Petronela wpada do mnie znienacka jak czołg nieprzyjaciela. Również i tym razem prawie bez uprzedzenia bo zakomunikowała, że jedzie do mnie z jagodami bo ma pełną zamrażarkę i musi je gdzieś przechować a ja okazałam się idealną osobą do przechowywania nadmiarów spożywczych bliźnich.
Stanęła w drzwiach jak chmura gradowa zasłaniając promienie zachodzącego słońca, z dwoma reklamówkami wypchanymi po same uchwyty.
- Witaj najdroższa przyjaciółko! - Rozległo się donośne powitanie pana domu i za swoimi słowami p. podbiegł do drzwi aby powitać gościa.
- To dla was, sama zbierałam. Tak mi dobrze szło, że mam nadmiar i nie mam co z nimi zrobić. - No tak zamiast wyrzucić na śmieci przywiozła nam. Postawiła foliowe torby na podłodze aby objąć p. w powitalnym uścisku. Ich obłapianie się doprowadza mnie do szewskiej pasji bo ani to ładne, ani na miejscu ani... ani miłe memu oku. Zrobili „miśka” tak czułego i silnego, że piłą łańcuchową byś ich nie rozdzielił. Trwało to długo i zbyt długo za razem. Gdy wreszcie opadli z sił p. wziął przyniesione prezenty i oddalił się w stronę kuchni. Teraz przyszła kolej na nasze powitanie które było zwyczajowym dotknięciem policzków z głośnymi cmokami mającymi udowodnić przyjaźń i oddanie każdej ze stron.
p. zaczął przygotowywać lekkie przekąski aby nam się nie nudziło lub łatwiej rozmawiało nawilżając usta i wyschnięte gardła od plotkowania. Z zadziwieniem spoglądałam na niecodzienne ilości ustawionego na ławie żarcia. Petronela trajkotała bez przerwy więc wzrokiem spytałam „po co tyle?”. p. ze stoickim spokojem odpowiedział na głos nie przejmując się, że w pokoju aż dudni od rozentuzjazmowanego głosu Petroneli.
- Posiedzicie przecież do pierwszej w nocy albo dłużej. - I uśmiechnął się uwodzicielsko w stronę mojej koleżanki. Dalej nieprzerwanym truchtem podążał do kuchni a za chwilę, co z niej wygrzebał stawiał na ławie. Dostanę chyba szału jak jeszcze coś przyniesie bo to nie jest weselna uczta a jedynie pogaduszki wynikłe z uprzejmości z mojej strony i obowiązku ze strony Petroneli albo na odwrot. Gdy p. znosił skromny poczęstunek dowiedziałam się bardzo dokładnie gdzie była na jagodach w jakim kostiumie kąpielowym je zbierała i gdzie ma największe poparzenia od słońca bo przecież zapomniała wysmarować się kremem z filtrem UV. Na trzyosobowej kanapie Petronela zajmowała tyle miejsca, że ja siedząc obok niej zostałam zepchnięta w sam koniec kanapy przytulając się do podłokietnika na jej jednym końcu. Wcale nie dlatego, że gdy Petronela skończyła intensywne ćwiczenia z ciężarami to przybyło jej piec kilo na jednym boku, zajmowała tyle miejsca. Po prostu usiadła na samym środku i swoją torebkę położyła po lewej stronie zostawiając mi niewiele miejsca. Nie powinnam się dziwić bo po takim szczerym i czułym powitaniu nie powinno mnie tu być. Nikt z resztą mną się nie przejmował więc siedziałam naburmuszona i wpatrywałam się w telewizor z niemymi obrazkami bo głos został wyłączony. Gdy po raz kolejny usłyszałam „słuchaj p.” aby przyciągnąć jego uwagę swym trajkotaniem ja wyłączyłam swe uszy i zapadłam w letarg popijając wiśniową nalewkę, przysmak z zeszłego roku który oczywiście tez zjawił się na ławie.
- Och ja nie będę piła! - Z odrazą prawie wykrzyknęła Petronela.
- Nie myśl, że pozwolę ci wytrąbić całą butelkę, to jest przysmak i jest taki mocny, że po czterech kieliszkach zaczniesz bełkotać. - p. bez ogródek wysławia się bardzo często raniąc gości.
- Ja nie o tym tylko mam auto bez świateł. Nie mam krótkich ale to żaden problem bo jeżdżę na długich. Nie mam też stopu i migaczy więc może mnie zatrzymać policja ale może się uda bo jeżdżę tak od dwóch miesięcy. - p. jednak polał pierwszą kolejkę i powiedział, że Petronela może przecież przenocować co ona przyjęła z zadowoleniem i uniosła do rozgadanych ust napój.
- Mmmmm jakie dobre, nalej jeszcze. - p. natychmiast zareagował wypełniając jej kieliszek po brzegi. Mnie lekko zamroziło takie tempo bo wiem jak zdradliwe są nalewki w naszym wykonaniu. Upiłam trochę pozostawiając sobie resztę na później bo już czułam, że wizyta Petroneli będzie długa.
- To co zrobicie z jagodami? - Petronela zadała pytanie i nie oczekując odpowiedzi do której żadne ze słuchaczy się nie garnelo zaczęła opowiadać co najlepiej z nimi zrobić. Gdy po mieszaniu z cukrem i śmietaną przyszły inne wariacje z greckim jogurtem i otrębami oraz dziesięć innych sposobów wymienionych ze szczegółami godnymi Kuchni Polskiej p. odpowiedział.
- Zasypię cukrem i utopię je w spirytusie. Będzie jagodzianka, że kieliszek lizać. - Dziś gdy minęło kilka miesięcy od tej wizyty mogę z czystym sumieniem napisać, że jagodzianka przeszła nasze oczekiwania. Tak sobie gadali a ja gapiłam się w ekran niemego telewizora.
- Chyba, że o piątej rano. - Zatkało mnie bo usłyszałam godzinę o której człowiek jeszcze nie funkcjonuje. Zaczęłam się przysłuchiwać rozmowie z zaciekawieniem.
- Później już nie mogę bo jestem zajęta. - Petronela zupełnie poważnie zaczęła opowiadać o swych obowiązkach które nawet dziesięć Matek Polek nie udźwignęłoby na swych barkach.
- Nie to za wcześnie. - Rzekł p. z niedowierzaniem i dezaprobatą. - W jakąś sobotę przed południem.
- Weźmiecie rowery i przyjedziecie do mnie, zjemy śniadanie i pojedziemy na wycieczkę ale musimy być z powrotem o ósmej trzydzieści.
- O piątej rano śniadanie! Porąbało was! Ja nie jadę. - Para wariatów umawiała się w mej obecności na rowery o tak wczesnej godzinie, że nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Petronela i p. wcale nie zareagowali na mój wybuch entuzjazmu i nawet nie zaszczycili mnie swym spojrzeniem nie mówiąc już o zdawkowym „daj spokój” po prostu mnie tu nie było.
- To kiedy? W która sobotę bo nie wszystkie mam wolne.
- Nam to obojętne ale jak ty wybierzesz to OK. - p. wydawał się jakiś rozbawiony i zaczęłam węszyć podstęp, że podpuszcza koleżankę aby wyznała co takiego ważnego ma w weekendy do zrobienia. W jego kącikach ust ledwo dostrzegalny grymas uśmiechu demaskował jego niecne zamiary. Kamiennie spokojna twarz wyrażała skupienie i zrozumienie niezliczonych zajęć i obowiązków rozmawiającej z nim kobiety.
- Zaraz sprawdzę. - Petronela natychmiast obróciła się aby wziąć torebkę na kolana. - Mam wszystkie spotkania zapisane w kalendarzu więc zobaczymy kiedy. - Zaczęła przenosić torebkę na swoje kolana i oczywiście walnęła mnie łokciem pod żebra. Stłumiłam w sobie okrzyk oburzenia bo nie chciałam usłyszeć słodkiego zdziwienia z jej ust w stylu „a co tak przytyłaś, że nie możemy zmieścić się na trzyosobowej kanapie, miejsca ci mało?”. Wypiłam pozostałość nalewki wiśniowej z mojego kieliszka i skoncentrowałam się na paskach informacyjnych bo akurat był dziennik telewizyjny. Na prawdę czułam się psychicznie stłamszona i poobijana fizycznie a na domiar wszystkiego ignorowana we własnym domu. Postanowiłam wyindywidualizowac się wkładając do ust kawałek sera brie z dżemem wiśniowym. p. siedział w polu widzenia na tle telewizora na dostawionej pufie aby mógł patrzeć na nas en face. Petronela tkwiła obok więc dzięki takiemu ustawieniu nie musiałam na nią spoglądać ku memu zadowoleniu i była mało widoczna. Raptem p. zrobił oczy tak wielkie, że pomyślałam iż do płuc wpadła mu krewetka lub udusił się w jakiś inny sposób. Zarżał jak wściekła kobyła i spadł z pufy na podłogę. W pierwszej chwili pomyślałam, że zejście śmiertelne nastąpiło w dość nietypowych warunkach ale jego śmiech zbił mnie z tropu. Nie wiedziałam co wprowadziło w taki stan mego niezrównoważonego małżonka, w stan zupełnego ogłupienia. Spodziewałam się, że jest to normalna reakcja na zbyt długą rozmowę z Petronelą. Wił się na podłodze aż łzy zaczęły kapać mu po policzkach a że zmieniał pozycje jak wąż to cała jego twarz była mokra. Ledwo chwytał powietrze i jęczał zaśmiewając się do bólu. Petronela natomiast zaczęła wyczytywać kiedy ma wolne i przedstawiała możliwości wspólnego spotkania aby wspólnie wybrać się na rowerową wycieczkę.
- Zobacz co ta wariatka trzyma! - Pomiędzy spazmami śmiechu p. wydobył z siebie jedyne słowa które był w stanie wypowiedzieć. Znów rechotał jak po amputacji zdrowego rozsądku i płakał. Obróciłam głowę i widok skonsternowanej Petroneli wcale mnie nie zdziwił bo rzeczywiste zachowanie p. było godne politowania. Po sekundzie dojrzałam przedmiot w jej dłoniach. Petronela trzymała przed sobą ścienny kalendarz na dwanaście miesięcy. Taki podzielony na pół którego górna część jest widoczkiem a dolna podzielona na dni danego miesiąca. Poczułam, że tracę zmysły bo jak do jasnej cholery można nosić w torebce ścienny kalendarz! Czułam, że mięśnie brzucha zaczynają drgać w znanym rytmie zwykle towarzyszącym długiemu i szczeremu śmiechowi. Oczy napłynęły łzami i wiedziałam, że za chwilę moje zachowanie do złudzenia przypomni to które demonstrował ostentacyjnie osobnik na podłodze.
- No co? Przecież muszę gdzieś zapisywać spotkania a w kalendarzu najwygodniej. - Petronela czuła się najwidoczniej dotknięta bo nie pojęła komizmu sytuacji gdy z damskiej torebki wyjmowany jest starannie złożony na cztery ścienny kalendarz.
- To nie masz innego!? - p. nie dawał za wygraną i znów zaniósł się zaraźliwym śmiechem. Ja też już łkałam, ocierałam płynące z oczu łzy nie dbając czy rozetrę makijaż na całej twarzy w szare zacieki.
- Mam jeszcze inne. - Petronela spokojnie odpowiedziała ciągle zagubiona. - Mam dwa podręczne ale są tak duże, że nie mieszczą mi się w torebce.
mam co roku tyle sciennych, niewykorzystanych kalendarzy, a w torebce zadnego, ale chyba jednak nie podkradne pomyslu :) artdeco
OdpowiedzUsuńPrzy tak ogromnym wyborze kazdy znajdzie cos dla siebie w roznych rozmiarach i kolorach wiec tym bardziej ''pomysl'' Petroneli jest szokujący.
UsuńPozdrawiam:-)
Nie dość, że napisane z humorem to jeszcze jakie prawdziwe! Chyba każdy z nas zna taką "Petronelę" ;)
OdpowiedzUsuńKobieca pomysłowość granic nie zna, a i torebki teraz takie robią, że wszystko pomieszczą. Chociaż ładny ten widoczek z tego kalendarza? Może nosi coby ją odsresowywał;) W końcu jak się ma taki charakter, to i pewnie dużo rzeczy człowieka frustruje i denerwuje...
Zaczynam podejrzewac Petronelę o celowe i przemyślane działanie aby zwrocić na siebie uwage za wszelka cene. Jednakże w tym przypadku to bezmyslnosc i brak koncentracji nad wykonywaną czynnością powodujac zakłopotanie osób znajdujących się wokół niej. Odszukaj ''Cyce jak donice'' to przekonasz sie, że jest ona wręcz niebezpieczna!
UsuńPozdrawiam:-)
Petronela to wydanie jednorazowe,dobrze ze nie nosi w swojej torebce budzika z radiem;))))
OdpowiedzUsuńJuz dawno tak sie nie smialam,hahahahaha.
To jest problem bo Petronela jest cierniem w moim rozanym zyciu juz od dwunastu lat i jak pisza inni to kazdy ma taka istote obok siebie. Nerwy mi szarpie ale jak nie lubic takiej klasy rozrywki:))
UsuńPozdrawiam:)
Pamiętałam wpis o cycach i jak przeczytałam pierwsze zdanie, to wiedziałam, że będzie śmiesznie :-) Petronela jest nie do podobienia! A tak w ogóle to nie mogę się skupić na pisaniu komentarza, bo bawię się motylkami, co mi się spod myszki wysypują :-)
OdpowiedzUsuńOd mojego pierwszego tatuazu ktorym byl niebieski motyl lataja za mna te owady i raptem pojawily sie i na blogu.
UsuńPozdrawiam:)
Cyce w wykonaniu Petroneli to hit nie do podrobienia:)
UsuńNormalnie pękłam ...ze śmiechu !!!!..pomysł... r e w e l a c y j n y ;) Jaką torbę nosi Petronela?...może walizkę na kółkach ?
OdpowiedzUsuńJa też mam taką koleżankę, wypisz, wymaluj Petronela. Gdy "wpada" do mnie, czuję się jak nie u siebie ;)
Torba Petroneli zajela godne jej 1/3 trzyosobowej kanapy ale rozmiarami nie bardzo roznila sie od tych niewyszukanych w ktorych mieszcza sie najpotrzebniejsze przedmioty codziennego uzytku czyli duza.
UsuńJezeli masz odpowiednika Petroneli to rozumiesz jak sytuacja targala moje nerwy.
Pozdrawiam:)
Istna kobieta-disaster! Bez krotkich swiatel, migaczy I stopowych - wielgachny kalendarz to przy tym tylko kropka nad "i" . Nigdy nie znosilam gadatliwych osob, zwlaszcza majacych niewiele do powiedzenia I pewnie nie moglabym byc przyjaciolka Petroneli.
OdpowiedzUsuńBuziaki :)
Jak mozna byc abnegatem zyciowym i miec wszystko w du... Wszystko i wszystkich wokol siebie bo takie glupoty wcale dobrze o stanie jej umyslu nie swiadcza.
UsuńPozdrawiam:)
Padłam :)))) Zwłaszcza z tych podręcznych, które nie mieszczą się w torebce :)) Ale ścienny się mieści :)) Poplątanie z pomieszaniem, jak u Monty Pytona ;)
OdpowiedzUsuńJezeli zakupila podreczne kalendarze w formacie A-4 to ten scienny byl jedynym wyjsciem ale i tak jej glupota jest ledwo do tolerowania bo zrozumiec sie tego nie da.
UsuńPozdrawiam:)
To się kobiecina nanosi w tej torebce. Ataner, jak ktoś nie potrafi pisać maczkiem tylko dość dużymi literami, to musi mieć sporo miejsca, a taki kalendarz ma sporo miejsca do zapisywania. Poza tym jak pisze dużymi kulfonami to nie musi okularów zakładać:))) Bezustannie podziwiam Cię, że znosisz tak spokojnie wizyty Petroneli, która chyba powinna mieć na imię Pterodaktylla. Jesteś bardzo wyrozumiałą kobietą.
OdpowiedzUsuńBuziaki,;)
Nie mam pojecia czy cokolwiek jest w stanie wytlumaczyc jej bezsensowne postepowanie. Ja pisze duzymi literami ale w kalendarzyku jak dwie paczki papierosow jestem w stanie napisac poemat pochwalny zdrego rozsadku. Na dodatek taki kalendarzyk miesci sie w torebce nawet minimalnych rozmiarow jezeli musimy go w niej zmiescic. Taki cyrk w wykonaniu Petroneli jest swiadectwem, ze niedaleko czlowiek odskoczyl od malpy.
UsuńPozdrawiam:)
No coz, zwazywszy na wielkosc mojej torebki, w ktorej nosze zawsze pol gospodarstwa domowego, taki kalendarzyk zmiescilcy sie spokojnie. :)))
OdpowiedzUsuńKazda z nas jest pretendentem do zlotego medalu w upychaniu torebki ale kto na Boga wpadlby na pomysl tak szalony jak opisany w poscie.
UsuńPozdrawiam:)
No to znowu sobie przeczytałam fantastyczny post z dużym poczuciem humoru i śmiechu. Nie mam żadnego kalendarza w torebce i z pewnością ni byłby nim kalendarz ścienny :)))
OdpowiedzUsuńKazdemu wedlug potrzeb - zgoda bo kalenarzy jest ponad tysiac wzorow i wymiarow.
UsuńKazdemu wedlug zaslug - zgoda kajdanki i kaftan bezpieczenstwa dla Petroneli!
Pozdrawiam:)
Bez wzgledu na to jak smieszna jest opisana przez Ciebie historia, to jednak nie wyobrazam sobie, zebym taka Petronele tolerowala. Na pewno nie pozwolilabym nikomu na takie traktowanie mnie w moim wlasnym domu. Cos takiego mogloby sie zdarzyc tylko dwa razy, pierwszy i ostatni:)))
OdpowiedzUsuńWyjechalabym na Petroneli jak na lysej kobyle i na tym by sie skonczylo.
Bez wzgledu na to jak smieszna jest opisana przeze mnie historia, to jednak nie wyobrazam sobie abym byla w stanie pozbawic sie tolerancji i prawa do samostanowienia. Nie ulegam ogolowi i pojeciom co wypada a co nie tym bardziej, ze dzisiejszy swiat przeciwstawia sie dogmatom z minionej epoki. Badzmy otwarci na swiat bo Petronela pozbawiona dobrego gustu ale bedaca soba na codzien zawsze znajdzie u mnie miejsce przy stole kiedy tylko zapragnie.
UsuńTo, ze bulwersuje mnie przy kazdej swej wizycie wcale nie znaczy, ze powinnam zerwac z nia kontakt tym bardziej, ze jej szczere zamiary sa rzadkoscia posrod znajomych. Nigdy nie nazwalam jej przyjaciolka i to powinno dac duzo do myslenia.
Ja nie potrafie tak drastycznie postepowac w zyciu jak ty i nie wiem czy to moja zasluga czy wada. Konca Petroneli nie bedzie i zapewne ciag dalszy nastapi tak jak nasze zycie zaskakuje nas gdy wstajemy aby przywitac kolejny dzien tak ja przywitam z szacunkiem dzien w ktorym pojawi sie Petronela. Gdy znow mnie wkurzy napisze o tym natychmiast:)))
Pozdrawiam:)
Widocznie za bardzo sie skupilam na tej czesci, w ktorej opisujesz jak bardzo czulas sie niepotrzebna i ignorowana. Dla mnie takie zachowanie wobec mnie jest nie do przyjecia.
UsuńWyglada na to, ze to tylko fikcja literacka dla podniesienia napiecia, a ja sie w ten wstep wczulam niepotrzebnie.
Za bilety na tak zabawne wystepy ludzie placa kupe kasy! Co prawda przez lzy ze smiechu nie wszystko od razu moge odczytac, ale juz ustawiam sie w kolejce na nastepny opis jej wizyty!
OdpowiedzUsuńPetronele musze dawkowac poniewaz jej nadmiar grozi utrata zmyslow lub udlawieniem sie ze smiechu. Ciag dalszy bedzie oj bedzie:)
UsuńPozdrawiam:)
Jak dobrze tak posmiac sie na dzien dobry:)) Tez sie bawie motylkami:)
OdpowiedzUsuńJa na sama mysl o wizycie Petroneli czasami dostaje gesiej skorki ale tez smieje do rozpuku i zastanawiam sie co znow wymysli:)
UsuńPozdrawiam:)
A to pomysłowa kobieta. kalendarz scienny w torebce, dobre sobie, ale mnie juz niewiele w zyciu dziwi :) Znam rozmaite oryginaly i Twoja kolezanka z pewnoscia wiedzie prym :)
OdpowiedzUsuńUciekam od takich z daleka i wspolczuje Ci takiej kolezanki, dzieki ktorej musisz noce zarywac.
Serdecznosci :)
Tym razem mialam szczescie bo okazalo sie, ze Petronela tuz przed dwudziesta druga musiala wyjsc poniewaz przypomniala sobie o kilku nie zalatwionych sprawach w tym dniu:))
UsuńPozdrawiam Tokio:)
No i na dobranoc poczytalam sobie i pojde robawiona spac. Masz racje - kazdy ma prawie taka Petronele obok siebie . Petronela moze wkurzac ale skoro rowniez rozbawiac.A tak naprawde - natchnelas mnie i mam temat dla mnie.
UsuńPetroneli należą się specjalne wzgledy bo pomimo szoku wywolanego jej kolejnym dziwactwem to ubaw jaki zapewnia nie ma sobie rownego.
UsuńPozdrawiam:-)
A ja chyba odmałpuję ten kalendarzyk ścienny w torebce. Zroluję go i usztywni mi dno torby. W razie czego można go użyć do rysowania, szkicowania, konstruowania. Od czasu do czasu mogę tą tubą wzmocnić swój głos w dyskusji na odległość a w razie odmiennego zdania walnąć między oczy (swoje międzyoczy) dla właściwszego skupienia się nad tym co mi inni przekazują. Do zapisków tekstowych/fotograficznych/wideowych mam przecież komórkę, iPod, laptop... i to wszystko w torebce-torbie z miękkim denkiem :). A, Petronelą nie jestem, nawet Petroneli w życiu nie spotkałam choć imię mi się podoba... takie nie dzisiejsze :) ale takie paliwowe i energiczne :).
OdpowiedzUsuńNawet nie pomyslalam, ze moze zaistniec potrzeba noszenia kalendarza sciennego w torebce. Twoje sposoby wykorzystania tego przedmiotu rzucaja zupelnie nowe światlo na wydawaloby sie oczywiste jego przeznaczenie. Gdy kiedys znajde go w mojej torebce to bedzie to li tylko wynikiem panujacej mody ktorej bedziesz prekursorką:-) :-) :-) :-) :-)
UsuńPozdrawiam:-)
a już myślałem, że jagody jesienią :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że przeczytałeś ten kawałek tekstu o nalewce dokładnie bo z niego wynika, ze opisana historia miala miejsce kilka miesięcy temu.
UsuńPozdrawiam:-)
Dobrze sie czytalo do momentu 'Zobacz co ta wariatka trzyma', brzmi to mocno obrazliwie i nic nie widze w tym smiesznego ze byl to scienny kalendarz, przeciez zmiescil sie w torebce, jej wybor kalendarza i tak duzo smacznych, zdrowych jagod Wam przyniosla. Petronela P.
OdpowiedzUsuńDla obcego, moze wydac sie szokujace to stwierdzenie ale po pietnastu latach znajomosci istnieje mozliwosc mowienia sobie wprost co myslisz bez zaowalowania i nikogo z nas to nie razi, zupelnie przeciwnie niz scienny kalendarz w torebce. Jak widze Petronela znalazla bratnia dusze ale niestety nie powiem jej tego.
UsuńCo do amerykanskiej borowki to nie sa one tak pyszne jak te dzikie europejskie, maja duzo mniej "smaku".
Pozdrawiam:)