1

piątek, 15 grudnia 2017

Gryzę nuty

 Do Świąt pozostało już kilka dni więc zwożę do domu nadmiar zakupów spożywczych. Wczoraj zahaczyłam o sklep z wyrobami z Polski w którym zaopatrzyłam się w większość potrzebnych i zupełnie zbytecznych artykułów. Gdy całość znalazła się w domu, p. pomógł mi poukładać wszystko w śpiżarni i w lodówce. Dobrze używać dwóch głów bo gdy jedna z nich zapomni to być może druga zapamięta co i gdzie jest upchane. Naszą uwagę skupiliśmy nad jednym wyrobem. Dla dobra wytwórcy nie ujawnię nazwy producenta.
 Kolejny plasterek żółtego sera żułam niezwykle dokładnie i rzeczywiście oprócz znikomych walorów smakowych i wściekle żółtego koloru nic nie zasługiwało na zapamiętanie nazwy aby ponownie zakupić ten ser. W tym wyrobie jednak było coś czego nie zapomnę do końca swego życia. Podczas gryzienia ser wydawał dźwięki. Piszczał na zębach! Coś jakby styropianem po mokrej szybie.
- Ciekawe z czego zrobiony jest ten ser? - p. wkładał kolejny plasterek gryząc go ze zdwojoną prędkością. Uchylił lekko usta aby świszczenie rozchodziło się echem po mieszkaniu. Zbliżył usta do mojego ucha i ponowił serię szybkich ugryzień sera. Usłyszałam lekkie zgrzyty ale gdy ja gryzłam dźwięk był inny. Pewnie dlatego, że dochodził z wnętrza mojej jamy ustnej. - Ile tu mleka a ile plastiku? - Grymas obrzydzenia na twarzy męża i otwarte usta z kawałeczkami sera wywołały mą szybką reakcję.
- Nie jedz tego. - Zawyrokowałam i już otwierałam drzwi szafki kuchennej pod zlewozmywakiem gdzie umieszczony jest kosz na śmieci. Miałam zamiar wyrzucić świszczący ser.
- Poczekaj, ludzie to przecież jedzą więc i my możemy.
- Jak chcesz to proszę bardzo. Ja tego więcej nie zjem.
- Poczułam, że ten jeden plasterek który również piszczał będzie siedział w brzuchu przez kilka dni i nie strawię go nigdy. Zęby mamy jeszcze swoje więc nie może to być wywołane materiałem użytym na sztuczne szczęki.
 Przypomniałam sobie ladę sklepową przed którą stałam gdy wybierałam sery. Było ich tam chyba ze trzydzieści i każdy z nich wyglądał bardzo poprawnie. Miał odpowiedni kolor i dziury. Nazw wszystkich nie zapamiętałam bo są tak wymyślne, że można się uśmiać. Podlaski? No dobrze niech będzie, że jest produkowany na Podlasiu czyli gdzieś w okolicach Białegostoku. Gouda. Może licencja na nazwę i smak zostały zakupione wiele lat temu i po dzień dzisiejszy ser gouda ma tysiące odmian bo można go kupić chyba w każdym kraju. Morski. Ta nazwa od dawna mnie zastanawia i doszłam do wniosku, że ser morski jest wyrabiany z mleka syren albo krów morskich. Gdy wyobraziłam sobie udój to łzy śmiechu popłynęły mi po policzkach. Nazwy nie mają nic wspólnego ze smakiem wyrobu oraz jego zawartością.
Czy grający żółty ser jest rzeczywiście serem czy wielkim oszukaństwem opartym na ściśle przestrzeganych wytycznych Unii? Wolę jednak pozostać przy sprawdzonych producentach i eksperymenty pozostawić odważnym.
Nie oznacza to, że przestanę jeść bo wszystko dookoła jest niezdrowe. Trochę trucizny może posłużyć jako lekarstwo ale zdrowy rozsądek mówi, że nasze ciało zbyt wolno przystosowuje się do zachodzących zmian jadłospisu i w pogoni za kolorową etykietą możemy skończyć jak na załączonym obrazku.

26 komentarzy:

  1. Obrazek jest super!!! Co do serów- ostatnio polskie sery mają niemal wszystkie (mam na myśli te żółte) taki sam smak- one po prostu nie są w pełni dojrzałe. Wielu producentom się wydaje, że skoro przepis mówi o np. 3 miesiącach dojrzewania to spokojnie można ser sprzedać już po 2 miesiącach- kolor jest, dziury są a i pieniądze w kieszeni producenta są szybciej o ten miesiąc. Teraz kupuję ser w Berlinie- i po raz pierwszy od lat kupiłam ser tylżycki, bo w Polsce jest to coś, czego się nie jada- zwykła "ohyzda" a nie ser. No cóż- ten niemiecki tylżycki miał zupełnie inny, zdecydowany smak i był zwyczajnie smaczny. Następnym razem zakupiłam "mix serów" 5 plasterków, a których każdy był inny- różniły się nie tylko nazwą i wyglądem ale i smakiem. Ostatni ser, który mi zgrzytał w zębach to był pseudo oscypek. Wcale nie był suchy ani przesadnie twardy ale w zębach zgrzytał, więc wylądował w śmietniku.
    A tutejsza Gouda- wyśmienita.Dla mnie jest ważny smak sera, bo ja jem sery i wędliny "solo", bez pieczywa.
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To po prostu jest nabijanie klientów w butelkę albo robienie ich w bambuko. Też to zauważyłam: inne opakowanie a smak (lub jego brak) jest ten sam. Już nie kupię tego czegoś szumnie i niesłusznie serem nazwanego paskudztwa.
      Jak czekolada to z Belgii lub Szwajcarii a sery z Holandii i Francji.
      Mamy tutaj sklep w którym jest, jak dla nas, najlepszy śmierdziuch z Niemiec więc może nie tyle państwo a raczej receptura stanowi o jakości i smakowitości wyrobu.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    2. Po prostu trzeba przestrzegać receptury, czyli być uczciwym producentem a nie gonić tanim kosztem za szybkim zyskiem. Polacy to taka nacja, w której większość chce mieć zyski bez inwestowania w to czasu i pieniędzy i te polskie sery są tego przykładem.

      Usuń
    3. To nie taka nacja ( jak ja takiego nacjowania nie lubie) to takie zycie. I tam anabellus , gdzie jestes, znajdziesz takich tubylcow. Problem w tym, ze trzeba znac dobrze jezyk i pozyc wsrod tych ludzi. Poznac ich.
      Po prostu zycie jest takie jakie jest.

      Usuń
    4. Przyjechala do mnie kolezanka z Polski, dziewczyna, ktora po swiecie lubi jezdzic. Niejedno miejsce widziala, zwiedzila.
      Wchodzimy do niemieckiego kosciola, tam pobiera sie swieczki ze stojaka , wrzuc monete do skarbony i zapala sie swiece w intencjach jakich sie chce.
      Komentarz kolezanki byl taki: " u nas w Polsce rozkradli by te swiece". Hm... watpliwa sprawa, bo w rodzinnym mym miescie w Polsce, w parafii, do ktorej uczeszczalam, franciszkanie maja taki stojak ze swiecami do zapalania swiec i jest ci ich tam dostatek, nikt sie na nie jakos nie lakomi. Nie brakuje tych swieczek, ludzie odpalaja je, ale skromnie. Nie chcialm juz uswiadamiac kolezance, ze i ja w tutejszych kosciolamch widzialam ludzi, ktorzy sobie taka swiece bez wrzuconej wczesniej do skarnbony kasy odpalali. Jeden nic nie wrzuci, drug wrzuci grosz wiecej. Nie chialam juz jej tego gadac bo byc moze uslyszalabym tekst , ze ci, ktorzy odpalali bez kasy to Polacy byli.
      Potem w sklepie perfumeryjnym, pokazuje jej laske, ktora podchodzi do regalu wybiera jakies tam perfumy, psika sie nimi sazniscie i katem oka zerka na lewo i prawo czy ktos tego nie widzi. Chcialam jej pokazac przyklad, ze wszedzie sa ludzie i ludziska. A w komentarzu uslyszalam, ze to niewatpliwie Polka byla. Zastanawiajace , skad moja znajoma to wiedziala? Na czole tamta kobieta nie miala napisane skad pochodzi. Po typie urody to odgadla? NO tutaj to mozna wtopic sie niezle.
      Dlatego ja nie lubie okreslania , ze jakas nacja ma w sobie cos typowe.
      Sa ludzie, ktorzy nigdy u siebie nic nie osiagneli prosta droga. Warunki utrudnialy a nie wspomagaly przedsiebiorczosc- jak mi kolezanka opowiadala, ze aby wlasny interes rozkrecic to musi tyle na poczatku wszelakim urzedom i fiskusowi oddac, ze to chore. Jeszcze nie zarobila, ale juz miala oddawac kase, wiec ludzie kombinuja. Ci ktorzy mieli latwiej w te klocki, bo rzad sluchal, liczyl sie, dawal mozliowsci dorobienia sie, gdyby przeszli na warunki tego, ktor musial kombinowac, tez tak by sie zachowywali. Takie sa mechanizmy psychologiczne ludzi. I nie wazna w tym wszystkim jest nacja.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Tylko jak odróżnić zanim nie skosztujesz i się nie otrujesz?
      Zwariowane normy dopuszczające "ileśtam" % "czegośtam" w np mięsie psują smak i nie dziwię się, że jest wielu zielono-jadków oraz tych którzy nie tkną sałaty bo w niej są ciężkie metale a po marchewce można świecić i to wcale nie na czerwono.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    2. W Niemczech jest przymus oznaczania takich wyrobow, one nie maja prawa nazywac sie serem zoltym.

      Usuń
    3. Myślałam, że żartujesz nazywając ser wyrobem seropodobnym. Nie wiedziałam, że coś takiego jest na rynku. Może dlatego taki wybór tutaj bo nie weszło do Niemiec:)))

      Usuń
  3. Nazwy często zupełnie nieadekwatne, zawsze mnie to dziwi. To był polski ser? Ja żółtych prawie nie jadam, kilka razy w roku do zapiekanek ale na gorąco był cichutko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzystko stanęło na głowie i masło z Polski nie przypomina wspaniałego masła sprzed 25 lat a sery o których mowa to wstyd. Jadamy wyroby z różnych krajów i nie kierujemy się uznanymi nazwami a przede wszystkim smakiem. Z pośród dziesiątek producentów masła w USA wybraliśmy irlandzckie.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    2. I w Polsce i tu kupujemy tylko masło irlandzkie;)

      Usuń
  4. No proszę, a skrzypienie w melodię jakiejś kolędy się nie układało? Może to takie reklamowe zagranie, a ty nie zajarzyłaś.
    A wracając do serów, niestety, polskie żółte sery z fabryk, faktycznie są bardzo podobne do siebie w swej nijakości, tak jak pisze Anabell.
    Mam w domu Holendra na stanie, więc wiem co to jest ser żółty, młody, leżakujący, średnio dojrzały, dojrzały, bardzo dojrzały, stary, bardzo stary, przedojrzały, kruszący się. To wszystko są terminy fachowe na stadia dojrzewania żółtego sera ( przeze mnie swobodnie przetłumaczone ) i ten ser faktycznie w każdej fazie różni się smakiem.
    Mój Holender z polskich serów żółtych trawi tylko Bursztyn, a i to z braku lepszego.
    A oscypkom zdarza się skrzypieć. Ja to nawet lubię.
    Nie no Ataner nie mów, jak będziemy jeść różne śmieci to zmienimy się w dinozaury??? :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podzielimy ich los.
      Któregoś razu dowiedziałam się, że do gumy do żucia dodawany jest talk aby nie przyklejała się do zębów, trochę mnie to zaskoczyło ale pewnie nic tańszego nie wymyślono jako składnik poślizgowy. Dodatek mielonej skały nie zmienił smaku ale świadomość tego, że gryzę kamienie (nie tylko nuty) zupełnie mnie zaskoczył. Być może lepiej nie wiedzieć co siedzi w wyrobach spożywczych bo gdzie nie spojrzeć to na półkach są te same wyroby. Czy to sklep drogi czy tani znaleźć możemy normalnie trujące wyroby oraz te obecnie nazywane ekologicznymi które ponoć są lepsze i mniej trujące. Zastanawiam się czemu te trujące ciągle są w sprzedaży. Kolejny chwyt reklamowy aby więcej zarobić, to przecież i tak uprawa lub hodowla na wielką skalę która musi stosować opryski i specjalne mieszanki pokarmowe aby utrzymać proces produkcji mięsa czy warzyw w zdrowej formie zanim trafi do konsumenta.
      Chodzenie na polowanie nie wchodzi w rachubę bo po to jesteśmy zaawansowani cywilizacyjnie aby tą formą zajął się ktoś inny i nie sądzę abym upolowała wiewiórkę bez wścieklizny.
      Zatem bez specjalnych oporów podam upieczoną szynkę na świąteczny stół bez wcześniejszego sprawdzania rodowodu ofiary.
      Pozdrawiam:)

      PS
      Słucham polskich rozgłośni, z Polski, poprzez internet i o dziwo grają to co w USA. Amerykańskie piosenki o świętach tak jakby to była nasza polska tradycja. O zgrozo jak już tak się zamerykanizowaliśmy to może nadszedł czas aby wprowadzić dolary zamiast złotówek (tak jak w Ekwadorze) i drugi obowiązkowy język wzorem Kanady.

      Usuń
  5. Ja kupuje Krolewski, ale nasz sklep ma tylko szesc gatunkow do wyboru. Wesolych swiat:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrych sześć gatunków serów to i tak lepiej niż trzydzieści byle jakich. Podejmę ryzyko i spróbuję Królewskiego.
      Dziękuję za życzenia.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  6. Trzeba Ci oddac ze umiesz mnie rozsmieszyc, a poza tym nie tylko zaspokoilas glod tym serem, mialas dodatkowa atrakcje dzwiekowa i napisalas fajny post.
    Australijskie sery sa calkiem dobre, ale ide na calego i kupuje sery z Francji, z nadzieja ze sa jeszcze lepsze, kierujac sie ze jak dwa czy trzy razy drozsze to musza byc rzeczywiscie lepsze, ale pewnosci nie mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda jest chyba taka, że faktycznie im droższe tym lepsze. Ma to odniesienie nie tylko do jedzenia ale rownież do przedmiotów codziennego użytku jak i odzieży. Trzeba mieć jednak umiar bo np. nie zapłacę dwóch tysięcy za parę butów tylko dlatego, że są w sklepie Jimmy Choo.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  7. Piszczący ser :))) Nie dziwi mnie to w sumie, bo dziadowanie jeśli chodzi o produkcję żywności przechodzi wszelkie pojęcie. Żółtych serów już prawie nie jem, bo szkoda mojego żołądka na trawienie takiego czegoś ... czasami kupuję włoski ser Provolone, po nim nie mam żadnych objawów ubocznych ;)
    Co do amerykanskich piosenek świątecznych - wkurzają mnie i to bardzo. Nie słucham ich, albo staram się nie słyszeć. Po angielsku mówią już wszyscy - ponoć, w naszym kraju, więc polski nie będzie potrzebny. Albo polskim posługiwać się będzie garstka dinozaurów, w tym ja.
    Ale co tam, mogę sobie włączyć płytę z niemieckimi kolędami, bo je lubię, a póki co nie słyszę o wprowadzeniu drugiego języka urzędowego, więc spoko ;)
    A propos gumy do żucia, bo zapomniałabym... ta produkowana u nas zawiera aspartam i inne g .....ówniane słodziki chemiczne, więc lepiej sobie ją darować ;) No chyba, że ta Wasza ma inny skład, ciekawe w sumie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam nic przeciwko temu aby były różne produkty, lepsze, gorsze ale niech nas nie trują i nie sprzedają plastiku za cenę np. sera. To samo dotyczy wyrobów mięsnych. Wydaje mi się, że tych gorszych jest o wiele mniej na rynku niż parę lat temu. Mówię o swoim rynku.
      Cukier jest za drogi aby pakować go do gumy do żucia.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  8. I mnie zdarzało sie nieraz zjeśc taki skrzypiący ser, ale o dziwo, całkiem to skrzypienie lubiłam! Wiadomo, gusta są przerózne, kwadratowe i podłuzne. I zupki chińskie uwielbiam, wiedząc, że masa w nich plastiku oraz konserwantów. Człowiek ma prawo do słabości, a odejsc z tego świata trzeba prędzej czy później, z większą czy mniejszą ilościa chemii w organiźmie. Ale ta chemia może nas zakonserwować i po śmierci będziemy dłużej wyglądać jakyśmy strzelili w kalendarz przed chwilą. Podobno tak sie teraz dzieje z ludźmi, czego swiadkami są osoby dokonujące skshumacji!:-)0
    Och, zebrło mi sie na czarny humor, ale mam nadzieję, że i Ty go lubisz?!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupki chińskie czy koreańskie to ja też jadam i o dziwo są nawet smaczne. Czasami ja upichcę gorszy rosół:))))))
      Już teraz bez chemii żyć się nie da bo nawet zwykły krem do twarzy to pół tablicy Mendelejewa.
      Mój czarny humor to właśnie gryzienie nut. Nie przypuszczałam, że jeszcze ktoś inny zwrócił uwagę na przedziwne zachowanie się sera pomiędzy zębami. Pisząc post myślałam, że ze mną coś nie tak jak być powinno. Dzięki za uchylenie rąbka tajemnicy z przeżyć konsumpcyjnych:)
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  9. są ,,szybkie sery" ( tak dawno temu jeden z synów nazwał podrabiany produkt tłumacząc że jest do niczego bo szybko robiony)które unikam . Co nie oznacza że tanich nie kupuję. Jedna firma pod tym samym szyldem produkuje różne sery smakowo.
    mam zamiar produkować samodzielnie kozie sery też
    macham tradycyjnie z Podlasia - Dośka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kozi ser to wyższa półka umiejętności i smaków. U nas w domu zagościł kilka lat temu bo wcześniej jakoś nie miałam przekonania co do wyrobów kozich.
      Jest naprawdę smaczny i nie dziwię się, że podjełaś decyzję aby go produkować.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  10. Jedzenie powinno byc dla nas lekarstwem. Przodkowie nasi antybiotykow nie znali, a to co spozywali ich leczylo. Teraz trudno o pelnowartosciowe jedzenie. Dosypuje sie tam kupe konserwujacych swinstw, ktore ludzi zabijaja. Moje pomidory z krzaka psuly sie po pieciu dniach, te ze sklepu, opakowane w folie i trzy miesiace potrafily wytrzymac-kiedys sprawdzilam. W Polsce ponoc liczba chorych na raka przekroczyla milion, spece bija wiec na alarm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy aby na pewno jedzenie było lekarstwem? Pewne produkty pomagały w zapobieganiu pewnym chorobom ale czy leczyły, śmiem wątpić.
      Masz rację, teraz jedzenie jest nafaszerowane chemią i aż strach się bać co jest np. w takim pomidorze. W sklepach jest kilkanaście odmian a żadna z nich w smaku nie przypomina pomidora.
      Pozdrawiam:)

      Usuń