- To gdzie teraz? - Pytanie zupełnie na miejscu bo drogowskazów brak a na pewno nie ma takowego który zaprowadziłby nas do miejsca do którego nie da się dojechać bo nie ma do niego drogi. Tyle dowiedziałam się jeszcze poprzedniego dnia gdy zaznajomiłam się z czekającą nas trasą.
- Skręć w prawo jak się da a później zobaczymy. - Bardzo pocieszająca odpowiedz gdy brak perspektyw na normalny dojazd.
Byłam pełna obaw co do dalszego powodzenia naszej wyprawy oraz nieograniczonego optymizmu podpartego zaufaniem do p. który rzetelnie przygotowuje się tylko do niektórych punktów docelowych które powinniśmy odwiedzić. Reszta to zupełny żywioł który ma zapewnić nam rozwój umysłowy i atrakcyjność wakacji.
- To musi być gdzieś po prawej stronie więc jak zobaczysz jakąś przestrzeń nadającą się do jazdy to powiedz mi bo ja na razie nic takiego nie widzę. - Według mnie droga którą jechaliśmy ledwo nadawała się do jazdy więc przestrzeń o jakiej wspominał p. znaczyła zapewne bezdroże i o to już nie musiałam nawet pytać.
Pasący się koń poskubywał młode pędy pustynnej trawy i gdy jego błogi popas został przerwany przez pojazd mechaniczny to nie uśmiał się z naszego pomysłu podróżowania w tych okolicach tylko uciekł przerażony pojawieniem się turystów. To jeszcze bardziej mnie przekonało o charakterze tego miejsca. Na usta cisnęło się określenie bardzo wygłaskane a mianowicie – teren mało uczęszczany. Przez cały czas wypatrywaliśmy możliwości użycia jakiejś ścieżki aby dojechać w wyznaczone miejsce.
Kolejne rozwidlenie dróg nie wniosło nic nowego, wiadomo, ze pojechaliśmy w prawo aby jak najbardziej zbliżyć się do wyśnionego miejsca. Na mój wyraz twarzy który nie tryskał zadowoleniem usłyszałam tylko „mogłoby być gorzej” i postanowiłam od tej pory nie zwracać szczególnej uwagi na stan nawierzchni lub raczej powierzchni po której się poruszaliśmy. Wmówiłam sobie, że tak już będzie do końca tego dnia i nie powinnam się zamartwiać, że piach, że ostra trawa której złamana główna łodyga może bez problemu przebić oponę i o to, że nie dojedziemy do celu.
Przekonaliśmy się, że człowiek to stadne zwierzę bo widok kilku sztuk trzody domowej zatrzymał nas na chwilę i zapomnieliśmy o wakacyjnych obowiązkach. Pozostawiłam auto na środku drogi bez obawy, że zatarasuję ruch kołowy i z bagażnika wyjęłam kilka bułek zakupionych dzień wcześniej. Postanowiłam nakarmić zwierzęta zebrane przy wodopoju przysmakiem czworonogów. Gdy zbliżałam się do zdziwionych krów i koni rzucałam duże kawałki pieczywa na zachętę w bezpośrednie sąsiedztwo pyska upatrzonej jednostki. Zupełnie zaskoczone zwierzęta usuwały się przede mną sądząc, że rzucam w nie kamieniami a nie chlebem. Jedna ośmielona krowa zeżarła wszystkie kawałki leżące na ziemi i wdzięcznym wzrokiem dawała znak, że czekała na dokładkę. Nie trzeba było prosić mnie dwa razy, w ciągu minuty cały zapas pieczywa został rozdany sprawiedliwie pośród tych zwierzaków które ośmieliły zbliżyć się do mnie.
Pożegnaliśmy nienażarte głodomory i pojechaliśmy szukać kryjącej się gdzieś w ukryciu magicznej dróżki mającej nas zaprowadzić do fantastycznych skalnych formacji. Ze wskazań mapy na ekranie iPoda wynikało, że zaczynamy wyjeżdżać z bezpośredniego sąsiedztwa interesującego nas miejsca. Cóż mogliśmy zrobić, musieliśmy zawrócić i teraz dokładniej przyglądać się możliwości wyjazdu z drogi w kierunku Ah-shi-sle-pah.
Zgromadzenie zwierząt domowych zatrzymało nas ponownie. Gdy p. oderwał się na chwilkę od map od razu zauważył dziurę w krowie i kolczyk w jej prawym uchu, poddał ją obserwacji przez obiektyw. Leniuch paskudny nie wyszedł na krok z auta! Wcześniej gdy karmiłam zwierzęta nawet się nie zainteresował czy nie porwie mnie jakiś rumak i uniesie w siną dal. Teraz był ożywiony i wymyślał różnorodne teorie na temat dziury w boku krowy.
Szybko jednak przeszedł do sedna i z naciskiem poprosił mnie abyśmy kontynuowali poszukiwania ponieważ przypomniał sobie, że widział coś jakby zarośniętą drogę jakieś trzy mile temu. Westchnęłam, że tak długo widziane obrazy docierają do jego mózgu ale dobre i to bo przecież jednak coś zobaczył i zapamiętał.
- Jak mogliśmy nie zauważyć tak szerokiej drogi. - p. jakby z pretensjami w głosie wskazał mi drogę odchodzącą od „Naszej” pod ostrym katem i dlatego mało widocznej. Nie odpowiadałam dlatego bo po pierwsze, to ja kieruję gdzie wskaże pilot a po drugie, na drodze w dali coś się poruszało. Oczami wyobraźni widziałam Indian, rozgniewanych Indian podążających w naszym kierunku aby rozprawić się z intruzami. Wszakże jesteśmy nieproszonymi gośćmi na terenie rezerwatu więc słabości mnie zaczęły opadać a wraz z ich intensywnością ubywało odwagi.
Wyszczerzylam w uśmiechu zęby gdy okazało się, że to jedynie krowy podążają w stronę odwiedzonej przez nas wcześniej gromadki. Wszystko świetnie się układa pomyślałam i od razu zwątpiłam w swe myśli. Krowy szły wprost na nas zdając się nie zauważać przeszkody na drodze. Gdy były już blisko zatrzymałam się zdezorientowana co robić. Znajdujemy się na zupełnym odludziu gdzie w promieniu 80 kilometrów nie ma ani jednego zabudowania, istnieją ślady dróg leniwej cywilizacji i tylko na wpół zdziczała trzoda wałęsa się po okolicy. Na samą myśl, że w takich warunkach miałabym zderzyć się z krową odebrała mi zdolność kreatywnego myślenia i opadłam na oparcie siedzenia złożywszy ręce na kolanach. Chciało mi się śmiać ale jedyne na co mnie było stać to pokręciłam przecząco głową i szepnęłam; nie do wiary. Krowy stanęły i ani rusz. My też stoimy i czekamy.
- I co teraz? - Sytuacja bez wyjścia bo krowy mają więcej wolnego czasu ze względu na nienormowany dzień pracy czego o naszych zawsze zbyt krótkich dniach powiedzieć się nie da.
- Klakson i gaz do dechy. - Proste wyjście ale pamiętam jak bizon poszarżował wprost na auto osobowe i widoku tego nie zapomnę do końca życia. Skąd wiadomo jak zdziczałe jest indiańskie bydło? Może zareaguje jak bizon. Wolałam nie ryzykować. Wzięłam kierownicę w ręce i nacisnęłam lekko gaz, auto ruszyło do przodu i krowy nie wytrzymały nerwowo uciekając z drogi. Mogliśmy jechać dalej ale czy bez przeszkód?
Wydawało się, że nigdy nie dojedziemy do celu bo prędkość z jaką się poruszaliśmy była niewiele większa od relaksującego się joggera w parku. Nic nie zmyślając to nawet nie wiedzieliśmy czy wybrana droga zaprowadzi nas tam gdzie chcieliśmy. Na horyzoncie nic nie było widać oprócz zamazanych konturów nieskończoności w falującym upałem powietrzu. O ile zmysły mnie nie zawiodły to mieliśmy zobaczyć skały o niewiarygodnych kształtach a tu dookoła pustka i ani jednego wzniesienia. Skłamałabym okrutnie bo było jedno wzniesienie za którym mogły kryć się skarby przyrody ale musieliśmy je najpierw pokonać. W te wakacje używaliśmy dużego auta z napędem na cztery koła i do tej pory nierówności terenu pokonywaliśmy bez najmniejszych przeszkód. Jakież było nie tylko moje zdziwienie gdy podczas wjazdu na wzniesienie auto stanęło w piachu. Po prostu jakby cała moc silnika zanikła gdy potrzebowałam jej aby wydostać się z piaskowej pułapki. Zwykle gdy dodaję „gazu” auto jest posłuszne rozkazom a tu bunt na całego. Czułam się jakby technika i technologia pokazała mi środkowego palca i skazała mnie na zagładę po środku zupełnej pustki. Przez zaciśnięte zęby zostało wyrzucone z ust p. ohydne przekleństwo i poczułam się winna całego zajścia. Stali czytelnicy wiedza o nadprzyrodzonych zdolnościach mojego męża w zapalaniu papierosów i tym razem niespodziewanie zabłysnął ognik na końcu świeżutkiego papierosa. Zanim oprzytomniałam i puściłam kierownicę p. już stał przy drzwiach kierowcy oczekując aż wygramolę się z pojazdu. Krytycznym okiem spojrzał na koła tylko trochę zanurzone w piachu i niewielkie wzniesienie przed autem. Mars zagościł na jego twarzy a usta wymawiały oprócz łaciny słowa „coś takiego, coś takiego”. To nie była przeszkoda aby zatrzymać pojazd mechaniczny. Widać było, że najszybsze komputery świata to niedożywione oseski w porównaniu z szalejącą analizą odbywającą się pod lekko potarganymi włosami męskiego osobnika. Ile tryliardów operacji w ciągu sekundy mózg p. wykonał nie wiem ale jedno było pewne; ja nie byłam brana pod uwagę gdyż nie zaszczycił mnie spojrzeniem nawet na ułamek sekundy. Byłam dla niego przezroczysta i zespoliłam się z otoczeniem na tyle, że w ogole nie zaprzątał sobie mną głowy. W moich dłoniach pojawił się aparat fotograficzny który zapewne jeszcze przed sekundą miał p. Odsunął fotel zanim wskoczył do środka, usiadł i rozejrzał się dookoła jakby pierwszy raz widział auto od środka albo znalazł się w kokpicie statku kosmicznego. Akurat to auto z miejsca kierowcy oglądał rzeczywiście pierwszy raz bo godziłam się aby jego dupsko siedziało zawsze po mojej prawej stronie. Przez otwarte okno syknął „odsuń się” i wycofał aby chwycić w miarę twardy grunt. Chwilę zajęło jakieś majstrowanie obok kierownicy i silnik zawył niemiłosiernie. Ciężkie auto zaczęło nabierać rozpędu i bez problemu pokonało piaskowe wzniesienie. Zaraz gdy tylko skończył się piach p. zatrzymał auto oddając mi wolne miejsce kierowcy.
- No to jak to jest? Ciebie słucha a mnie nie? - Chciałam jakiegoś wytłumaczenia mego niepowodzenia.
- Jak widzisz mnie słucha! Nie chodzi o osobę czy płeć tylko o ustawienie komputera. - Już chciałam podziękować za zrozumiałe wytłumaczenie i zapytać czy przeprogramował komputer samochodowy w ciągu sekundy ale brakło mi czasu nawet na wzięcie głębszego oddechu gdyż p. już mówił dalej.
- Wyłączyłem ABS i CTS i już.
- Aha. Wytłumacz bo nie jarzę. Zupełnie nie mam pojęcia o czym rozmawiamy. - O ABS słyszałam ale to inne to jakaś magia i to na pewno ani biała ani czarna tylko marna bo zawiodła.
- To system antypoślizgowy który zapobiega nadmiernym obrotom jakiegoś koła. - System cudowny gdy wieziesz dzieci do szkoły ale zupełnie niepotrzebny gdy chcesz pojeździć na plaży.
- Wszystko jasne tylko skąd ja mam o tym wiedzieć? - Poczułam, że zostaję w tyle za wynalazkami ktore znalazły zastosowanie w autach.
- Nie przejmuj się dopóki masz mnie obok siebie.
Poczułam się jak doceniona kobieta przez swego wybranka. Zrobiło mi się słodko na duszy, że mam mężczyznę który zatroszczy się o mnie w każdej sytuacji. Uśmiech począł zakwitać na mych ustach. Kąciki warg unosiły się do góry a oczy pewnie przybrały maślany wygląd. Już byłam gotowa ciągnąć to auto z mężem w środku albo je pchać aby nam było wygodnie gdy uśmiech zamarł mi na ustach.
Drwina? Kpina? Czy usłyszane przed chwilą słowa miały ukryte znaczenie? Jeżeli coś psuło mi nastrój to dwuznaczność jego wypowiedzi. Druga strona mogła brzmieć na przykład tak: „nie potrafisz nawet wjechać na małą górkę i beze mnie skończysz jak ten wrak widziany wcześniej”. Słowa podzięki zamarły mi na ustach ale bystry p. dostrzegł zalążek uśmiechu i szybko odwrócił wzrok, chyba był zmieszany. Odwrócił wzrok na tyle szybko aby nie dostrzec mojego zwątpienia.
Bez słow jechaliśmy chyba z pół godziny gdy on przerwał ciszę.
- Jesteśmy na miejscu zatrzymaj się. - Nigdy w życiu nie byłam bardziej zdziwiona. Krajobraz nie uległ zmianie a drogę już dawno zostawiliśmy za sobą poruszając się dziewiczym terenem gdzie koła tylko nielicznych aut były przed nami. GPS to wspaniały wynalazek ale na cóż by się przydał gdyby nie współrzędne o których wie tylko niewielu chętnych do pokonania psychicznych barier towarzyszących poruszaniu się po całkowitym bezdrożu. Gdzieś w dali, prawie na horyzoncie rysował się uskok i majaczące skały. Pomyślałam, że to gruba przesada aby iść tam piechotą ale mój niewymówiony protest został zgnieciony w zalążku słowami.
- Pięćset metrów po twojej lewej jest pierwsza część podróży na inną galaktykę. Jesteś gotowa? - Byłam a jakże, przecież jest to naszym celem wakacyjnego szaleństwa. Długo wyczekiwane miejsce nie mogło przecież czekać w nieskonczoność na nasze odkrycie. Chwyciłam błyszczek, butelkę wody i aparat fotograficzny ale i tak p. już czekał na mnie. Jego dopiero musiało korcić. Nawet ruszył trzy kroki przede mną.
- Zaczekaj chwilę tylko posmaruję twarz i ręce kremem bo kości wyjdą mi przez poparzoną skórę. - Jak zwykle dotarliśmy w samo południe albo o trzynastej. Słońce panoszyło się na bezchmurnym niebie i z doswiadczenia wiedziałam jak bardzo może narozrabiać gdy nie zastosuję filtru UV.
Jak miło znowu poczytać Twoje podróżnicze posty! :-)))
OdpowiedzUsuńMacham serdecznie po długiej przerwie!
Ciagne letnie przygody jak makaron i nie moge skonczyc. Kolejna porcja przygod czeka w kolejce wiec chyba przyspiesze bo inaczej narobie takiego balaganu, ze nikt sie w nim nie polapie.
UsuńPozdrawiam:)
ale macie odwage, nigdy bym nie wybrala takiej drogi. Dobrze miec obok siebie kogos kogo mozna chwycic za reke :) artdeco
OdpowiedzUsuńSama nigdy nie wybralabym sie w takie miejsce ale we dwojke jest razniej choc wcale nie bezpieczniej.
UsuńPozdrawiam:)
Ale bezdroża!! Nasze byle jakie drogi wydaja się autostradami przy tym ;)
OdpowiedzUsuńKość robi wrazenie i pobudza wyobraźnię, nie ma co.
Wlasnie tu przydalaby sie nawet byle jaka droga aby dojechac nia do celu a tu nic. Udalo sie dzieki naszemu uporowi.
UsuńPozdrawiam:)
Rany i co dalej? Teraz czekam na tę galaktykę i dalej ale droga oj jak ja nie lubię takich dróg i bezdroży.
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz no czytałam z wypiekami i się zdenerwowałam idę na mocną herbatę. :)
Aha pierwszy raz u Ciebie jestem i już teraz będę bo Twój blog zapełnia moje pragnienia podróży. :) Uff super.
Serdecznie pozdrawiam.
Dalej to juz same "nudy" do momentu gdy pozostawilismy auto na siedem godzin aby podziwiac kosmiczny krajobraz w zupelnie innym miejscu niz to.
UsuńWitam i ciesze sie, ze znalazlas cos dla siebie.
Serdecznie pozdrawiam:)
Uwielbiam takie zakurzone, szutrowe drogi! Całymi dniami nieraz jeździliśmy po takich miejscach w Australii. Samotni, jakbysmy sami byli na tej planecie. Ciekawi wszystkiego jak dzieci. Pełni gotowosci na przygody.
OdpowiedzUsuńTak więc, gdy czytam o Was, to jakbym o nas czytała. A że kontynent inny? Krowy i konie w Au takie same.
Fajnie piszesz Ataner - z poczuciem humoru, z pazurem!
Ciepłe uściski zasyłam!:-)
Tak wlasnie sie czulam jakbym byla ostatnim czlowiekiem na tej planecie, ciekawej i przerazajacej zarazem. W poszukiwaniu kawalka krajobrazu bylismy w stanie blakac sie pol dnia.
UsuńPozdrawiam:)
Ależ wyprawa, mrożąca krew w żyłach....no i jestem niezmiernie ciekawa, do czego tak uparcie jechaliście ! jakie widoki ciągnęły Was na takie pustkowie?
OdpowiedzUsuńTeraz juz wiem ale wtedy tez bylam ciekawa co nas zmuszalo do przyjechania w to wlasnie miejsce. Ledwo uszczknelismy kasek rozleglej doliny.
UsuńPozdrawiam:)
Ja Ciebie zgłaszam na autora scenariuszy serialowych!!!! Tak przerywać o takich sytuacjach, to sadyzm połączony z ..nie wiem czym jeszcze. Krowy, po których widać że nikt ich nie doi, dzikie konie a tuż obok wrak samochodu. Nie sprawdziliście czy szkielety też zostały? I tak Cię ściskam i czekam co będzie za kilka metrów.
OdpowiedzUsuńSciskaj bo na sama mysl, ze moglabym sprawdzic "kto" pozostal za kierownica zaczynam drzec ze strachu. Sto obejrzanych horrorow nie uodpornilo mnie na scenariusz ktory wymyslilas. Ja pozostane przy swej serialowej serii bo wiem co bedzie sie dzialo w kolejnym odcinku a te w TV tna wtedy gdy brakuje pomyslu na kolejna odslone.
UsuńPozdrawiam:)
gnat złowrogo nastrajał i już oczyma wyobraźni widziałam jak pełzacie do zasypanego piachem samochodu którego nie możecie oczywiście znaleźć ......a tu po prostu koniec , tak bez współczucia dla czytaczy
OdpowiedzUsuńz centralnej macha Dośka
Cos bardzo podobnego bedzie w miejscu gdzie grozila nam powodz na pustyni ktora nie wchlania nadmiaru deszczu. Jak domyslilas sie ciagu dalszego z dreszczykiem?
UsuńPozdrawiam:)
Potrafisz wzbudzać emocje i za to Cię uwielbiam. Ja nie tylko tak nie umiałabym napisać, ale w życiu bym takimi drogami nie pojechała :). Pozdrawiam z wiosennej Polski.
OdpowiedzUsuńJa tez bym nie pojechala ale zostalam zmuszona i przyznam sie, ze nie czerpalam tylko przyjemnosci z otaczajacych mnie widokow.
UsuńPozdrawiam:)
Witaj Ataner.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na ciąg dalszy:))
Prawdą jest ,że prawdziwi z was odkrywcy, odważnie odkrywcy.
Pozdrawiam serdecznie:))
Nasza szczesliwa gwiazda jeszcze swieci majac nas w swej opiece i pokonujemy drobne niedogodnosci bez awarii.
UsuńPozdrawiam:)
Wspaniały humor i mocna sensacja - fajnie by się czytało taką książkę. Może kiedyś się skusisz i napiszesz, grono wiernych czytelników już masz - na początek.
OdpowiedzUsuńJedyne co potrafie to sklecic kilka zdan aby powstal post a dobrej ksiazki to nie napisze. Grono wiernych, blogowych obserwatorow jest dla mnie bardzo droga i nie chcialabym aby przygody Ataner pokryly sie kurzem zapomnienia na polce regalu. Tutaj powstaja kolejne rozdzialy i wlasnie Wy dajecie mi kopa do napisania kolejnego z nich.
UsuńPozdrawiam:)
Gdziez to Was ponioslo tym razem?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Okazalo sie, ze Nowy Meksyk jest pelen niespodzianek ktore postanowilismy odkryc. Nasze wczesniejsze pobyty w tym stanie ograniczaly sie do standardow turystycznych i nie mielismy pojecia, ze gdzies na pustyni moga byc ciekawe krajobrazy.
UsuńPozdrawiam:)
Jak tak możesz! Niby dojechaliście na miejsce i nic nie napisałaś! :) ale trzymasz w napięciu :) jutro będzie ciąg dalszy? :DDDDD
OdpowiedzUsuńDopiero w przyszlym tygodniu bo nie moge sie pozbierac po 60-cio stopniowej roznicy temperatur. W Miami bylo prawie +30C a dom przywital mnie -27C!
UsuńTeraz juz cieplej bo okolo zara wiec rozgrzeje sie niebawem na tyle, ze pojawi sie post.
Pozdrawiam:)
no i dotarliście?:)
OdpowiedzUsuńPewnie, ze tak! Nie pobladzilismy i bedzie ciag dalszy.
UsuńPozdrawiam:)
To prawie tak, jak na afrykanskim safari...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
judyta
Zycia mi braknie aby Afryka dzika zostala przez Ataner na nowo odkryta. Twoj blog troche przyblizyl mi ten fascynujacy kontynent za co ci bardzo dziekuje bo czuje sie jakbym sama tam byla przez chwile.
UsuńPozdrawiam:)
U nas za takim znakiem STOP na pustkowiu z pewnością czaiłby się policyjny radiowóz.
OdpowiedzUsuńTaki gatunek. Pozdrawiam
W tym miejscu radiowóz byłby widoczny jak na dłoni. Moze wydac Ci się dziwne ale nawet na pustyni zatrzymalam auto. To taki nawyk, ze nawet się nie zastanawiałam nad celowoscią ustawienia znaku drogowego w tak odludnym miejscu.
UsuńWitam cię i serdecznie pozdrawiam:)
Ale co na boga z tą dziwną dziurą w brzuchu u tego bydlęcia??? Czy powstała na ten temat jakaś teoria?
OdpowiedzUsuńJak widac nikt na krowach nie zna sie za grosz. Teorie p. nie nadaja sie do druku wiec pominelam je w poscie liczac na sensowne rozwiazanie tej zagadki w komentarzach a tu nic.
UsuńSerdecznie pozdrawiam:)
No niee..... No i co dalej? W takim momencie urwałaś! Tak czy siak bałabym się i zawróciła... Pustkowia okropnie, nie lubie takich miejsc!
OdpowiedzUsuńPodrawiam i czekam na cd... :)
Tak ta Ameryka wyglada, wielkie, milionowe miasta a pomiedzy nimi pustkowia jak z horroru. W te wakacje szukalismy urody z dala od wielkich miast w miejscach malo znanych i jeszcze mniej uczeszczanych.
UsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Uśmiałam się z tej opowieści! Wspaniale opowiadasz Ataner!:)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o krowę, to ta "dziura" wygląda jak jakiś trójkąt bermudzki;-))
Nadajesz na tych samych falach co p. bo jego teorie byly wlasnie w tym stylu ale twoja jest super!!!
UsuńJego byly bardziej mroczne i nawet obrzydliwe, wole twoja.
Pozdrawiam:)
Bardzo ciekawie napisane. Liczę na więcej.
OdpowiedzUsuń