Ten wieczór miał być najbanalniejszym sposobem zabicia czasu. Spacer po plaży w oczekiwaniu na zachód słońca. Taplanie się w mokrym piasku co chwila zalewanym falami. Klasyka starców i dzieci. Każdego to cieszy bez względu na wiek.
Lubię wybrzeże i widok morza po horyzont. Zatoka Meksykańska nie ma ładnych plaż poza kilkoma wyjątkami ale jest ich tak mało i w większości prywatne, że lepiej dołożyć stówkę lub dwie i jechać nad ocean, na wschód Florydy. Takie jest moje zdanie i gdy mamy już jechać na Florydę to tylko na wschód. Nie wszyscy jednak tam się zmieścili więc zaludnili każdy kawałek dostępnej plaży w USA. Nasz kolega mieszka na północ od Tampy i jego miasteczko ma właśnie taką plażę. Jakieś zielsko jeszcze zielone dopóki jest w wodzie ale gdy większa fala wyrzuci je na piasek to zamienia się w brunatne mało atrakcyjne resztki.
Dla nas to żadna atrakcja ale jak widać mewy były odmiennego zdania i zawsze znajdowały coś smacznego do jedzenia. Jakieś muszki lub małe ślimaki sprawiały, że ptaki ciągle przeglądały zawartość brunatnej warstwy.
Gruntownie zmielone muszelki tworzyły białą plażę miękką i przyjemną. Zdarzały się również miejsca gdzie można było nadepnąć na dość duże muszle, takie miejsca wydobywały syk bólu bo drobne i ostre muszle kłuły bez litości nieprzystosowane stopy.
Do zachodu słońca mieliśmy około pół godziny co wydało mi w sam raz aby nacieszyć się wodą i widokiem zachodzącego słońca. Okazało się, że to jednak zbyt dużo gdy ktoś utyskuje i narzeka przez cały ten czas. Nasz kolega przez cały czas marudził o piwie. Nie zachwycał się widokami lecz gadał bez przerwy o kolegach i koleżankach którzy właśnie teraz piją piwo w jego ukochanej knajpce. Ani ja ani p. nie jesteśmy piwoszami więc nie byliśmy w stanie zrozumieć tęsknoty za piwem. Spacer zamienił się w udrękę gdy do zachodu pozostało kilka minut. Temat piwa stał się tak gorący, że postanowiłam odejść na tyle daleko aby nie słyszeć ani jednego słowa na temat braku piwa w organizmie. Każde z nas miało aparat i postanowiłam sama zmierzyć się z dość trudnym tematem jakim jest zrobienie dobrego zdjęcia czerwonej kuli topiącej się w wodzie zatoki.
Czułam się oszukana i zawiedziona dzisiejszym wieczorem. Miało być romantycznie i spokojnie a wyszło na nerwówkę w oczekiwaniu na utopienie Słońca i natychmiastowy odwrót z plaży aby po drodze do domu wpaść na kufel piwa. Na wakacje jeździmy zawsze sami bo łatwiej dojść do porozumienia pomiędzy dwoma osobami niż trzema lub czterema. Z biegiem lat małżeństwo dociera się a nasze doszło do takiej formy zrozumienia, że czasami nawet słowa nie są potrzebne aby w danej chwili zareagować identycznie. Panowie szli nieśpiesznie więc mogłam wyobrazić sobie, że jestem sama na plaży i przez chwilę zapomnieć o niedogodnościach idących za mną.
Plaża brzydka, towarzystwo do niczego więc zajęłam się obserwacją przyrody. Często zerkałam pod nogi bo jak wspomniałam dużo było zdradliwych muszelek na które nie chciałam nadepnąć przez nie uwagę. Gdy zobaczyłam obrzydliwstwo na które mogłam nadepnąć to już z dwojga złego wolałabym ostrą jak nóż muszelkę niż takiego ślimaka pod stopą.
Idąc plażą nie wiadomo co żyje w wodzie zaledwie kilkadziesiąt metrów od linii brzegu. Wydawać by się mogło, że nic tam nie ma bo przecież nic nie widać. Skoro nie widać to nic nie ma i już. Jednak z perspektywy piechura nie widać wszystkiego tym bardziej, że ludzkie oko jest mało doskonałe w porównaniu z innymi mieszkańcami Ziemi. Ptaki z reguły mają "sokole oko" i widzą zadziwiająco dużo z nieosiągalną dla ludzi głębią ostrości. Przykładem były mewy które z łatwością wypatrywały pokarm tuż pod powierzchnią wody. Ich widowiskowe nurkowanie chyba tylko mnie zainteresowało bo jak okiem sięgnąć nikt na nie nie zwracał uwagi. Ich spokojny lot raptownie zmieniał się w pionowe pikowanie zakończone nurkowaniem i przeważnie owocował upolowaniem ryby.
Wreszcie nadszedł czas gdy wszyscy zwrócili swe twarze w stronę zachodu. Czerwień przyciągała jak magnes. Zamiast błękitu który królował przez cały dzień na niebie teraz wszystko uległo zmianie. Do niedawna białe chmury przybrały odcień różu a te w pobliżu Słońca aż raziły czerwienią. Błękit trochę poszarzał jakby nie chciał konkurować z czerwienią. Teraz jedyną atrakcją był całkiem ładny zachód Słońca.
Jeszcze wpatrywałam się w miejsce po Słońcu gdy do mych uszu dotarły słowa, że wreszcie czas na wizytę w browarze. Zdziwiło mnie, że w browarze bo ponoć miało być jedno piwko a nie zwiedzanie browaru. Z resztą chyba było zbyt późno aby po browarze oprowadzać wycieczki. Nie chciałam zgadywać co mnie czeka i nie chciałam pytać bo lubię niespodzianki.
Do pubu, piwiarni lub knajpy, jak kto woli, dotarliśmy już o zmroku. Zaraz po zachodzie słońca zawładnęła światem noc. Nie mogę się nadziwić jak szybko człowiek przyzwyczaja się do otaczającego go świata i jak szybko zapomina. U nas po zachodzie ściemnia się stopniowo zanim zapanują egipskie ciemności. Na południu następuje to raptownie i wraz z ostatnimi promieniami słońca kończy się dzień aby dosłownie za chwilę nastała noc. NIe wiem dlaczego ale właśnie dziś zaskoczyło mnie to zjawisko. Byliśmy na samym końcu Florydy i tam też doświadczaliśmy nagłej nocy bez jakichkolwiek emocji. Może dlatego, że spodziewałam się nudy przez kolejną godzinę podczas której będę przyglądała się pijakom którzy mają białe wąsy po odjęciu szklanki od ust.
Drzwi były otwarte bo tam ciepło, w środku i na zewnątrz taka sama temperatura. Ludzi pełno przy barze i przy stolikach. Trochę mnie to zbiło z tropu bo nie spodziewałam się aż takiego tłumu. Prawdziwą niespodziankę zafundował nam kolego swą osobą. Połowa towarzystwa rzuciła się na nas aby się przywitać. Miałam nadzieję, że uda mi się umknąć gdzieś na bok aby nie zostać poturbowana. Guzik z moich zamiarów, kolega przedstawił nas swoim kolegom i zaczęło się witanie i pozdrawianie. Upłynęło parę długich chwil gdy mogliśmy, lekko rozpychając towarzystwo, dotrzeć do baru.
To miejsce było rzeczywiście browarem i wybór piw wprawił mnie w totalne zdumienie. Obok baru na ścianie wisiała biała tablica cała zapisana czarnym mazakiem. Cztery kolumny zawierały nazwę piwa, procentową zawartość alkoholu, cenę i coś jeszcze ale nie pomnę co.
Wybór oszałamiający, nazwy dziwne i nie wiele mówiące. Jedyne co przemawiało do rozumu to ilość procentów w kwaśnej wodzie. Tak, urżnę się dzisiaj bo smakiem nie będę się delektowała. Zamówiłam więc to najmocniejsze. Według barmanki miało być wiśniowe i wiecie co było rzeczywiście o posmaku wiśniowym i druga szklanka już mi smakowała. Wszystkie piwa były wlasnej produkcji i o wiele mocniejsze niż te sklepowe. Już wiem czemu tyle ludzi chadza w to miejsce. Na miękkich nogach poszliśmy za kolegą który chciał pokazać nam gdzie produkuje się piwo. W przyległym pomieszczeniu dopiero było nastrojowo, półmrok rozjaśniały kolorowe plamy świetlne. Ale czad, zupełnie jak na dyskotece w latach osiemdziesiątych.
Jeszcze kilka kroków i dotarliśmy do serca tego miejsca. Rurki, stoliki i wielkie kadzie ze stali strzegły tajemnicy sukcesu tego mało okazałego miejsca.
Tajemnicze, nikomu nie zdradzane receptury sprawiają, że ludzie lgną do takich miejsc aby napić się prawdziwego piwa. Piwa o zdecydowanym smaku i mocy.
Trzecia szklanka piwa o mocy 13% zaszumiała mi w głowie i z radością usłyszałam, że już pora jechać do domu bo rano nasz kumpel musi stawić się w pracy, wypoczęty i trzeźwy.
Nie przekonałam się do piwa ale rozumiem ludzi którzy lubią ten napój i jestem w stanie stwierdzić, że w szklance piwa jest ukryty zachód słońca tuż przed jego zaśnięcien do kolejnego poranka.
Nie lubię piwa. I to z kilku powodów i nie pijam. Te piwa "prosto z browaru" ponoć zawsze se lepsze, co mi tłumaczono kiedyś w monachijskim browarze.
OdpowiedzUsuńLubie być nad morzem w trakcie zachodu słońca oraz w księżycowe noce gdy jest tzw. still i morze wygląda jakby było wypełnione roztopionym srebrem.
Ładne te wszystkie zdjęcia, te z mewami zwłaszcza.
Serdeczności;)
Kariera piwa wskazaywałaby, że pije je każdy jeszcze przed dorosłością a tu proszę, do naszej dwójki dołącza jeszcze ktoś!!!! Tak poważnie to nie ma pośród naszych znajomych nie pijących piwa za to spacery po plaży lubią wszyscy.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Nie jestem piwoszem wiec jak Ciebie bar i browar interesowal by mnie raczej technicznie niz smakowo.
OdpowiedzUsuńI ja mysle ze wschodnie wybrzeze Florydy jest ladniejsze, chocby ze wzgledu na plaze. I chociaz zatoka Meksykanska tak ogromna ze nie odczuwa sie iz to tylko zatoka to jednak nia jest i pewnie z tego powodu jej flora tez inna i zasmiecajaca. Ja nigdy nie moglam sie pozbyc uczucia ze w jej wodzie jest jakas doza ropy no bo posiada wiele platform wydobywczych.
Tak to bywa gdy nasze wakacje sa dzielone z innymi osobami - czy sie chce czy nie trzeba sie dostosowac do ogolu.
Ale mimo to wyglada ze mialas udany pobyt na Florydzie.
Wiele osób nie korzysta z wodnych kąpieli poza łazienką więc dla nich zachodnie wybrzeże może być zadowalające tym bardziej, że tylko tam można obserwować zachody. To był raczej techniczny wyjazd aby wspólnymi siłami uporać się z problemami wodno-kanalizacyjnymi naszego motorhome niż wakacje ale przy okazji odpoczęłam od codziennego znoju.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
prawda z ta noca, chociaz ja myslalam, ze to normalne zjawisko. Nie pije w ogole piwa, slubny tez nie, ale odkad zaprzyjaznil sie z sasiadem alkoholikiem od maja wypil wiecej piw niz przez cale swoje zycie, a pije tylko jedno na spotkaniu.
OdpowiedzUsuńWielki szacun dla współmałżonka, że tak poświęca się dla dobra rodziny. Dba o stosunki dobrosąsiedzkie nie bacząc na to, że musi spożywać znienawidzony napój. Pozazdrościć:))))
UsuńLubię piwo z sokiem po całym dniu pracy, kiedy jest gorąco ... albo po wędrówce, na wolnym powietrzu, patrzeć na ludzi, odpoczywać; zamknięte bary to nie to; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPiwo z widokiem na włości pewnie lepiej smakuje o czym my mieszczuchy nie jesteśmy w stanie się przekonać. Pozostaję wierna swym nawykom nie ryzykując białych wąsów nawet z najlepszej pianki piwa.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Specjalnie za piwem nie przepadam, czasem wypiję jakieś, najlepiej z jakiegoś małego browaru, a nie z jakiegoś wielkiego, którego reklamy widać wszędzie.
OdpowiedzUsuńAle są tacy narwańcy, jak Wasz kolega, co za piwem poszliby na koniec świata i dali się niemalże pokroić za kufelek.
Zachód słońca zawsze jest piękny, spacery po plaży też ... dobrze, że u nas nie ma takich paskudnych ślimorów ;) a zachód mamy po lewej stronie, latem tak prawie na wprost, jak jesteśmy nad Bałtykiem :)) tak mi się w oczy rzuciło ;)
Nad Bałtykiem z plaży patrzysz na północ a w okolicach Tampy na zachód. Czy z lewej czy z prawej zachód zawsze jest widowiskowy i nigdy nie mam go w nadmiarze. Lubię takie spokojne spacery podczas których chciałabym aby stanął czas.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Ta koncowka o piwie jest taka bardzo poetycka:) Raz jeden jedyny pilam piwo, ktore moge nazwac dobrym. Faktycznie milo fajny posmak… niestety nie moge przypomniec sobie jego nazwy, a butelka wygladala dosc pospolicie. Potem wielokrotnie go szukalam, ale nie odnalazlam.
OdpowiedzUsuńZachod slonca cudny;)) I te pikujace mewy.
Piwo znika jak Hudini; kiedyś przywieźliśmy piwo z Nowego Meksyku dla kolegi. Smakowało mu baaardzo. Kiedy ponownie tam zawitaliśmy po kilku latach nikt o takim piwie nie słyszał.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Ja tam lubię piwko w upalne, letnie dni i wieczory ale tylko na świeżym powietrzu, tylko z butelki i tylko Warka strong. Ale takie piwko prosto z browaru to mogło być dobre doświadczenie.
OdpowiedzUsuńJak kraść to miliony a jak pić piwo to mocne i pachnące. Ludzie mówią, że te słabe i bez procentów to siki nie warte nawet spojrzenia a o piciu nie wspominając.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)