Gdy kelnerka przyniosła menu nie mieliśmy żadnego problemu z wyborem dania. Oprócz kawy dwa omlety, dla mnie zachodni a dla p. z szynka. Na sama myśl o piciu brudnej wody zupełnie nietrafnie nazywanej kawa robiło mi się niedobrze. Raz kozie śmierć, pomyślałam i postanowiłam o tym więcej nie myśleć. Obiecanki cacanki. Brązowy kubek nie dodawał uroku ani smaku kawie. Duzo cukru, bardzo dużo cukru aby oprócz niego nic innego nie było czuć. Może to "coś" ma w sobie choć odrobinę kofeiny. Omlet był ogromny, złożony na pół ukrywał w sobie kawałki wołowiny, kiełbasy, szynki i inne nierozpoznawalne składniki. Na wierzchu dużo żółtego sera i ostry sos. Taki pyszny, smakowity a kalorii tyle, ze nie mogły pomieścić się na talerzu i co chwila kilka z nich wyskakiwało na stół. Poddałam się w połowie bo mój żołądek zapełniłam w takim stopniu iż kolejny kęs ... no dobrze pominę resztę. Po godzinnym biesiadowaniu czas ruszać w dalsza drogę. Jeszcze tylko kawa na wynos dla kierowcy a dla mnie paczka bardzo niezdrowych czipsów. Sa wakacje, jesteśmy daleko od domu, wszystko jest jakby inne to dieta tez powinna być inna aby wszystko pasowało. Wyszliśmy z restauracji jakby do innego świata.
Poranne słonce już wstało i rozgoniło cala mgle. Przywitał nas cudowny dzień i obiecywał ciepełko.
Do celu pierwszego dnia dojechaliśmy około piątej po południu. Rozpoznawaliśmy to miejsce bo byliśmy tu już wcześniej. Parę lat różnicy ale temperatura ta sama. Obiecaliśmy sobie, ze nie będziemy katować się odczytem temperatury na termometrze. Ogólnie było lekko za ciepło w naszej skali odczuć. Na kempingu pierwsza rzeczą po zatrzymaniu auta było odpalenie komputerów.
Tak to nie pomyłka, każde z nas miało swój własny. Ja musiałam przecież sprawdzić co się dzieje w swiecie blogów a p. swoje mało istotne pierdoły. W tak dużym aucie na dwie osoby było tyle miejsca, ze postanowiliśmy się nie ograniczać. Taki kawal w świecie a jak fajnie było znowu być razem z wami. Temperatura była zbyt wysoka aby rozkoszować się nieróbstwem na gorącej ławce. P. uwinął się z namiotem a ja przygotowałam coś na ząb bo tylko śniadanie trzymało nas do tej pory. Siedząc w samochodzie przy włączonej klimatyzacji mieliśmy bardzo złudne pojecie o aurze na zewnątrz. Teraz nasze wychłodzone ciała zaczęły odbierać bodźce zewnętrzne i stwierdziliśmy, ze bez zimnego prysznica długo nie wytrzymamy. Po prysznicu tez długo nie wytrzymaliśmy i zaczęliśmy się zastanawiać czy spać w namiocie czy w chlodzonym aucie. Chwilowo upal pozbawił nas zdrowego rozsądku. Wakacje, kemping wiec trzeba spać w namiocie. Oczywista oczywistość, tylko, ze ten czerwony namiot nie nadaje się na taka temperaturę i musimy rozbić drugi idealny na upały.
Przez cały dzień wiał wiatr, który właśnie teraz przybrał na sile. Słońce jeszcze stało na tyle wysoko, ze cień rzucany przez drzewo nie dawał ulgi.
Aby nie trwac w bezruchu i narzekać bez końca pojechaliśmy odwiedzić znane już nam miejsca. Krotki spacer pośród rozgrzanych skal nie należał do przyjemności. Nawet chwila w cieniu byla zbawiewiem.
Kilka zdjęć nie zabrało nam dużo czasu i z jego nadmiarem p. nie miał problemu.
- Pojedziemy ta dróżką i zobaczymy co nas czeka na pustkowiu a resztę zostawimy sobie na jutro. Co? - Miałam wrażenie, ze on wcale nie pyta o zgodę ale stawia kawę na ławę i nie mam wyboru. Świat jest taki duży, ze wszędzie nie można być ale ten kawałeczek możemy zwiedzić.
Pojechaliśmy oczywiście dużo dalej polna droga, gnani nieodparta chęcią poznawania nie zwracaliśmy uwagi na odległości. Niestety ta okolica nie urzekła nas i chyba szukalismy czegos innego niz odlegle skaly rozrzucone po horyzoncie.
Zawrocilismy na kemping bo zmeczenie dawalo znac o sobie. Oboje bylismy po prostu wykonczeni. Wskoczylismy do letniej rezydencji z siatka zamiast dachu i lezac moglismy podziwiac gwiazdy na niebie. O zasnieciu nie bylo mowy bo wiatr zamienil sie w wichure i patrzac w niebo widzielismy jak gruba galaz drzewa pod ktorym rozbilismy namiot gnie sie pod jego naporem. Zlamie sie i nas przygniecie czy nie, takie pytanie zadawalismy sobie czujac sie coraz bardziej senni. W ciagu nocy budzilismy sie wielokrotnie bo halas wichury raz po raz wyrywal nas ze snu. Nie dało się długo spać i wcześnie rano z zalem wyczołgaliśmy się z namiotu. Było na tyle wczesnie, ze slonce ledwo wschodziło. Bardzo szybko zwinęliśmy nasze obozowisko i już spakowani ruszyliśmy aby zobaczyć południową cześć Badlands.
Poprzednim razem zobaczyliśmy północną, dziś uzupełnimy braki z przed lat. Ciężko nam było ruszać nasze zmaltretowane i ciągle zmęczone ciała.
Nogi nie chciały chodzić a rozum mówił oszczędzaj siły. Wybraliśmy kompromis i jako turyści a nie odkrywcy dziewiczych terenów spędziliśmy kilka kolejnych godzin.
Przyroda tak jak my dopiero co budziła się i udało nam się spotkać małego koziołka razem z mama w miejscu gdzie za dnia by ich nie było.
Tego dnia jazda nam nie szla i mile do przejechania wydawały się dłuższe od tych już przebytych. Ostatnie spojrzenie na krajobraz Badlands
Witaj, przypadkowo odkrylam Twoj blog, bardzo mi sie podoba takie podrozowanie.Czekam na dalsze opowiesci i sedecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGrazyna
Ale swietne widoczki:) A omletem to mi narobiłaś smaka, a na dodatek Pan W. robi sobie właśnie sandwicha ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki Ataner, czekam na więcej.
O.
Grazynko - zatem witaj na moim blogu, rozgosc sie bardzo prosze i zapraszam do dalszych podrozy ze mna, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńObiezyswiatko - my bardzo lubimy omlety i to w roznej postaci. Z owocami i smietana sa przepyszne, polecam. Mam nadzieje, ze migrena minela, buziaki.
OdpowiedzUsuńOmlecik mniam mniam, uwielbiam omlety przerozne i dobra kawe i tez bym byla zla, ze takiej sie napic nie moge, bedac na wakacjach :)
OdpowiedzUsuńFajna wyprawa, ciekawa jestem co bedzie dalej?
Pozdrawiam :)
Wildrose - bedzie zaskakujaco, oszalamiajaco i czasami...no wlasnie!? Jak to na wakacjach bedzie roznie :)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrazeniem skalnych widokow.Jak zwykle to co w USA to wielkie, rozlegle. nieskonczenie dalekie az do horyzontu.
OdpowiedzUsuńA na tym skalistym odludziu dwie przemile istoty!
Pozdrawiam
Joterku - bylismy tam po raz kolejny i tak jak poprzednio widoki zapieraja dech w piersiach. Piekna ta Ameryka to fakt, dwie istotki machaja wielkimi lapkami do Joter.
OdpowiedzUsuńWow, jakie piekne zdjecia.
OdpowiedzUsuńBuziaki Olga
Ola - fajnie, ze do nas zajrzalas :) Buziaczki odsylam.
OdpowiedzUsuń