1

sobota, 9 lutego 2013

Mobile

Gdy już mieliśmy pod dostatkiem Luizjany pomknęliśmy w stronę Florydy aby wreszcie tam nacieszyć się złotym piaskiem plaż i w miarę wyrozumiałym słońcem o tej porze roku.
Z Nowego Orleanu do Mobile w Alabamie, jak na amerykańskie warunki, mamy zupełnie niedaleko bo tylko 2 godziny jazdy czyli rzut beretem.
Przez Mississippi przemknęliśmy nawet nie wiadomo kiedy a widok bagien już tak bardzo nas nie fascynował. Alabamę tez chcieliśmy pominąć ale możliwość zwiedzenia okrętu wojennego uniemożliwiła nam nasze niegodne podróżnika zamiary.

Centrum miasta Mobile w Alabamie pojawiło się bardzo szybko i gdyby nie trzy wieżowce i tunel pod nimi to nawet nic nie byłoby godne uwagi. Obecnie jest to trzecie co do wielkości miasto stanu Alabama którego stolicą jest Montgomery w głębi lądu.
Jak na duże miasto to trzy wysokie budynki które nie można nazwać nawet drapaczami chmur to stanowczo za mało. Za jego początek uważa się datę 1702 gdy Mobile zostało pierwszą stolicą kolonii francuskiej. W 1763 roku miasto i okolice zostały przekazane Brytyjczykom a w 1779 roku Hiszpanie wzięli w posiadanie Mobile aż do roku 1812 kiedy Amerykanie przejęli kontrolę nad tym terytorium.

Nie tylko miniaturowe centrum z ładnymi trzema wysokościowcami są charakterystyczne ale również tunel pod nimi aby ruch autostradą nie kolidował z ruchem lokalnym.
Tunel pod centrum jest rzadko spotykany w podmokłym terenie gdzie wystarczy na dziesięć centymetrów wykopać dziurę w ziemi aby pojawiła się woda a w niej już po chwili kijanki albo inne wodne życie.

Zaraz za tunelem jest zjazd z autostrady którym skierowaliśmy się w stronę zakotwiczonego i przysposobionego do zwiedzania USS Alabama. Rzuciwszy okiem na jedną z czterech śrub o wadze 18 ton napędzających ten okręt o wadze 44 tysięcy ton, po przerzuconym trapie weszliśmy na pokład rozciągający się na odległość 210 metrów.

W 1947 roku okręt skończył czynną służbę w armii ale dopiero w 1962 roku postanowiono przerobić go na drut albo żyletki. Dzięki zabiegom rozpętanej kampanii na rzecz uratowania okrętu w celach edukacyjnych i zebraniu 100 tysięcy dolarów udało się ochronić go przed zniszczeniem. W 1965 roku udostępniono go zwiedzającym ale dopiero po 47 latach później Ataner postawiła swą nogę na jego pokładzie.

Zwiedzanie wnętrza nie przypadło mi do gustu bo wąskie przejścia i strome schody jak drabina przytłaczały mnie. Pomieszczenia dla załogi przynajmniej te udostępnione dla zwiedzających były małe, niskie i ponure więc i zdjęć nie robiliśmy bo nie było możliwości objęcia chociażby większego kawałka przestrzeni. Az trudno wyobrazić sobie, ze załoga liczyła 1800 dusz. To dopiero był tłok pomimo kilku poziomów.

Postanowiłam, ze zużyję swą energię na wspinanie się do góry aby ogarnąć wzrokiem jak najwięcej się da. Na ósmym piętrze dostałam lekkiej zadyszki bo moja forma ledwo zaczęła kiełkować dwa dni wcześniej a już po wyczynach we francuskiej dzielnicy mogłam budować ją od nowa.

Z samej góry widok był imponujący i poczułam się jak kapitan. 
Wydałam rozkaz odpoczynku przez pięc minut. Załoga w składzie jednej osoby ugięła się pod moim groźnym wzrokiem i z wielkim zadowoleniem zastosowała się do niego.

33 komentarze:

  1. Zeby zwiedzac podobny obiekt, nalezy pozbyc sie wszelkiej klaustrofobii. Jesssu, co za dziury i nory! I te drabinki dla wyczynowcow. I te lozka na lancuchach.
    Dobrze, ze nigdy nie ciagnelo mnie do marynarki wojennej. Zreszta z moja choroba lokomocyjna... kiedy w aucie juz rzygam dalej niz widze.
    Ale nie znaczy to, ze wycieczka nie byla interesujaca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogrom z zewnatrz zaskoczyl mnie wrecz niewielkim wnetrzem. Z drugiej strony nie spodziewialam sie luksusow. Zamiat duzych pomieszczen zainstalowano duze dziala i karabiny maszynowe. Za to na ostatnim pokladzie udostepnionym dla turystow poczulam sie wolna jak ptak (moze dlatego, ze najpierw bylam w labiryncie na dolnych pokladach).
      Calosc imponujaca i dobrze, ze uratowano ten okret od zniszczenia.

      Usuń
  2. Niesamowite :) Ciekawa jestem, czy mi by się taki obiekt spodobał :) Swoją drogą to zastanawiające, że taki kolos a takie wąskie przejścia i klautrofobiczne pomieszczenia :)
    A jeśli chodzi o miasteczko: całkiem ładnie się prezentują trzy wieżowce. Ma to swoje zalety - jest z nich piękny widok, a nie tylko inne wieżowce, no i nie przytłaczają :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle, ze warto zobaczyc a ilosc emocji jest w duzej mierze uzalezniona z kim zwiedzasz.
      Ja lubie widok zieleni z okna i dlatego wskrabalam sie na ostatnie dostepne dla zwiedzajych najwyzsze pietro, bo wnetrza byly dosc przygnebiajce.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  3. też lubię zwiedzać wszelkiego rodzaju statki ale nie wiem czy zdecydowłabym się zamieszkać w takim miejscu ( kilka miesięcy w tym samym miejscu z tymi samymi ludźmi)
    a i cały czas zastanawiam się jak to możliwe że takie kolosy utrzymują się na wodzie a zmorka idzie na dno hahaha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj ze mnie marynarz tez bylby kiepski, i plywak ze mnie kiepski a, ze kolosy dobrze utrzymuja sie na wodzie wiec musze przytyc przynjamniej ze 20 tysiecy ton:)

      Usuń
  4. Jechać autostradą, mając pośrodku kanał, a nie pas ziemi niczyjej, to musiało być ekstra przeżycie.
    Obojętnie, czy trzy wieżowce, czy całe mrowie, dla mnie to zawsze wielka atrakcja, boć u nas niespotykana!
    A oglądanie świata z wysokości ośmiu pięter USS Alabamy, to już wisienka na torcie! :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fusillko kochana, te wiezowce byly po prstu smieszne. Zupenie jak w Koluszkach:)

      Usuń
  5. Jam pokojowa istota i wojenne obiekty nie budzą mojego zachwytu ale dobrze wiedzieć i widzieć, co taki kotek ma w środku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja zaluje, ze na moja czesc nie oddano honorowej salwy ze wszystkich dzial okretu:)

      Usuń
  6. Jak w takim obiekcie mieszkac...
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mozna powiedziec, ze jako zolnierze byli skoszarowani na tym obiekcie i mieli perspektywe opuszczenia pokladu.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  7. Jak ci matrosi spali w takim ścisku? i jeszcze dyndało nimi; gdzieżeś Ty chodziła, Ataner, po tych klaustrofobicznych pomieszczeniach, schodkach ... a krokodyle? aligatory? potkałaś je na bagnach? bo może coś przeoczyłam; pozdrowienia ślę za wielką wodę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marynarze byli przyzwyczajeni do takich warunkow zycia, a kolysanie statkiem przypominalo im kolyske wiec na pewno dobrze spali pomimo, ze krotko.

      Na przygode z krokodylami bylo za zimno pomimo 30 stopniowego upalu:)

      Usuń
  8. Ja tam klaustrofobii nie mam , musi to być niesamowite wrażenie oglądać takiego kolosa i z zewnątrz i zwiedzać pokład , pod pokładem , tak sobie myślę jak Twoje relacje pozbierać w całość to materiał na książkę ala przewodnik by był , pomyśl dziewczyno :)
    Serdecznie pozdrawiam , Ilona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ksiazka w zasadzie caly czas jest pisana juz od trzech lat. Kolejny post, to kolejny jej rozdzial a konca nie widac:)

      Usuń
  9. Ech, wy szczury lądowe! ;) Bez obrazy. :)
    W niemieckim Bremerhaven miałem okazję zwiedzić U-boota z okresu IIWŚ. Tam to dopiero można dostać klaustrofobii. Ale wiadomo, Ameryka, jak to mówił Pawlak: tam to nawet pszczoły mają większe. ;)
    Jakby kogoś interesowała krótka, ale ciekawa historia okrętu podwodnego:
    http://pl.wikipedia.org/wiki/Wilhelm_Bauer_%28okr%C4%99t_podwodny%29

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja tam jestem szczurem wodnym i duzo lepiej sie czuje na zlocistej plazy pijac drinka z orzecha kokosowego niz na pustyni.
      Pluje sobie w brode, amerykaskiego ubota nie zwiedzilam chociaz stal obok i byl dostepny dla zwiedzajach, bo mialam juz dosc tych korytarzykow na okrecie:)

      Usuń
  10. A ja znowu dzięki Tobie Ataner zwiedziłam kawał świata, serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy mnie nikt sie nudzi nawet moj chlop nie ma czasu zestarzec sie:)))
      Przygotuj sie na wiecej:)

      Usuń
  11. Chciałabym się znaleźć od razu na samej górze, żeby podziwiać widoki. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Nie tak latwo, windy niestety nie bylo. Trzeba bylo zasuwac po schodach ale warto bylo. Poczulam wiatr we wlosach kiedy znalazlam sie na osmym pietrze, chociaz lekko zasapana:)

      Usuń
  12. Rzeczywiście, klaustrofobiczne nieco doświadczenie! I pomysleć, że marynarze żyli tam miesiacami i jakoś przywykali do tej ciasnoty. To jest jedna z niesamowitych cech ludzkich, że potrafią przywyknąc do każdych warunków i poczuć się prawie jak w domu. My, którzy mamy wybór mozemy wybrzydzać i uciekać do przestrzeni i zieleni...Dzielni to byli chłopcy, nie ma co! I nadal jacys dzielni sa, bo przeciez mnóstwo okrętów nadal sunie pod powierzchnią wód i toczy sie na nich jakieś zwykłe, nudne życie!
    Uściski zasyłam dla dzielnej żołnierki Ataner!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje, Olu. Kazdy z nas dokonuje wyboru, czasami jest to powolanie. Co nam moze wydawac sie nudne dla innych moze byc pasja zycia.
      Ja nie moglabym byc zaokretowana na okrecie, brakowaloby mi przestrzeni. Tym bardziej nie wyobrazam sobie zolnierzy ktorzy swoja sluzbe sprawuja w podwodnych okretach.
      Jesli musialabym dokonac wyboru to wybralabym lotnictwo i ogladala swiat z gory.
      Buziaki:)



      Usuń
  13. Jestem w grupie razem z tymi którzy wolą latanie od pływania. Arcyciekawa wycieczka Ataner jeszcze bardziej mnie utwierdziła w takim przekonaniu. Uderzyło mnie to przedziwne zestawienie lotniska, miasteczka, parkingu i ten wielki okręt. Zazwyczaj jest oglądany na tle bezkresnego oceanu, a tu...bagna, miasto!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak na prawde to szkoda, ze nie postawiono tego okretu w samym centrum miasta. Wtedy miasto byloby najbardziej oryginalne a przyjezdzajacy mieliby atrakcje pod reka. Szkoda, ze nie jestem slawna architektem:)

      Usuń
  14. No wreszcie cos dla mnie :)
    Cale moje zycie to po prostu navy - wiec... nie mam wyboru!
    Bylam juz na rozmaitych okretach amerykanskich glownie lotniskowcach, korwetach ale na pancerniku jeszcze nie :) Moje marzenie to zobaczyc nowoczesny amerykanski okret podwodny, no moze kiedys w jakiejs bazie sie uda. Moze Ty gdzies tam bedziesz znowu miala okazje i nam pokazesz.
    A tym razem dzieki Tobie i Twoim swietnym zdjeciom ogladam ten stary ale znakomity okret!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz we krwi duzo morskiej soli:)))
      Taka zabawka jak USS Alabama to zadna atrakcja dla ciebie jak zwiedzilas lotniskowiec. To musial byc kolos, kolosalne wrazenie i baaardzo kolosalnie wielkie przezycie.
      Podczas naszych wakacji (jak zwykle za krotkich) mamy tak napiety harmonogram, ze brakuje nam czasu na skoki w bok. Po wytyczonej trasie jest tyle do zobaczenia, ze gdyby nie setki zdjec to wiele bym zapomniala.

      Usuń
  15. Fajnie się czyta, fajne zdjęcia. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje za cieple slowa.
      Sadze, ze akurat wcelowalam w twoj ulubiony temat:)

      Usuń
  16. Ależ tu u Ciebie ciekawie, uwielbiam zwiedzanie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle, ze kalendarz jest zle skonstruowany bo za malo w nim wakacji i powinien byc zmodyfikowany.

      Usuń
  17. moje klimaty :D handbikerka

    OdpowiedzUsuń