiero się rozkręca.
UsuńPozdrawiam:)
Oj rozkręca się, rozkręca... ten blog:-) gdzie będziecie spać, nieważne, byleby relacja była, pozdrawiam serdecznie i noworocznie :--)
OdpowiedzUsuńBlog się kręci i rozkręca:) A ciebie Dominiko ostatnio malo w blogowym świecie.
UsuńRelacja oczywiście będzie wkrótce.
Pozdrawiam:)
No cóż- tacy właśnie są faceci- oni zawsze wszystko wiedzą lepiej niż my i są o tym bardzo mocno przekonani. Wszystkie podróże z moim zawsze muszę odchorować, bo niemal cały czas czymś mnie denerwuje i to tak, że mam ochotę łeb ukręcić.
OdpowiedzUsuńBuziole;)
To chyba wada genetyczna, że oni wszystko wiedzą ale przynajmniej jest wesoło kiedy okazuje się, że są w błędzie:)
UsuńPozdrawiam:)
Amazing landscape!
OdpowiedzUsuńColorado is full of such views. Too bad it was spring because there was not enough snow to show the whole charm of the high mountains.
UsuńWelcome to my blog:))
Ależ ekscytująca wyprawa, to dobrze jak coś się dzieje, byle nie za dużo tych przygód się działo!
OdpowiedzUsuńAle widoki niesamowite. Zazdraszczam tak pięknej wycieczki.
Wpadnę znów na c.d.
Pozzdrawiam noworocznie!
Najfajniejsze jest to, że przeżywając te przygody odbieramy je jako rzecz zupełnie naturalną. I dopiero gdy jesteśmy w domu to okazuje się, ze jest to warte opisania.
UsuńPozdrawiam:)