Idąc lichą jedyną publiczną plazą w mieście zauważyłam cudną roślinność za ogrodzeniem. Poszliśmy w tym kierunku aby doznać namiastki dżungli. Palmy, kaktusy i trawy zgromadzone w jednym miejscu przyprawiały o zawrót głowy. Odnaleźliśmy kilka gatunków które w naszym mieszkaniu albo nigdy nie kwitną albo są wręcz znikomych rozmiarów.
- Już chyba czas na przygodę. - Usłyszałam gdy z grubsza zapoznaliśmy się z miastem.
- Jaką? - Po wizycie na molo, w dżunglii i w turystycznym centrum miasta uważałam, ze już po wszystkim. Postawiłam swą
stopę tak daleko na południu, że już dalej nie można. Spełniły się moje
marzenia i byłam bardzo zadowolona, że wariacki pomysł jednodniowej
wycieczki zrealizowaliśmy bez najmniejszych przeciwności losu.
- Polatamy spadochronem. - Beznamiętnie odpowiedział p. ale zauważyłam, że milczący od dłuższego czasu bardzo uważnie mi się przyglądał.
- Skakać ze spadochronem!
- Zupełnie zaskoczona nie mogłam chwycić powietrza. Pomyślałam, ze to
żarty ale jego mina na to nie wskazywała. Gdzie? Jak? Tak bez
przygotowania?
- Nie skakać, fruwać.
- O czym mówisz, wyrażaj się jasno. - Moje przerażenie jeszcze się wzmogło, sama się nakręcałam na "nie".
- Parasailing, latanie spadochronem za jachtem. - Twarz rozmówcy była spięta i czułam, ze waha się z podjęciem decyzji, szuka we mnie oparcia. Staliśmy jak wrośnięci w chodnik nie zwracając uwagi na to, że tarasujemy całą
jego szerokość. Omijający nas nieliczni przechodnie musieli przeciskać
się obok budynku lub schodzić na jezdnię. W głowie mi się zakręciło na
samą
myśl o podniebnych wyczynach. Widziałam takie cuda na zdjęciach i
czytałam różne relacje z ekscentrycznych rewelacji i nie mogłam
powiedzieć już nic więcej. Staliśmy więc bez słowa i mierzyliśmy się
wzrokiem jak bokserzy przed rozpoczęciem pierwszej rundy. Ocenialiśmy
przeciwnika wnikając do jego umysłu aby odnaleźć jeden słaby punkt.
- I co? - Wreszcie nie wytrzymał p.
- Co, co? - Machnęłam ręką zamaszyście w powietrzu zakreślając pełne koło. Szczęśliwie nikomu nie złamałam nosa zdecydowanym wymachem. Czułam, ze nawał myśli i zmiennych uczuć mnie zabije. Bałam się panicznie.
- Fruniemy!
Niedaleko nas (wszędzie tu niedaleko) jakieś trzy metry przed nami była budka z dwoma naganiaczami na parasailing.
- Dwie osoby na teraz. - p. najwidoczniej miał tyle odwagi, ze wystarczała mu tylko na "teraz".
- Mamy wolną łódź za dwie godziny.
- Odpowiedział mało przystępny typ zza lady. Drugi mrugał oczkami jakby
kac miał go w swych objęciach od miesięcy a chwila obecna to ta w której trzeba żegnać się z życiem.
- Eee, chodźmy.
- p. machnął ręką i odwrócił się na pięcie. Nie wiem czy poliglota
rozumiał nasz język ojczysty ale na pewno rozumiał mowę ciała.
- Zaraz zadzwonię do szefa to zobaczymy co da się zrobić.
- Obiecująco zadudnił jego bas. Nasze oczy zwrócone w niedogolone
oblicze typa szukały jakiegoś ludzkiego odruchu w jego twarzy gdy
rozmawiał przez telefon.
- Macie pięc minut, pierwsza łódź jak skręcicie do mariny.
- Teraz dopiero napadły mnie obawy w liczebności armii czerwonej. Gdy
dolary zniknęły w łapskach o odcieniu brudu sprzed tygodnia a w mej
delikatnej dłoni trzymałam dwa bilety na "teraz" to pociemniało mi w
oczach. Oto trzymam bilety na widowisko z moim własnym udziałem. Mało
tego ja sama występuję w roli głównej. p. ładnie podziękował i wziął
mnie pod pachę kierując nas w stronę zakotwiczonych jachtów. Byłam lekko
oszołomiona co widać było na mej twarzy ściągniętej w grymasie. Nie
wiem czy uśmiechnęłam się w podzięce za tak sprzyjające nam rozwiązanie
sprawy czy dygnęłam jak pensjonarka. Chyba to drugie bo już nie tylko
twarz miałam martwą ale i gardło i nogi i ręce....
Łódź była mała, o wiele za mała i miała wielką
dziurę w pokładzie. Nie, to tylko moja wyobraźnia mąciła mi zmysły.
Syknięte wprost do ucha „wskakuj na pokład” wyrwało mnie z letargu
myślowego i przekroczyłam burtę, która była dla mnie progiem piekieł.
Podpisaliśmy jakiś formularz o nieznanej nam treści i kapitan już
włączał silnik. Drugi członek załogi rzucił cumę do środka a ja
przylgnęłam do p. jak za dawnych lat. Po kilku chwilach rozluźniłam się
na tyle, ze mogłam rozkoszować się wiatrem usiłującym zerwać mi kapelusz
z głowy i widokiem oddalającego się lądu.
Klamka zapadła i nie ma odwrotu, teraz już nie zrezygnuję.
Prawie
idylliczny nastrój zakłóciły przygotowania spadochronu. Moje myśli
błądzące pośród bezludnych wysp z najpiękniejszymi plażami na tej
planecie zostały przerwane gdy ten już unoszący się za łodzią został
zwinięty bo coś było nie tak jak być powinno.
O tym co myślałam już nie pamiętam ale zapewne nie była to niczym niezmącona euforia przed kolejnym wyzwaniem. Ani nie jestem strachliwa ani desperacko odważna więc z obawa spoglądałam na przygotowania. Nie jest to heroiczny wyczyn bo już tysiące ludzi wcześniej zakosztowały podniebnego spaceru ale opinie były bardzo różne. Przypomniały mi się dwie opinie naszych znajomych z których jedna była pełna zadowolenia a druga w stylu „nigdy więcej”. Dreszcz
zgrozy przebiegł tuż obok kręgosłupa. Kolejny spadochron wyjęty ze
skrytki na dziobie był zupełnie nowy i tak samo kolorowy jak poprzedni.
Dobrze
rozumiany gest miał mówić „zapraszam” a mnie znów lekko wmurowało
pomimo tego, ze już od kilku minut byłam przygotowana i ubrana w
kamizelkę ratunkowa i uprząż do zawiśnięcia w nicości.
Musieliśmy zostawić na pokładzie wszystkie przedmioty nie przytwierdzone na stałe do korpusu ciała. Ja pożegnałam z żalem kapelusz a p. aparat fotograficzny. Dlatego nie mamy zdjęć z wysokości najwyższego budynku świata a jedynie z pokładu motorówki. Startowaliśmy z rufy na siedząco a za nami rozpościerał się najładniejszy spadochron jaki widziałam. Taki wesoły, który bardzo optymistycznie mnie nastroił.
Zanim
zdążyłam wpaść w panikę już delikatnie zaczęliśmy unosić się ponad
pokładem i kilwaterem ciągnącym się za łodzią.
Dość szybko wznieśliśmy
się tak wysoko, ze łódka zmalała do rozmiarów dużej mrówki.
Gdy już wysoko wisieliśmy ponad taflą oceanu p. zaczął się interesować tym na czym wisieliśmy. Jego „widziałaś jaki węzełek trzyma nas na uwięzi” lub „czy to się nie urwie” i tym podobne, zupełnie nie na czasie uwagi na chwilę
zepsuły mi przyjemność unoszenia się w przestworzach. Lekko go
opieprzyłam aby natychmiast przestał roztaczać wizje katastrofy. O dziwo
przestał, niecodzienna wycieczka nie miała
polegać na analizie teoretycznego zagrożenia a jedynie na czerpaniu
przyjemności. Nie byłabym babą
z kawału strzyżone golone gdybym nie dodała, że „trzeba było
zainteresować się bezpieczeństwem połączeń przed opuszczeniem gniazda”.
Takiej ciszy nie zaznałam w swym życiu. Zadziwiające uczucie gdy żaden odgłos nie dociera do uszu. Byliśmy jakby odcięci od otaczającego nas świata. Idealna sytuacja na pogaduszki nikt nie podsłuchuje i nic nie przeszkadza. Siebie słyszeliśmy wręcz idealnie. Wreszcie chwila wytchnienia po emocjach. Pełen relaks i zadowolenie. Tak gładko wystartowaliśmy i teraz patrząc na ziemie jak ptaki radowaliśmy się z podjęcia decyzji na podniebny spacer. Radości nie było końca bo widoczność wręcz nieograniczona a emocje wcale nie zmniejszyły swej intensywności.
Bardzo podobało mi się w przestworzach i gdy łącząca nas lina z łodzią zaczęła sprowadzać nas z powrotem na ziemię zapragnęłam aby pozostać tu jeszcze dłużej, dużo dłużej. Takich wspaniałych chwil jeszcze nie przeżyłam a dowód na to został ukradkiem podpatrzony przez kamerę.
Po
emocjach w powietrzu należała nam się chwila która zadowoli rownież żołądek.
Pomijając jakiś kawałek ciastka ugryziony w tzw. przelocie to dziś
jeszcze nic nie jedliśmy i sam rozsądek namawiał nas na prawdziwy obiad.
Aby nie szukać w oddali skorzystaliśmy z dobrodziejstwa wygody i
zakotwiczyliśmy w restauracji przy samej wodzie.
Dosłownie kilka kroków
od miejsca w którym zaparkowała nasza łódź. Menu było długie i
nafaszerowane wymyślnym tekstem którego treść kryła
nierozwiązywalne zagadki. Z pomocą przyszedł kelner który prostymi
słowami wytłumaczył nam czego możemy spodziewać się na talerzu jeżeli
zamówimy danie „X”. Po krótkiej rozmowie przed zgłodniałymi wędrowcami
po chmurach znalazły się dwa talerze. Jako mała istota która ostatnio
lekko nabrała masy ciała zamówiłam..... chyba już wiecie, ze ten
zapełniony po brzegi talerz to mój. Zmiotłam wszystko i nawet ukradłam
trochę delfina z talerza p.
Zadowoleni z tak miłego dnia udaliśmy się nad oceanicznym bulwarem w
stronę auta. Mijając niedostępny dla nas dzisiaj „haj lajf” pomarzyłam
głośno o egzotycznym drinku na basenie.
p. zdecydowanie pozbawił mnie bujania w obłokach bo ponoć wyczerpałam limit na dziś mając
swe pół godziny w chmurach na sznurku i zaproponował, ze będzie jechał
pierwszy aby zderzenie mojej duszy z rzeczywistością przebiegło
stopniowo.
Na pożegnanie Key West jeszcze raz spojrzałam w górę i głęboko westchnęłam a w myślach zaświtało, że wysoko jakby już w niebie jest wspaniale.
hmmmmm - parasailing'u jeszcze nie próbowałem, ale .... pewnie się skuszę :)
OdpowiedzUsuńA z innych ciekawych rozrywek polecam nurkowanie z rekinami - niesamowite przezycia gwarantowane :)
Nurkowanie z rekinami zostawiam smialkom i drobnym rybkom, na sama mysl o zebach rekina omdlewam osuwajac sie na kanape:)
UsuńWole jednak mniej drastyczne przezycia.
Święty Boże! Przepraszam za tę religijną inwokację, ale już na sam widok powiewających Was na tych wysokościach, spociłam się z emocji :-) Nawet gdyby mi dopołacali, nie odważyłabym się na taki wyczyn :-)
OdpowiedzUsuńWlasnie w przestworzach delikatny wietrzyk osuszylby twe lico i zapewniam, ze tam wysoko wszystkie problemy pozostaja daleko od ciebie.
UsuńJa tez balam sie do pewnego momentu ale zostalam uprowadzona do nieba lekko oszolomiona nie zdajac sobie sprawy jak wysoko wyniesie nas spadochron.
Absolutely stunning adventure! Remarkable pics! Po angielsku te zachwyty brzmią nawet jakby wspanialej:) Czujemy wtedy, ze zyjemy. Nurkowanie dało mi takie głebokie odczucia. A ja po takich niezwyklych przezyciach na Key West lubilam wypijac spore ilosci wina, czy innych mocniejszych trunkow i Kim zawsze mowil "keep your eyes open", bo do hotelu czesto wracalismy na skuterkach lub rowerach. Tam na pewno chce wrocic. I do Nepalu, to taki wehikul czasu.
OdpowiedzUsuńDobrze, ze nie mialam wehikulu czasu przy sobie bo do dzis wisialabym na sznurku wysoko, wysoko, wysoko.
UsuńNiezapomniane przezycie!
Brzmi I wyglada na mile doswiadczenie, Ataner. Jak to fajno ze oboje jestescie chetni I odwazni probowania czegos nowego - macie teraz wspomnienia a my zdjecia pelne dramatu.
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cie pozdrawiam.
Przewaznie wypracowane porozumienie zostaje zrealizowane ale niektore pomysly jednego z nas nie zawsze na samym poczatku sa do przyjecia lub bezkrytycznego zaakceptowania.
UsuńCiagle mamy jeszcze tyle niezrealizowanych planow w zanadrzu, ze zycia braknie nie mowiac juz o innych zupelnie przyziemnych przeszkodach jak np wolny czas czy mamona.
Pozdrawiam serdecznie:)
fotka z dłonią i buziak w przestworzach ekstra ale jedno mnie zastanawia - jak wylądowaliście ????
OdpowiedzUsuńkurde chciałabym też tak ale mój P ( askud) nie trawi takich klimatów , nie idzie namówić go na karuzelę to na coś takiego wcale !
Ladowanie przebiega tak delikatnie, ze nie ma sie czego obawiac. Zostalismy sciagnieci na rufe i po prostu stanelismy na niej.
UsuńZupelnie nieprawdopodobna frajda, polecam kazdemu. Niektore karuzele sa bardziej niebezpieczne niz bujanie w oblokach:)))
Znam rzecz z opowiadan mojej corki, ktora bedac w Turcji, tez zakosztowala latania na spadochronie za lodzia. Achom i ochom nie bylo konca! Tez bym se tak polatala, najchetniej rzecz jasna na Key West.
OdpowiedzUsuńJak juz dotarlismy na sam koniec tutejszego swiata to taka eskapada dodala jeszcze troche dramatu aby bylo co wspominac przez czas gdy znow cos nas zaskoczy (albo zaskoczymy samych siebie).
UsuńOdważna istoto...:)
OdpowiedzUsuńNiektóre roślinki wyglądają znajomo-doniczkowo;)
Z drugiej strony to dobrze, ze tak w domu nie rosna jak na zewnatrz bo nie chcialabym np. zostac obudzona rano spadajacym kokosem:)
UsuńMusialo byc cudownie!!!
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Oj bylo, bylo. Polecam kazdemu bo rozrywka fajna i nie az taka straszna jak by sie wydawalo.
UsuńPozdrawiam:)
świetnie, cudowny dzień!
OdpowiedzUsuńa tej 'lichej' plaży szczerze zazdroszczę:)
Blog o życiu & podróżach
Blog o gotowaniu
Dzien byl wyjatkowo udany i pelen wrazen. Zapewniam, ze plaze nadbaltyckie sa ladniejsze niz w Key West:)
UsuńNiesamowitą przygoda z tym lataniem! Podziwiam Twą odwagę dziewczyno, bo to niby nic nie grozi,ale jakby sie spadło, to co? Wielkie buch o wodę a potem szukajcie mnie na dnie? Ale przeżycia miałaś niezwykłe, niezapomniane i ekstremalne a przy tym i romantyczne(:-)!Mój Cezary ma lęk wysokości, to by pewnie samą mnie chciał puścic na te podniebne loty. A ja bym sie pewnie chciała pokazać, jaka to jestem odważna a w górze tylko bym z lęku dygotała!
OdpowiedzUsuńOwoce morza na twym talerzu pozarłabym w try miga. Och, jak mi ich tu brakuje!
Ależ tam gorąco u Ciebie. Żar aż bucha ze zdjęć!
U mnie zrobiło siedla odmiany chłodniej, dżdżyściej a wczoraj była burza z ogromnym gradem i Zuzia przerażona tuliła się do nas cały czas. Dzisiaj w wiadomościach podali, że wielu ludziom wichura zerwała dachy a grad zniszczył mnóstwo samochodów i drzew. Czasem, jak sie okazuje nie trzeba jechać do Ameryki, by zaznać ekstremalnych doświadczeń!
Uściski zasyłam dla odważnej, szczęsliwej podrózniczki i jej ukochanego, co ją do cudów niewidów namawia!:-))
Taki to juz nasz los kobiet stawiac czola przeciwnosciom, najpier byla matka Polka z siatami a teraz ze spadochronami.
UsuńPrzed utonieciem mialy chronic nas kamizelki ratunkowe a na dodanie odwagi profesjonalna zaloga lodzi proponowala nam nawet drinka na rozluznienie nerow. Wszystko odbylo sie latwo milo i szczesliwie.
Nasza podroz na Key West odbylismy w ubieglym roku w pazdzierniku, pogoda byla faktycznie fantastyczna, nie bylo strasznych ualow. W tym roku wiosna jest bardzo ospala i jest nieprzyzwoicie chlodno.
Pozdrawiam serdecznie:)
Witaj Ataner.
OdpowiedzUsuńP zafundował Ci super przygodę.Pewnie długo będziecie pamiętać to uczucie, wolności , tam w górze.Na zdjęciach widać ,że bardzo jesteście zadowoleni.
Serdecznie pozdrawiam:))
Tak fajnie bylo tam w gorze, ze jedynie brakowalo nam stolika i szampana:)
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Uczucia caly czas trzymaja Was bardzo wysoko nad ziemia i nie trzeba wcale uzywac uprzezy!!!!
OdpowiedzUsuńA swoja droga dzieki zdjeciom wiem juz jak wyglada taki wyczyn. Kaktusy fantastyczne, ale widok na talerzach wzmaga slinotok! Genialne atrakcje.
Gdy uslyszalam o lataniu spadochronem to pomyslalm, ze p. wlasnie teraz ma okazje aby sie mnie pozbyc. A gdy bylismy juz w powietrzu to okazalo sie, ze tak nie bylo:)
UsuńTak chwalilismy jedzenie, ze az przyszedl pogadac z nami wlasciciel restauracji ktory o dziwo okazal sie Rosjaninem.
Pozdrawiam serdecznie:)
Okrutnie Ci tego lizania chmur zawiszczę! :-))))
OdpowiedzUsuńGdy bylo juz po wszystkim jakoś inaczej spogladalam na lizanie chmur, odwazniej i bez obaw. Warto było zaryzykować oj warto:-)
UsuńCudnie się czyta o takich wyczynach, już się nie musi samemu próbować. Poczytałam, pooglądałam i jakbym tam ja huśtała się wysoko, na dłuuugim sznurku, na końcu Ameryki
OdpowiedzUsuńTen odskok w nierealny świat przestworzy okazał się przebojem wakacji.
UsuńDo dziś nie mogę się nadziwic jak było cudnie. :-)
Ale fajna przygoda w chmurach! Tez bym tak chciala. W ogole piekne zdjecia i ladne i smaczne i niesamowite!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Jesli bedziesz kiedys miala taka mozliwosc to namawiam. Rozrywka zaczyna sie zaraz po podjeciu decyzji i trwa jeszcze dlugo, dlugo po lataniu.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Świetna przygoda, przeczytałam z zapartym tchem. Masz talent do barwnego opisywania Waszych doświadczeń :)
OdpowiedzUsuńJuż miałam pytać, ile trwała taka podniebna przyjemność, ale wspomniałaś o tym pod koniec posta. Pół godziny zleciało zapewne zbyt szybko, ale wrażeń nikt Wam nie odbierze. Pieniądze rzecz nabyta, a okazja do poszybowania mogłaby się już nie trafić.
Nie wiem, czy sama bym się na to zdecydowała, ale już teraz wiem, że to kapitalna sprawa. Czasami dobrze porzucić ziemską perspektywę.
Jest mi bardzo milo, ze po latach opisywania mych skromnych przygod nie wpadlam w marazm blogowy i czasami moj post sprawia przyjemnosc czytajacym. Dziekuje za krytyczne slowa.
UsuńZapewniam, ze machanie nogami w powietrzu to wielka frajda a moje zapewnienie, ze zrobilabym to jeszcze raz niech bedzie tego potwierdzeniem. Warto probowac nowych doznan a parasailing dostarcza ich w duzych ilosciach i to bardzo ekstremalnych!
Nie nazwałabym tego krytycznymi słowami, bo ten wyraz ma raczej negatywne konotacje.
UsuńWierzę na słowo, tylko jak tak patrzę na te fotki, to nasuwają mi się dwie myśli. Pierwsza: jej, ale z Ciebie kruszynka - w porównaniu z mężem wyglądasz bardzo krucho, a przecież P. absolutnie nie jest "puszysty". Dwa: ta uprząż nie wydaje się zbyt wygodna, ale domyślam się, że to tylko pozory.
Dwoistosc znaczenia slowa "krytykowac";
Usuń1. wytykać błędy, braki, pomyłki; oceniać ujemnie, ganić;
2. oceniać dzieła sztuki i literatury, recenzować je
moze wprowadzic w blad.
Jako optymistka nie tylko od swieta od razu pomyslalam o tej drugiej definicji i stad nieporozumienie. Potraktowalam cie jako krytyka ktory poddal me pisanie ocenie.
Uprzaz jest w miare wygodna, siedzi sie na szerokim pasie i nic nie uwiera i nie przeszkadza.
Pozdrawiam z d(r)eszczowego Chicago:)
Ale super! Też bym tak chciała... :--)) to musiało być niesamowite przeżycie, bardzo, bardzo fajne! Uściski!
OdpowiedzUsuńW duzej mierze zalezy to od miejsca pobytu. Gdy bedziesz w poblizu duzego akwenu wodnego popytaj czy w okolicy nie ma takich atrakcji. Jezeli beda to sadze, ze nie oprzesz sie pokusie aby spogladac chociaz przez chwile na swiat z nowej perspektywy.
UsuńPozdrawiam:)
Fantastycznie! Piękna przygoda.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Was za odwagę :) U Was strachu nie widać ;)
Ataner, pozdrawiam!
O.
W momencie gdy stracilam kontakt z pokladem strach ulotnil sie nieodwolalnie. Nasze zycie lezalo w rekach zalogi a nam pozostalo tylko czerpac przyjemnosc nawet jezeli byla to ta ostatnia chwila.
UsuńPozdrawiam:)
Renatko wspaniałe podróże i wspaniałe przygody macie. Zazdroszczę zwłaszcza tej ze spadochronem i motorówką. Sama chętnie bym się zapisała na takie atrakcje. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCo by nie powiedziec to atrakcji nam nie brakowalo. Bylo ich tyle, ze czasami wydaje mi sie, ze powinny trwac tydzien a nie jeden dzien.
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Witaj - wzrok nie ogarnie tak długiego tekstu ( piszę dzięki pewnej znajomości liter na klawiaturze i spróbowałam ). Poczyta mi Córcia przy okazji, a obrazki obejrzałam zachwycona - są ciekawe i piękne ( jak ZWYKLE ). Masz kilka uroczych zdjęć solo oraz wraz z P.
OdpowiedzUsuńSerdeczne pozdrowienia dla WAS, a buziaki dla Ciebie ! :-)
Kwoczko, nawet nie wiesz jaka przyjemnosc sprawilas mi tym komentarzem. Wiem ile wysilku musialas wlozyc w napisanie wiec bradzo Ci dziekuje.
UsuńCzesto mysle o Tobie i jak sobie radzisz w tej trudnej sytuacji, moc usciskow przesylam:)
No to teraz jeszcze spróbujcie paralotni (paragliding), ale bez silnika. Lot w ciszy, tylko słychać jak syczy powietrze na linkach - wspaniałe przeżycie. A "podkład" już macie!
OdpowiedzUsuńTo juz inna klasa, tylko dla odwaznych. Nie mam pojecia o kierowaniu lotnia i pewnie potrzebne sa jakies kursy aby samemu latac. Paragliding to kolejne spadochronowe szalenstwo i juz wole skok z banji z wysokiego mostu:)))
UsuńWow, to musiało być niesamowite, a widoki z góry nie do opisania :)Życzę więcej takich wrażeń ;)
OdpowiedzUsuń