Zasiadłam za kierownicą autobusu pod
nazwą Lincoln Town Car. To prawda, że to osobowy samochód ale jego
długość bardziej przypominała mi autobus niż malucha którym
jeszcze trzy dni temu jeździłam.
Żaden film grozy nie odda tego co
przeżyłam siadając za kierownicą tego pojazdu. Do całego stresu
którym były; zmuszenie mnie do zajęcia miejsca za kierownicą
czołgu, nieznajomość przepisów obcego kraju, uśmiechnięta twarz
męża i na domiar złego ślepa wiara w moje umiejętności, że nie
wspomnę o dziecku na tylnym fotelu tak wielkim jak kanapa w pokoju
telewizorowym.
- Nic nie widzę. - Oświadczyłam przeświadczona, że moje życie dobiegło końca. Po chwili p. wskazywał mi tysiąc przycisków które elektrycznie regulowały wszystko co mogło poruszać się w środku jak i na zewnątrz. Fotel mogłam przesuwać w przód, tył i do góry lub w dół. Oparcie bardziej pionowo lub poziomo, poduszkę w lędźwiach bardziej wypukła lub mniej i po chwili tak zgłupiałam, że nie wiedziałam czy taka właśnie pozycja jest wygodna czy nie. Lusterka oczywiście też poruszane joystickiem i po 30 minutach trzęsły mi się nogi i czułam, że pływam w sosie własnym. Najgorsze było to, że nie mogłam się zdecydować czy patrzeć ponad kierownica czy przez nią. Ze względu na mój mizerny wzrost czułam się jakby w kabinie jumbo jeta. Granatowa skora dawała posmak luksusu i wreszcie postanowiłam ruszyć tym kosmicznym pojazdem.
- Pamiętaj, że to skrzynia automatyczna. - Tak na ostudzenie moich niepewności p. pogrążył mnie do dna.
- I co mam robić?
- Przyciśnij hamulec, tą wajchę przesuń na dół aż zobaczysz „R” to pojedziesz do tyłu a jak "D" to do przodu i powolutku puszczaj pedał.
- Który?
- A ile ich masz? - No właśnie tylko dwa. Do tej pory tylko raz jechałam automatem ale było to tak dawno, że już zapomniałam jak to cholerstwo działa.
- Zapomnij, że masz lewą nogę i już po kłopocie. - p. wyrażał się zupełnie spokojnie więc ja również nie widziałam powodu do histerii pomimo tego, że stan moich nerwów już od dłuższego czasu tak właśnie należałoby nazwać. Zrobiłam jak usłyszałam odnalazłam "R" i ta olbrzymia kupa żelastwa wolno, prawie niewyczuwalnie poruszyła swe cielsko unosząc również i nasze.
- Hamuj. - Prawa noga bezbłędnie odnalazła odpowiedni pedał i w tym samym momencie moja głowa zderzyła się z zagłówkiem. Auto, bardzo posłuszne, zatrzymało się w miejscu. Nie usłyszałam zgrzytu zębów p. bo nic nie słyszałam i nic nie widziałam, byłam w szoku.
- Teraz jak
trzymasz nogę na hamulcu wrzuć „D” i jedziemy na ulicę. Jak ci
się podoba? - "Jest wspaniale" bełkotałam bez sensu bo nic nie było
wspaniale. Udało mi się wyjechać na ulicę i dopiero wtedy zaczął
się koszmar.
Nigdy w życiu nie miałam tak oddalonego horyzontu. Przed sobą widziałam kilometr maski a dopiero gdzieś w dali ulicę. Jeździłam od lewej linii do prawej do momentu gdy kolejna porada wyzwoliła mnie ze stresu.
Nigdy w życiu nie miałam tak oddalonego horyzontu. Przed sobą widziałam kilometr maski a dopiero gdzieś w dali ulicę. Jeździłam od lewej linii do prawej do momentu gdy kolejna porada wyzwoliła mnie ze stresu.
- Widzisz ten celownik po
środku maski?
- Boże jedyny ja nic nie widzę. - Krzyczały serce i
usta.
- Trzymaj go na prawym krawężniku to będziesz jechała po
środku. - Minęły cztery dni i już wiedziałam, że to auto zostało
skonstruowane specjalnie dla mnie.
Znalazłam idealną pozycję za kierownicą i okazało się, że tak wybaczającego pojazdu nie mogłam sobie wyobrazić. Kierownica pracowała tak lekko, że wciskając się na miejsca parkingowe w Chicago kręciłam nią jednym palcem. Wielkość auta nie stanowiła problemu po zaznajomieniu się z możliwościami tego wspaniałego auta. p. zawsze lubił małe auta, ale tak na boku miał stara Warszawę, o wyglądzie wzbudzającym uśmiech na ustach. W Polsce jeździł maluchem pomimo tego, że nie było żadnego ku temu powodu. Niejako zmuszony przez środowisko zamienił brzdąca na poważniejsze auto ale oczywiście nie mógł to być normalny pojazd. Była to już stateczna i okazała jednostka do przewożenia przynajmniej pięciu osób ale za to kombi. Piękne, granatowe, duże kombi. Zawsze jednak żałował swego rozstania z maluchem. Którym z kolei to nikt nie wie bo cwany p. zawsze jeździł żółtym maluchem i mało kto zauważał, że zmieniał je jak rękawiczki. Mówił, że dla jednej osoby większego auta nie potrzeba. Jeżdżenie nowym autem weszło mu w krew i pozostało do dnia dzisiejszego. Powróćmy jednak do moich amerykańskich wyczynów.
Znalazłam idealną pozycję za kierownicą i okazało się, że tak wybaczającego pojazdu nie mogłam sobie wyobrazić. Kierownica pracowała tak lekko, że wciskając się na miejsca parkingowe w Chicago kręciłam nią jednym palcem. Wielkość auta nie stanowiła problemu po zaznajomieniu się z możliwościami tego wspaniałego auta. p. zawsze lubił małe auta, ale tak na boku miał stara Warszawę, o wyglądzie wzbudzającym uśmiech na ustach. W Polsce jeździł maluchem pomimo tego, że nie było żadnego ku temu powodu. Niejako zmuszony przez środowisko zamienił brzdąca na poważniejsze auto ale oczywiście nie mógł to być normalny pojazd. Była to już stateczna i okazała jednostka do przewożenia przynajmniej pięciu osób ale za to kombi. Piękne, granatowe, duże kombi. Zawsze jednak żałował swego rozstania z maluchem. Którym z kolei to nikt nie wie bo cwany p. zawsze jeździł żółtym maluchem i mało kto zauważał, że zmieniał je jak rękawiczki. Mówił, że dla jednej osoby większego auta nie potrzeba. Jeżdżenie nowym autem weszło mu w krew i pozostało do dnia dzisiejszego. Powróćmy jednak do moich amerykańskich wyczynów.
Zawładnęłam Lincolnem do tego
stopnia, że p. pozostał bez środka lokomocji a, że były to chude
czasy w naszym życiu to o nowym kolejnym aucie nie było mowy. Co
można złego powiedzieć o Polakach to na pewno nie to, ze są
niezaradni. Za pół litra wódki p. zdobył wrak pojazdu
samochodowego pod nazwą Pontiac LeMans.
W tym aucie nic nie działało
oprócz silnika i skrzyni biegów więc teoretycznie nadawał się do
jeżdżenia. Biedny i dzielny za razem małżonek jeździł nim do
roboty przez rok. Z synem pomalowali go sprejami w hippisowskie wzory
i nie raz zdarzało się, że na skrzyżowaniach ludzie podnosili
kciuki do góry na widok tego poobijanego z każdej strony i
zardzewiałego okazu.
Hyundai Accent
Jak to w życiu bywa odbiliśmy się od
dna i pewnego dnia dostałam w prezencie najtańszy na rynku nowy
samochód. Reakcja naszych znajomych była jednoznaczna w stylu „nie
kupuj takiego gówna”, „Koreańczyk rozleci się po roku i
będziesz miała problemy”, „Hyundai? Chyba cie porąbało”.
Było takich zachęt bez liku bo Polak w Ameryce musi jeździć Mercedesem albo
BMW, zastaw się a pokaż się.
Z salonu samochodowego wyjechałam swym
nowym autem Hyundai Accent GL rocznik 2000 w kwietniu tegoż roku. To
auto przeżyło z nami siedem wspaniałych lat i nigdy nas nie
zawiodło podróżując trzykrotnie na najdalsze rubieże Dalekiego
Zachodu o czym wiedzą wierni czytelnicy mojego bloga.
Teraz mając trzy auta awansowalismy w kontrowersyjnym polonijnym społeczeństwie. Dwóch kierowcow i trzy auta to
jakby nobilitacja albo samobojstwo bo przecież trzeba opłacać
ubezpieczenie i rejestracje. Dzięki nieziemskim zdolnościom
brzydkiej i mądrej części płci naszej rodziny pozbyliśmy się Pontiac'a z 1000%
zyskiem. No i przyszedł czas na spełnianie marzeń. Jadąc kiedyś nieznaną ulicą w niedalekim od miejsca zamieszkania mieście p. zapiszczał hamulcami zjeżdżając prawie do rowu.
Mazda Miata
Ja nigdy nie umrę na zawał serca bo połowica prawie codziennie dba abym doznawała stresów stawiając mnie w zupełnie nieprzewidywalnych sytuacjach.
- Taką Mazdę Miatę wymarzyłem sobie w najskrytszych snach. - Spojrzałam na niego i zdałam sobie sprawę, że każdemu coś należy się od życia. Dlaczego akurat nie ten wyśniony i wymarzony pojazd.
- To jest mój ideał auta! - Wyszeptał
p. Jego oczy lekko zalśniły mgiełką nadpływających łez. Wtedy
poczułam więź pomiędzy małżonkami i jedna słona łza spłynęła
po lewym policzku.
- Kupmy ją. - Stwierdziłam świadoma
obciążenia finansowego. Wiedziałam, że możemy nie tylko takie
przeszkody pokonać.Po dwóch godzinach pobytu w salonie sprzedaży ja jechałam swym autem a p. swoją wyśnioną Miatą.
Przeczekałam zatem zimę i wszystkie
problemy z jazdą sportowym autem na sportowych gumach. Wiosną gdy
stopniały śniegi zaproponowałam zamianę na tydzień.
Gdy ujęłam w dłonie grubą skórzaną
kierownice sportowego kabrioletu poczułam się jedyną właścicielką
tego pojazdu. p. przez całe lato i jesień jeździł moim Accentem.
To były lata gdy czułam szalejący wiatr w moich włosach. Gdy włosy zasłaniały mi oczy czułam, że żyję, że
trzymam świat w swych dłoniach. Gdy
spódnica unosiła się w podmuchach szalejącego w środku auta
wiatru musiałam ją przytrzymywać jedną ręką. Po krótkim czasie nauczyłam się odpowiednio ją utykać pod uda aby nie rozpraszać innych kierowców. Chociaż stara baba jestem to wolę
kabriolet niż limuzynę. Wiecie co? Nigdy nie myślałam, że
marzenia mojego p. będą moim największym szczęściem. Miatę
uznałam za moje auto do momentu gdy w pracy zaczęto na mnie
krzywo patrzeć. Życie ma swoje zasady z którymi nie zawsze się zgadzamy.
Miatę używałam kiedy mi to nie zagrażało zawodowo. Zaczęłam dostrzegać
niebezpieczeństwo zazdrości.Mercury Grand Marquiz
Gdy dziecko dorosło do wieku legalnego kierowcy nadeszła chwila strachu i niepewności. Co kupić aby było bezpieczne bo o kraksach młodocianych kierowców nasłuchaliśmy się tyle, że rozważaliśmy wyprowadzkę na bezludną wyspę.
Wybór padł na duży pojazd aby ewentualne uderzenia odbywały się jak najdalej od kierującego pojazdem. Eleganckie auto w niedługim czasie było poobijane z każdej strony i nie przypominało tego ze zdjęcia. Ktoregoś dnia p. zdenerwował się i wyremontował auto przygotowując je do sprzedaży. Syn odziedziczył Hyundaia a mnie przypadł zaszczyt wyboru jakiegoś innego nowego auta.Ciąg dalszy nastąpi już niebawem.
Jesteś dobry kierowca, bo do wszystkich aut, które miałaś potrafiłaś się szybko dostosować. Ja siadając pierwszy raz za kierownicę dużego samochodu położyłam sobie na siedzeniu kilka poduszek, żeby widzieć drogę, a nie tylko maskę samochodu :))))
OdpowiedzUsuńDuże auta mają wiele zalet bo są wygodne i komfortowe i jedną niezaprzeczalną wadę jestem do nich zbyt mała.
UsuńPozdrawiam:)
Najbardziej podoba mi się autobus. W życiu bym nie usiadła za kierownicą takiego:)
OdpowiedzUsuńLincoln pomimo gabarytów był najbardziej wygodnym samochodem jaki mieliśmy. Myślę, że po tygodniu użytkowania autobusu zmieniłabyś zdanie.
UsuńPozdrawiam:)
Ja tam dobrze czuje sie w duzych autach, bom sama duza. Jednak kiedy jeszcze w Polsce musialam wsiasc do Firebirda (a na codzien jezdzilam... no, kto zgadnie? Oczywiscie maluchem!), to nie umialam wyjechac przez bardzo szeroka brame, bo mi sie wydawalo, ze dla mnie jest za waska. Pod reszta Twojego opisu w roznicach miedzy maluchem a porzadnym autem, automatem a manualnym - moglabym sie podpisac. ;)
OdpowiedzUsuńTeraz juz zaden mi nie straszny. :)))
Po latach wprawy kierowania autami o różnej wielkości już nie mam wielkiego stresu gdy przesiadam się do nieznanego pojazdu. Jednak o wyzwaniu które mnie czeka będzie w następnej części gdyż kupiliśmy "ciężarówkę" na biegi o długości ponad pięć metrów. Już raz nią jechałam - koszmar, koszmar, koszmar!!!!
UsuńPozdrawiam:)
A w tkie cos to bym w ogole nie wsiadla, nie mowiac o kierowaniu. Nie uwazam sie za jakos specjalnie dobrego kierowce, nie lubie prowadzic i wole jezdzic jako pasazer. Wtedy wysypiam sie za wszystkie czasy. ;)
UsuńZa bardzo nie mam wyboru bo to nasza wspólna decyzja. I jakoś tak wyszło, że ja będę głównym kierowcą a p. poświęci się aby mi towarzyszyć i skoncentruje się na oglądaniu widoków za oknem, kiedyś to wyjaśnię:)
Usuńnie da sie zyc bez wlasnego auta, szczegolnie na poludniu gdzie wszedzie daleko, a publicznego transportu prawie nie ma. Wole male samochody, moj pierwszy tutaj to stara, uzywana Honda Accord pozniej troche nowszy model. S kilka razy zmienial Impale, ktora jezdzilam tylko jak musialam, stanowczo za duza. Teraz oboje mamy Yaris; podatki wyzsze z roku na rok I jeszcze obowiazkowa inspekcja. Automatyczna skrzynia biegow to najlepszy wynalazek, zapomnialam juz o manualnej, jak mialabym wybrac samochod S (ktory oczywiscie jest odmiennego zdania) to wole jechac rowerem :) artdeco
OdpowiedzUsuńPodejrzewałam, że jeździsz elektrycznym samochodem albo hybrydą. Bardzo się nie pomyliłam bo Yaris jest oszczędny i łatwy do poruszania się w mieście. O mały włos miałabym poprzednika Yarisa czyli Echo ale dla trzech osob był stanowczo za mały.
UsuńPozdrawiam:)
yeah, myslalam, ale nie bylo w poblizu zadnej stacji elektrycznej, wybudowali rok temu i w centrum i w naszej dzielnicy, kto wie... arteco
UsuńPo trzech dniach zmienisz zdanie, hrehrehre!
OdpowiedzUsuńPo trzech dniach miałabyś jeszcze ból głowy ale po tygodniu broniłabyś autobusu jak najwiekszy skarb:))
UsuńWiem po sobie, że do wygody łatwo się przyzwyczaić.
Pozdrawiam:)
Przyznam się skrycie, że chciałabym przejechać się tirem. Znaczy poprowadzić go. Nie wiem, czy to mi się uda. Nie mam w pobliżu żadnego tira.
UsuńHana, tiry europejskie to takie nasze polskie maluchy. Przyjedź do mnie to zalatwie ci taką jazdę, że zapamiętasz ją do końca życia.
UsuńTak będzie fajnie:))))))
Mieliśmy trzy mazdy, jeździło się tym super. Cóz, stare dzieje, ja już osobiście autem jeździć nie będę. Jednakowoż najcieplej wspominam starego dostawczego traffica renmault, duże to, wygodne. Nigdy dziada nie zapomnę i wspominam czule. Wyrazy podziwu dla twoich umiejętności kierowcy!
OdpowiedzUsuń
UsuńMieszkając w centrum miasta gdzie komunikacja jest dostępna posiadanie samochodu może stać sie horrorem. Wiem coś o tym bo znalezienie parkingu w centrum Chicago czasami graniczy z cudem. Auto jest przyklejone do auta i jakiekolwiek manewry czasami graniczą z cudem.
Rozumiem Twoją niecheć posiadania auta mieszkając w mieście.
Pozdrawiam:)
Trafiłaś moja droga w sedno, ja nerwów do tego nie posiadam. Przypomniało mi się zawolanie sąsiada mego ulubionego Waldemara: jest mazda, bedzie jazda!!! I rura! Ja kocham jeździć z Waldemarem. Mój Zbigniew był w tym względzie niestety niezwykle rozważny i powolny, ja natomiast nieobliczalna. Juz sobie posiedzę z boku :)). pozdrówka
UsuńMaluch był super samochodem.Oczywiście obowiązywała zasada zmiany auta co trzy lata. Mieliśmy dwa bielutkie maluchy i długo nikt się nie skapował, że są dwa samochodziki i regularnie zmieniane. A potem dostałam od męża uno (z okazji urodzin), takie robione we Włoszech na eksport do Francji. I też białe.I b. długo nim jezdziłam a gdy sprzedawałam to najzwyczajniej w świecie płakałam. Teraz już mamy tylko jeden samochód i jest to już drugi koreańczyk, Hyundai getz. Jezdzimy nim już 7 lat i przez ten czas wymienialiśmy tylko jedną żarówkę oświetlającą tablicę rejestracyjną i raz przewody wysokiego napięcia, bo on garażuje pod chmurką jak rok długi. To świetny miejski samochód, ale w trasy też nim jezdzimy- w końcu w Polsce odległości nie są duże a my nie jezdzimy pod namiot, więc nam ten gabaryt odpowiada. To fajne i dobre jakościowo autko.
OdpowiedzUsuńSerdeczności;)
Musiałas być bardzo dobrą żoną skoro dostałas Uno na urodziny (czy pozostało ci to do dziś?) bo ja jeździłam starym maluchem w kolorze ceglastym i trudno było odróżnić lakier od rdzy. Swiatła działały kiedy chciały, wycieraczki bardzo często nie działały a jak zatrzymał mnie milicjant i zobaczył łyse opony to odwrócił się na pięcie i kazał mi szybko uciekać ale jak można maluchem w takim stanie szybko uciekać:))))
UsuńPozdrawiam:)
Samochody mnie zupelnie nie interesuja, tzn. nie zachwyci mnie zadne cudo na drodze. Moje samochody to zawsze Nissan, maly albo sredni, od samochodu chce przede wszystkim zeby sprawnie jezdzil, nie psul sie, bardzo lubie prowadzic samochod, bylo nawet ze wyjezdzalam byle gdzie, bo mnie to relaksowalo i kiedy bylam na wolnej przestrzeni uwielbialam wiatr, tak jak Ty rozwiany wlos i glosna muzyke. Teresa
OdpowiedzUsuńW zasadzie samochody są wszystkie takie same i bardzo często na parkingach dziwię się, ze nie moge wejść do swojego auta. Jedynie Porsche 911 jestem w stanie rozpoznać nawet o pólnocy. Pomimo miliona kilometrów które przejechałam to i tak ciągle lubię być za kierownicą a jak radio ładnie gra to przestaje zwracać uwage na znaki drogowe i jestem w stanie zabładzić w okolicach domu i dojechać do innego stanu.
UsuńPozdrawiam:)
Moja 40 letnia historia samochodowa byłaby prosta, fiat 126 czerwony, fiat 126p orzechowy, znowu czerwony a od 15 lat żółciutki Fordzik Ka. Nie lubię jeździć, prowadzę tylko wtedy, kiedy trudno inaczej ale lubiłam swoje autka, zawsze ostatnie najbardziej. Może jeszcze kiedyś terenówka i finite.
OdpowiedzUsuńAle podoba mi się Wasza historia a zwłaszcza ta laseczka przy autkach.
W miarę użytkowania samochodu lubię go coraz bardziej. Niestety ze wzgledu na to, że jestem mechaniczną "nogą" a tutaj pokonuje się duże odległości to chcąc czy nie chcąc jak konczy się gwarancja to kupujemy nowy samochód.
UsuńLubię małe auta bo szczególnie w mieście łatwo nimi manewrować.
Pozdrawiam:)
Ale historia... ciekawa jestem cd... osobiscie nie jestem kierowcą, kiedys po stłuczce dostałam jakiejś blokady psychicznej i mimo prób siadania za kierownicą, nie udało sie, nie daje rady, ale bardzo lubię wszelakie pojazdy mechaniczne (z kierowca oczywiście) im większe tym lepiej i chyba ten największy Lincoln najbardziej mi sie podoba.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem co było dalej :)
Pozdrawiam
W Europie takie auto jak Lincoln to raczej się nie sprawdza ponieważ jest za dugie i za szerokie na europejskie drogi. I używanie jego nie będzie przyjemnością a raczej utrapieniem. W USA już nie produkują takich wielkich samochodów i wzorem Europy wszystkie są trochę mniejsze i nawet dwa razy widziałam Smarta.
UsuńPozdrawiam:)
Ten Lincoln ..... cudny :)) U nas takie młodych do ślubu wożą :))
OdpowiedzUsuńMazda też fajna, wcale sie Tobie nie dziwię, że ją zaanektowałaś ;)
Maluchem też jeździłam, a jakże, a teraz mamy samochodzik niewiele wiekszy od tegoż, ale na nasze jazdy i ciasne parkingi - wystarczy. No chyba, że z kotem wyjeżdżamy, to robi się ciut ciasno, z jego wielkim transporterkiem i kuwetą :)) A teraz mi do głowy przyszło, że można jednorazową kuwetę kupić i to jest dobry pomysł na przyszłość ;)
Na podróż z kotem to trzeba mieć duże auto żeby go zamknąć w klatce z dala od kierowcy. Wiem, że twój to oaza spokoju, ja jednak nie wyobrażam sobie podróży samochodem z moja Helgą.
UsuńPozdrawiam:)
W każdym autku Ci do twarzy! Czytam z wypiekami na twarzy jak powieść przygodowo-kryminalną...ale w Linkolnie chciałabym chwilę posiedzieć - tam musi być inna perspektywa na wszystko..Buziole!
OdpowiedzUsuńTak, to prawda. Zza kierownicy Lincolna świat wygląda inaczej i taka zwykła dziewczyna jak ja czuła się w nim jak milionerka:))
UsuńPozdrawiam:)
Ze mnie też się śmiali, jak kupiłam koreańczyka z salonu. Miał być Polonez, po latach jeżdżenia Fiatem 125 to był luksus ( na raty), ale w salonie zobaczyłam tego koreańca, porównałam, jak się siedzi, otwiera i zamyka dzrwi i stwierdziłam, że może do emerytury jakos spłacę tego Lanosa, ale już nie chcę tego topornego Poloneza. Koreaniec jeździł 16 lat bez zarzutu, nigdy nie zrobił żadnego numeru, wszystkie graty do Kaczorówki woził na dachu i w bagażniku. I jeszcze by służył pod naszym panowaniem, ale dostał go syn i w krótkim czasie obił ze wszystkich stron. Nawet Lanosik zaliczył bliskie spotkanie z tramwajem po czym zostały mu innnego koloru drzwi. W zeszłym roku został sprzedany na części i bardzo mi było go żal. Taką limuzyną też chciałabym się przejechać...ale u nas autka to na naście lat muszą starczyć. Magda ma dopiero 10:)))
OdpowiedzUsuńNasz Hyundai też marnie skończył żywot w rękach syna o czym będzie w następnym poście i będzie jeszcze o tym jak można w ciągu tygodnia zjeść Hondę.
UsuńMy jakoś nie nazywamy naszych aut po imieniu bo za często je zmieniamy co wymusza na nas brak systemu komunikacji miejskiej.
Mnie ten kolorowy bardzo przypadł do gustu.
OdpowiedzUsuńA w ogóle, to mogłabyś startować na Miss Samochodów! :-))))))
Największy hippis północno-zachodniego Chicago był z nami tylko cztery miesiące, co z nim zrobił kolejny właściciel nie mam pojęcia.
UsuńPozdrawiam:)
Bardzo ciekawy wpis. Wszystkie autka bez wahania bym przygarnął :-D
OdpowiedzUsuńJa również chciałabym je wszystkie zostawić jako eksponaty muzealne tylko, że miejsca brak tak jak i kasy:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Też zaczynam doceniać duże samochody :)
OdpowiedzUsuńps. ależ masz zabezpieczenia antyspamowe
Takie powinno być auto, duże, wygodne i szybkie.
UsuńJestem zaskoczona bo ja nic nie robiłam aby zabezpieczyć blog, widocznie google dbają o mnie jak o drogocenny skarb:))
Miło mi, że do mnie ponownie zajrzałeś. Byłam przekonnana, że juz nie blogujesz.
Pozdrawiam:)