Kolejny dzień zmagań z kulawym szczęściem nie zapowiadał się jakoś szczególnie. Przypominam, że nasz trzytygodniowy pobyt w Kanab w Stanie Utah został spowodowany chęcią zobaczenia pewnej skały która chroniona jest jak skarb narodowy. Dziennie może obejrzeć ją tylko 20 osób a chętnych jest o wiele więcej. Dzięki wprowadzonemu limitowi miejsce to obrosło legendą pośród podróżników. Wygląd jej jest zupełnie niesamowity ale dlaczego tylko dwadzieścia nie mam pojęcia. Wyjaśnienie oficjałów, że limit wprowadzono aby zachować to miejsce w stanie dziewiczym nie bardzo przypadło mi do serca.
Kalendarz bez litości zmieniał daty codziennie i właśnie 30 grudnia Anno Domini 2014 miał być naszym przedostatnim dniem pobytu w tym mieście. Ostatni dzień losowania i ostatni dzień nadziei. Aby nie było zbyt łatwo istnieje jeszcze jedna niedogodność, otóż wylosowana przepustka upoważnia do wejścia na teren Coyote Buttes North dopiero dnia następnego.
Zwykle p. wstaje wcześniej ode mnie i wcale nie zdziwiłam się jego brakiem w łóżku gdy ostatni sen rozmył się w powracającej świadomości. Dochodzący szum wentylatora z łazienki zdradzał miejsce jego pobytu. Wydawało mi się, że zorganizowany mężczyzna pozostaje tam dłużej niż zwykle ale nie miałam pewności czy tak było bo nie wiedziałam kiedy tam wszedł. Wreszcie ledwo znana mi postać weszła do głównego pokoju. Dobrze, że byłam już rozbudzona bo albo zawał serca albo wrzask przerażenia na cały hotel byłby moim udziałem. Wiedziałam, że to p. ale ten osobnik wcale mi go nie przypominał. Czerń nie jest kolorem według niego i nigdy na czarno się nie ubiera, tzn nigdy w całości. Teraz wpatrywały się we mnie ślepia tak dobrze mi znane ale cała reszta w jednolitej czerni. Brrr! Straszne przebudzenie. Coś jeszcze było przerażającego w samej twarzy upiora który tak skutecznie uświadomił mi, że już nie śpię. O cholera jasna!!! p. zgolił wąsy!!! Jak znamy się do stu lat to tylko dwa razy widziałam go bez zarostu pod nosem. Zupełnie inny człowiek, obcy i śmieszny. Zanim spytałam co się wydarzyło usłyszałam wyjaśnienie, że to żałoba po marzeniach które nas tu przywiodły. Zgolone wąsy to jakby protest przeciwko całej tej niezrozumiałej biurokracji która uniemożliwia ludziom poznanie tego przecudownego kraju.
Pomysł z żałobą przypadł mi do gustu i ja również przyodziałam się w czerń.
Duszny pokój zdawał się miejscem znienawidzonym dla tych co szczęścia nie mieli i pełnym nadziei dla nowoprzybyłych. Przydzielono nam dzisiaj numer dwa co przyjęliśmy bez żadnej emocji gdyż dwadzieścia poprzednich dni wykończyło naz zupełnie. Piętnaście minut do 9:00 kiedy miało rozpocząć się losowanie szczśliwców upłynęło właśnie na przydzielaniu każdej aplikacji odpowiedniego numeru. Punktualnie o wyznaczonej godzinie maszynka losująca poszła w ruch. Takie mini lotto z kuleczkami w koszyku.
Nasz numerek wypadł jako pierwszy. p. dłońmi zakrył twarz jakby chciał zdusić w sobie okrzyk rozpaczy ja uradowana podniosłam rękę aby dać znak, że jesteśmy obecni i z chęcią odbierzemy nagrodę.
- Nie mogło tak być pierwszego dnia?! - p. szepnął mi do ucha. Mogło ale w końcu mamy to czego oczekiwaliśmy tak długo. Formalności z otrzymaniem zezwolenia przeciągnęły się do dziesiątej i z zieloną kartką oraz obrazkowym przewodnikiem jak dla dzieci wróciliśmy do hotelu. Jutro czeka nas wiele emocji i niezapomnianych wrażeń. Już teraz ledwo mogliśmy usiedzieć w miejscu. Powinniśmy sprawdzić aparaty, przygotować ciuchy i zadbać o prowiant lekkostrawny i energetyczny. Padłam na łóżko bez czucia aby zrelaksować się po przeżyciach. Nigdzie dzisiaj już nie pojedziemy bo zbyt późno na wycieczkę więc rozkoszujmy się lenistwem. Zjedliśmy byle jaki obiad bo żadne z nas nie miało ochoty na oblewanie zwycięstwa po tylu porażkach.
O godzinie trzeciej po południu zaczął padać śnieg. p. stał przy oknie i klął bezustannie jakby czytał powieść grubą na dwa dni czytania. Wpadłam w podły nastrój i zaczęłam wyrywać włosy z głowy. Prognoza pogody w TV była oczywista; nagłe wtargnięcie frontów atmosferycznych przyniesie nieoczekiwany opad śniegu. Za oknem dachy domów pobielały a asfalt uliczek zamienił się w tor saneczkowy.
- Masz zimowe ciuchy? - Tylko i wyłącznie z wrodzonej troski zapytałam bo przecież przykładny p. zawsze wszystko ma przygotowane na zapas.
- No pewnie, że tak! - Żachnął się oburzony.
- Czapkę, rękawiczki... - Nie musiałam recytować dalej bo czarny upiór pobielał jakby go śniegiem posypano.
- Skądże znowu, nawet nie mam zimowych butów. - Oj tragiczna moja postaci, zginiesz gdy mnie braknie. - Muszę kupić buty. - Usłyszałam i po sekundzie zrobił się zamęt w spokojnym hotelowym pokoiku. - Może jest tu jakiś sklep ze sprzętem turystycznym. - Z beznadziejną nadzieją w głosie jęczał p. bo przecież gdyby takowy był w miasteczku to przez trzy tygodnie naszego pobytu nie mógł nam nie wpaść w oko. Dwa ogólnospożywcze sklepy miały zadowolić wybrednego nabywcę ale oprócz wygłupów na stoisku z czapkami nic kreatywnego nie zrobiliśmy. O zakupie butów można tylko pomarzyć a moje rękawiczki od biedy można wcisnąć nawet na wielgaśne łapska tak jak i moją drugą czapkę na czaszkę bez wąsów.
- Potrzebujemy Jeepa!!! - Gdy ochłonęliśmy ze śmiechu po przymierzaniu sklepowych atrakcji rozsądek powrócił na swoje miejsce. Naszym autkiem nie przejedziemy po rozmoczonej glinie i ciągle rosnącym śniegu. Jedyna wypożyczalnia znajdowała się nieopodal i znaleźliśmy się tam po kilku minutach śliskania się po białej mokrej niespodziance która coraz grubszą warstwą kryła przestrzeń dookoła.
- Nie, nie mamy wolnego auta na jutro. Widzisz jaka pogoda. - Miła kobieta oznajmiała bez specjalnego współczucia.
- Potrzebuję prawdziwe 4x4 na jutro rano. - Golone strzyżone, dziad swoje a baba swoje i tak przez dobre pięć minut. Gdy ani jedno ani drugie nie ustępowało w końcu do rozmowy wtrącił się ktoś inny który nie musiał przysłuchiwać się rozmowie która toczyła się w małym pomieszczeniu z czterema stoliczkami dla potencjalnych klientów. Właściciele i pracownicy obecni w tej chwili musieli mimo woli uczestniczyć biernie w rozmowie bo p. szeptem nie mówił.
- Jutro rano ktoś ma oddać auto. Jak w ogóle przyjedzie możecie go wypożyczyć. - Tym sposobem i ja zostałam zauważona jako klient a może temu dobremu człowiekowi żal się zrobiło biednej kobiety żyjącej z takim upartym typkiem. Formalności zostały dopełnione w szybkim tempie. Karta kredytowa przeleciała przez czytnik i chciwy wlaściciel dostał czego chciał w zamian za obietnicę, że może jutro będzie auto. Auto niby mamy, czapkę i rekawiczki dla p. też niby mamy tylko butów brak. Niby mamy tylko brak odpowiednich. Jeżeli w dniu dzisiejszym planeta Słońce była na niebie to pozostawała niewidoczna przez cały dzień ukryta za grubymi chmurami a teraz postanowiła pójść spać bo robiło się ciemno.
- Wódki daj mi kobieto. - Z zadowoleniem krzyknął p. po wygranym starciu w wypożyczalni.
- O nie, szampan jest na jutro. - Jak lwica o małe tak ja postanowiłam walczyć o szampana na sylwestrową noc w Las Vegas.
- Wódki mi się chce a nie bąbli. Ledwo stoję na nogach z nerwów więc potrzebuję adrenaliny w płynie. - Jak ten płyn zwą tak niech zwą ale ja też z chęcią się napiję egzotycznego drinka bo dzień taki jak dziś zasługiwał na wyróżnienie. Soki o wielu smakach zakupiliśmy bez problemu ale alkoholu w spożywczaku nie kupisz o nie. Dbają o wychowanie w trzeźwości i po zapytaniu kasjerki gdzie w takim razie można kupić wódkę pojechaliśmy do jedynego monopolowego w mieście. Paskudne to miejsce znajdowało się trzy kroki od miejscowego komisariatu więc policjanci bez wychodzenia z posterunku widzieli kto będzie dzisiaj jeździł po pijaku.
- To żłopusie, popatrz ani jednej normalnej wódki. - Sklep rzeczywiście wymieciony z towaru a ten który pozostał na półkach najwidoczniej nie nadawał się do spożycia bo go nikt nie kupił. Dziesięć metrów kwadratowych obeszliśmy dwukrotnie bo za pierwszym razem mogliśmy przecież przeoczyć to czego poszukiwaliśmy.
- Może to? - p. trzymał w dłoni butelkę z nierozpoznawalną nalepką. Wzruszyłam ramionami bo smak wódki i tak zabiję pomarańczą z ananasem.
Co za dzień, tyle przeciwności pokonanych a co będzie jutro nikt nie wiedział. To co się wydarzyło jutro przeszło najśmielsze przewidywania.
(ciąg dalszy za dziesięć dni)
Rany!! To kiedy będzie jutro? Do zimy jeszcze trochę, Ataner zobaczysz pojadę i uduszę. :))
OdpowiedzUsuńOK, OK, masz dwa dni na załarwienie biletu, jeden dzien w podróży, dziesięć dni obiecanych do następnego posta czyli do jutra. Wychodzi na to, że jeszcze trochę pożyję.
UsuńZ decyzją o uduszeniu Ataner poczekaj 10 dni:))
Jeszcze żywa pozdrawiam serdecznie:)
ZA 10 DNI??? CHCESZ MNIE WYKONCZYC???
OdpowiedzUsuńDopiero zaczynam wybierać zdjęcia do kolejnego posta więc miej litość nad sobą i spokojnie zaczekaj.
UsuńPozwolę Ci wykończyć się zaraz po kolejnym poście.
Pozdrawiam serdecznie i wierzę, że takich pozdrowień będzie jeszcze bez liku:)
Świetny styl, dowcipnie napisany post, zobaczyłam kawałek USA, a Polak zwykle kojarzy się z wódką, nawet jak z Austrii. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPokazuję co widziałam od lat kilku z nadzieją, że kogoś zainteresuję Ameryką widzianą ze stony zwykłego turysty kierującym się mało uczęszczanymi szlakami. Przewodniki wszystkiego nie są w stanie pokazać więc ja uzupełniam tą lukę:)))
UsuńPozdrawiam serdecznie:)
Toście nakombinowali :)))) Ciekawa jestem, co będzie dalej, bo pewnie lawina niespodziewanych zdarzeń poleci z pędem ;) a moze i nie? I tym nas zaskoczysz? :))
OdpowiedzUsuńGdyby to od nas zależało to przyjmę cięgi wszelakie bez słowa sprzeciwu. Żyjąc sobie spokojnie i przykładnie doznajemy takich przeżyć jak w kryminale lub powieści fantastycznej:)))
UsuńCo będzie dalej nie mogę wyznać bo setka czytających zostałaby pozbawiona emocji w następnym poście.
Pozdrawiam:)
Już się boję! Ale czekam z niecierpliwością, te wasze przygody są nie do podrobienia. Pozdrawiam, wąsy mam nadzieję już odrastają!
OdpowiedzUsuńWąsy odrosły i znów mam swojego starego męża. Co do przygody to przekonasz się, że masz dobre przeczucie.
UsuńPozdrawiam:)
Oboje się odmłodziliście jak na zawołanie przed tym Wydarzeniem! Ty figurę masz jak dziewczyneczka a p. bez wąsów wygląda super zawadiacko!
OdpowiedzUsuńZamiast myśleć, co Was spotka następnego dnia, to ja się zamartwiam o te buty dla p.! ( jak taka głupia kwoka bezmózgowa), no ale na zmianę powtarzam: trzeba wytrzymać, trzeba wytrzymać te 10 dni...ale jak?
Buty będą grały główną rolę w tragikomedii w następnym poście. Mam już szkielet tekstu i nikt nie uwierzy w to co nas spotkało a zdjęcia - szkoda gadać. Tym czasem psst ani słówka więcej.
UsuńPozdrawiam:)
masz niesamowita lekkosc pisania .... czytalam i smialam sie jednoczenie....juz dosyc dawno sie przekonalam ze dobry humor tutaj nie konczy sie na Twoich postach ale i odpowiedzi do komentarzy utrzymujesz w takim samym klimacie..
OdpowiedzUsuńhmmmm....p. z wasami czy bez???... ja chyba glosuje za 'bez' a Ty?
po tak fajnie napisanym poscie ciag dalszy musi byc super:) NO PRESSURE!!!!!:)
Kocham jak mnie chwałą, (kto nie), nawet wtedy jak przesolę zupę. Dzięki za szczerość i wnikliwe czytanie całości tekstu. Gdy przypominają mi się nasze wycieczki to inaczej ich nie mogę opisać. Po prostu piszę jak było w rzeczywistości i chyba bezpieczniej jest tylko czytać niż przebywać z nami na żywo:))))
UsuńPozdrawiam:)
Dlaczego za 10 dni???
OdpowiedzUsuńOto kilka przykładów dlaczego 10 dni;
Usuń- wolno piszę
- przebieram w zdjęciach jak w kopalni odkrywkowej i znajduję coraz to nowe pokłady godne zainteresowania
- jak pomyślę ile mam do roboty to już nie mam sił
- rozpraszam się notorycznie
- myślę o niebieskich migdałach
- czas płynie zbyt szybko
- czekam na moją muzę.
Dla mnie 10 dni to standard utrzymywany przez lata ale teraz jakoś przyspieszyłam bo piszę o grudniu a przecież wiosenny wyjazd czeka i czeka zupełnie nietknięty.
Błagam o cierpliwość.
Pozdrawiam:)
Nareszcie się doczekaliście swojej wygranej, a już zwątpiłam, że to się w końcu stanie. Hurra! Jednak wytrwałośc popłaca a zwątpienie rodzi miłe roczarowanie (tak, jak w przypadku czarnego przyodziewku oraz zgolenia wasów na znak żałoby i rezygnacji Twego osobistego przyspojniaka).
OdpowiedzUsuńAle śmieszna ta wódka austriacko-polska! A czy smak znośny?
No i co z butami, bo w adidaskach cięzko, choć z braku laku lepsze to niż sandałki!
Uśmiechałam się czytając o Waszych zwariowanych przygodach. Dzieki Ci Ataner za ten usmiech o poranku!:-))
Zacznę od wódki bo o wygranej będzie trochę w kolejnym poście, potraktowałam ją mieszaniną dwóch soków. Ananasowym i pomarańczowym z dużą ilością lodu więc wyszedł smak istnie tropikalnego drinka, pycha! Samej wódki nie próbowałam więc o jej smaku nic nie mogę powiedzieć ale na pewno dobra jak każda.
UsuńNasze obuwie dzięki technologicznym zdolnościom naukowców wyglądają jak adidaski bo są ze szmaty tak mądrej, że woda nie wlewa się do buta. Zupełnie czarna magia ale działa. p. miał swoje ukochane buty na wyprawy ale zimowe zostały w domu. Efekt zaniedbania w ekwipunku będzie miał swoje konsekwencje. Wszystko udokumentowane na zdjęciach i opisane.
Pozdrawiam:)
Szybko zdawaj dalsza relacje; wiedzialam, ze sie czeka ale,ze jeszcze loteria? Z moim szczesciem pewnie nigdy bym nie wylosowala). Artdeco
OdpowiedzUsuńGdybyś już zupełnie nie mogła się doczekać ciągu dalszego to zawsze kilka pierwszych zdań z kolejnego posta mogę wysłać ci emailem:))))
UsuńBLM przegięło pałę z tym piep...m The Wave. Zobacz na ich stronie ile kasy zarabiają z internetowych zgłoszeń których jest ponad tysiąc miesięcznie a każde musi być opłacone z góry w kwocie $5, "non refundable" oczywiście. Kasa płynie strumieniem a nawet nie ma oznaczenia trasy. Nawet nie polecam tego miejsca jako coś szczególnego tylko ostrzegam przed przekrętem uświęconym przez rządowe instytucje.
Pozdrawiam:)
Oj dawkujesz emocje, nie mogę się doczekać cd....
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Ja sama już dostałam zadyszki gdy opisuję to zupełnie abstrakcyjne wydarzenie więc muszę mieć przerwę aby nie napisać zbyt dużo gorzkich słów na temat zwiedzania Ameryki. Niby wszędzie wszystko dla obywateli i gości z zagranicy a raptem tyle przeszkód i zakazów, że nie ma jak tego ugryźć. Ślepy los to coś co nie przystoi wolnej Ameryce. Moje zdanie to jak grochem o ścianę więc przeczytaj kolejny post z odrobiną sarkazmu bo jakże można inaczej:)))
UsuńPozdrawiam:)
Jak to dobrze, że przeczytałam ten wpis dziś, dzięki temu nie muszę czekać 10 dni, tylko 4, hi hi... :-)
OdpowiedzUsuńDla niecierpliwych 10 dni to przepaść ale dla mnie to wyzwanie któremu czasami nie jestem w stanie podołać. Opisywanie przygód to nie jest łatwe zadanie i opisać je w sposób strawny to już prawie wyzwanie. Lubię te nasze przygody i nie zanosi się na zmianę naszego stylu życia więc postów nie braknie jeszcze przez kolejnych kilka lat.
UsuńPozdrawiam:)
Bardzo na to liczymy :-) Ja ostatnio wpadam wprawdzie nieregularnie, bo mi chwilowo świat stanął na głowie, ale mimo to wiernie poczytuję o Waszych wyprawach.
UsuńTo bardzo dobra wodka:)
OdpowiedzUsuńJak ja Cie rozumiem, moj jak goli latem brode(zeby skore odswiezyc) , to nie mam ochoty znim nigdzie wychodzic. No obcy czlowiek;)
To dopiero zaskoczenie! Zamiast pić prosto z gwinta zmarnowałam taki dobry trunek zabijając jego smak sokami owocowymi!!!!!
UsuńTen swój Obcy już jest znów swój. Od zawsze miał wąsy różnych rozmiarów i taki goły wzbudza we mnie litość jaby mu czegoś brakło w swej męskości:))
Pozdrawiam:)
Hi,hi,hi! Dokładnie wiem, jak to jest zobaczyć własną drugą połówkę bez znajomego zarostu pod nosem! Też miałam parę razy w ciągu naszej długiej wędrówki zyciowej wspólnej, takie niespodziewajki. Moja mina pewnie była bezcenna, o Twojej juz nie wspominam! :-))))
OdpowiedzUsuńDreszcz emocji zawsze przechodzi przez moje ciało gdy widzę obcego w domu:)))
UsuńPozdrawiam:)