Cztery godziny snu i pobudka o 21:00. p. wstał pomarszczony jak ściera do podłogi i takąż miał cerę. Żal mi się go zrobiło i ja zasiadłam za kierownicą. Pracował wczoraj cały dzień więc godzinkę w nocy ja pojadę. Z banku danych czyli mózgu męża wydobyliśmy informacje gdzie najlepiej skierować się aby polować na zorze polarne. Z reguły pojawiają się pomiędzy 22:00 a drugą nad ranem. Tak naprawdę to nie ma żadnej reguły bo nie wiadomo kiedy to zjawisko rozbłyśnie na niebie i jak długo będzie trwało. To taka loteria na świeżym powietrzu, zdrowo ale zimno. Minęliśmy miasteczko Fox i po trzydziestu minutach znaleźliśmy drogę na tyle szeroką, że mieściło się nasze auto. Była ona jakby wycięta w śniegu i po chwili zorientowaliśmy się, że nie mamy szans na zawrócenie i musimy jechać tam gdzie ona prowadzi. Reflektory oświetlały koleiny wygniecione w śniegu i gdyby ktoś jechał z przeciwka to nawet nie było miejsca aby się minąć.
- Co robimy? - Zupełnie beznadziejna sytuacja i w dodatku bez możliwości wyboru rozwiązania. Zostaliśmy uwięzieni i nie wiadomo na jak długo.
- Dawaj gazu bo zorze nam uciekną. - p. był wściekły a ja zrozpaczona. Możemy tak jechać godzinę, dwie albo trzy albo tak długo aż nam zabraknie paliwa. Czułam, że pocę się cała w każdym zakątku ciała. p. już dawno uchylił okno po swojej stronie z czego wnioskowałam, że poty napadły go wcześniej niż mnie. - No szybciej! - Trzasnę drzwiami i pójdę do domu. Jak mam jechać szybciej gdy i tak jadąc w miarę szybko albo wolno dla poniektórych podskakujemy jak piłka na schodach wiodących w lochy starego zamczyska. Będziemy tak jechać aż wjedziemy na polankę z ziemianką Alaskańczyka w złym humorze. Nawet nie mogę się obrazić bo gdzie pójdę? W końcu okazało się, że owa mrożąca krew w żyłach dróżka i rosząca potem czoło wyprowadziła nas na drogę którą wcześniej jechaliśmy ale kilka kilometrów dalej. Nie zdążyłam zapytać gdzie mamy jechać gdy wpatrzony w niebo p. powiedział „ w prawo”. Lubię zdecydowanych mężczyzn, życie z nimi wydaje się takie proste i oczywiste. Po chwili zaparkowaliśmy na bocznej drodze ale uprzednio ją zbadaliśmy na piechotę czy można zawrócić i po oględzinach zaparkowaliśmy bardziej na środku niż w zmarzniętym ale sypkim śniegu pobocza. p. usiadł na miejscu kierowcy bo według jego obliczeń zorza powinna pojawić się z jego strony. Zaczynałam przysypiać około północy. Pomimo tego, że w samochodzie było ciepło to zabrana z hotelu kawa dawno już wystygła i jedynym ratunkiem przed spaniem była czekolada i koniak z piersiówki. Chłodna kawa traci zdolności otwierania oczu ale na pewno nie moczopędnych.
- Te emocje mnie wykończą. - Kwaśno zakomunikował p.. Mnie już dawno wykończyły i gdzie nie spojrzałam to widziałam łóżko a nie domniemane zorze polarne. - Muszę się wysikać. - p. otworzył drzwi i wysiadając omal nie runął na ziemię. - Co do diabła!!! - Spoglądał na swoje buty z niedowierzaniem. - Zupełnie jakbym był na wrotkach albo na łyżwach. - Zatrzasnął drzwi i zaczął rozpinać kurtkę.
- Proszę cię idź gdzieś na bok.
- Tu nikogo nie ma. - p. wydawał się zdziwiony moim zachowaniem.
- Ale zawsze ktoś może pojawić się bez zapowiedzi wtedy gdy ty...
- No dobra znikam. - I zniknął. Wolno na sztywnych nogach udał się w stronę bagażnika auta tam gdzie mieliśmy przygotowane miejsce do robienia zdjęć. Rozbudzona postanowiłam sprawdzić stan urody na dzisiejszą noc. Nie należę do kobiet które idą spać z lusterkiem i szminką w dłoni ale od czasu do czasu poprawiam naturę przeważnie z miernym powodzeniem. W klapce przeciwsłonecznej było lusterko ze światełkiem więc wykorzystałam to udogodnienie i postanowiłam swym odbiciem w lusterku wybudzić się do przynajmniej trzeciej nad ranem. Popatrzyłam w zewnętrzne lusterko auta i zobaczyłam wolno idącego męża. Mrugnęłam i p. już nie było. Dziwne. Pomyślałam, że coś nie tak z moim wzrokiem ale chłopa nie było. Był jeszcze przed ułamkiem sekundy a już go nie ma. Hmmm. Przyjrzałam się nocnej urodzie i zrezygnowałam z jakichkolwiek modernizacji swego wyglądu o jedenastej trzydzieści w środku nocy. Zaczęłam wpatrywać się w boczne i wsteczne lusterko ale p. wyparował bez śladu. Popatrzyłam na rozgwieżdzone niebo ale żadnego UFO co porywa ludzi nie było w zasięgu wzroku. Nie było go przy statywach na aparaty ani nigdzie wokół auta. Pomyślałam, że ukrywa się w krzakach aby mnie przestraszyć jak wysiądę aby go poszukać. Znam szelmę jak własne grzechy i wiedziałam, że coś kombinuje aby mnie wybudzić. Postanowiłam nie wychodzić i spokojnie zaczekać. Zapaliłam papierosa. Wdychałam krystalicznie czyste powietrze wdzierające się przez do połowy otwarte okno z dymem palącego się tytoniu. Kurcze takie czyste powietrze może wywołać zawroty w głowie, zaciągnęłam się zupełnie niezdrowym dymem i raptem opanował mnie lęk. Siódmym zmysłem który posiadają tylko kobiety czułam zagrożenie. Nie pomyślałam o niedźwiedziu rozszarpującym ciało męża na drobne strzępy ale o czymś niesprecyzowanym ale groźnym. To, że niedźwiedzie idą spać na całą zimę wcale nie zaświtało w głowie blondynki. Otworzyłam drzwi i postanowiłam odnaleźć zgubę bez względu na to czy stanę się obiektem do straszenia czy nie. Drzwi otworzyłam z impetem i zdecydowanie chciałam opuścić auto. Gdy drugą nogę postawiłam na ziemi pierwsza odjechała w bok. Lewą ręką złapałam się otwartych drzwi ratując się przed olimpijskim szpagatem. Paznokcie wbiłam w lakier wypożyczonego auta i tak trwałam przez kilka chwil. Ciepłe buty rozpuściły lód i utraciły jakąkolwiek przyczepność. Długo tak nie wytrzymam bo guzik ze mnie a nie atletka. Nigdy w życiu nie zrobiłam szpagatu i ten pierwszy raz właśnie mi groził w każdej chwili. Drobny ruch powodował, że nogi boleśnie oddalały się od siebie. W dwóch palcach prawej dłoni ciągle miałam papierosa. Chciało mi się płakać ale sytuacyjnie bylam bliżej śmiechu. Skazanym na śmierć należy się ostatni papieros więc czemu nie mnie w sytuacji zupełnie paradoksalnej i jakże dramatycznej. Szkoda, że mnie w tej pozie nie widzi p., miałby ubaw. Ale nie mógł bo zniknął tajemniczo. Buty tymczasem oziębły i gdy wyrzuciłam niedopałek o dziwo mogłam wolno odzyskać normalną postawę stawiając but przy bucie. Pierwsze spotkanie ze śniegiem po lecie mam zaliczone i to od razu dramatycznie. Malutkimi, ostrożnymi kroczkami poczłapałam w stronę gdzie ostatnio widziany był mój mąż. Ślad po nim zaginął. Gdy stanęłam przy rozstawionych statywach rozejrzałam się już zupełnie wystraszona. Gdzie on może być. Wtedy usłyszałam jakieś dźwięki albo jęki dochodzące zza moich pleców.
Tak jasno świecących gwiazd na niebie wcześniej nie widziałam i nie przypuszczałam, że kosmos jest tak zatłoczony. Specjalnie wybraliśmy nasz wyjazd na bezksiężycowe noce aby „łysy” nie rozświetlał nieba i zorze były lepiej widoczne. Bezchmurne niebo ukazywało miliardy gwiazd świecących jak maleńkie latarki. Była już północ ale nie potrzebowałam dodatkowego oświetlenia aby zobaczyć p. w rowie głębokim na dwa metry tuż za mną. Na dwóch kolanach i jednej łapie starał się wdrapać tam skąd spadł.
- Nie możesz wyjść? - Było to jedyne zdanie które nie wprowadzało zamętu w tej sytuacji a miałam ich w zanadrzu wiele. Kilka z nich mogę pominąć bo są obraźliwe a reszta nie nadaje się do publicznego użytku.
- Właśnie usiłuję od dłuższego czasu. - Nie pytałam więcej bo coś było nie w porządku. Wolno, p. pokonywał kolejne centymetry. Wreszcie wygramolił się na powierzchnię i stanął zgięty w pół.
- Co się stało? - Zapytałam bo już zupełnie zwariowałam od nadmiaru przeżyć w ciągu zaledwie kilku sekund czy minut.
- Poślizgnąłem się i padłem paszczą w dół. Nadziałem się na jakiś kołek i mam złamane żebro. - Ręce mi opadły. Nie wiedziałam co się robi ze złamanym czy pękniętym żebrem ale p. uspokoił mnie opowiadając mi, że już miał podobną kontuzję ale przytrafiła mu się w zupełnie odmiennych okolicznościach. Dwa tygodnie na bezdechu i zero śmiechu. Potem wszystko wraca do normy. Gdy zaczęłam sobie wyobrażać sytuację w jakiej znalazł się mój p. to usta zaczęły się uśmiechać i nie mogłam powstrzymać się od zadania pytania.
- I co? Zlałeś się w portki? - Wtedy ja zaniosłam się od śmiechu a p. jęczał trzymając się za prawą stronę klatki piersiowej.
- Jeszcze nie ale zrobię to za chwilę jak nie przestaniesz mnie rozśmieszać. Nie było zorzy?
- Jeszcze nie.
- To chodźmy do auta i poczekajmy. - Podpierałam kalekę w drodze do auta i utwierdziłam się w przekonaniu, że chłopa nie wolno zostawić samego nawet na mrugnięcie okiem.
A zdjęcia gdzie?:)))):)
OdpowiedzUsuńArteńko! Ktore zdjecia? Mnie w szpagacie czy chlopa lejacego w gacie? :)))))))))
UsuńZdjecia beda w kolejnym poscie ale mniej atrakcyjne!
Pozdrawiam:)
Oba:)))) I do tego się Tobie rymnęło:)
UsuńSama chcialabym je zobaczyc:))))) Niestety nie bylo trzeciej osoby ktora by je zrobila, "oba" dwa" :)))))
UsuńNo prawie sie posikalam ze smiechu (przepraszam Cie, drogi P. Wybaczysz?) He he he heeeeeeeeeee!!!
OdpowiedzUsuńTak po prawdzie to nie wiem czy śladowe moczenie nie wystąpilo przy upadku bo zbyt byłam przejęta żebrem:)
UsuńAkurat p. nie masz za co przepraszać (tylko mi współczuć) bo jeszcze tej samej nocy wykręcil kojeny numer nie z tej ziemi ale o tym będzie później.
Pozdrawiam:)
Macie sklonność do horroru, mnie by nie wygnali w takie tam. A gdyby stało sie cos powaznego, to co? I co z tym nieszczesnym żebrem???
OdpowiedzUsuńHorror to całe moje życie!!!!
UsuńŚwiadomie pojechaliśmy na Alaskę aby nocami polować na zorze polarne. Dzięki temu, że byliśmy tam pierwszy i pewnie ostatni raz popełniliśmy wiele błędów. Wiadomości zaczerpnięte z wielu miejsc a przede wszystkim z internetu staraliśmy się wprowadzić w życie z różnym skutkiem. Tak właśnie przebiegała realizacja marzeń w rzeczywistości. Trochę strasznie ale w każdym szczególe prawdziwie.
"Z żebrem..." miało być dwa tygodnie lekkiego bólu i po bólu. Jednak chyba coś poszło nie tak bo rozśmieszalam go przez cały czas rekonwalescencji. Trzy tygodnie z okładem narzekał na bóle ale dziś już nie pamięta o kontuzji jak to dzielnie i po męsku nazwał swe złamanie.
Pozdrawiam:)
Tak ogólnie to pozytywnie podchodzimy do życia i nie spotykają nas złe rzeczy:)
Historia mrożąca krew w żyłach:) Ale gdzie te zorze?
OdpowiedzUsuńJako 100% kobieta wprowadzam lekkie zamieszanie co jest zrozumiałe dla ogółu:)))))
UsuńZorze pojawią się już niebawem ale co przeżyliśmy przed ich zobaczeniem musicie przeżyć w takim napięciu jak my. Nie wystarczy przelecieć tysiące mil aby zorze polarne zauroczyły nas swym urokiem. Trzeba jeszcze dojechać w odpowiednie miejsce, w odpowiednim czasie i z ODPOWIEDNIM partnerem. Historia lubi gmatwać ścieżki naszego życia i o tym jest mój blog a zdarzenia na Alasce są tego przykładem.
Pozdrawiam bardzo serdecznie z początku przygód Ataner:)
A ja jako także kobieta pytam tak z przekory:))) Bardzo dobrze, że przekazujesz w postach emocje i napięcie. Fajnie jest to poczuć:)))
UsuńKalipso, w czasie naszej ostatnie podrozy do Arizony dokonalismy czegos wielkiego. Zmierzylismy sie ze swoimi slabosciami, ulomnosciami nawet nie wiem jak to okreslic.
UsuńPrzezylismy chwile grozy, zwatpienia. Zobaczyc? Czy przezyc? Przezylismy! I o tym tez bedzie w kolejnych postach. To sa emocje, chwile, ktore czasami trudno przelac na "papier" blogowy.
Milo mi, ze zawitalas do mnie i interesuja Cie nasze przygody:)
Ale się " ubałam", jak na prawdziwym horrorze! Trzymam kciuki za P.
OdpowiedzUsuńp. wylizał się z kontuzji i już o niej zapomniał. Zabawne będzie w kolejnym poście a tutaj było lekko stresująco, w kolejnym poście też będzie stresująco:)))))
UsuńPozdrawiam:)
Potrafisz wzbudzić silne emocje. Czytałam jednym tchem, żeby wiedzieć co dalej. Na szczęście wszystko skończyło się w miarę dobrze :)))
OdpowiedzUsuńZakończyło się bardzo dobrze a ciąg dalszy będzie również z happy endem.
UsuńPozdrawiam:)
Niezła akcja, mam nadzieję, ze z małżonkiem wszystko ok... ale teraz to juz niecierpliwie czekam na zdjęcia!!!
OdpowiedzUsuńJak to w życiu bywa na nagrodę trzeba zapracować więc i my czekaliśmy prawie w nieskończoność na możliwość zrobienia zdjęć. To co się wydarzyło w tym czasie poprzedzi sesję zdjęciową.
UsuńPozdrawiam:)
Chłop w poważnych opałach i pilnej potrzebie a ja kulam się ze śmiechu - to "wina" Twojego pisania i mojej wyobraźni. Ahoj, przygodo !
OdpowiedzUsuńJeżeli oczami wyobraźni zobaczyłaś to co ja to zaśmiewaj się do bólu brzucha tak jak ja. Śmiech to zdrowie a chłop już zdrów i zrośnięty.
UsuńAhoj!
Biedak .... tyle musiał wycierpieć, ale Ty również ... na chwilkę chłopa z oczu spuściłaś, a ten już coś wykombinował ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na te zorze ;)
Czuję się jak objekt polowania i czuję już oddech goniących mnie do roboty amatorów zorz polarnych. Będą zorze ale wszystko po kolei. O nudzie bez zorz nie ma mowy:))))
UsuńPozdrawiam:)
To bardzo wredna kontuzja, nawet gdy żebra nie są pęknięte ale tylko obtłuczone. Mój zaliczył tak kiedyś 3 zalodzone schodki z ganku, bo jako typowy chłop nie skorzystał z tak prostego urządzenia jak poręcz. A potem przez 2 miesiące chodził w bandażu elastycznym . Na domiar złego wszelakie prace fizyczne spadły wtedy na mnie.To czy będą zorze polarne czy też nie to zależy od wiatru Słonecznego, więc może jakieś punkty astronomiczne powinny udzielać w tej materii informacji? Astronomowie i kosmolodzy pracują głównie nocą, więc mogliby i taką informacje zorganizować:))
OdpowiedzUsuńBuziaki,;)
p. bez bandaża wylizał się w ciągu trzech tygodni i teraz zapomniał o tym zdarzeniu.
UsuńZorze są ciągle nieprzewidywalne ale przynajmniej wiadomo, że mogą się pojawić przy dużej aktywności Słońca w przedziale od 22 do 3 rano. Tyle wiadomości nam wystarczyło aby ruszyć się z Chicago i mieć pewność, że zorze się pojawią.
Pozdrawiam:)
Podkręcać nastrój to Ty potrafisz, oj potrafisz! :-)))
OdpowiedzUsuńA tak nawiasem mówiąc, nie od dziś wiadomo, że nasi Panowie potrafią dużo! :-)))
...i skromnie dodam, że można o ich "wyczynach" gadać przez cały weekend siedząc sobie przy dobrym winie, szarlotce i śledziu w oleju. Już w kolejnym poście będzie przykład, że jak to określiłaś potrafią dużo.
UsuńPozdrawiam:)
Ho,ho niezły ubaw ;) nadrabiam zaległości w Twoich opowieściach.aż się lodowato zrobiło ;) pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńByło tragicznie a teraz jest komicznie ja też ubawiłam się czytając tekst ponownie. Akcja jednak rozwija się w tym samym kierunku o czym zawiadamiam uprzedzając fakty.
UsuńPozdrawiam:)
Hi czytam zasmiewam sie do lez bede czytac a Ty pisz prosze p.Gosia
OdpowiedzUsuńNie było się z czego smiać na odludziu o północy. Humory jednak nas nie opuściły w oczekiwaniu na wydarzenie roku.
UsuńPozdrawiam:)
Nie tylko w śmiechu pęknięte żebro przeszkadza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam życząc zdrowia
Spokój i idylla. Chłop cichy i zupełnie nieobecny. Marzenie!!!!
UsuńO tym, że nie tylko w śmiechu wiem bo dochodzi sprzątanie, mycie garów itd zero pomocy domowej.
Pozdrawiam:)
Ataner w szpagacie z papierosem w dłoni! A p. paszczą na kołku w dołku! To tylko u Was taka rozpiętość scen kabaretowych! Nie mogę pisać ze śmiechu. Pewnie śnieg, lód i ciemności dodawały jeszcze atmosfery prawdziwie jak z horroru, ale wyobraźnia czytającej jest wybiórcza! :)))))
OdpowiedzUsuńTakich postów nie powinnam zamieszczać bo mój wizerunek spokojnej i poważnej bardzo ucierpi. Co sobie ludzie pomyślą:))) Niech tam, opiszę jeszcze jedną paranoiczną sytuację a później to już będą same zdjęcia i krótkie opisy.
UsuńPozdrawiam:)
A ja tak czytam i tez mam chyba wybiorcza wyobraznie a moze wybrakowana. Mniejsza z tym.
OdpowiedzUsuńAtanerko, ty to nawet nie musisz juz tych obiecanych zdjec z zorzami wstawiac, bo mozesz te zorze opisac i wszyscy uruchomia wyobraznie i juz. Posmieja sie, podziwuja, pokomentuja...
Będą zdjęcia bo nie opiszę zorzy polarnej jedynie nakreślę z grubsza panującą atmosferę aby przybliżyć czytającym miejsce w którym przebywałam. Zdjęcia pomogą uruchomić wyobraźnię i całość będzie wspaniała.
UsuńNa byle jakich komentarzach mi nie zależy a jedynie na takich które płyną z serca. Zainteresowanie moim blogiem od lat utrzymuje się w dolnej strefie stanów średnich i nic nie wskazuje abym musiała zatrudnić sekretarkę do odpowiadania na komentarze.
Pozdrawiam:)