Przed straganem DJ grał muzykę przyjemną dla ucha i od czasu do czasu zachwalał płody ziemi o wyjątkowej świeżości i w atrakcyjnych cenach. Świetna reklama. Do środka jednak nie było tak łatwo wejść gdyż na drodze mieliśmy grubą kolejkę oczekujących.
- Czy oni poszaleli. - Dobiegło mnie niedowierzanie p.. Rzeczywiście już dawno kolejki do sklepu stanowią przeżytek o którym młodzi nie mają pojęcia a przez tych z dobrą pamięcią wspominany ze zgrozą. Stojący jeden za drugim utworzyli pokaźnych rozmiarów tłum oczekujący na porcję świeżego soku. Od razu ustawiłam się na samym końcu bo jak nie spróbować lokalnego przysmaku.
Ślinkę oblizywałam ustawicznie i już czułam wspaniały smak świeżego soku pomarańczowo-marchewkowo-kiwi-i-cokolwiek gdy stojący obok osobnik wydał z siebie groźny pomruk zabarwiony dezaprobatą.
- Czy sądzisz, że owoce z których wyciskają sok są dokładnie umyte? Na pewno nie! Ja tego nie tknę. - Ten wywód zamroził moje domniemane rozkosze. Sekundę zastanowiłam się nad słowami p. które zasiały ziarno niepewności. Stałam jednak posłusznie w kolejce bo obsługa uwijała się składnie i krok za krokiem zbliżałam się do rozkosznego napoju. - Tu przecież pracują normalni ludzie i nie spodziewaj się, że nie dłubią w nosie i raptem wszyscy myją ręce po wyjściu z kibla. - Tak, właśnie tak powiedział, „z kibla” a nie z toalety i to przemówiło do mojej wyobraźni. Użycie brzydszego określenia odniosło skutek bo toaleta kojarzy się z bieżącą, ciepłą wodą i pachnącym otoczeniem a kibel przypomina zupełnie coś przeciwnego. Jak tak dalej pójdzie to p. zostanie mistrzem w odchudzaniu obrzydzając jedzenie. Wyszłam z kolejki bo gardło ścisnęło mi się w cieniutką rurkę przez którą nie przełknęłabym ani łyka świeżego soku. Czułam się jakbym popełniła trzy grzechy śmiertelne i skierowałam się pomiędzy skrzynki wypełnione niemytymi owocami i warzywami. Trochę racji zapewne było w słowach potępiających moją decyzję ale czy w 100% nie byłam pewna. W każdym razie zmniejszyłam ryzyko rozstroju żołądka na korzyść rozstroju nerwowego.
Do sklepu-straganu przyjeżdżają całe rodziny i aby spędzony tam czas również potomstwo mile wspominało właśnie dla nich zorganizowane jest mini ZOO z żółwiami, gęsiami, papugami i jakimiś małymi gadami od których trzymałam się z daleka.
Różnorodność owoców była doprawdy duża i nasze zakupy przemieniłyby się w zwiedzanie gdyby nie karambola (Oskomian pospolity). Widoczna na zdjęciu poniżej pod napisem tropical manzanos. Kupiliśmy dwie sztuki bo brak lodówki znakomicie unicestwił moje zapędy w wydawaniu pieniędzy. Owoc ten ma miąższ podobny do winogrona a delikatny, słodko-cierpki smak można polubić przy odrobinie dobrej woli. My używamy ich do warzywnych sałatek na surowo ze względu na bardzo atrakcyjny kształt przypominający gwiazdę.
Na słowo skrót dostaję nerwowego tiku bo rzadko kiedy skrót oznacza krótszą drogę. Tak było gdy opuściliśmy stragan i dwie drogi zapraszały do skorzystania z ich nawierzchni. Wybrana przez mojego pilota droga nie okazała się krótsza ale za to ciekawsza. Olbrzymie dziko rosnące filodendrony zatrzymały nas na dłużej bo o wyhodowaniu takiego okazu mogę tylko pomarzyć. Jedynie mogę zrobić sobie przy nim zdjęcie abym przypominała sobie co nie wyrośnie w domowych warunkach, a szkoda.
- Gdzie leziesz cholerniku. - Musiałam jakoś ostudzić jego zapał w odkrywaniu prywatnych terenów i łażeniu tam gdzie właściciel niechętnie widzi intruzów.
- Najwyżej nas opieprzą i każą się wynosić. - Wiadomo, że tak będzie gdy ktoś nas dostrzeże. Świadomy przestępstwa mąż jednak szedł dalej przyglądając się dokładnie drzewom. Jak pokorna gęś szłam za nim bo już wolałam we dwójkę spotkać złego rolnika niż pozostać sama obok zarośli w których może czaić się syczący gad z rozdwojonym językiem.
Oj, mogli Was srutem potraktowac, w tej Hameryce wszystkie majom karabiny i armaty oraz strzega swojej wlasnosci jak nie wiem co. Ryzykanci z Was! No, no! :)))
OdpowiedzUsuńMy tak niewinnie wygladamy, ze ani kule i zli ludzie nas sie nie imaja. Nie jest tu tak starsznie jak pokazuja niektore filmy.
UsuńPozdrawiam:)
nom, i jeszcze wjeżdżać samochodem na 4 piętro pod same drzwi ;)..jakby owoce były jeszcze nie pryskane..
OdpowiedzUsuńCzemu tylko na 4 tu parkingi siegaja 11 pietra w pipidowku:))))) Owoce pewnie byly zakupione od pobliskich farmerow wiec i pryskania bylo mniej niz w tych przygotowanych do dalekiego transportu.
UsuńPozdrawiam:)
Co to za zagadka na końcu, skoro rozwiązaniem jest tytuł? I wcale nie paskudne, widzę przecież! Karambola jak widać, wcale pospolita
OdpowiedzUsuńNa samym koncu to nie zagadka tylko tajemnica czy podniesiony spad z ziemi czy z galezi. Z ziemi to nie kradziez bo to owoc nie spelniajacy warunkow do spozycia. Zatem nie chce przedstawic sie ewentualnie w zlym swietle:))))
UsuńPozdrawiam:)
o miałam okazję próbować Karamboli ;-) wolę jednak ją podziwiać jak jeść :-) filodendron zacny !
OdpowiedzUsuńTo co obecnie ludzie jedza zaskakuje nawet wytrawnych jaroszy a karambola przynajmniej ladnie wyglada:)
UsuńPozdrawiam:)
Ale owocowo się zrobiło :-)))
OdpowiedzUsuńI tak ciepło , ech zazdroszczę tego ciepełka :-)
Gdy spogladam za okno na zime ktora trwa juz bite trzy miesiace to tez zazdroszcze im ciepelka i mam ochote tam wrocic.
UsuńPozdrawiam:)
Niemyte, lepkie ,w towarzystwie latajacych muszek, przedojrzale - bo mieciutkie i slodkie.....tak to niestety wyglada. Ale czy kupiony w kartoniku jest lepszy ?
OdpowiedzUsuńA ja myslalam, ze tylko moj chlop jest taki wybredny:) Tak na dobra sprawe to do kazdego produktu mozna sie przyczepic a niestety jesc trzeba.
UsuńPozdrawiam:)
Ha ha ha...poszliście na "dziorgę" ;)
OdpowiedzUsuńJa bym zaryzykowała ten sok :)
Od razu tak po imieniu a owoc sam wskoczyl do kieszeni:) Kradzione nie tuczy wiec szkoda, ze tylko jeden.
UsuńPozdrawiam:)
U nas się mówi " na harynde" :)))
UsuńZ tego wynika, ze kazdy region Polski ma swoja nazwe mojego procederu. Zarowno dziorga jak i harynda bardzo fajnie brzmia:))
UsuńNiesamowicie smakowity ten Twój post Ataner! Od razu i mnie slinka ciecze, bo juz trochę dosc mam ubiegłorocznych jabłek i marchewki, co jest dla mnie obecnie jedynym źrodłem świeżego soku!A z kolei nowalijki są zupełnie bez smaku! Cięzki ten przednówek, choc zima lekka była! dzisiaj od rana snieg z deszczem u nas z nieba bucha. I zimnica nieprzyjemna! Tym bardziej wiec z pzyjemnoscia patrzę na Twoje zdjęcia kolorowe, na te owoce soczyste i świeże! Ach!
OdpowiedzUsuńJa bym sie jednak tego soku na Twoim miejscu napiła! Bo ja trochę ryzykantka jestem no i co wazniejsze, straszny łakomczuch!
Serdecznosci zasyłam gorące!:-)))
Gdybym byla sama to pewnie skusilabym sie na ten sok. Majac jednak takiego eksperta jadla i picia w postaci p.ktory jest w stanie obrzydzic mi najlepsze kaski tym razem poddalam sie.
UsuńSok z jablek i marchwii jest jak najbardziej bezpieczny i przynajmniej pijac go nie masz sensacji zoladkowych no i samo zdrowie, bo na pewno nie pryskane.
A jak juz pic to pozostane przy ginie z tonikiem albo moich ukochanych nalewkach tym bardziej, ze pogoda im sprzyja:)
Pozdrawiam:)
Ja chyba też bym się tego soku napiła, obejrzawszy przedtem osobę, która go robi i otoczenie ;)
OdpowiedzUsuńFajny ten zieleniak, no i te egzotyczne dla nas owoce, które nie przejechały tysiąc kilometrów, tylko kilka ( nieodmiennie przypominają się mi czarnogórskie figi i arbuzy ....), same plusy.
I te ogromne filodendrony .... fajnie, ciepło. Karambolę mozna dostać u nas w marketach, ale ja nie jadłam jej jeszcze.
Co do podjeżdżania pod drzwi sklepu - oj, Wy leniuszki ;) u nas też ta plaga się rozprzestrzeniła i to strasznie. A wczoraj widziałam, jak w Stanach jeden ksiądz w ramach Środy Popielcowej, stał gdzieś przy drodze w jakimś tam miasteczku i chętnym smarował krzyż z popiołu na czole. Ci ludzie nie wysiadali z samochodów, oczywiście :))
Spdobala mi sie ta forma sprzedazy produkow gwarno, wesolo i ludziska przyjezdzaja z calmi rodzinami a dzieciaki maja radoche podgladajac egzotyczne zwierzeta i ptaki.
UsuńZ tym podjezdzaniem pod drzwi sklepu to faktycznie lekka przesada ale do wygody latwo jest sie przyzwyczaic:)
Pozdrawiam:)
Zaraz tam złodziejaszki, kolekcjonerzy po prostu
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Trafnie to ujales, kolekcjonerzy - tak, tak:))
UsuńPozdrawiam:)
Się bym napiła i jeszcze jeden dokupiła siorbiąc smakowicie. :) Skolekcjonowałam w Hiszpanii trzy cytryny przybrzeżne :) zupełnie inny smak niż te ze sklepu. :):))
OdpowiedzUsuńMasz racje Elu, ze owce kupione w sklepie juz tak nie smakuja a szkoda.
UsuńPozdrawiam:)
karabola jest coraz bardziej dostępna w Polsce, smak taki sobie, ale rzeczywiście fajnie i estetycznie się prezentuje:)
OdpowiedzUsuńa z tą higieną to bym nie przesadzała, w końcu to nie 3ci świat tylko Ameryka :)))
Najgorzej jak czlowiek zacznie zastanawiac sie i pobudzi wyobraznie wtedy produkt najlepszej jakosci mozna sobie obrzydzic.Pozdrawiam:)
Usuńkupowalam kiedys w azjatyckim sklepie kosci do flakow, stalam sama przy ladzie w koncu podszedl osobnik, ktory obok przekladal ryby I zaczal mi wybierac kosci ta sama reka I mnie odrzucilo; flakow nie bylo I kolejnych wizyt do tego sklepu tez nie. Musze zaczac namawiac polowice, aby zjezdzal z autostrad, bo ja niczego nie dostrzegam/odwiedzam w tej Ameryce :) artdeco
OdpowiedzUsuńCzasami to az wlos na glowie sie jezy patrzac jak sprzedawcy podaja towar ale jesc musimy. Az boje sie myslec jak przygotowywane jest jedzenie w knajpach. Ogladajac niektore programy kulinarne od tzw. zaplecza odechciewa sie jesc w niesprawdzonych miejscach.
UsuńPozdrawiam:)
Ależ smakowity post!!!Cudowne mieliście wrażenia!!!
OdpowiedzUsuńOwocowego koktajlu nie sprobowalam, ale mozna bylo dostac oczoplasu od kolorow i zapachow.
UsuńPozdrawiam:)
Jak zwykle - ciekawy i barwny opis sytuacji, w jakiej znaleźlście się na drodze swoich przygód. mogę tylko zazdrościć , siedząc w czterech ścianach i nie mogąc sie ruszyć na starość, choc moje koleżaneczki w tym samy, sędziwym wieku żyją normalnie i jeszcze pracują zawodowo, a ja wysiadłam stanowczo za wcześnie - mając 49 lat.
OdpowiedzUsuńZa kilka dni będę miała nowy, acz używany laptop - lepszy w działaniu niż obecny, ktgóry zaczyna bzikować. Zapisałam Twoje blogowe dane, ale nie wchodzę, jedynie poprzez pozostawione u mnie na blogu. Może podasz właściwe ? Serdecznie pozdrawiam. kresowianka32 , czyli Gabi (gdowgird@interia.pl)
Gabi, swietnie sobie radzisz w sytuacji w ktorej sie znalazlas jestem pelna podziwu. Niejedna osoba na twoim miejscu zalamalaby rece.
UsuńTak trzymaj!
Serdecznie pozdrawiam:)
Odwołuję alarm - jest OK - weszłam teraz bez problemu.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji Dnia Kobiet (komusze święto, ale skoro babskie - warto je zachować) - życzę Ci jeszcze mnóstwa niezapomnianych przygód i sporo zdrowia, bo ono jest najważniejsze. kresowianka32.
Bardzo dziekuje za zyczenia! Gabi rowniez wszystkiego co najpiekniejsze, zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia - usciski:)
UsuńZachcialo mi sie poprawic literki na polskie i skasowalam wszystko...ot musze sie nauczyc pisac na nowym sprzecie!!!
OdpowiedzUsuńNo wiec napisalam i juz mi sie nie chce tyle pisac, wiec w skrocie: zdjecia ladne, owocu nie znam, a taki ogrod bym chciala!
Pozdrawiam :))
Juz dawno odpuscilam sobie polska trzcione bo wychodzily mi takie czary mary, ze sama czasami nie moglam odczytac co napisalam.
UsuńSzkoda, ze w Polsce nie ma takich warzywniakow:)
Pozdrawiam:)
Karambole widziałam u nas, ale jeszcze nie próbowałam. Ja bym tam sok wypiła, mimo wszystko. Wolę nie podejrzewać, jak został przygotowany. Idąc do restauracji, też można różne rzeczy podejrzewać, a jednak chodzimy. Ładnie to tak owoc "zbierać ziemi " :)))
OdpowiedzUsuńNiby to wszystko wiem ale p. ma silny dar przekonywania i poddalam sie a najlepsze soki robie w domu:)
UsuńRestauracje to juz zupenie inna bajka i chyba oddzielny post zamieszcze na ten temat.
Pozdrawiam:)