Dzisiaj mamy w planie relaks i wizytę w Mule Canyon. Taka zupełnie krotka wycieczka bo nie każdego dnia stać nas na najwyższe obroty.
- Pojedziemy rano, wcześniej wrócimy i po południu znajdziemy jakaś knajpkę. - Wizja zupełnie przyjemna i z chęcią przystałam na taka formę odpoczynku. Po trzeciej kawie jestem już zdolna do działania i nawet szybko zebraliśmy się do wyjazdu. Do Kanionu Mula mamy jakieś trzy godziny jazdy. Zupełnie nie źle, trzy na powrót i nie więcej jak dwie na miejscu, taki wynik to pestka. Z tego co wiemy to Kanion Mula jest bardzo malowniczy i zalecane są piesze wycieczki z aparatem fotograficznym. Nie zawadzi poruszać mięśniami.
Po godzinie wjechaliśmy w dolinę otoczona przez góry porośnięte karłowatymi, wiecznie zielonymi drzewami. Wakacje w naszym przypadku to poszukiwanie i przeszukiwanie terenów obok utartych szlaków turystycznych.
- Może skoczymy na tamtą górę? Jest droga. - Zanim przytaknęłam rzeczywiście skoczyliśmy na pozbawiona nawierzchni dróżkę. Zatrzęsło tak, ze zacisnęłam zęby aby plomby mi się nie poluzowały. Kamienie złowrogo zadudniły pod kolami i p. zwolnił ku mej uciesze. Góra o nazwie Bear Mountain (Niedźwiedzia Góra) w oddali wyrastała ponad inne. Zboczyliśmy z trasy i patrząc raz przed siebie, raz na mapę czułam, ze dwie następne godziny mamy z głowy walcząc z przeciwnościami terenu. Przejechaliśmy cala nizinę bez większych emocji nie licząc chwilowych ostrych hamowań i raptownych skrętów przy omijaniu dziur i większych odłamków skalnych.
- Ale jazda! - Radośnie oznajmił p. Ja widziałam i przeżywałam chyba coś zupełnie innego niż on i nie czerpałam przyjemności z brutalnego traktowania mojego ciała. Niedźwiedzia Góra zbliżała się do nas i nabierała coraz większych rozmiarów. Zaczęliśmy piąć się po coraz to gorszej drodze. Było wąsko ale bez zakrętów.
Jechaliśmy przez cały czas jednym stokiem i mogłam podziwiać zielona dolinę, którą wcześniej jechaliśmy.
Pomijam niewygodę podróżowania w takich terenach ale osiągniecie szczytu nagradza trud cudnym widokiem. Rozumiem cliffhangerow i alpinistów, ich upór i wysilek włożony w zdobycie szczytu. Mnie wspięcie przyszło o wiele łatwiej, byłam zachwycona.
Bardzo grzecznie poprosiłam o więcej i p. ochoczo pojechał dalej. Droga zaczęła niknąć i dalsza jazda stała się niemożliwa dla naszego auta.
Gdybyśmy mieli czołg to pewnie jeszcze do dziś zdobywalibyśmy kolejne szczyty. Spojrzałam na zegarek, niewiele się pomyliłam w oszacowaniu długości naszej dodatkowej wycieczki. Teraz prosto do obiecanego Kanionu Mula.
Przypominam, kazde zdjecie mozna obejrzec w duzym formacie po kliknieciu na nie:)
OdpowiedzUsuńAtanerku, w każdym formacie Twoje zdjęcia są ciekawe. Nie wiem, czy czujesz, że w kazdejwyprawie masz mnie na karku, ciekawie podpatrującą wszystko co Cię zainteresowało!
OdpowiedzUsuńBuziaczki!
Joasiu, badz pewna, ze w kazdej mojej kolejnej podrozy bedzie jedno wolne miejsce dla Ciebie jak przy wigilijnym stole.
OdpowiedzUsuńPS. za trzy tygodnie wyjezdzamy na trzy tygodnie - szykuj sie!
Cudownie, pakuję lornetki i jasiek pod glowe.
OdpowiedzUsuńAle od jutra dieta, zeby nie bylo nadbagazu.
A w ktora strone swiata wyruszamy?
Witaj Ataner. Przepraszam kochana, że się nie udzielam częściej, ale czytam stale. Piękne widoki, ale tego trzęsienia bym się bała. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJoasiu - ruszamy na Dziki Zachod, a pozniej Oregon i California.
OdpowiedzUsuńRineczko - najwazniejsze, ze jestes:)
OdpowiedzUsuń