Z każdą przejechaną milą w głąb Atlantyku robiło się coraz ładniej i atmosfera Karaibów była wręcz namacalna. Już teraz byliśmy dalej od lądu niż Bahama!
Z Miami do Freeport na Bahama jest 111 mil (178 km).
Nasza ciekawość pokonała niedogodności nocy i jeżeli byliśmy niewyspani to nasze organizmy zapomniały informować nas o tym. Pracując teraz jako najemny fotograf-niewolnik wyciągałam szyję jak żyrafa aby spojrzeć ponad zabezpieczeniem. Niech jedno zdjęcie będzie w całości tak jak ja widziałam, kolejne będą pozbawione tej mało urokliwej ścianki.Od czasu do czasu pojawiały się odcinki starego mostu budowanego różnymi sposobami i zmieniał swój wygląd jak kameleon. Jak widać na jednym zdjęciu niektóre jego szczątki wykorzystywane są do dziś i nawet jest zjazd na wysepkę. Bardzo uroczy to zakątek gdy pogoda wręcz zniewalająca ale gdy przyjdzie sztorm to tubylcy kryją się zapewne w swych apartamentach w Miami albo liczą na łut szczęścia pozostając na miejscu.
Aż klasnęłam w ręce, co dziś wydaje mi się nie lada wyczynem gdy w dłoni tkwi jak przyklejony aparat fotograficzny, na widok maciupkiego kawałka lądu z palmami i piaszczystą plażą.
Wreszcie jesteśmy w Key West, jak to bywa w naszym zwyczaju najpierw objechaliśmy miasto dookoła oraz wzdłuż i wszerz aby mieć ogólne pojęcie jak zróżnicowane są jego krańce. Zarówno biedniejsze jak i bogatsze ulice wyglądały podobnie, całe skąpane w zieleni jakby raptem roślinność uciekła z wszystkich palmiarni świata i zamieszkała pomiędzy domami a nawierzchnią ulicy.
Gdy przyszła kolej na centrum miasta to nasunęło mi się skojarzenie, ze tutaj już nie ma USA. Kolejne szalone miasto gdzie wszystkie zakazy i nakazy jakby przestały obowiązywać. Tutaj rządzi turysta i wszystko mu wolno aby czuł się zadowolony i pozostawiał po sobie ślad znaczony zielonym kolorem dolarów. Sklepy napakowane badziewiem na sprzedaż aż pękają w szwach i sprzedawcy niejednokrotnie zaczepiają przechodniów zapraszając na zakupy. Jarmarczny wygląd ulic nadawał atmosferę beztroski i zadowolenia. Nie obyło się bez zgrzytu który zarówno wywołał uśmiech i niesmak.
Zaparkowaliśmy auto w samym centrum na płatnym parkingu i ruszyliśmy na starcie z włóczącą się gwiedzią. Jak wspomniałam roślinności jest w tym mieście jakby za dużo więc nikt nie zwrócił uwagi na lekko poruszający się „snopek” z liści palm przed jednym ze sklepów. Pomimo tego, ze tłoku na chodniku nie było to zawsze idzie się za kimś i przed kimś. Podążaliśmy za kobietą w odległości kilku kroków i tak jak jej naszą uwagę przykuwały witryny sklepowe pomimo tego, ze nie mieliśmy zamiaru niczego kupować. To chyba mają wszystkie kobiety. W pewnym momencie gdy osoba przed nami zbliżyła się do kolejnej wystawy „snopek” rozchylił liście palmowe i dobrze za nimi ukryty ciemnoskóry dredziarz z wrzaskiem skoczył w stronę potencjalnego klienta. Kobitka wrzasnęła z przestrachu, uniosła jedną rękę w obronnym odruchu a drugą zamierzyła się chcąc trafić napastnika torebką. Ja podskoczyłam w miejscu i serce zaczęło szamotać się w przyspieszonym tempie. Nie ukrywam, ze wystraszyłam się nie na żarty. Zamiar zgładzenia nieoczekiwanego zagrożenia życia nie powiódł się i kobieta nie wcelowała w głowę pokrytą jamajską fryzurą ale tylko dlatego, że odskoczyła sprawnie jak żaba na jezdnię. Dobrze, że i na ulicy ruch był prawie żaden bo inaczej bylibyśmy naocznymi świadkami śmierci pod kołami jednego z dziwacznych pojazdów.
Pomysł zainteresowania przechodniów swoim biznesem tutaj przeszedł granice przyzwoitości.
Przyjechaliśmy do Key West aby jak najbliżej znaleźć się ideologicznego wroga albo jak najbliżej równika. Spodziewałam się jak to zwykle bywa w miejscach gremialnie uczęszczanych przez turystów, ze zastanę lornetki które za 25 centów umożliwią oglądanie tego co gołym okiem nie da się dostrzec. Już oczami wyobraźni widziałam tablice informacyjne, ze do wybrzeży Kuby jest 90 mil (145 km) a tu nic, zupełna pustka dla intelektu. Kuba nie istnieje dla amerykańskiego obywatela, o pobytach wakacyjnych na tej wyspie mówi się szeptem, zakrywając usta dłonią i pochyla głowę w pokorze z przeświadczeniem, ze za popełniony grzech natychmiast będziemy ukarani. Wejście z ulicy i ładny poczatek prowadzi tam gdzie gdzie jest bezdennie brzydki i zaniedbany jego koniec. Nawet róża wiatrów po jego środku jest smutna. Melduję, że byłam właśnie tam ale ci którzy nie byli nie maja czego żałować. W innej części miasta tez jest jakaś mapka ale kawałek lądu jest anonimowy. Chciałam nadać mu jakieś imię ale nie miałam szminki pod ręką. Zaglądnęłam poza barierkę aby sprawdzić czy jakiś nurek z zakazanego lądu nie pojawił się ale oprócz ryb o dziwacznym kształcie i paskudnych glonów nikogo nie dostrzegłam.
cdn
Te kury to mnie ujęły za serce ;) Takie swojskie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ataner!
O.
Do widoku kur jestem przyzwyczajona chociaz zaskoczyly mnie dreptajac sobie po ulicy w centrum miasta, widok spacerujacej rodzinki swojskich krokodyli na Florydzie wytracilby mnie z rownowagi.
UsuńPozdrawiam:)
Dzień dobry Ataner! Przewaznie, gdy czytam o jakimś ciekawym turystycznie miejscu albo ogladam reportaż podrózniczy brakuje mi takich smaczków, które zmieniają pocztówkowy charakter miejsca na bardziej ludzki. Tutaj czymś takim byla dla mnie oczywiscie dzika kura i gość w dredach, straszący ludzi ze snopka słomy oraz pękniety brzydko beton na ostatniej cześci nabrzeża za którym juz tylko Kuba. Szkoda, ze nie moglaś sobie popatrzec przez lornetke na tę zakazana część świata. Przecież to właśnie byłoby najciekawsze, no bo małe są szanse, że sie człowiek w ciągu nastepnych dwudziestu lat na tę wyspę Fidela dostanie.
OdpowiedzUsuńLubie Twoje opowieści, bo czytając czuję sie trochę tak, jakbym chodziła i jeździła tam z Wami.Wydaje mi się, iz niczego nie przesładzasz, nie koloryzujesz - piszesz, jak jest i ulice Ameryki staja sie przez to takie normalne, bliskie i swojskie, jakby w sąsiednim mieście leżały.
Często zwracam uwage na Twoich zdjęciach na miny ludzi. Na wyrażane nimi emocje. Zyją po swojemu. Robią, co moga by być na powierzchni.Ta pocztówka jest ich codziennością. I wazne jest by mieć pracę. Odebrać dziecko z przedszkola. Mieć gdzie odetchnąc wieczorem, gdy już wszystko człowiekowi daje w kosć. Po to są te puby, parki, skwery, fiesty, plaże...
Czasem tez myslę, ze tez tak naprawdę to wszędzie jest tak samo - ludzie ze swoimi problemami, pilnymi sprawami, drepczący w tę i we wtę. A miedzy nimi my - turyści, obcy wędrowcy, którzy podgladamy ułamek ich zycia, będąc przez chwilę gosćmi w ich świecie.Niewiele tak naprawde widzimy. To tylko wierzchnia warstwa kolorów. Pod spodem są emocje, uczucia, prawdziwe zycie.A my przychodzimy, odchodzimy, muskając tylko na chwile te odległe miejsca...
Rozpisałam się troszke, ale mnie jakos tak na refleksje naszło. W Australii też doświadczałam podobnych uczuć. Egzotyka to tylko pierwsze wrażenie zwiedzania, potem pojawia sie normalnośc i zwykłośc zycia. I dzikie króliki albo kury biegające po mieście...
Mnóstwo serdecznych mysli zasyłam!:-))))
W moich relacjach brak oszalamiajacych ujec zachecajacych do odwiedzenia tych samych miejsc gdzie stanela moja noga. Nigdy nie bede robila zdjec do National Geographic bo nie umie tak ustawic sie w zyciu. Pokazuje natomiast to co widzialam czyli codziennosc zycia co chyba nie wszystkim przypada do gustu.
UsuńNie chce rowniez ujmowac piekna ktore mnie otacza. Obraz Ameryki znany tylko z telewizji jest troche znieksztalcony i ten kto tutaj nigdy nie byl moze uwazac, ze tendencyjnie nie pokazuje drapaczy chmur w centrum Chicago i przepysznych rezydencji otoczonych basenami i grazy z Rolls-Royce'ami. To dobrze widac w TV a troche codziennosci nikomu nie zaszkodzi. Kazdy znajdzie cos dla siebie w moich foto relacjach i to dla mnie jest najwazniejsze.
Pozdrawiam:)
I dlatego własnie od kiedy znalazłam Twego bloga przychodze go poczytać przyciagana magnesem tej namacalnej zwyczajności egzotyki i zawartego w tym piekna prawdziwego zycia. Zdjecia National Geographic są piekne, ale bezosobowe, zbyt idealne, wysmakowane artystycznie. U Ciebie jest prawdziwie, po Twojemu i przez to własnie ciekawie.
UsuńŚciskam wiosenno-letnio z Podkarpacia świeżym obornikiem pachnącego, który wczoraj wielu gospodarzy po polach rozrzucało. I my też!:-))
Niesamowita wyprawa, wszystko mi się podoba, miasto, most, pojazdy, ptactwo,
OdpowiedzUsuńno i oczywiście Twoje zdjęcia. Dzięki za super wyprawę! Serdeczności :--)
To dopiero poczatek dnia a juz tyle sie wydarzylo. Czesc kolejna w nastepnym poscie o tym bardzo ladnym miescie.
UsuńPozdrawiam:)
Mam sentyment ogromny do oceanu, wszelkich zaglowek i marzy sie Judycie podroz statkiem przez miesiac i wiecej...
OdpowiedzUsuńA kura z kurczakami w srodku miasteczka mowi, ze zycie po prostu JEST!
Serdecznosci
Judyta
Tyle wspanialosci daje nam zycie, ze az trudno zdecydowac sie co wybierac. Zawsze brakuje czasu aby wsiasc na zaglowy jacht i poplynac za sloncem na kraj swiata.
UsuńPozdrawiam:)
Parafrazując Kramera z Vabank II - Karaiby - Tu się oddycha! W końcu czuję, że jestem wolny!
OdpowiedzUsuńZ Al-Khobar mam na Karaiby ponad 25 godzin lotu :(
Tak, tu sie oddycha niewidzialnym powietrzem, czystym i pachnacym przygoda. Jak 25 godzin przygody to za malo :))))) to moze statkiem bedzie lepiej.
UsuńJaka ta ziemia jest przestrzenna i ciesze sie, ze najszybciej w rozne zakatki swiata mozna dotrzec internetem...
Cztery lata temu wigilię spędzaliśmy w Havanie i nie zamienilbym tego nawet na najsmaczniejszy polski bigos, choć jak przystalo na "patriote kulinarnego" bardzo za nim tesknie w Saudi :D
UsuńRenata - informację, o tym, że dodałas nowego posta dostaję z kilkugodzinnym opoznienieniem :(
OdpowiedzUsuń... pomimo tego, ze nowe posty wchodza na serwery po tak dlugim czasie.
UsuńPozdrawiam i co zlego to nie ja. Google i tak jest bardzo OK!
Wasze życie ciekawe do bólu, moje zwyczajne do bólu a jednak to dwa oblicza tego najcudowniejszego ze światów.
OdpowiedzUsuńIntryguje mnie dlaczego?, jak piszesz: "Kuba nie istnieje dla amerykańskiego obywatela, o pobytach wakacyjnych na tej wyspie mówi się szeptem, zakrywając usta dłonią i pochyla głowę w pokorze z przeświadczeniem, ze za popełniony grzech natychmiast będziemy ukarani." Jaki grzech? Jaka kara?
Dałaś mi do myślenia
Dlaczego? Bo Kuba jest ideologicznym wrogiem USA i zadnych wyrobow z Kuby nie ma bo obowiazuje embargo gospodarcze. Wiadomosci tez zadnych nie uswiadczych. Nie ma polaczen samolotowych z Kuba. Nie mozna na kube dostac sie z USA, jedynie z Kanady lub Meksyku itd.
UsuńJedynie w Miami panuje lekka odwilz i zlagodzenie uscisku rezimu.
Pozdrawiam:)
@Krystynka w podróży - Kazde życie jest ciekawe, choćby dlatego, że zawsze na swojej drodze spotykasz ludzi, a każdy z nich jest inny i zarazem jedyny
UsuńNo popatrz Renatko tak długo żyje i tego nie widziałam. To znaczy wiedziałam, że te sąsiedzkie kraje nie żyją w przyjaźni ale że aż tak? Człowiek się uczy codziennie
UsuńSuper byłoby taką ogromną amfibia pojechać. Lub ogromnym, żółtym skuterem! Bo kolejka to nie nowość! :-))))
OdpowiedzUsuńJest jeszcze jeden srodek lokomocji calkiem nowy ale o tym juz wkrotce.
UsuńZolty skuter to powazny motocykl za jakies bagatela 35 tys zielonych. Masz dobry gust i drogi:)))
Pozdrawiam:)
Witaj Ataner.
OdpowiedzUsuńBłękitne niebo,błękitna woda , małe,pełne zieleni wysepki.Niezwykle ptaki i ryby.
Bajeczne miejsce
Trochę do rzeczywistości przywolała mnie kurza rodzinka...
Myślę ,że fajną mieliście wyprawę.
Pozdrawiam serdecznie:))
Kury maja tutaj szczegolne miejsce bo nawet sa z nimi podkoszulki.
UsuńTakie mile oku dziwactwo. To dopiero pierwsza czesc relacji z Key West ale nawet poczatek byl bardzo ciekawy.
Pozdrawiam:)
prawie jak w Nassau jesli chodzi o turystyczny kitch; kur dawno nie widzialam i lornetki nigdy ze soba nie zabieralam (od teraz zaczne), a co do adresow to wciaz nie moge zrozumiec braku logiki w ich ustalaniu w amerykanskich miastach :) artdeco
OdpowiedzUsuńNiby jest jak byc powinno ale masz racje, ze nie raz zachodzilam w glowe gdzie "to" miejsce jest.
UsuńSzczegolnie w obcych miastach w obcych stanach gdzie jest 135 ave sw oraz 135 ave se a obydwie po tej samej stronie miasta bo nie wiadomo od jakiego punktu liczy sie south. Dodaje to emocji czasami niepotrzebnych.
Pozdrawiam:)
Witaj Ataner co za widoki..
OdpowiedzUsuńAż chciałoby się zaśpiewać za Rodem Stewartem "I am sailing"
Tyle ciekawych miejsc odwiedzacie,z przyjemnością poddaję się chwili i na moment dołączam do Was,za darmoszkę, dzięki wielkie za możliwość odbycia tej podróży w Waszym towarzystwie.
Zostając jeszcze w marzeniach to ten żółty skuter mógłby być mój,ale jazda...
Pozdrawiam Wędrowniczków i czekam na kolejną fotograficzną opowieść o cieniach i blaskach w USA
Zgarniam wszystkich chetnych na druga czesc tego bardzo intensywnie przezywanego dnia. Byl to fascynujacy dzien pelen nowych wrazen i zalowalam, ze trwal tylko dzien.
UsuńPozdrawiam:)
No i ta kura z kurczakami !!!!
OdpowiedzUsuńWidzę, że kury robia furorę. Ja również byłam zaskoczona widokiem spacerującej rodzinki.
UsuńPozdrawiam:)
Ciekawe masz podróże :) przyznaję, że nieco zazdroszczę :) jednak bardzo dziękuję Tobie, za tak wspaniałe relacje. Dzięki Tobie widzę więcej.
OdpowiedzUsuńSerdeczne pozdrowienia
Anetko, czasami wyjscie do parku moze okazac sie wspaniala wyprawa. Milo mi, ze lubisz podrozowac ze mna.
UsuńSerdecznie zapraszam na kolejne wyprawy, usciski:)
Witaj Ataner :)
OdpowiedzUsuńFantastyczna podróż , te pojazdy niesamowite , ach ten równik , może kiedyś sama sprawdzę co w nim jest pociągającego ...takie moje skrzywienie te dzikie kury że ich nikt na rosół nie wyłapał ...czekam na ciąg dalszy ....
Ściskam Ilona
Wiesz Iloknko, wlasnie tak pomyslalam, ze kury wzbudza duze zainteresowanie. W koncu to centrm miasta i spacerujace kury to dosc niecodzienny widok. Ja, bylam w lekkim szoku:)
UsuńUsciski:)
Show photos! Amazing!
OdpowiedzUsuńI liked very much. hug
Thanks:))
UsuńZieleń drzew, piękne niebieskie niebo i ocean , cudnie. Jednak nie chciałabym być wystraszona przez Pana w dredach wyskakującego ze snopka. To nie było ciekawe zaproszenie do zakupów. Kura z kurczakami to uroczy dodatek do tego miejsca. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMasz racje Gigo, to dosc szokujacy sposob na zdobycie nowych klientow. Ja prawie dostalam zawalu serca a gosc mial niezly ubaw.
UsuńLubie te nasze wyjazdy na Floryde, jednak mieszkac tam na stale chyba bym nie chciala.
Serdecznie pozdrawiam:)
Fajnie opowiedzialas o tym wyjezdzie i juz nie martwie sie, ze mnie tam nie bylo skoro napisalas, ze nie mamy czgo zalowac!
OdpowiedzUsuńZdjecia fajne ten kogut i kura z kurczakami - wzruszajace!
Pozdrawiam majowo, u nas nareszcie wiosna :)
Molo malo atrakcyjne i nie ma czego zalowac gdy sie go nie zobaczy ale cala reszta urzekla mnie swym niecodziennym urokiem. Wakacje maja swe prawa i wszystko wydaje sie ladne i godne chwili uwagi.
UsuńPozdrawiam:-)