Gdy jesień za pasem to ptaki zbierają się do odlotu na Południe pokonując niewyobrażalnie wielkie przestrzenie. Mają swego przywódcę który prowadzi całe stado tam gdzie można będzie pióra wygrzewać w słońcu podczas gdy amerykańską ziemię śnieg pokryje białym, grubym dywanem.
Mary i John mają rozległą farmę gdzieś pośród wzgórz Północnej Dakoty. Zycie pędzą spokojne i z dala od zawirowań świata. Kolejny dzień wydaje się podobny do poprzedniego a jedynie chmury na niebie ulegają zmianie. Słońce obecnie jakoś słabiej grzeje i już po sianokosach. Wynajęty kombajn pozostawił po sobie tysiące snopków na polach i teraz jeszcze trzeba ich część zwieźć w pobliże zabudowań farmy. Reszta pozostanie oczekując odpowiedniej pory aby stała się posiłkiem dla bydła.
Na polach zrobiło się smutno a jedynie droga wijąca się pośród wzgórz wydaje się taka jak zawsze. Nie ma już kukurydzy którą John doglądał codziennie w obawie, ze jakieś szkodniki zniszczą dorobek całego lata. W tym roku wyjątkowo dużo ogromnych owadów chciało wręcz pozbawić ich środków do życia. Troszczył się o nią jak o własną rodzinę bo przecież płody ziemi są jedynym źródłem utrzymania rolnika.
- John, kochanie. - Mary jak zwykle zaczynała tak samo gdy sprawa którą chciała poruszyć nie była oczywista a jej zakończenie w dużej mierze zależało od męża.
- Taaak? -John już wietrzył podstęp bo znane mu sformułowanie nie wróżyło niczego dobrego.
- Chciałabym pojechać do siostry do Montany. - Zaległa chwila milczenia ale głowa rodziny nie ułatwiała dalszego ciągu rozmowy wpatrując się niemo w oblicze zony.
- Jesteśmy już prawie po najgorętszym okresie zbiorów i mamy więcej wolnego czasu. - Podjęła lekko drżącym głosem. John, delikatnie mówiąc nie przepadał za jedyną siostrą Mary. Uważał ją za przemądrzałą damule z wielkiego miasta. „Pani Profesor” ze wzgardą wielokrotnie parskał jak świnia w chlewie. Ileż to razy pogardliwie wtrącał; „czy ona wie jak wydoić krowę? Eee, co tam doić krowę, czy ona w ogóle wie skąd jest mleko?” Nie dając Mary szans na wypowiedzenie chociaż słowa, zwykł był dokończyć opryskliwie „wiadomo, że ze sklepowej półki”. Zona Johna kryjąc uśmiech na twarzy słuchała tych utyskiwań bo wiedziała, że przecież w gruncie rzeczy to dobry z niego chłop a, że nie rozumie wszystkiego to zupełnie inna sprawa. Gdy rodzice Mary zestarzeli się na tyle, że już gonili ostatkiem sił przekazali farmę córkom. Mary zakochała się w Johnie i jego dość kłopotliwym charakterze a siostra w biogenetyce. Mary pozostała na ojcowiźnie a pokaźny zastrzyk gotówki ze sprzedaży części farmy pozwolił siostrze na podążanie za swą miłością.
- Nie zabawię długo. Będę za tydzień z powrotem. - John już chciał zaprotestować otwierając usta ale Mary nie byłaby kobietą z krwi i kości gdyby mu na to pozwoliła. Z ujmującym uśmiechem na twarzy, który był w stanie zniewolić nie tylko jej męża, szybko przytuliła się do niego i rzekła ciepło patrząc mu prosto w oczy. - Pojedziecie z Robertem na ryby. Uwielbiasz przecież wędkowanie a ja, jak wiesz nie przepadam za twoimi połowami. Będziesz miał wreszcie wolna chwilę dla siebie. - Mary roztaczała miłe wyobraźni Johna obrazy i jego twarz wyraźnie uległa zmianie. Wydawał się łagodniejszy a jego wzrok lekko zamglony. - Nauczysz może wreszcie Roberta cichego wiosłowania. - Roześmiała się głośno i szczerze na wspomnienie jak John łajał syna, że nie potrafi cicho zachować się na jeziorze płosząc wszystkie ryby. Z chęcią przygotowywała ryby na obiad gdy ich połowy się udały na tyle aby można było co na talerze położyć ale o wędkowaniu nie miała pojęcia i nie zamierzała uczestniczyć w godzinnym wpatrywaniu się w tafle wody. Każdy dostaje coś innego od życia, ona nigdy nie będzie wędkarzem.
Patrząc w jego ciemno-niebieskie oczy pogładziła prawą dłonią policzek męża. Lewą rękę zarzuciła mu na szyje i uniosła się na palcach aby swymi ustami dotknąć jego. Przytulił ją mocno i oddał gorący pocałunek kłując jej delikatną skore jednodniowym zarostem.
- Wez pickupa, tylko jedz ostrożnie bo jeleni jest coraz więcej i nigdy nie wiadomo kiedy jeden z nich wyskoczy na drogę. Uważaj na siebie. Proszę. - Łza zakręciła się w oku Mary. Mrugając szybko powiekami ukryła wzruszenie które w postaci łez miłości chciało spłynąć po jej policzkach.
- Zabieram ci auto. - Z lekkim wahaniem powiedziała figlarnie patrząc na twarz mężczyzny który ciągle był w niej zakochany.
- To nic wezmę swego Mercedesa. - Tak właśnie John nazywał swego karosza którego coraz rzadziej ubierał we wspaniałe siodło które razem kupili w Texasie gdzie udali się na coroczne rodeo. Lubiła gdy John wracał z konnego objazdu ich rancza był wtedy taki ożywiony i podniecony. Po powrocie przytulał ją a zapach potu konia oraz jego własnego zniewalał ją, czuła wtedy, ze to jej mężczyzna. Mężczyzna którego nigdy nie zamieni na wyperfumowanego urzędnika z miasta.
Zastanowiła się czy zostawić go samego na pastwę pokus krążących wokół niego kobiet ale otrząsnęła się natychmiast z zadumy. Wierzyła mu bezgranicznie i nigdy nie zawiodła się na jego miłości. - Kupie w mieście jakiś prezent dla siostry. - Powiedziała co przyszło jej do głowy bo nie chciała rozmyślać o ewentualnych konsekwencjach jej wyjazdu.
- Tak, najlepiej w naszym sklepie. Takich pamiątek nie znajdziesz nigdzie indziej. - John nie umiał wyjść poza obręb znanego mu świata. Jedyny sklep w mieście zaspokajał wszystkie jego potrzeby.
- Masz rację. - Mary nawet nie próbowała wtajemniczać męża, ze myślała o zupełnie innym prezencie niż on i o zupełnie innym miescie.
Razem szli w stronę auta rozmawiając o wszystkim tylko nie o podroży Mary ale gdy John otworzył drzwi pojazdu poczuła kręcenie w dołku.
- Proszę zadbaj o Roberta. Aaa i nie zapomnij o moich dzikich ptakach. Karm je dobrze i nie strasz bo uciekną na zawsze.
„Och jesień już na całego” szepnęła Mary do siebie gdy na niebie pojawił się klucz kanadyjskich gęsi. Będzie miło razem posiedzieć wieczorami przed kominkiem. Mysli ciągle błądzily wokoł Johna a jedna wywołała głebokie westchnienie, krotkie cudowne zdanie "kocham i jestem kochana dlatego nie boję się w zyciu niczego".
Fantastyczne miejsca, ilez trudu trzeba bylo sobie zadać, zeby postawic te cudaki na polach, ale robia wrazenie, ze droga, ktora zmierza kierowca nie jest nudna. Od razu sie ozywia i z ciekaowsci pewnie zrobi przystanek!
OdpowiedzUsuńHistoryjka bardzo fajna :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Calosc atrakcji polega na ogladaniu rzezb z pewnej odleglosci. Z bliska widac tylko szczegoly bo rzezby sa wielkie i nie robi to zamierzonego wrazenia.
UsuńDzieki nim droga jest ciekawa bo z niecierpliwoscia wypatrujesz kolejnego dziwolaga.
Pozdrawiam:)
Ileż razy marzyłam o tym aby żyć w takim miejscu. Osiedlić się na ranczo, późnym latem spędzać bydło, hodować konie...Co rano, bladym świtem pędzić do stajni, a wieczorem podziwiać zachód słońca na bujanym fotelu, z tarasu drewnianego domu;) A wszędzie tylko połacie ziemi i pastwisk, gdzieniegdzie porozrzucane małe miasteczka z pick up'ami na parkingach...
OdpowiedzUsuńZawsze cos nas kusi, cos czego nie mamy. Marzenia to wspaniala dolegliwosc z ktorej nie mozemy sie wyleczyc. Jednak dopinguja nas do dzialania i kto wie czy ktoregos dnia nie bedziesz miala wielkiego rancza po sam horyzont za ktorym kryje sie slonce mowiac ci dobranoc swymi zlocistymi poblaskami.
UsuńPozdrawiam:)
Bardzo zajmujaca opowiesc.
OdpowiedzUsuńKomu sie chcialo tworzyc i ustawiac te rzezby wzdluz nieco nudnej drogi? Dzieki nim jednak podroz staje sie interesujaca, mozna snuc gawedy z nimi w roli glownej.
Jednym slowem - bardzo ciekawy pomysl, Renatko.
Celowosc takiego rzezbiarskiego wyczynu jest trudna do okreslenia ale dzieki olbrzymin pasikonikom, gigantycznym postaciom ludzkim itd. przybliza sie charakter tej okolicy. Jest tu jakby zakleta cala Polnocna Dakota (tak przynajmniej ja to widze).
UsuńPozdrawiam:)
W ten sposób nudny, nieco nużący krajobraz nabiera zupełnie innego wyrazu :) Ktoś miał świetny pomysł i sporo trudu włożył w tworzenie tego, bajkowego nieco, świata.
OdpowiedzUsuńA ja trochę ciekawa jestem, co też Mary chciała kupić swojej siostrze ;)
O kupowaniu prezentow dla siostry moglabym napisac oddzielny post, w dodatku bardzo dlugi. Nie bylo to jednak moim zamiarem wiec prezent dla siostry Mary niech pozostanie tajemnica.
UsuńPozdrawiam:)
Na początku myslałam, że napiszę Ci komentarz o czymś zupełnie innym - o australijskich ogromnych rzeźbach przydrożnych i o miastach, które sie nimi chlubią, ale po dwukrotnym przeczytaniu Twego tekstu ni stad ni zowąd wilgotno zrobiło mi się pod powiekami i ...pomyslałam, że ta Mary to szczęsciara. "Gdy sie kocha i jest się kochaną, to nie trzeba sie bać niczego". To prawda - zwłąszcza jeśli to mądra, dojrzała, dajaca oparcie i pełna ufności miłość. Taka miłosc jest skarbem największym.
OdpowiedzUsuńAtaner kochana! Przepraszam, że ja tak na powaznie, ale jakos mi się tak zebrało. A Twoja swobodna, pokazująca Twą wyobraźnię i podejscie do życia historyjka o dwojgu farmerach z czymś mi sie skojarzyła.
(Wiesz, też sie bawię czasem w skłądanie przeróznych napotkanych elementów w jakąś całosć. Np. patrze na chmury i ukazujace sie tu i ówdzie kształty łaczę w historyjki. Albo żeby zapamiętać numer tablic rejestracyjnych czy czyjś telefon wymyslam opowiastki j kojarzące mi sie z tym!).
Pozdrawiam Cię ciepło!***
Podczas ogladania tych rzezb od razu wyklula mi sie ta historia. Moze troche infantylna ale wyplynela od serca bo to przeciez post o milosci stad takie stwierdzenie, ze milosc pokona wszelkie przeszkody.
UsuńOlgo, a swoja droga to chetnie przeczytalabym twoja opowiesc o przydroznych rzezbach w Australii.
Pozdrawiam:)
Jadąc taką trochę nudną drogą , z pewnością kierowcy oko się nie przymknie. Te olbrzymie, ciekawe i zabawne figury na to nie pozwolą. Świetnie połączyłaś treść ze zdjęciami. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDla osob ktore jada ta trasa po raz pierwszy przydrozne rzezby sa na pewno atrakcja ale jezdzac ta droga codziennie po jakims czasie rzezb tych juz sie prawdopodobnie nie zauwaza. Tak sie dzieje z tykaniem nowego nasciennego zegara czy dzwonami pobliskiego kosciola.
UsuńPozdrawiam:)
Poplakalam się ze smiechu! Opowiesc w polaczeniu z ilustracjami- cudna !!!!! A wlasciwie to kazda autostrada nudna i dluga powinna byc tak smiesznie ustrojona! Caly czas powtarzam sobie cicho: to tylko moze zaistniec w Ameryce, takie absurdy moga byc tylko tam!!!! Ale za to, jak moze byc wesolo, a nie ponuro jak u nas. Zamiast gadac o polityce wole popatrzec na kowboja giganta! Kochani jestescie, ze jezdzicie i nam pokazujecie te ciekawostki. Rozbawione caluski wysylam.
OdpowiedzUsuńJa tez mam cos takiego, ze zamiast siedziec przed telewizorem i ogladac polityczne rozgrywki wole pojechac i zobaczyc dziwa ktorych nigdzie na swiecie nie ma. Dziwna ta Ameryka ktora nie wszyscy lubia ale jedno jest pewne, ze nudno tutaj nie jest.
UsuńPozdrawiam:)
Fajne te rzeźby i na plus zasługuje fakt, że są przy nich parkingi, na których można się zatrzymać. Ostatnio gdzieś przy drodze widziałem wielkiego, wiklinowego grzyba. Na początku pomyślałem, że dawno nie byłem na grzybach, ale później pomyślałem o tych, którzy takie coś wypletli i umieścili ku uciesze przejeżdżających kierowców. W Hiszpanii widziałem na poboczach i na polach wielkie, metalowe byki. Zawszeć przyjemniej popatrzeć na coś takiego, a i droga zda się niezbyt długa, kiedy co chwilę coś się na niej pojawia. :-)
OdpowiedzUsuńDobrze, ze zdarzaja sie jeszcze niesztampowe rzeczy jak przydrozne rzezby. Wywoluja usmiech na twarzy i sa dowodem na to, ze moze byc troche inaczej niz beton i asfalt dookola.
UsuńPozdrawiam:-)
I ja mysle ze powinnismy byc wdzieczni tym ktorzy maja fajne pomysly I ochote na zrobienie czegos co sluzy glownie przyjemnosci I urozmaiceniu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Dla mnie bomba urozmaicenia nudy za kierownica, mogloby byc ich nawet wiecej. Pocieszam sie jednak, ze powstaje kolejna, chyba "Pajaki" jezeli dobrze pamietam.
UsuńPozdrawiam:-)
a. chyba nie narzekasz na nudę? prawda? Wyobraźnia nie pozwala Ci na takie rzeczy jak nuda :) i zapewne inni w Twojej obecności też nie mogą narzekać na taką przypadłość :) Super wyszło Ci to połączenie, zdjęcia świetnie ubarwiają Twoją opowieść.
OdpowiedzUsuńa tak przy okazji chyba mogę powiedzieć, że szczęśliwie jestem Mary :) jeśli chodzi o chłopa i jego charakterek i podejście do podobnych spraw :)
Nie jestem demonem rozrywki ani blondynka ktora strzela gafy w kazdym zdaniu (ale zdarzaja sie) aby na moj widok ludzie pekali ze smiechu. Pomimo to jest milo i wesolo w mojej codziennosci. Kilka zgrzytow ktore przytrafiaja sie jak kazdemu nie zmienia faktu, ze mysl Mary gosci w mym sercu.
UsuńSerdecznie pozdrawiam Cie Mary i twojego Johna:-) :-) :-) :-) :-) :-) :-)
Aż nie wiem, co napisać, mam bardzo mieszane uczucia, ale ludzie lubią różne rzeczy ... jestem raczej za ochroną krajobrazu, ale historyjka jak najbardziej ... Ataner, co kupiła Mary na prezent siostrze? bo mnie ciekawość babska zeżre; pozdrowienia serdeczne ślę za wielką wodę.
OdpowiedzUsuńLepsze juz takie cudaki niz wspolczesne wiatraki z ktorych prad wcale nie jest tanszy niz standardowy. Mysle, ze takie rzezby nie bardzo szpeca krajobraz bo sa jakby czescia naszego zycia choc przyznam, ze bylo to szokujace spotkanie.
UsuńW dlugiej drodze do Montany Mary bedzie miala wiele czasu na rozmyslania w samotnowci i jestm pewna, ze sporo tego czasu poswieci na wymyslanie prezentu dla siostry bo kupic dobry to wielka sztuka.
Pozdrawiam:-)
Zanim zaczęłam czytać opowiadanie spojrzałam na rzeźby, bardzo oryginalne.
OdpowiedzUsuń"Mysli ciągle błądzily wokoł Johna a jedna wywołała głebokie westchnienie, krotkie cudowne zdanie "kocham i jestem kochana dlatego nie boję się w życiu niczego".
To pięknie zestarzeć się razem, móc kochać i być kochaną.
Bardzo dziękuje za to,ze potrafisz tak ładnie przekazać zwykła, niezwykłą miłość.
Serdeczności zostawiam.
Wygodny fotel, papcie i kocyk na kolanach to chyba nie dla mnie bo ciagle gdzies gnam a p. jeszcze mnie pogania. Bede staruszka z kosturem wspinajaca sie na skaly a ta moja milosc poda mi aparat fotograficzny abym zrobila kolejne zdjecie. Trzesaca sie reka napisze kolejny post ktory moze ci sie spodoba.
UsuńPozdrawiam:-)
Witaj Ataner.
OdpowiedzUsuńAch te bezkresne Amerykańskie przestrzenie.
Bardzo podoba mi się historyjko o rodzinie farmerów. Mówiąc szczerze czytam Mary i John, a widzę Ciebie Ataner i P.
Pozdrawiam serdecznie:))
Ja jako Mary?
UsuńZgadzam sie:-)
p. jako John?
Z przymrozeniem oka moze byc:-) :-)
Pozdrawiam:-)
My Kobiet wiemy, jak przemawiać do naszych Mężczyzn, by osiągnąć to, co chcemy! Mary nie jest wyjątkiem, a John, jak zwykle, "je jej z ręki"! ;-))))
OdpowiedzUsuńPrzepięknie opowiedziana historia! Wzruszyłam się!
Milo mi, ze opowiadanie przypadlo ci do gustu. Najwazniejsze jest to, ze nie jest to tylko przyklad ksiazkowy a takie szczesliwe zycie ma wielu z nas.
UsuńPozdrawiam:)
No tak, wypisz wymaluj Ty i P, ciepła opowieść o czułej miłości.
OdpowiedzUsuńOpowieść podoba mi się bardzo, cudaki już mniej ale rozumiem ich praktyczność, sama irytacja nie pozwoliłaby mi drzemnąć na długiej, monotonnej drodze.
Dziekuje za mile slowa i niech sprawdzaja sie codziennie;-)
UsuńByc moze byla to glebsza analiza ludzkiej duszy aby powstaly takie rzezby bo "niech o nas mowia nawet zle aby tylko mowili".
Cos musi nas intrygowac aby tworczosc byla zywa aby pobudzala w nas nawet najprymitywniejsze instynkty. Stosunek do przedstawionych rzezb jest bardzo indywidualny bo kazdy ma prawo do swego osadu i dlatego ja lubie te "dziwaki" w Dakocie ale nie przy moim plocie:)
Pozdrawiam serdecznie:-)
Nadzwyczajny pomysł z tymi rzezbami. I mnie wcale nie przeszkadza, że to nie jest sztuka przez duże "S". A Ty Kochana, wymyśliłaś do nich taką piękną historyjkę. Dzięki za tę wycieczkę i opowieść.
OdpowiedzUsuńBuziam;)
Kiedys Nikiforem tez nikt sie nie zachwycal. Czy duze czy male ''s'' to malo wazne bo sa ludzie ktorzy lubia szatynki a sa i tacy ktorzy wola blondynki. Dogodzic wszystkim sie nie da i to dobrze bo nie jest nudno.
UsuńPozdrawiam:)