1

piątek, 14 stycznia 2011

Wieloryb i latająca ryba.

- Nie do wiary. - Usłyszałam samą siebie. Uważnie wpatrując się w mapę znalazłam oznakowany punkt do obserwacji wielorybów. 
- Chcesz obejrzeć wieloryby? 
- Gdzie? 
- W morzu. 
- Ale gdzie one są? 
- Za kilka mil. 
- I powiesz mi, ze zaparkujemy i wieloryby będą na ciebie czekały. - Z politowaniem prychnał żywy przykład niedowiarka, jak nie dotknie to nie uwierzy. Na mały parking wjechaliśmy tak jak zwykle chcąc zobaczyć kolejny skalisty kawałek wybrzeża. Znowu ładnie. Czy Oregon wygrał przetarg na najładniejsze widoki?
Stojąca pani mówiła jakby do otaczającej ja przestrzeni. Napis na jej bluzie dresowej jeszcze nie dotarł do mojej świadomości gdy usłyszałam jej trochę monotonny głos.
- Tam jest wieloryb, z łodzi dobrze go widać. Wynurzy się znów za jakieś 40 sekund. - Tym razem nie opisuje snu. Na mapie była wskazówka gdzie zobaczysz wieloryba, na parkingu stoi zaklinacz wielorybów i w dali na własne oczy widzimy wieloryba. Wymieniliśmy znaczące spojrzenia. Zaczynam wierzyć w cuda. Na naszych zdumionych twarzach zagościł uśmiech zadowolenia. 
- Szczęściara. - Wyczulam zazdrość w glosie p.. To nie był Moby Dick i nie wyskakiwał z wody na dwa pietra tylko pokazywał grzbiet aby zaczerpnąć oddechu, którego i mnie chwilowo zabrakło z zachwytu.
W nowym miejscu, po rozłożeniu obozowiska poszlismy na plażę. Wpadłam w grajdołek aby chociaż odrobinę było cieplej. Wystawiłam paszcze na słońce aby moja starannie przygotowana opalenizna nie zamieniła się w kolor maki kartoflanej. Długo na słońcu nie mogę leżeć bo opalam się w tempie ekspresowym ale piec minut nie zaszkodzi.
Przebywam z p. prawie 24 godziny na dobę i nie pomyślałam, ze pozostawiony samemu sobie na kilka chwil zatęskni do mnie. Myliłam się nie po raz ostatni - zatęsknił. 
- Zobacz co przyleciało.
Spodziewałam się mew albo innych ptaków i nic mnie nie oderwie od chwilowego lenistwa. Znów myliłam się bo latawce były ostatnia rzeczą na niebie, której się spodziewałam. 
Wiatr wiejący od oceanu nadawał się idealnie do pochwalenia się swoja ryba lub płaszczką.
- Chyba cieszysz sie, ze masz komu umilac zycie.
- Ja tylko ratuje twoja skóre abys sie nie spiekla na raka.
Ochota na relaks minęła i poczułam głód. Po wczesnej kolacji poszliśmy na długi spacer, oczywiście z aparatem fotograficznym.

40 komentarzy:

  1. coraz bardziej nabieram ochoty na podroz, ale nie jestem pewna czy my zobaczylibysmy tak wiele. Przemierzajac Iowa i Dakote widzialam znaki prowadzace do punktow ogladania czegos ciekawego, ale nie udalo mi sie dobrze zaargumentowac potrzeby zatrzymania i patrzenia na prerie, w odpowiedzi slyszalam, ze naszym celem jest Rapid City, reszta nie wazna (?) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, to jest coś- zobaczyć wieloryba. Oczu nie mogę oderwać od tej słonecznej plaży. U nas leje i leje, pewnie znowu coś zaleje.

    OdpowiedzUsuń
  3. znając tempo największego truciciela planety trzeba korzystać bo to ostatnie podrygi;(

    OdpowiedzUsuń
  4. Ataner - zapewne coraz mniej dziwi Cię nasz wybór miejsca zamieszkania, prawda? Oregon został szczodrze obdarowany przez naturę, nie da się ukryć (no, może tylko temperatury poskąpiła, ale to pewnie żeby odstraszyć tłumy plażowiczów).
    My też puszczaliśmy latawce...

    Pozdrawiam z deszczowego dzić Oregonu,
    Motylek

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej, za oknem mam mgłę i deszcz, a u Ciebie takie piękne słońce, piaseczek i Ocean.I tak pewnie cieplej było u Ciebie niż jest u nas.Fajnie byłoby zobaczyć, stojąc na brzegu wieloryba.To takie miłe, choć bardzo duże zwierzęta.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ardeco - podroz do Oregonu polecam goraco. Tylko nie zapomnij o cieplych ciuchach. Nie daj sie zwiesc sloncu!

    OdpowiedzUsuń
  7. Riannon - specjalnie rozlozylam opisywanie moich wakacji zeby nam wszystkim bylo przyjemnie przetrwac ponure zimowe dni.
    U nas za to mrozi, mrozi i chyba mnie zamrozi:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy - sadzac po ekologicznej kondycji kraju to chyba sa to moje ostatnie podrygi:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Motylku - widokow to Ci zazdroszcze ale nie deszczu. Juz wole mgly, ktore w koncu polubilam.
    Milego i suchego weekendu zyczy Ataner.

    OdpowiedzUsuń
  10. Anabell - z wielorybem to mi sie udalo bo jestem szczesciara a z pogoda zupelnie mi nie wyszlo.
    Jeszcze tylko cztery miesiace i znow bedzie cieplo:)

    OdpowiedzUsuń
  11. nom wieloryby mają swoje ulubione miejsca żerowania, i często tam przebywają..a w chłodnych wodach najwięcej pokarmu..
    dawno temu też puszczałem latawce :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jejku, chyba się wezmę i skończę czytać Moby Dicka. Leży zaczęty już jakiś czas.
    Muszę przyznać, że uwielbiam jeździć, co raz innymi drogami. Zawsze można znaleźć coś ciekawego i przeżyć małe przygody. Może nie takie jak widok wspaniałych wielorybów, ale... Namiętnie zwiedzam naszą ojczyznę. Raz ugrzęzłam na piaszczystej drodze w lesie ze świadomością, że jednak mapa się pomyliła i drogi dalej nie ma. Na pocieszenie był widok na odpływający prom rzeczny i świadomość kilkudziesięciu minut czekania...
    A latawiec też mam, taki dwulinkowy, ale jakoś nie mam zdolności do prawidłowego ciągania tymi linkami. Prawdę mówiąc, to chyba najbardziej w latawcach przeszkadza mi to, że trzeba potem te linki trzeba rozplątywać i rozplątywać :)
    Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ataner - ależ tutaj wcale tak bardzo nie pada! Kiedy ostatnio widziałaś w wiadomościach powódź w Oregonie?

    Motylek

    OdpowiedzUsuń
  14. aneta- to kiedy jedziemy w siną dal? ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Motylku  moj ukochany, znamy sie od dluzszego czasu i wiesz, ze ucze sie Ameryki na okraglo i nigdy nie powiedzialam/napisalam, ze wiem wszystko. Oregon jest wspanialy widokowy ale ciagle nic nie wiem o klimacie tego przewspanialego i nieodgadnionego Stanu. Tak na chlopski rozum to nie ma powodzi bo wszystko splynie do Oceanu. Ja tylko opisuje co widzialam i w dobrej wierze chce zachecic do zobaczenia jeszcze nie odkrytych przeze mnie atrakcji Oregonu. Wspomnialam, ze jechalismy szybko zwracajac uwage na wazniejsze atrakcje po drodze gdyz mielismy do przejechania 12.000 kilometrow. Mieszkam na przedmiesciach Chicago i nie bronie tych okolic swa wlasna piersia. Nie mieszkam tu ze wzgledu na urode tego kawalka Stanow a ze wzgledu na latwosc zdobycia pracy. Dlatego wyjezdzam daleko od tych miejsc aby odpoczac i nigdy nie wracam z utesknieniem w te strony. Zyje tu i w tym krotkim stwierdzeniu zamyka sie cala Ameryka. Nie chcialam Cie urazic stwierdzeniem, ze u ciebie pada bo chyba pada jak sama stwierdzilas. Kazdy z nas ma swoje miejsce na swiecie i wcale nie jest lepsze od innych, przynajmniej ja tak sadze. Dlaczego ja mialabym byc lepsza od tego, ktory mieszka w Gwinei? Znam nieszczesliwych milionerow i szczesliwa Ataner bez grosza przy d...e. Mysle, ze Wy gdziekolwiek byscie sie znalezli razem bylibyscie szczesliwi bedac ze soba. 
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie mialam okazji na obserwacje wielorybow choc z kazda wizyta w Bostonie zywie taka nadzieje. Moze kiedys sie spelni. A o Oregonie czytam z zazdroscia bo jak Ci wspomnialam posiada wszystko to co kocham, oprocz bycia stanem bardzo demokratycznym. O tym wspominam tylko dlatego gdyz kiedys, w moim dawnym zyciu, zastanawialismy sie czy na starosc nie osiedlic sie tam i fakt ten by dla nas negatywnym elementem. Dziekuje za adres, widze go tez w Twoim blogu - z pozdrowieniami Serpentyna.

    OdpowiedzUsuń
  18. Kolejna ciekawpstka z Orgeonu! Zobaczyc naocznie takiego stworka to dopiero gratka!
    Zazdroszcze!
    I pozdrawiam oczywiscie :)

    OdpowiedzUsuń
  19. jednym z moich marzen jest zobaczenie wieloryba.. zazdroszcze Ci:)
    I bardzo lubie Twoje opisy z podrozy. Musze doczytac jeszcze cale archiwum:)

    OdpowiedzUsuń
  20. w mordę, ale czad..
    pozdrawiam
    handbikerka

    OdpowiedzUsuń
  21. ja pierdziu* (*że niby fajnie)
    zajebiaszczy blogus* (* pozytywna opinia)

    OdpowiedzUsuń
  22. Renatko przepięknie to opisujesz i te zdjęcia. Poczułam się jakbym była nad morzem. Zazdroszczę tego widoku wieloryba, to musiało być fantastyczne. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  23. Witaj Ataner :) To ja, córka marnotrawna ;) Odzywam się po dłuższej, milczącej przerwie :) Nie żeby mnie tu nie było - byłam, czytałam, podziwiałam, ale nie komentowałam. Bo nie zawsze ma się natchnienie, czas i coś ciekawego do powiedzenia :)

    Twój post przypomina mi nasze zeszłoroczne "polowanie" na najsłynniejszego irlandzkiego delfina, Fungie :) I też skubaniec nie chciał dać się sfotografować, więc na większości fotek mam malowniczo uchwycone płetwy grzbietowe, czy inne części ciała tego uroczego ssaka ;)

    Podoba mi się krajobraz Ameryki widziany Twoimi oczami. Nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale dzięki Tobie nabieram ochoty, by kiedyś na własne oczy zobaczyć ten kraj. Wiadomo, nie cały, ale chociaż kilka ciekawych miejsc... Fajnie by było :) Szkoda tylko, że to tak daleko. Nie lubię długich podróży samolotem. Po trzech godzinach mam dość siedzenia i nic-nie-robienia ;)

    Pozdrawiam serdecznie z wyspy :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Ataner kochana! Ależ ja wcale nie poczułam się urażona! Ani odrobinkę! Mój komentarz potraktuj z przymrużeniem oka!
    Wiesz, to dość powszechny stereotyp, że w Oregonie ciągle pada (tak jak i w Seattle...) a Ty miałaś pecha trafić na pogodę potwierdzającą ten stereotyp. Naprawdę miałaś pecha z pogodą...
    Ja również nie oceniam ludzi po miejscu zamieszkania, bo doskonale zdaję sobie sprawę, że w większości przypadków to właśnie praca decyduje o tym gdzie mieszkamy. Przecież my też nie mieszkamy nad samym oceanem, choć może i byśmy chcieli, ale jak byśmy tam zarabiali pieniądze?
    Więc już się na mnie nie gniewaj!
    Oregon uwielbiam i nawet nie wiesz JAK BARDZO się cieszę, że mogłaś go choć trochę obejrzeć a teraz tak pięknie opisujesz i pokazujesz.
    Pozdrawiam cieplutko,

    Motylek

    OdpowiedzUsuń
  25. Grey Wolf - i tak sie ciesze, ze sa takie miejsca gdzie mozna je obejrzec.

    OdpowiedzUsuń
  26. Aneto - dla nas to rowniez bylo wielkie zaskoczenie. Nie myslalam, ze w zyciu uda mi sie zobaczyc wieloryba.
    PS. Latawcow nie potrafie puszczac bo jak bylam mala to mnie ciagnely:)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  27. Serpentynko - jest tyle pieknych miejsc, ze faktycznie trudno zdecydowac sie gdzie zamieszkac na stale. Jedna z moich blogowych kolezanek zamieszkala w raju na Tahiti i po dwoch latach uciekla z tamtad. Jest to jakby potwierdzeniem, ze nie wszystko zloto co sie swieci.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  28. Wildrose - dla nas chyba jeszcze wiekszym zaskoczeniem bylo to, ze Stan oplaca taka pania ktora opowiada o wielorybach stojac na parkingu.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  29. Stardust - szkoda, ze wakacje takie krotkie:)

    OdpowiedzUsuń
  30. Thernity - to nie jest archiwum X i nie potrzebujesz specjalnej przepustki, zapraszam:)
    Wieloryb trafil nam sie zupelnie przypadkowo bo ogladalam dokladnie mape.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  31. Ewo - napislas krotko i zwiezle ale oddalas to co czulam.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  32. Anonimowy - ciesze sie, ze ci sie podoba.

    OdpowiedzUsuń
  33. Rinko - chociaz miewam kolorowe sny to czasami rzeczywistosc jest jeszcze ciekawsza i zaskakujaca.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Taito - no niestety Ameryka to jest kontynent i w czasie wakacji nie da sie go zwiedzic. Krotka wizyta to wielki kompromis i nikomu nie zycze aby stanal przed takim wyborem. Co zobaczyc a co nie. Sama nie potrafie powiedzic co jest wieksza atrakcja bo jest ich tutaj bez liku.
    A dziesc godzin w samolocie moze zaowocowac trzema kolejnymi wspanialymi jak zwykle u ciebie postami :))))

    OdpowiedzUsuń
  35. Motylku - w czasie naszej oregonskiej przygody nie spadla ani jedna kropla deszczu oprocz kilku platkow sniegu o czym napisze pozniej.
    Dobrze, ze informujesz nas jak wyglada zima w twojej okolicy. Zapomnijmy o nieporozumieniu i zawiadamiam cie, ze u nas dzisiaj w nocy bylo -26C!
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  36. Artdeco - koniec z tesknotami. Wracam aby was znowu dreczyc i smecic:)))

    OdpowiedzUsuń
  37. Latawce mnie rozmarzyły. Nigdy w życiu nie udało mi się skutecznie puścić latawca, zawsze padał, skręcal się i wił. Nigdy nie fruwał. Od dziecka więc myślałam ze aby poleciał potrzebna jest moc zaklęć i czarów. Te na twoich zdjęciach mają w sobie wesołą moc czarów; fruwające płaszczki!!!!
    To kolejna interpretacja "Alicji w krainie czarów".

    OdpowiedzUsuń
  38. Ataner - Zapomnijmy!
    Ale macie Zimę! Taką prawdziwą, przez wielkie Z! A u nas nawet w górach ostatnio ciepło, śnieg mokry, coraz go mniej...
    Trzymaj się ciepło - czekam na kolejny wpis!
    Pozdrawiam serdecznie,
    Motylek

    OdpowiedzUsuń