- Mam zwidy, mam haluny i odloty. - Taki mniej więcej tekst dosłyszałam gdy p. podśpiewywał sobie pod nosem w rytm piosenki z radia. To że jest on zdolnym fałszerzem melodii jest mi dobrze znane bo biedak nie jest w stanie poprawnie zaśpiewać nawet "sto lat" nie mówiac już o "kotku na płotku". Owszem zna się trochę na muzyce jak każdy z nas ale śpiewacze beztalencie z niego na skalę światową. W jaki sposób skonczył liceum o profilu muzycznym pozostanie zagadką wiekszą niż Yeti. Nasze długie przejazdy pomiędzy jednym a drugim przystankiem wielokrotnie urozmaica mi swym ryko-śpiewem z własnym tekstem czasami bardzo zabawnym więc pomyślałam sobie, że to wprawki do kolejnego, nadchodzącego w niedalekiej przyszłości recitalu.
- Widziałem coś czego nie ma.
- To gdzie się gapisz. - Od razu wygarnęłam bo nie zaskoczyłam o co chodzi w tym skrócie myślowym. Tak przynajmniej mi się wydawało, że to skrót myślowy.
- Zobaczyłem gatunek zwierza który nie występuje na ziemi. Nie ma takiego. Nie ma. Ale mam zdjęcie na dowód mego odkrycia nowego, nieznanego ludzkości potwora.
- Co ty bredzisz chłopie. Zbliżamy się do Santa Fe i tam kupisz sobie wreszcie okulary. Znów będziesz widział poprawnie.
- Przekonasz się sama gdy obejrzysz zdjęcie, to jakby skrzyżowanie żyrafy z nosorożcem. - Przemilczałam sekretne wyznanie odkrywcy i podjechałam w stronę sklepu giganta w którym można kupić wszystko albo jeszcze więcej. Stoisko z okularami bez recepty było dobrze zaopatrzone i p. zaczął wybierać taką ilość dioptrii aby mógł widzieć w dal i czytać. Te które wybrał jako pierwsze były nawet znośne wizualnie ale gdy wziął w rękę fioletową oprawkę ciśnienie lekko mi skoczyło.
- No co? Nośmy się na kolorowo. Prawda kochanie? - O nie! Kiedy to p. do mnie przemówił ''kochanie''.
- Jak ty będziesz w tym wyglądał! - Reką wskazałam fioletowe, zjadliwe okulary.
- Oj to tylko chwilowo bo muszę zakładać te na te abym mógł coś przeczytać. - Faktycznie ślepota jest dokuczliwa i już słowem się nie odezwałam bo dlaczego niby fioletowe oprawki mają być złe. Po powrocie do domu i tak trzeba będzie zamówić nowe okulary z podwójnymi soczewkami. Niech sobie ma w jakim chce kolorze a to, że będzie wyglądał idiotycznie nawet nie przyszło mi do głowy bo w dwóch parach na nosie bez względu na ich kolor i tak wyglądał niepoważnie i tragicznie.
Pojechaliśmy do centrum aby tam zostawić auto na parkingu. To co chcieliśmy zobaczyć znajdowało się w niedalekim od niego dystansie więc spokojnie załatwimy zwiedzanie piechotą. Przy wjeździe na parking stoi budka z panią w środku. Rzecz niby normalna bo pani przecież pobiera opłatę za parking. Guzik prawda, w dobie komputeryzacji, kart kredytowych i ogólnego, panicznego strachu przed posiadaniem gotówki pani jest tylko i wyłącznie do informowania i mieszania w głowie turyście.
- Mogę tu zaparkować? - Zapytałam panią informację.
- Nie, tu dla pracowników parkingu.
- To gdzie?
- A tam za płotem.
- Chcemy zostawić auto na dwie godziny. - Już wyciągam złożone dolary w stronę pani niby kasjerki a ona odskakuje z obrzydzeniem i tłumaczy debilom ze wsi, że za płotem w rogu jest automat do płacenia.
- Po co to babsko tutaj siedzi. - Wrzasnął w naszym narzeczu pasażer.
- Nie denerwuj mnie kochanie bo makijaz mi spłynie i lepiej mów gdzie teraz mam jechać. - Siedmioosobowy SUV do tej pory zasłynął z wygody a teraz przedstawiał mi się jako autobus wokół którego są same Maluchy na odległość farby. Rzeczywiście było gęsto a miejsca na manewry niewiele.
- Poradzisz sobie to przecież zwyczajne auto.
- Tylko dwa razy większe niż nasze. - Gdy usłyszałam ''tu'' skręciłam w wolne miejsce i bez kolizji zaparkowałam. Cudownie błękitne i bezchmurne niebo pozwalało słońcu palić powierzchnię ziemi od wczesnych godzin rannych ale wcale nie dlatego plecy miałam zupełnie mokre.
- To ja polecę zapłacić. - Ochoczo i rycersko zaoferował p.. Przez chwilę go nie było a gdy się pokazał ponownie twarz miał jak po nieudanym face liftingu. - Komputer się zawiesił. - Były tez inne słowa. Poszłam z niedoszłym hackerem do automatu a tu napis ''Proszę czekać” więc czekamy. W kolejce za nami ustawił się facet w średnim wieku i wybałuszał gały na ekran automatu.
- To może ja. - Jeżeli to było uprzejme to powinien dostać w gębę.
- Wziął dane z karty i czekamy na wynik więc co ty? - p. wcale nie ukrywał swego zdenerwowania.
- Trzeba pójść do pani. - No tak teraz już wiadomo po co „to babsko” siedzi w swej budce, tubylcy o tym wiedzą.
- Pilnuj go aby nic nie dotykał bo nie wiadomo co będzie się działo z naszym kontem. - I poleciał za płot do pani. Poleciał i zostawił mnie z antypatycznym typem samą bezbronną kobietę. Zostawił mnie na pastwę losu. Jak mam bronic naszego konta bo o sobie nawet nie pomyslałam. Pistoletu nie mam i gdybym go miała to nie sądze abym była szybsza niż ewentualny złoczyńca a kuchenny nóż jest w bagażniku. Wyśmienity do krajania mięsa i chleba. Co mam powiedzieć podejrzliwie spoglądającemu na mnie i na ekran zawieszonego komputera facetowi. Może coś w stylu „niech pan łaskawie nic nie dotyka bo muszę skoczyć do auta po 20 calowy nóż”. Nie to absurd ale jak przeciwstawić się agresji w biały dzień?
Czy w razie czego mam mu paznokciem wybić oko? Czy pokazać mu cycki aby go obezwładnić do końca życia? Zanim zostałam zaatakowana lub nasze konto wyczyszczone do zera powrócił p. a za nim dziarsko człapała pani z budki.
- Ano nie działa. - Stwierdziła po pięciu minutach obstukiwania i tłuczenia w ekran automatu. - Ty chodź zapłać u mnie. - Skierowała te słowa do typka a nas pozostawiła w spokoju.
- A co z nami? - p. rozdarł się tak głośno, że aż drgnęłam.
- Możecie iść. - Poszła dalej.
- A mandat? - p. już piał jak kur o poranku.
- Nie będzie żadnego mandatu. - I poszła w cholerę. Staliśmy jak dwie marionetki którym odcięto sznurki. Kretyńska sytuacja ale i takie zdarzają się życiu. Pokręciłam przecząco głową i wróciliśmy do auta aby zabrać aparaty i moją torebkę. Czas na zwiedzanie dwóch kościołów bo to główna atrakcja najstarszej w USA stolicy.
W czasie krótkiego spaceru w stronę katedry pod wezwaniem św. Franciszka z Asyżu łypałam chciwie swym okiem na wystawione atrakcje przed sklepikami. Teraz skupmy się na zwiedzaniu a zakupy pozostawmy na deser.
Kościół jest tak usytuowany, że nie sposób go ominąć. Po prostu stoi w samym pępku miasta. Okazały i wypielęgnowany jak drogocenny klejnot. Kilka schodów pokonałam bez zadyszki i prawie biegiem wpadłam do środka aby zachwycić się nagromadzonym bogactwem w szczerym złocie.
Zdumienie zatrzymało mnie na długą chwilę. Odmienność rzeczywistości od wyobrażenia była wręcz szokująca. Wnętrze tak mi nie pasowało do elewacji, że do dziś nie mogę się nadziwić takiemu kontrastowi bo nic tu nie ma wspólnego mianownika a ołtarz wręcz … dziwny.
Jedynie organy zasługują na uwagę bo ich głównym punktem jest okrągły witraż. Ale przewrotny i pomysłowy był architekt. Brawo. Nie czułam tutaj atmosfery pojednania ze stwórcą a jedynie brak możliwości skupienia. To święte miejsce bardziej przypominało mi tanie muzeum niż kaplicę. Może wymagam zbyt wiele ale nic nie poradzę na to, że tutaj nie mogłabym długo pozostać. Za to witraże to przepych kolorów gdy słoneczne światło kładło się barwnymi smugami na ścianach. Zaskakujące to miejsce tak jak cały Nowy Meksyk.
Jestem jednak tradycjonalistką ze starego świata bo nawet św. Kateri Tekakwitha szokuje mnie swą urodą. To co innym jest bliskie sercu może okazać się odległe i niezrozumiałe komuś innemu.
W bezpośrednim sąsiedztwie kosciola jest mały park z rzeźbami drogi krzyżowej. I tutaj artysta wytężył swój geniusz aby zaskoczyć oglądających. Powstrzymam się od komentarzy bo mogłabym kogoś urazić i napiszę tylko tyle, że wyobraźnia artysty minęła się z moją bardzo daleko. Czułam się wyżęta z energii i dobrej woli. Jakaś wyssana z samej siebie i osłabiona. p. również chodził obok mnie jakiś zgęziały i tak skwitował wizytę; czuje się zbity i zmęczony, chodźmy stąd bo padnę jak ten gość obok.
O cudownych i przepięknych schodach w kaplicy Loretto naczytałam się sporo. Dziś to turystyczny biznes, pamiątki wszelkiego rodzaju od wejścia atakują przybysza i nawet wotywne drzewo wydaje mi się trochę na pokaz. (Obym się myliła.) Jednak tutaj poczułam atmosferę pomimo dużej ilości turystów koreańskich i aparatów japońskich.
Tak, tak tu już było bardziej swojsko. Przysiadłam na chwilę w trzeciej ławce i znalazłam się w kościele.
Co kraj, to obyczaj. Droga krzyżowa faktycznie przedziwna i artystycznie zinterpretowana, komuś widocznie przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńDużo wrażeń mieliście w tym dniu. Santa Fe skojarzyło się mi z piosenką Lady Pank "Minus 10 w Rio" - kto pamięta taką staroć? ;) Refren leciał tak: "Minus 10 w Rio", "Dżuma w Santa Fe", Wszystko obok mija ,Jak wariata sen :))
Twoje pomysły na obezwładnienie faceta przy automacie - rewelacyjne :)) Pokazanie biustu moze by go przystopowało na chwilkę ;)
I motylki kursorowe dodałaś - fajne :)
Na temat tej drogi krzyzowej juz kilka osob wrazilo sie podobnie i sadze, ze artysta zbytnio przeja sie rola i stworzyl cos bardzo brzydkiego. Kto to zatwierdzil nie wiem ale na pewno nie polecam ogladania tego na zywo.
UsuńRozne sposoby kobieta musi stosowac czasami niekonwencjonalne aby przetrwac na tym zaskakujacym swiecie:)))
Pozdrawiam:)
Ach....te okulary. Trzeba wiecznie o nich pamiętać, bo inaczej człek po omacku się porusza ;) A kiedyś myślałam, że ten problem mnie nie będzie dotyczył...
OdpowiedzUsuńPierwszy kościół faktycznie dziwny jakiś...taki mało "kościelny"......
Jeszcze nie wyrobilam nawyku zakladania okularow i ciagle albo slabo widze albo szukam okularow. Istna paranoja, moze za kilka lat naucze sie trzymac to swinstwo na nosie caly czas.
UsuńPozdrawiam:)
No tak, co zrobie krok po Twoim blogu, to mnie jakies motylki z tylka wyfruwaja i dekoncentruja :)))
OdpowiedzUsuńW ogole z kosciolow robi sie albo bizantyjskie burdele, kapiace od zlota i ozdob albo galerie sztuki nowoczesnej. Gdzie tu miejsce na zadume i modlitwe?
Buziaki
Jak jakis kosciol zbankrutuje to nie wiadomo co z taka zabudowa zrobic. W tych jeszcze funkcjonujacych wielokrotnie znalezc mozna "arcydziela" sztuki a nie spokoj i wytchnienie.
UsuńCiekawe czy to czas na zmiane naszej duszy czy rewizji pogladu na wnetrze swietego miejsca?
Pozdrawiam:)
Bodajze 20 a moze 18 lat temu w kaplicy Loretto moja klientka brala slub. I bylam tam gosciem, malo tego, mlodzi mieszkali wtedy w Albuquerque i poniewaz slub byl 5 czerwca a moje urodziny 10 czerwca to piec dni po slubie swietowalismy moje urodziny. W czasie kiedy ja wracalam do NYC to oni lecieli w zupelnie innym kierunku (Hawaje) w podroz poslubna. Bardzo mi sie Nowy Meksyk podobal i mam nadzieje, ze znow go kiedys odwiedze.
OdpowiedzUsuńSanta Fe czy Albuquerque to miasta w ktorych trudno sie nudzic i zawsze wycieczka poza miasto przynosi cos czego nie zapomni sie do konca zycia. To bajkowe miejsce, troche leniwe i urokliwe.
UsuńPozdrawiam:)
O Santa Fe! Ale tam motyli duzo :D.
OdpowiedzUsuńPo trzech latach ascezy na moim blogu zawitaly motyle, dobrze, ze stac mnie na tyle (odwagi).
UsuńPozdrawiam:)
O rety! Jak ja uwielbiam Ciebie czytać:) Piszesz tak lekko, z takim humorem, że aż nie można się nim nie zarazić. Chłop patrzy na mnie spode łba, bo chichotam pod nosem jak niepełnosprytna. Chłopa najłatwiej zbałamucić urokiem osobistym, więc cycki jak najbardziej chodziły w grę jako broń;) O ile ktoś lubi się obnażać...Kościół dziwaczny, trochę jak wyjęty z katalogu ikei- chociaż tam widywałam ładniejsze obrazki.
OdpowiedzUsuńI znów urzekła mnie zabudowa i architektura samego miasta- naprawdę to wygląda tak, jakby ktoś stawiał babki z piasku!
Ewentualne obnazenie gornej czesci mego ciala mialo odstraszyc dziada a nie przyciagnac jego uwage. Juz widzialam jak ucieka w poplochu zaslaniajac swe oczy przed przykrym widokiem ale nigdy nie wiadomo na jakiego zboczenca czlowiek trafi i rzeczywiscie mogl sie na mnie rzucic z wyciagnietymi lapami jak zombie. Czego to nie robi sie aby uratowac to nasze marne konto bankowe przed niepozadana interwencja.
UsuńCzytaj te moje posty i zarazaj sie humorem i zarazaj innych bo na wesolo to nawet jesien nie straszna a przeciez u mnie na blogu slonca tyle, ze wystarczy dla wszystkich.
Pozdrawiam:)
Ten ołtarz to taki nieco w stylu prawosławnym, taki rodzaj ikonostasu.Nieco dziwne te rzezby ale wcale nie takie złe.Drzewo wotywne - no cóż, wiele jest w kościołach i nie tylko, takich wieszaków ludzkich próśb i nadziei. Oglądanie kościołów nieco mnie męczy - większość z nich jest upiększana na zasadzie "co by tu jeszcze umieścić?" Dla mnie jest to wszystko przeładowane i mało strawne. Zastanawiam się, dlaczego tam wszystkie budynki są w takiej różowej tonacji. Czy to może ma jakieś znaczenie magiczne?
OdpowiedzUsuńA Twojemu p. bardzo współczuję, to naprawdę mało wesoło gdy nagle zostaje się pozbawionym okularów.
Miłego, ;)
Oto krotkie wyjasnienie;
UsuńCegła suszona (określana często w rozmaitych językach w tym w angielskim i w polskim terminem adobe, pochodzącym z języka hiszpańskiego) – podstawowy, obok drewna i kamienia, materiał budowlany używany w rejonach świata o gorącym klimacie. Cegła ta jest suszona na słońcu i nie jest dodatkowo wypalana.
Najbardziej powszechna tam, gdzie brakowało drewna potrzebnego do budowy i wypalania cegieł. Otrzymywana jest z gliny, iłu lub mułu wymieszanego z trawą lub słomą, ukształtowanego najczęściej w prostopadłościan i wysuszonego na słońcu. Cegła tak otrzymana jest tania, ale brak jej odporności na opady deszczu i wilgoć. W suchym, pustynnym klimacie sprawdza się dobrze. Zapewnia stosunkowo stałą temperaturę wnętrza. Cegieł adobe używa się np. w Peru i w tradycyjnych budowlach Indian z pogranicza Stanów Zjednoczonych i Meksyku.
Dlatego, ze ziemia w Nowym Meksyku jest prawie czerwona wiec i tynki sa w takim kolorze.
Adobe to teraz styl budownictwa ktory bardzo mi odpowiada bo daje poczucie ciepla i wolnosci.
Pozdrawiam:)
Wnętrze kościoła wygląda na tymczasowe a rzeźby nie kojarzą mi się wcale z tym co znam. Jedynie nasza Ataner cudownie się bawi i bawi nas!!! Przyznaję, p jeszcze bardziej lubię, niż przedtem, chociaż mojego braku słuchu i głosu nie jest on w stanie przebić. Ja tez uwielbiam wyśpiewywac, muszę to jednak robić tylko jak jadę samochodem , tylko nie mogę się zapomnieć jak stanę w korku, lub na światłach.....
OdpowiedzUsuńTo co powiesz na taka sytuacje; jest szosta rano w wolny od pracy dzien wiec sen wtedy najglebszy bo moje komorki nerwowe sa wtedy najaktywniejsze gdy cos mnie ze snu wyrwie i slysze, ze COS wybudza mnie ze snu. Poczulam dotkliwe uklucie w mozgu gdy wszystkie zarowki zostaly rozswiecone na maxa wiec zaczelam sie okrywac koldra naciagajac ja na glowe. Uszy chyba zaczely platac figle bo zarejestrowaly Pozegnanie z bajka Zdzislawy Sosnickiej. Na dodatek p. skutecznie zagluszal boski glos wokalistki. W dloni trzymal kartke z wydrukowanym tekstem piosenki aby nie pomylic slow.
UsuńEfekt wybudzenia nawet mnie zaskoczyl, sen umknal w mysia dziure i nie powrocil do godziny 23:00. Nie bylam w stanie podziekowac za “cudowna serenade” o poranku bo morderczy instynkt wzial gore i byloby krwiscie dookola gdyby nie to, ze zdegustowany syn wtargnal do naszej sypialni sprawdzic czy staremu szajba juz kompletnie nie odbila.
Gdy teraz wiem, ze po swiecie chodza takie dwie nietuzinkowe istoty odpowiedz na pytanie; kochac czy zabic jest oczywista. Kocham was oboje jak nie wiem co!
Pozdrawiam rozbawiona do lez:))) (ale z wata w uszach)
od zawsze chcialam tam pojechac, tyle kiczu w jednym miejscu, moze kiedys dotre :) artdeco
OdpowiedzUsuńMysle, ze tam nie ma kiczu lub jest go tyle, ze nie razi. Warto pojechac i przekonac sie czy "The City Different" ukaze ci sie jako bardzo ciekawe artystycznie miejsce.
UsuńPozdrawiam:)
I jak tu się nie powtarzać i nie zachwycać. Zawsze się cudnie bawię na Twoim blogu i tekstem i fotami. a ten śpiący w cieniu przy ławce, z owocem pod głową to perełka.
OdpowiedzUsuńWprawnym piorem polechtalas moja proznosc i siedze dumna jak paw ze swego posta. Juz teraz bede musiala pisac tak aby czesc czytelnikow rozbawiac ale nie powinno byc to jakims problemem bo jak uporam sie z Santa Fe to nieoczekiwany zwrot wydarzen w Los Alamos moze znow przywolac usmiech na twych ustach, ale "o tym po tym".
UsuńPozdrawiam:)
Wszystko dziwne i niezwykłe, ten pierwszy kościołek nie powiem, intrygujacy, a i ten drugi ciekawy choc normalniejszy. Ale droga krzyzowa faktycznie jakas upiorna!
OdpowiedzUsuńNo i podziwiam nowy szablon bloga - gdzie ruszę strzalka tam motylki - fajne :)
Serdecznie pozdrawiam :)
Zapewne kiedys motyle odleca nawet z mojego blogu bo to bardzo krotko zyjace stwory.
UsuńDroga krzyzowa zupelnie nie przypadla mi do gustu bo bardziej straszyla niz pokazywala cierpienie, zupelnie do mojej wyobrazni nie dotarla i latwiej juz moglabym sie przyzwyczaic do kosciola bez klasycznego oltarza niz do makabrycznych postaci.
Pozdrawiam:)
czytam Cie zawziecie od dluzszego czasu - pokazujesz bardzo fajnie miejsca -czlowiek smiejac sie podziwia to co Ty widzisz. .Poniewaz koscioly mnie nigdy nie bawily,nie rozumiem po co to ludziom - a ten- no coz . Kicz nie kicz ale taki jakis uwazam - ze zdjec - ludzki. Za to polskie koscioly doprowadzaja mnie do pasji.Szczegolnie te w Bochni i okolicach...
OdpowiedzUsuńWitaj!
UsuńWiara to bardzo osobista dziedzina zycia wiec nie chce sie zaglebiac w temat morze bo utone.
Koscioly tutaj raczej puste i o tlumach w niedziele nie ma mowy.
Innych tematow za to nie braknie wiec ogladaj razem ze mna kolejne miejsca w tym ciekawym kraju.
Pozdrawiam:)
no proszę trochę Star troche Ty i całą ameryke zwiedzę bez wychodzenia z domu ;-)
OdpowiedzUsuńdziękuję :-)
Ty to potrafisz ustawic sie przed dobrym monitorem:)))
UsuńPozdrawiam:)
dzień dobry ;-) dziś 12 listopad a więc imieniny obchodzą Renaty zatem zyczę Ci dużo zdrowia i szczęścia , miłości i powodzenia , niech życie w dalszym ciagu będzie dla Ciebie wspaniałą przygodą ;-)
OdpowiedzUsuńZmorko! Tak mnie zaskoczylas zyczeniami, ze nawet nie wiem co powiedziec.
UsuńDziekuje:))))
no czyli wiesz co powiedzieć :P pamiętam bo mam koleżankę Renatę do której chadzam na imieninową kawę :-)
UsuńKochana Ataner! Wpadłam do Ciebie stęskniona Twego humoru, ciepła, zajmujących, pełnych humoru opowieści z podróży i nietuzinkowych przemysleń nad niepojętymi zachowaniami ludzkimi. Jak zwykle dostałam tu, czego mi było trzeba. Ogrzałam się słońcem Santa Fe i Twoim usmiechem, Waszymi zwariowanymi przygodami i pełnymi przekomarzanek rozmowami z P. Aż zal stąd wychodzic na ten pochmurny i chłodny listopadowy swiat...A trzeba, bo wciaz jeszcze mamy z Cezarym sporo pracy na zewnątrz. Lecz jeszcze chwilke posiedzę u Ciebie. Fotografie pooglądam. Poczytam.
OdpowiedzUsuńSpróbuję sie nawet w wyobraźni zmęczyć, tak jak Ty, nadmiarem doznań, widoków, gorąca i godnych obejrzenia sakralnych zabytków. A wiesz? Przypomniały mi się od razu podobne nieco do Twoich wrażenia z wypraw w gorące rejony południowej Australii. Człowiek w pewnym momencie czuł sie juz taki umordowany, taki zalany natłokiem wrażeń, widoków i kolorów, że już własciwie obojętniał na to wszystko, co miał dookoła, na wyciągnięcie ręki. I marzył tylko o cichym motelu, gdzie mógłby paść i spać jak kamień w nieskończoność.
- O nierozwazna Olu - mysle sobie teraz. - Póki był czas, póki byłaś tam kobieto i mogłaś wszystko trzeba było do konca zdzierać swe żelazne trzewiczki i zwiedzać, przemierzać, napawać sie w nieskończonośc. Teraz żal tego i tamtego, ze sie omineło, nie poświeciło tyle uwagi, ile trzeba...
- Ale człowiek to tylko człowiek, a nie superwytrzymała maszyna, czy nasiakająca w nieskończonosc przeróznymi doznaniami gąbka - myślę po chwili.
- Nie da sie przeciez przeskoczyc samego siebie. To tak, jak z superciekawym filmem w TV. jesli jesteś pierońsko zmęczona i spiaca, to nie dasz rady obejrzeć go do konca, choćbyś sobie zapałki pod powieki wciskała!I choćbyś potem tego ataku śpiączki nie wiem jak żałowała!
Lata mineły...I teraz moją rzeczywistością jest ten cichy, czekajacy na śnieg, zatrzymany w czasie polski listopad. Jest głowa pełna marzeń, wspomnień i ciepłych zamysleń. Jest długa chwila na pisanie o tym ,co zostało w sercu i w pamięci. O tym, co najważniejsze i najpiekniejsze (jak dobrze, że było to, co było!).
I są ciekawe, kolorowe opowieści dalekich przyjaciół ze świata.
Dziękuję Ci serdecznie za Twoje ciepłe historie, Ataner! I mnóstwo uscisków ulubionej mej podróżniczce zasyłam!:-))
O kurcze:) Od razu widac, ze pisanie ci idzie jak po masle, niektorzy tyle slow uzywaja do kilku swoich postow!
UsuńSkonczysz jesienne obowiazki od ktorych przeciez uciec sie nie da i gdy juz zasypie was sniegiem na calego bedziesz mogla skupic sie nad tworczoscia literacka. Proponuje wczesne wstawanie i siedzenie dlugo w noc ale pamietaj nie przemeczaj sie aby nie oslabic organizmu bo siedzenie i klikanie w klawiature meczy strasznie.
Wszystkiego nie da sie poogladac bez dlugotrwalego pobytu w ciekawych miejscach. Jak zobaczysz w pozniejszych postach limit czasu pozwolil nam na jedynie lizniecie tematu pustynnych skal pomimo tego, ze spedzilismy siedem godzin na lazeniu pomiedzy kamorami a powinnismy tam zostac siedem dni. Tak na dobra sprawe to dziekowac Bogu, ze zobaczylismy wiecej niz tylko droga "z" i "do" pracy.
U nas sniegiem powialo i juz przedsmak zimy lezy za oknem. Troche za wczesnie ale niech sypie niech bedzie ladnie bo zima to kolejna cudowna pora roku.
Pozdrawiam:)
Kościół z zewnątrz nawet mi się podoba, ale muszę niestety przyznać, że te stacje drogi krzyżowej to jakaś porażka. Kłócą się z moim poczuciem estetyki, a jedyne słowo, jakie przychodzi i na myśl, kiedy na nie patrzę, to "paskudne".
OdpowiedzUsuńTrochę denerwują mnie latające motylki ;) Trzeba upewnić się, że kursor nie jest na czytanym poście, bo w przeciwnym razie będą utrudniać czytanie...
Miłego weekendu :)
Dawno juz nie widzialm tak kntrowersyjnych rzeźb ktore nie oddaja ducha tamtych czasow ani znaczenia epokowego wydarzenia. Sa po prostu brzydkie i straszne.
UsuńPozdrawiam:-)