1

środa, 15 stycznia 2020

Piromania


  To był bardzo interesujący wieczorny spektakl z udziałem dwojga, ognia i gwiazd na niebie. Na tyle interesujący, że siedzieliśmy długo w noc. Rano nie tylko p. nie huczał swego tradycyjnego "wstawaj" ale długo wylegiwał się ze mną w pościeli. Po szybkim i skromnym śniadaniu postanowiliśmy ruszyć tuż przed południem aby dotrzeć do celu naszej podróży.
Droga pośród lasu na dłuższą metę jest monotonna bo nic nie widać tylko zielone ściany drzew po bokach i czarny asfalt na wprost. O mały włos minęliśmy drogę dojazdową do kempingu. Gdy tak jedziesz i jedziesz przez godzinę lub dwie i nic się nie dzieje to popadasz w odrętwienie i refleks usypia chociaż nie powinien. Wtedy doceniłam zdobycze techniki i uznałam GPS za wspaniały wynalazek. p. już nie raz przekonał się, że pilot ze mnie żaden i gdy on kieruje to ekran ze wskazaniem drogi ma na wprost oczu a gdy ja prowadzę też go ma na wprost siebie. Nie wierzy mi za grosz i woli nie rozczarować się kolejny raz. Leśna droga na kemping była wąska i dziurawa. Nikt nie zadbał o wyrównanie piaszczystej nawierzchni pługiem. Kemping wydawał się pusty bo przejeżdżaliśmy obok miejsc przeznaczonych na samochody i nie zauważyliśmy ani jednego auta.
Zadowolenie z pustki panującej na kempingu nie trwało długo. Nasze marzenia o tym aby być sam na sam z przyrodą brutalnie zostały zniszczone przez państwową instytucję. Zwykle po znalezieniu odpowiedniego miejsca brało się kopertę, wypełniało rubryczki wydrukowane na niej i do środka wkładało się gotówkę lub czek. Proste rozwiązanie i działające przez lata. Wszystko uległo zmianie na gorsze dla turystów ale na lepsze dla systemu, czego innego można się spodziewać.
Po koperty z kasą trzeba przyjeżdżać co jakiś czas i uzupełniać ich zapas, o drukowaniu już nie wspomnę. Pracownikowi należy się nawet licha zapłata więc komu potrzebne tyle zachodu? Nikomu. Wymyślono zatem kolejne narzędzie ucisku i łatwy dopływ pieniędzy. Jak widać na zdjęciu na dzikim kempingu bez bieżącej wody trzeba mieć zarezerwowane miejsca przez internet. Można też zaklepać sobie miejsce telefonicznie z wyprzedzeniem bo rezerwacja jest wymagana. Z kempingu nie zadzwonisz bo zasięgu nie ma. Brawo, tego nawet w Rosji nie wymyślili. Pomimo tego, że miejsc pod dostatkiem my nie możemy skorzystać pomimo tego, że nie ma tutaj żywej duszy.
Kopert nie trzeba drukować, pracownik odsługujący jest niepotrzebny a kasa sama wpływa na konto poprzez www.recreation.gov albo przez telefon 1-877-444-6777. Jak nie ma zasięgu telefonicznego to i nie ma internetu. Pojechaliśmy zatem dwadzieścia kilometrów do miasta aby zarezerwować miejsce na kempingu który świecił pustkami. “Na dziś wszystkie miejsca są zarezerwowane” usłyszeliśmy po połączeniu się Parkiem Narodowym. Długo dogadywaliśmy się z panią o stalowych nerwach albo olewającą rozmówców i nie pomogło stwierdzenie, że nikogo na kempingu nie ma a miejsc do urzygu. Nie ma rezerwacji nie ma spania i już. Kogo to obchodzi, że ten co zarezerwował obecnie leży w szpitalu albo dzieci mają grypę a zarezerwowane miejsce nie zostanie wykorzystane. Liczą się pieniądze a nie udostępnienie Parku Narodowego. Kasa i jeszcze raz kasa. Plan wykonany a, że ze szkodą dla obywateli to zupełnie nieważne.
Pominę szczegóły bo krew mnie zaleje więc zapomnijmy o wspaniałym kraju i przenieśmy się do realu bo bajki nie dla nas. Jak nie na państwowych terenach to na prywatnym kempingu znalazło się miejsce. Trochę ciasno i o dzikich wrzaskach o północy musieliśmy zapomnieć ale za to nad samym jeziorem.
Miejsce było na tyle duże, że mogliśmy rozłożyć nasz letni domek czyli olbrzymi namiot w którego wnętrzu zmieściliśmy stół i dwa krzesła. Wolnej przestrzeni zostało na dwa łóżka ale wykorzystaliśmy je na pojemniki z żywnością i inne pierdoły jak buty, kuchnia polowa itp. Ochoczo zabraliśmy się do roboty zagospodarując nasze miejsce bo jeszcze trzeba lecieć na plażę. Liczba mnoga została użyta niesłusznie bo ja zajęłam się zrobieniem dobrych drinków na uspokojenie nerwów a p. całą resztą.
Gdy chatka była już gotowa do użytku przyszedł czas na przygotowanie ogniska. Zgrabny stosik cienkich szczap miał posłużyć jako baza dla większych kawałków drewna. Ktoś zupełnie niedawno opuścił to miejsce bo w popiele znajdował się żar po ognisku poprzednich mieszkańców. Bardzo dobrze bo gdy będziemy na plaży drewno podeschnie i jak wrócimy to łatwo nam pójdzie z podpaleniem ogniska. Kilka większych kawałków postanowiliśmy również wysuszyć. Aby wszystko poszło ładnie i składnie p. upchnął jeszcze takie specjalne bobki do podpalania ogniska. Kupiliśmy je chyba dziesięć lat temu i służyły jako wyjście awaryjne gdyby kora brzozowa zawiodła. Na pewno już zwietrzały i nie miały w sobie mocy podtrzymywania ognia więc postanowiliśmy pozbyć się ich i w przyszłości kupić nowe.
Na plażę prowadziły schody bo teren kempingu był na górce a od schodów dzieliło nas jakieś sto metrów. Jeszcze jedno spojrzenie na miejsce gdzie porzuciliśmy Ślimaka i pokonaliśmy dwadzieścia siedem stopni w dół. Na plaży wiał tak silny wiatr, że postanowiliśmy wrócić tu wieczorem ubrani w kurtki i długie spodnie bo teraz było po prostu zimno. Znów schody ale tym razem pod górkę. Człapałam i wlekłam się za p. bo moja forma jeżeli kiedyś istniała to zabiły ją fajory. Byłam w połowie przeszkody gdy usłyszałam, że pali się Ślimak albo keping w pobliżu naszego tymczasowego obejścia. Raptem okazało się, że z moją formą nie jest aż tak źle bo w sekundzie znalazłam się na samej górze.
Przybyło nowych mieszkańców ale też i dymu. Wyraźnie wydobywał się naszego miejsca. Kłęby białego dymu towarzyszą płomieniom które smagają nasz dobytek. Myślałam, że zemdleję z wrażenia i żalu za tym co mieliśmy ze sobą i już nigdy mieć nie będziemy. Trzymałam się poręczy a p. gnał ratować co się da. Krzykami ognia nie ugaszę ale może podpowiem p., że mamy gaśnicę zanim on wpadnie w panikę. Może się na coś przydam choć do tej pory to pożytku ze mnie nie było. Dopędziłam męża gdy on wykonywał ostry skręt w lewo. Płomieni nie widać ale za to tłum ludzi na tyłach Ślimaka przygląda się ognisku. Nasza obecność uspokoiła rządnych sensacji gapiów i odeszli dogadując coś pod nosami. Nawet nie wsłuchiwałam się rozmowy ale byłam pewna, że klęli na nas, że zostawiliśmy ognisko bez opieki.
- Do cholery co tak kopci? Przecież nie drewno! Co tam wsadziłeś? - Ognisk mamy poza sobą bez liku i wiem jak płonie drewno i wiem jak płoną liście gdy trzeba jakoś wspomóc rozpalanie ale takiego czegoś jeszcze nie widziałam i byłam pewna, że to plastik. Spojrzałam groźnie na męża i jeszcze raz spytałam dodając rozumiane przez niego słowo. - Co tam wsadziłeś. K….
Okazało się, że praktyczny małżonek na samo dno wsadził plastik którym związane były kawałki drewna. Przeźroczysta folia. To ja dbam o ekologię, segreguję w domu śmieci i nie pozwalam palić niczego co zatruwa powietrze a tu proszę pod moim okiem granda na całego.
Widać żar po poprzednikach musiał być większy niż się spodziewaliśmy bo za chwilę doszłoby do samoistnego zapłonu. Pięknie przywitaliśmy się z sąsiadami nie ma co. Na dodatek wystawiliśmy sobie wstydliwą wizytówkę. Jak coś będzie źle w okolicy to łatwo będzie znaleźć winowajcę, wszyscy wskażą palcami mnie. Jak już mamy tyle dymu bez ognia (a ponoć nie ma dymu bez ognia) to niech i ogień się pojawi. Rozpoczniemy kolację dużo wcześniej niż zamierzaliśmy. p. podszedł do ogniska i zapalił zapalniczkę. W porównaniu z plażą na kempingu wiatr nie był taki porywczy ale dopiero za trzecim razem płomyk trzymał się zapalniczki. Osłaniany otwartą dłonią miał szansę na dotarcie w pobliże prawie gotowego ogniska. Jeszcze dwadzieścia centymetrów i może będzie ognisko. Właśnie wtedy nastąpił wybuch oparów nasyconych rozgrzaną podpałką która nie była aż taka przeterminowana jak nam się wydawało i olbrzymi płomień zakrył pole widzenia. Było przytłumione buuum i pochylony nad ogniskiem p. zniknął poza olbrzymim ogniem. Chwilę później ognisko pochłonęło cały płomień a p. pozostał z bardzo głupią miną.

20 komentarzy:

  1. Ha, ha, ha! a nie osmaliło brwi i rzęs?
    Miałam ostatnio również zdarzenie z serii "piromania", mąż wrzucił pod kuchnię jednorazowo skorupki orzechów włoskich, nastąpił zapłon buuum!, blachy podskoczyły, sadzą rzuciło, dymem ... zabiłam go wzrokiem:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj za tymi naszymi chłopami trzeba chodzić z gaśnicą szczególnie kiedy są w domu bo jak kamping spłonie to mały pikuś. Czsami zachowują się jak małe dzieci:)
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  2. Ha, kara za plastik! Mój teść, od dekad, uporczywie, rozpala kuchnię w domu szmatką z benzyną. Ile o to było awantur, ale nie do wytłumaczenia. Często bez brwi i rzęs chodzi, bo grzywka to już opuściła go dawno.
    Rezerwowanie kempingu to miszczostwo świata, podziwiam chwyt marketingowy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedziałam dokładnie to samo, że to kara za ten plastik. Dobrze, że ogień się nie rozprzestrzenił bo wtedy już nie byłoby tak wesoło.
      Rezerwercja przez internet miejsca kamingowego według mnie strasznie zniechęca. Wiele osób dokonuje rezerwcji w różnych terminach nie korzystając z nich ponieważ opłaty za takie miejsce nie są wysokie i mają w nosie, że ktoś inny mógłby z tego miejsca skorzystać.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  3. Nie dla mnie kampingowe zycie. Lubie przyrode, nature, zwlaszcza bez ludzi dookola ale wieczorem, po wedrowce, wrocic do motelu, lazienki i lozka.
    Dobrze ze sie p nic nie stalo bo eksperymenty z ogniem sa niebezpieczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I my właśnie coś takiego mamy na kampingu. Własne łóżko, łazienkę a nawet własne gary do przyrządzania posiłków we własnej kuchni:))
      Ale rozumiem, że nie o taką formę odpoczynku ci chodzi. My jak wiesz lubimy taką formę urlopowania. Kiedyś był to namiot a teraz mamy swój pojazd z wygodami.
      p. jest cały i zdrowy i nawet ogień mu nie straszny.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  4. Oj, to "niefajnie" było. Ten numer z rezerwacją jakoś ogromnie mi przypomina nasz kraj ojczysty - tam często robią podobne numery. Co prawda połowa winy spada na rezerwujących, którzy gdy nie są zagrożeni tym, że za nieodwołanie na czas rezerwacji płacą karę - olewają ten ogromny trud odwołania rezerwacji.
    Dobrze, że ten płomień nie uszkodził p. wzroku i nie poparzył mocno twarzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka forma rezerwacji jest naprawdę uciążliwa i wkurzjąca. Teraz kiedy będziemy chcieli skorzystać z noclegow w Parkach Narodowych trzeba będzie zapoznać się z całym regulaminem zamieszczonym na stronie internetowej danego parku. Dobrze, że jest alternatywa w postaci prywatnych kampingów gdzie cena jest podobna i nie ma tej całej "paierologii".
      p. na szczęście wyszedł z akcji rozpalania ogniska bez szwanku.
      Pozdrawiam serdecznie:)


      Usuń
  5. Niezłe przeboje mieliście ...dobrze, że nic się nie stało p., jak szalał z ogniem, no i nie spaliliście kempingu, na szczęście....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale nie dziwię się wizycie innych użytkowników kempingu bo każdy dba o swoje mienie. Nawet niepozorny pojazd kempingowy czy jak tam go nazwać jest wart dziesiątki tysięcy dolarów więc dbałość o bezpieczeństwo wokół siebie jest zrozumiała. Nasz Ślimak dla nas jest skarbonką bez dna bo na zewnątrz jest zupełnie przeciętny ale to co włożyliśmy aby spełniał nasze wymagania może przełożyć się na kolejne czterdzieści tysięcy dolarów!
      My również zwracamy uwagę na otaczającą nas sytuację i jak jest coś nie tak jak powinno być nie zatrzymujemy się w takim miejscu.
      Dym wzbudził zainteresowanie bo tak właśnie powinno być. Niefortunnie to p. i poniekąd ja stworzyliśmy zagrożenie ale nikt nie ucierpiał, no może nasza reputacja bo okazało się, że jesteśmy zagrożeniem dla innych użytkowników kempingu.
      Przez przypadek lub niechlujstwo aby nie nazwać tego głupotą można spowodować wypadek z ogromnymi konsekwencjami.
      Od dziś będę dozorowała poczynania męża bo jak widać sam nie jest w stanie sprostać wszystkim obowiązkom.
      Pozdrawiam serdeczne:)

      Usuń
  6. Ło matko pojedyncza!!!!! Ale mieliście siurpryzę! Nie zazdroszczę!
    Na całe szczęście wszystko się chyba dobrze skończyło! Oprócz zszarganych nerwów of course!
    Pozdrawianki serdeczne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Największym zaskoczeniem był brak możliwości skorzystania z kempingu, całkowicie opustoszałego. Dzień był pełen niespodzianek bo i plaża okazała się nieprzyjazna a o ognisku już nie wspomnę.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  7. czasami trudno dopatrzec sie logiki w urzedowych poczynaniach; lepiej nie igrac z ogniem, mimo wszystko wyprawa wyglada na udana, pozdrawiam goraco :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyprawa była bardzo udana, przede wszystkim chcieliśmy przetestować ślimaka który świetnie się sprawdził więc możemy ruszać na dalsze wyprawy. Ten kraj schodzi na psy jest coraz gorzej czas się stąd ewakuować na inny kontynent i ahoj przygodo!
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  8. Wszystkiego dobrego Reniu w Nowym Roku, hehe już prawie luty a ja dopiero zajrzałam do blogów... swojego nie ruszam na razie, no nie mam weny i juz...
    pozdrawiam serdecznie i postaram się częściej zaglądać, bo fajnie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za życzenia bardzo dziękuję i to nie jest ważne, że kilka dni później.
      Słyszałam, że wenę można zastąpić regularną pracą ale ja też tak nie postępuję bo w zeszłym roku powstało raptem dziesięć postów więc rozumiem cię.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  9. Ja na skraju mam więcej luzu z paleniem ognisk, bo krąg dość daleko od siedzib. Ale podobne przygody też pamiętam. Najważniejsze czy kolacja smakowała!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabawa z ogniem może przeobrazić się w tragedię i tak bywa gdy nie dopilnujemy zabaway. Mieliśmy zepsuty humor od rana przez brak możliwości spędzenia kilku dni tam gdzie chcieliśmy i dodatkowo to cholerne ognisko które wybuchło o złej porze dnia więc można się spodziewać, że i kolacja nas doprowadziła do rozpaczy. W kempingowych warunkach stworzyłam jednak danie które znowu przysporzyło nam wrogów ale o tym już wkrótce.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  10. Atanerku, jesteście Mistrzami Akcji, czyli tworzycie istne kino akcji! Przynajmniej dla mnie, opisujesz tak plastycznie i dowcipnie, że każdy wasz krok i reakcję widzę ze szczegółami: wiatrem, zmęczeniem, paniką i całym dymem i ogniem! Przy opisie "buuum" rechotałam na głos, chociaż z nieszczęść nie powinno się śmiać. Pisz koniecznie co przyprawiłaś i jak przygotowałaś, bo trudno się doczekać! Specjalnie Ci dziękuję za ten post, bo wczoraj miałam kryzys ze zmęczenia a czytając "odcinek z wypraw Ślimaka" od razu doszłam do siebie.
    ps. Dzieciom (mam ich na raz około 8-10 sztuk), pokazuję "pęczek" czyli około 50sztuk ołówków, wzbudza to w nich zdumienie i podziw, kiedy już dogadujemy się co będą rysować to w nagrodę mogą naszkicować sobie wybranym ołówkiem. Na następne zajęcia przynoszę inny zestaw.
    Opowiadam im o Was i o waszych podróżach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że znajdziesz sposób na wykorzystanie kolekcji a ten wydaje mi się bardzo trafny bo nie tylko można pooglądać ale jeszcze dotknąć i użyć. Brawo za pomysł! Uatrakcyjnianie zajęć to chyba najtrudniejszy aspekt edukacji a tobie to przychodzi z taką łatwością. Czapki z głów.
      Nawet przez myśl mi nie przeszło, że nasze przygody tego dnia mogą być interesujce i da się czytać jak krok po kroku spotykają nas niepowodzenia a był to tydzień który właśnie w nie obfitował jak żaden inny. Opiszę wszystko!
      O jedzeniu w warunkach polowych też będzie, a jakże mogłoby być inaczej:)))
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń