- Nie, nie i nie! Nie wstaję, nie chcę, nie mogę.
- Błagam cię wstawaj mamy przecież w planie rowerową wycieczkę.
- Daj mi spokój jest jeszcze wcześnie. Zdążymy. Pół godziny i wstaję. - Czułam, że nie mam ani rąk ani nóg tylko uśpiony głęboko sam korpus. Nie mogłam wstać nie mając kończyn więc zacisnęłam oczy i uszy i zapadłam w końcówkę snu. Dziad podły czynił zgiełk nieopisany. Kąpał się, golił i coś gadał na tyle głośno abym przypadkiem nie zasnęła na kolejne osiem godzin. Wychodził trzaskając drzwiami i wchodził powtarzając tą samą czynność domykając drzwi tak dokładnie, że aż ściany się trzęsły. Po chwili poczułam zapach kawy który zwiastował koniec snu. Udawałam, że chrapię i nic do mnie nie dociera ale uparty mąż nie poddawał się w swych niecnych i niegodnych poczynaniach. Zaczął kolejny etap wyrywania mnie ze snu i gaworząc jak dzieciak opowiadał sobie co nas czeka dzisiaj. Troszkę głośniej zakomunikował, że kawa gotowa i stygnie w piorunującym tempie bo nawiew ochładzania skierowany był na stół.
- Kim ty jesteś podły człowieku, że w środku nocy mnie wyrywasz z łóżka? - Zapytałam gdy dotarło do mnie, że nie mam najmniejszych szans na odpoczynek.
- Twoim ukochanym mężem który już zapakował auto i zrobił kawę. Wystarczy jak przemieścisz się do łazienki i wypijesz kawę. - Otworzyłam usta aby zrugać go za poranne wygłupy gdy raptem jasność pokoju mnie oniemiała. Musiało być późno bo promienie słońca wpadały do pokoju tak natarczywie jakby świeciły już od kilku godzin.
- Nie mam siły. - Próbowałam ale nadaremno.
- To ja cię zaciągnę pod zimny prysznic. - Zupełnie spokojnie i bez emocji mój mąż ukazał mi moją mało świetlaną przyszłość. Wolałam już odnaleźć swoje ręce i nogi i poczłapać do łazienki pijąc po drodze chłodną kawę.
Napis „Brak wolnych miejsc” przed wjazdem na parking wcale nas nie zaskoczył bo docierając do celu po południu niczego innego nie mogliśmy się spodziewać. Wierząc w szczęśliwą gwiazdę wjechałam wąską drogą na parking gdzie wolnych miejsc było pod dostatkiem. Jeszcze przed zaparkowaniem auta wyskoczyłam z samochodu i pobiegłam w stronę aligatora wylegującego się w bliskiej odległości. p. przesiadł się i poprawnie zaparkował tam gdzie gdzie mnie nie było sądzone.
Pętlę pośród bagien o długości 24 km można pokonać piechotą, autobusem lub rowerem. My zdecydowaliśmy się na heroiczny wyczyn i wybraliśmy rowery. Przed wypożyczalnią kilka osób na różne sposoby zabijało czas oczekiwania na powrót turystów aby przejąć od nich rowery. Z tablic informacyjnych dowiedzieliśmy się, że jadąc rowerem jesteśmy zobowiązani do udzielenia pierwszeństwa autobusom zatrzymując się na poboczu. Aby ułatwić tą czynność rowery kręcą kółko w lewo a autobusy w prawo więc nie ma obawy, że rowerzysta zostanie rozjechany od tyłu. Kilka osób powróciło i kolejka oczekujących lekko zmalała. Potem nastąpił długi okres oczekiwania i do zamknięcia wypożyczalni pozostało niewiele ponad dwie godziny. W końcu powróciło tyle rowerzystów, że i my ruszyliśmy w trasę.
Kolejny jakby uśpiony okaz został uwieczniony w pamięci aparatu i dokładnie obejrzany z każdej możliwej strony. Przystanków było dużo bo jak tu raptem pominąć rodzinkę żółwi lub nie podglądać pewnej gwiazdy która osłaniała twarz przed wścibskim paparazzi.
Przystając przy drzemiących aligatorach nie raz miałam wrażenie, że to tylko atrapy starannie poukładane przez sprytnych pracowników parku aby uatrakcyjnić zwiedzanie. Ostrzeżenia przed zbytnim zbliżaniem się do nieruchomych gigantów ciągle tkwiło w mej świadomości ale chciałam przekonać sie czy to prawda, że aligatory są tak szybkie, że połkną twą rękę zamim poczujesz ból. Jak zwykle sceptyczny p. tym razem czuł respekt przed nieznanym i zachowywał nawet większą, bezpieczną odległość trzech metrów.
Aż trudno wyobrazić sobie, że takie małe i sympatycznie wyglądające krokodylki mogą po wielu latach przemienić się w potwory z pazurami którymi z łatwością rozszarpują ciało każdego przeciwnika. Skóra gada z upływem lat przemiania się w pancerz gruby i twardy jak stal.
- Czy wiemy która jest godzina? - Nasze przystanki przy atrakcjach ukrytych opodal drogi zajęły nam więcej czasu niż sądziliśmy a na pokonanie trasy mieliśmy dwie godziny. Sam przejazd nie stanowił problemu ale jak nie przystanąć gdy kolejny ogon na asfalcie oznajmia, że może właśnie tu napotkamy jakiś specjalny okaz. Zatrzymywaliśmy się zatem przy każdym ogonie aby nasycić się widokiem aligatorów których nigdy wcześniej nie widziałam na wolności. Wizyty w ZOO nie mają nic wspólnego ze spotkaniem na żywo pomimo tego, że te za szkłem są lepiej odżywione i większe i piękniejsze niż te żyjące na dziko.
Wakacje mają jedną niezaprzeczalną zaletę; nie używam zegarka (p. również). Wystarczy tylko wstać odpowiednio wcześnie rano aby pózniej nie dbać o upłyający czas. p. zaczął grzebać w menu aparatu fotograficznego aby dotrzeć do zegarka i po chwili okazało się, że musimy ostro pedełować aby oddać rowery do wypożyczalni.
Przed nami jeszcze 3/4 trasy a tu co chwila jest coś co zatrzymuje nas na dłuższy czas. Nie mogłam przejechać nie robiąc zdjęcia kolejnemu gadowi bo taka wycieczka nie zdarza się codziennie a o rowery będziemy się martwić gdy ewentualnie zastaniemy zamknięte drzwi składziku z rowerami.
Przyszedł czas aby sprawdzić swoją formę i ostro nadawałam tempo naszemu dwuosobowemu zespołowi.
Po trzydziestu minutach krajobraz jakby zdziczał co nie znaczy, że zmienił sie drastycznie. Troche mniej krzewów przy drodze pozwalalo nam na dalsze wtargnięcie wzrokiem w bagna. Mało zachęcający widok gdy już się wie co żyje zaledwie kilka kroków od nas. Nigdy w życiu nie odważyłabym się na wejście w takie miejsce nawet w kaloszach po szyję.
Było ciepło i w promieniach zachodzącego słońca zrobiliśmy krótki odpoczynek aby złapać trochę oddechu. Bez specjalnego przyglądania się okolicy od razy dostrzegliśmy, że to tylko pozór spokoju. Wszędzie coś czaiło się wyczekując okazji do skonsumowania obiadu.
Kilka kroków do przodu i po drugiej stronie drogi znalezliśmy potwierdzenie faktu, że okolica w której przebywamy po zmroku może być niebezpieczna. W dzień przynajmniej widać co cię zje ale w nocy...
Z zazdrością patrzyłam jak ptaki pokonują odległości bo przed nami niekoncząca się droga której długość zle oszacowaliśmy i pozostało nam bardzo niewiele czasu.
p. zarządał sekundy przerwy aby mógł zrobić chociaż jedno ludzkie zdjęcie a nie tylko w pośpiechu z siodełka roweru. Zamieszczam je poniżej ale uważam, że to była strata czasu gdyż mnie na nim nie ma. Ja już pędziłam dalej bo droga wiła się i końca nie było widać a sił ubywało bardzo szybko, szybciej niż się spodziewaliśmy.
Udało się nam dotrzeć na pięć minut przed zamknięciem i odetchnęliśmy z ulgą siadając na krawężniku zupełnie wykończeni fizycznie.
- Ale trasa. - p. spoglądał w dal w tym kierunku skąd przyjechaliśmy. Wachlowałam się kapeluszem aby choć lekko ochłodzić rozgrzaną i spoconą głowę. Pomyślałam sobie o sprincie przez ostanie kilometry ale on miał coś innego na myśli. - Tyle aligatorów w ciągu jednego dnia. Nie do wiary. Mam ich dość na długi czas.
- Teraz na obiad z szampanem aby uczcić ten dzień i do hotelu bo jestem zupełnie wykończona. - Marzyłam o kąpieli i chłodnym pomieszczeniu aby spokojnie rozkoszować się dzisiejszym dniem. - No to mamy aligatory z głowy, jutro wracamy do domu. - Wakacje dobiegły końca i już nie spodziewaliśmy się atrakcji w najbliższej przyszłości. Jak nieprawdziwe były to myśli miałam przekonać się na własnej skórze już za pięć minut.
Bardzo zadowoleni z pobytu wyjeżdzaliśmy z parku Shark Valley gdzie zobaczyliśmy inny nieznany świat o którym wielokrotnie rozmawialiśmy, że warto byłoby tam wpaść bo to jedyne miejsce gdzie USA przemienia się w dżunglę pełną niespodzianek.
- Zobacz! Pożegnalny aligator! - p. wskazał na cielsko tuż obok mnie. I byłby to pożegnalny aligator który pomógłby mi pożegnać się z życiem. - Zdjęcie na pamiątkę? Oczywiście, że nie możesz opuścić takiej okazji bo to paskudnik jest wyjątkowo wstrętny i wredny. - Ustawiłam się na pierwszym planie tak życzył sobie fotograf.
Każde z nas ma swój sprzęt fotograficzny i odruchowo wzięłam od męża aparat choć nie miałam zamiaru już go używać. p. oparł się o samochód i myślami podążył do dzisiejszych przeżyć. Rzuciłam jeszcze raz okiem na aligatora i już chciałam iść do auta gdy p. popełnił pierwszy błąd. - Podejdz go od strony wody, może to bedzie fajna fotka. - Teraz ja popełniłam kolejny błąd. Głupia gęś, tak powinnam się nazwać, posłuchałam męża i włączając aparat starałam się wcisnąć w wąski pasek trawy oddzielający aligatora od tafli wody. Po prostu nastąpiło maksymalne odmózdzenie gdyż raptem pomyślałam, że wszystkie aligatory leżą sobie spokojnie i nic sobie nie robią ze zwiedzających ignorując ich poczynania.
Aligator zaczął otwierać paszczę. Ja zamarłam z przerażenia.
- Zwiewaj!!! - Wrzask przywrócił mi zdolność myślenia. Aligator zaczął syczeć i kłapnął paszczęką. Po sekundzie otworzył ją ponownie.
- XXXXXX!!!!! - Sama czysta polszczyzna okraszona wulgaryzmami przywróciła mi zdolność reagowania. Aligator sycząc głośno ruszył w mym kierunku. Przycisnęłam spust migawki i rzuciłam się do ucieczki ratując swe życie.
Ustanowiłam niezaprzeczalny rekord świata w sprincie na super krótkim dystansie i wpadłam na trupio bladego p..
Prawie zawalu dostalam czytajac ostatnie slowa goopiej gesi. Slowa, ktore moglyby byc Jej ostatnimi w zyciu. Qrna, kiedy kaza uwazac, to sie uwaza, a nie podchodzi do stwora, ktory szybkoscia nie ustepuje gepardowi, za to ma wieksze zeby. A jakby Ci tak kawalek tylka wyrwal? :)))
OdpowiedzUsuńPrzyznałam się publicznie, że jestem blondynką:))))
UsuńSkąd mogłam wiedzieć, że ten zainteresuje się mna skoro byłam ignorowana przez przynajmniej setkę poprzedników. Teraz to nawet odległość trzech metrów dla mnie za mało. Gdy trafi mi się śpiący aligator to pooglądam go sobie przez lornetkę siedząc w aucie.
Pozdrawiam:)
A to dopiero wrazenia nie do zapomnienia !
OdpowiedzUsuńMiałam opory przed przyznaniem się do aż takiej bezmyślności ale postanowiłem nie ukrywać niczego.
UsuńPozdrawiam:)
Ja ciez pier.....ole.Ty do domu wracaj i tam siedz:)
OdpowiedzUsuńNa razie siedzę spokojnie ale już mnie korci aby gdzieś narozrabiać.
UsuńPozdrawiam:)
Witaj Ataner.
OdpowiedzUsuńPopatrz jakie cwane są te bestie.Leżąc tak bez ruchu usypiają czujność swoich ofiar.
Mimo poruszenia aparatu zdjęcie niezłe.Widać ,że bandyta miał wielką ochotę schrupać Ciebie na obiadek.Szczęście ,że mu uciekłaś:))
Pozdrawiam serdecznie.:))
Konfrontacja człowieka ze zwierzakiem wypadła na korzyść tego ostatniego. Zakłóciłam jego spokój i od razu zostałam ustawiona na swym miejscu.
UsuńPozdrawiam:)
Zawsze Twoje opowieści mają jakiś dramatyczny wydźwięk, czekałam zatem, co tym razem będzie. Atak aligatora - matkoszmojajedyna ...... Mocne zakończenie wycieczki, tych gadów macie chyba już dosyć? ;)
OdpowiedzUsuńMam totalny przesyt wrażeń z wszelkimi gadami i już niebawem rozpocznę dokończenie letnich eskapad.
UsuńPozdrawiam:)
fajne miejsce i z przygodami:) ja bym za nic świecie się nie zbliżyła do takiego stwora, nawet dla zrobienia pożegnalnego zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńA skąd mogłam spodziewać się takiej mojej reakcji? Posłuszna i prawie pożarta już nigdy więcej nie dam się wypuścić w maliny. Jestem pewna, że i mój mąż zmądrzał na tyle aby nie proponować mi rewelacyjnego zdjęcia ze mną w roli głównej.
UsuńPozdrawiam:)
nie chce wzbudzac negatywnych wibracji, ale takiej reakcji z ostatniego zdjecia spodziewalam sie ogladajac pierwsze. Jak mozesz sie domyslec ja spryntowalabym juz na poczatku I takiego wpisu nigdy bym nie miala okazji napisac :) artdeco
OdpowiedzUsuńTeraz jest jasne jak tworzę posty. Pomimo zamysłu budowania napięcia rozszyfrowałaś mnie na samym wstępie. GRATULUJĘ spotrzegawości. Wiedziałam,że mogę na ciebaie liczyć nawet w najgorszych sytuacjach.
UsuńPozdrawiam:)
Super wyprawa, super zdjęcia (zwłaszcza ostatnie!), niezapomniane przeżycia.
OdpowiedzUsuńTo prawda, że nie zapomnę tych kilku minut do końca życia które uzyskałam ponownie.
UsuńPozdrawiam:)
Mam nadzieję, że wysnułaś odpowiednie wnioski z tej ostatniej chwili kontaktu z gadem. Ale zdjęcie fajne.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc to one mi się nie podobają - ani w ZOO ani w naturze no i są jakoś mało kontaktowe.
Stosunkowo fajne są maleńkie aligatorki- jak każde młode.
Miłego, ;)
Masz rację, że nie ma za co kochać aligatorów. Są bo są i najlepiej trzymać się od nich z daleka. Wystarczyła mi ta jedna lekcja i nie popełnię tego samego błędu ponownie.
UsuńPozdrawiam:)
No, no... rozwijasz się :-) W zeszłym wpisie mizianki małego aligatorka, a teraz taka akcja! Że też miałaś na tyle odwagi, by cyknąć to ostatnie zdjęcie.
OdpowiedzUsuńWłaśnie w tym celu, aby zrobić rewelacyjne zdjęcie, polazłam tam gdzie nie trzeba więc jak mogłam go nie zrobić. Technicznie zdjęcie do niczego ale uchwyciłam akcie na żywo. Nie mam dziewięciu żyć jak kot i od tamtej pory pielęgnuje je należycie.
UsuńPozdrawiam:)
__(░(¯`:´¯)░)DZIEŃ DOBRY
OdpowiedzUsuń_(░(¯ `•.|/.•´¯)░)
(░(¯ `•.(█).•´¯)░░(¯`:´¯)░)
_(░(_.•´/|`•._)(¯ `•.|/.•´¯)░)
____(░(_.:._).░(¯ `•.(█).•´¯)░)
__(░(¯`:´¯)░░(_.•´/|`•._)░)
(░(¯ `•.|/.•´¯)░░(_.:._)░)
(░(¯ `•.(█).•´¯)░..
(░(_.•´/|`•._)░
___(░(_.:._)„ _
♥ ¯~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~ ♥~
♥_(.•´♥…ŻYCZĘ
`*.*´¨)♥.WSPANIAŁEGO
¸.•)´♥. POGODNEGO
.•´♥.. DNIA
¸.•)´♥.. POZDRAWIAM:)*
Wzajemnie wszystkiego najlepszego:)
UsuńPozdrawiam:)
Ataner, niesamowita jesteś, ja wymiękłąm już na początku wpisu, a koniec mnie powalił. Boję się tych gadów nawet na zdjęciach. Serdeczności odważna dziewdzyno :--)))
OdpowiedzUsuńZ tym ostatnim egzemplarzem to nie odwaga a nierozwaga zaowocowała ratowaniem sobie życia. Ja również boję się ich przeokropnie.
UsuńPozdrawiam:)
Straszna przygoda! I niezapomniana! Wnukom o tym kiedyś będziesz opowiadać!Uff! Jak dobrze, że sie dobrze wszystko skończyło.Nie wiem, co Ty jeszcze wymyslisz kochana? I na jakie nas manowce zawiedziesz, ale uważaj na siebie proszę, bo coraz lepiej piszesz i dobrze by było, gdybyś zdązyła jeszcze wydać swoją ksiazkę podrózniczą przed pożarciem przed jakiegoś kolejnego stwora!:-))***
OdpowiedzUsuńNie wiem gdzie mnie los poprowadzi ale wiem, ze książki nie napisze bo wszystko jest już opisane na blogu. Postaram się aby tematów nie brakowało i będę was bawić i zaskakiwać:)
UsuńPozdrawiam:)
czad że możecie tak blisko oglądać te gady !
OdpowiedzUsuńale ostatnia akcja faktycznie hardkorowa !
ale jak tak jechaliście rowerami a obok leżały te gady to nie atakowały ?
Trzy metry to granica bezpieczeństwa gdyż wtedy gadziny nie czują się zagrożone i nie reagują na wygapiających się turystów. O tym, że to prawda przekonałam się sama na własnej skórze.
UsuńPozdrawiam:)
O, nie! takie widoki nie dla mnie; lubię zwierzęta, ale z pewnymi nie chcę się spotykać, nie reaguję histerycznie, ale nie wzięłabym do ręki padalca, zaskrońca, nie mówiąc o aligatorze; gady mają coś niemiłego w swoim kształcie, długie, pełzające; pozdrawiam Cię, odważna Ataner.
OdpowiedzUsuńJa nic nie mam przeciwko zyjątkom ziemskim ale wychodzi na to, że to one mnie nie lubią. Kiedyś były nimi syczące i szczypiące gęsi, kogut który rzucał się na ludzi albo baran szykujący się do ataku. Teraz przyszła kolej na krokodyle ktorych zachowanie, zwodniczo leniwe niektórych osobników, utwierdzilo mnie w takim wlaśnie przekonaniu, że lepiej trzymać się z daleka od czworonogów.
UsuńPozdrawiam:)
Jesteście niesamowici, ja tam na wakacjach zwiedzałam budowle i zabytki, takie stwory napawają mnie przerażeniem, nawet jak Cię czytam to mam gęsią skórkę wszędzie.
OdpowiedzUsuńMoże dobrze, że nie myszkuję po starych domach bo spadający na głowę sufit byłby równie niebezpieczny jak atakujący aligator. Moja osoba nagina rzeczywistość do granic wytrzymałości nerwowej:))))
UsuńPozdrawiam:)
Kolejne podejście, bo blogspot coś fiksuje!
OdpowiedzUsuńŁo matko pojedyncza, ależ Ty ciśnienie podnosisz! Cud, że wyszliście z tego cało, jak mniemam, bo inaczej tego postu by nie było! ;-)))
Teraz to już nikt się nie zdziwi, że na wakacje jezdzimy sami a znajomi wolą posłuchać naszych opowieści niż je przeżywać na własnej skórze. Gdyby nie zdjęcie to nikt by mi nie uwierzył w opisaną historyjkę.
UsuńPozdrawiam:)
Wylatkowo ciekawa ale i niebezpieczna wyprawa, ja bym sie do tego stwora nie zbliżyła tak jak Ty, odważna jesteś! Zdjęcia fantastyczne, te aligatory z bliska wyglądają zdecydowanie gorzej jak z daleka... brrr...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Było to moje pierwsze i prawie ostatnie spotkanie z aligatorami i pomimo tego, ze urodą nie grzeszą to mają w sobie jakąś zaklętą moc pobudzającą emocje. Nie mogłam napatrzeć się i każdego oglądałam bardzo dokładnie. Gdy wyobrażałam sobie prehistoryczny świat zamieszkiwany przez gigantyczne gady to czułam się jakbym właśnie tam się znalazła.
UsuńPozdrawiam:)
O ja piernicze!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z otwartą buzia i prawie zawałem!
Odważna kobieta jesteś, ja bym na tym terenie nogi nie postawiła, hahaaaaa
POzdrwaiam
Dobre zakończenie sprawia, że usta wyginają się w uśmiechu a mnie teraz pozostaje pokiwać głową w politowaniu nad moją nierozwagą.
UsuńPozdrawiam:)
Tak, tak, z lornetką i to z samochodu!!!!!! Proszę, nie pozwól aby Cię uszkodził byle gad.......! Az się trzęsę sama ze strachu bo nie cierpię krokodyli, aligatorów, węży żmij i całego gadzinowego badziewia. A Was ściskam w całości!
OdpowiedzUsuńNa aligatory sposób wspaniały; auto i lornetka ale wyobraz sobie mnie na safari w Afryce:))))
UsuńMusialabym podróżować w czołgu albo helikopterem unosić się ponad ziemią bo na niej słonie i nosorożce. Hipopotamy tez ponoć szybkie więc aby pozostać w całości na safari nie wybieram się pomna przeżyć z aligatorem.
Pozdrawiam bardzo serdecznie:)