Ostatnia noc w Oregonie zapowiadała się wyjątkowo atrakcyjnie ze względu na pogodę. Słońce jeszcze świeciło gdy normalnie już powinno być zamglone i sine. Długo nie musieliśmy się zastanawiać aby wsiąść do auta i pojechać nad wybrzeże. Chcieliśmy odwiedzić Cape Arago skąd ponoć rozciąga się wspanialy, jak to w Oregonie bywa, widok. Już dobrze wiemy, ze życie jest pełne niespodzianek i nie wolno nam robić długoterminowych planów bo nie ma takiej siły aby się spełniły.
Tak było i teraz. Na wysokiej skarpie była zatoczka i postanowiliśmy zrobić zdjęcie jedynemu widocznemu zachodowi słońca. Poprzednie wieczory nie nadawały się do takich zdjęć ze względu na zazdrosna mgle, chowającą słońce tylko dla siebie. Niewiele mogliśmy dostrzec patrząc prosto w promienie czerwonego słońca. Jednak po chwili na skale odległej o jakieś pół kilometra dostrzegliśmy lwy morskie szykujące się do snu. Cala wieś albo miasto tych sympatycznych stworów wylegiwało się przed nami. Niektóre jeszcze pływały a inne baraszkowały. Czas upływał bardzo szybko i po chwili zrobiło się zupełnie ciemno po zachodzie. Zdjęcie poniżej „ledwo wyszło” i postanowiliśmy przyjechać tutaj jutro rano. Nasz cel wycieczki, Cape Arago, odwiedziliśmy w zupełnych ciemnościach. Niewiele widzieliśmy ale czarne kontury skal i tak pozwoliły nam nasycić się takim nietypowym widokiem. Następnego dnia jakimś cudem wyszłam z namiotu od razu gotowa do życia. Bardzo szybko uwinęliśmy się z naszym ekwipunkiem i pognaliśmy przywitać lwy morskie. Były i czekały na nas. Kilka chwil spędziliśmy z nimi i ruszyliśmy w dalsza drogę. Tutaj nie trzeba było płacić za oglądanie jak wcześniej.
Często się zatrzymywaliśmy aby uwiecznić ciekawe widoki, pożegnanie Oregonu było imponujące. Takich plaż można pozazdrościć. Na granicy z Kalifornia tablica informacyjna zapraszała do kolejnych odwiedzin. Nawet były kwiaty i ładnie przystrzyżone krzewy. Tak odmiennie niż po drugiej stronie drogi gdzie witała Kalifornia. To zobaczycie już niebawem.
juz nie moge sie doczekac wpisow :)
OdpowiedzUsuńArtdeco - wlasnie w domu robimy maly remont wiec za tydzien cos napisze:)
OdpowiedzUsuńBosz! Jak pięknie! :-))))
OdpowiedzUsuńFusillko - takie widoki moga sie podobac :))
OdpowiedzUsuńJakby tylko ocean byl tutaj chociaz troche cieplejszy.. ech, no coz - pomarzyc mozna:)
OdpowiedzUsuńPotwierdzam - Oregon Coast jest bardzo malowniczy.
Pomyslalam sobie, ze warto jest miec takie chocby zdjecia wokol siebie, bo wprowadzają niezwykly, nastroj. Gdybym miala je stale przed nosem, to chyba dzialaly by na mnie lepiej i skuteczniej niz uspokajajace pigulki ( ktorych nie biore!). Cudne, troche nostalgiczne, pelne przestrzeni i jakiejs tesknoty! Atanerku wydalabys jakis album z opisami podrozy - mowie serio. Wszystkie sa takie bardzo, bardzo serio, brakuje publikacji z taka doza humoru a zarazem ciekawych informacji. Buzi!
OdpowiedzUsuńCudowne są takie poranki nad wodą. Wspaniałe rozpoczęcie dnia. Aż zatęskniłam za byciem w podróży... Ale to już niedługo. Już coraz bliżej. U mnie dzisiaj piękny i słoneczny dzień. Czuć wiosnę. Moje geranium pięknie kwitnie, a żonkile we flakonach tworzą fajną, wiosenną atmosferę. Mam już dość zimy. Cieszę się, że wiosna coraz bliżej. Do pełni szczęścia brakuje mi jeszcze zielonych drzew i kolorowych pąków.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie z wiosennej Irlandii :)
ania_2000 - to prawda, gdyby ocean byl chociaz troszke cieplejszy to Oregon bylby swiatowym centrum turystycznym:)
OdpowiedzUsuńJoterku - ja wlasnie tworze taki album w postaci bloga, ktory ciagle aktualizje i modernizuje.
OdpowiedzUsuńPrzesylam buziaczki i zycze Ci milej niedzieli:)
Taito - Widac, ze mialas wyjatkowo dobry humor piszac te slowa. Nawet mgla nie przeszkadzala ci dostrzec urokow tego wyjatkowego wybrzeza. Zapewne bliskosc kwiatow i cieplejszy podmuch wiosennego wiatru i mnie poprawi samopoczucie bo u nas ciagle zima i do wiosny jeszcze daleko. Lato wygna nas z domu na podboje nieznanych krain i to trzyma nas przy zyciu.
OdpowiedzUsuńCiagle zimowa Ataner pozdrawia juz wiosenna Irlandke.
Fajna wyprawa, zdjecia super! Pomyslec, ze lwy leniwie czekaly na Was :)
OdpowiedzUsuńCzekam na relacxje z Kaliforni, pozdrawiam :)
Wildrose - lwy morskie leniuchwaly sobie na skalach albo zazywaly kapieli morskiej i nas malych ludzikow mialy gdzies.
OdpowiedzUsuńA ja moglabym tam stac i patrzec na nie w nieskonczonosc i gdyby nie interwencja p. to pewnie stalabym tam do dzisiaj:)
Relacje z Kalifornii juz niebawem.
Pozdrawiam serdecznie.
Dobrze, że przynajmniej jednego dnia słonko przegnało mgłę i chmury, szkoda jednak, że cały wasz pobyt w Oregonie nie był taki "słoneczny".
OdpowiedzUsuńDwa lata temu byliśmy na Cape Arago - ależ wiało! Myślałam, że samochód nam zwieje do oceanu! Wybraliśmy się szlakiem, ale po godzinie zawróciliśmy bo zaczęło się robić ciemno a SMyk miał wtedy jeszcze bardzo krótkie nóżki i drogę powrotną tata musiał go nieść. Musimy się w to miejsce wybrać jeszcze raz...
Motylku - nasze wakacje w Oregonie uwazamy za wspaniale i zawsze bedziemuy je wspominac z usmiechem na twarzy. To fakt, nie zawsze swiecilo slonce ale takich niepowtarzalnych widokow juz nie zobaczymy, bylo ich bardzo duzo.
OdpowiedzUsuńCiesze sie, ze moglam zobaczyc chociaz namiastke tego wspanialego miejsca w ktorym Wy mieszkacie.
Pozdrawiam :)
o jej, jak patrzę na ciebie w krótkich gaciach to mi dwa razy bardziej tęskno do ciepłej wiosny i lata!!!!! :)
OdpowiedzUsuńa widoki pierwsza klasa! :)
evek - to byl przelom sierpnia i wrzesnia stad te krotkie gacie:)
OdpowiedzUsuńWidoki faktycznie byly fascynujace i nawet gesia skora spowodowana zimnym wiatrem z nad oceanu nie przerazala mnie. W koncu z Wietrznego Miasta Chicago jestem, nie wszyscy wiedza, ze nasze miasto jest ochrzczone taka nazwa:)
Pozdrawiam:)
Ależ Ty piszesz, dziewczyno, język malowniczy, soczysty, a pokazujesz rzeczy tak egzotyczne, że głowa boli, no i masz w sobie tę zachłanność poznawania, oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Ja obracam się w kręgu moich
OdpowiedzUsuń"małych ojczyzn", morze zobaczyłam, jak byłam dorosła, Dolny Śląsk w zeszłym roku, i Pieniny. Tupię na nogach, dostaję zadyszki, zdobywam szczyty małe i trochę większe.
I przypomniało mi się, że mój dziadek był dwa razy za wielką wodą, bardzo dawno temu, oczywiście za chlebem i potem kupił dużo ziemi, wybudował modrzewiowy domek, przekładał listy okolicznym mieszkańcom na język polski, bo przecież był światowy. Ziemia oddana państwu, domku mojego dzieciństwa też już nie ma, jest za to nowy, dziadek nie mógł pogodzić się z tą rozbiórką: Takie zdrowe drzewo, powtarzał, jego też już dawno nie ma. Pisz, Ataner, pisz, u nas dzisiaj było -15, ale teraz jest
bardzo słonecznie pozdrawiam cieplutko
Cieszę się, że pogoda nie zepsuła Wam pobytu i nie naznaczyła się cieniem na wspomnieniach.
OdpowiedzUsuńA tak z ciekawości - planujecie kiedyś powrót do Oregonu?
Motylek (zalogowany na służbowo)
Mario z Pogorza Przemyskiego - Witam serdecznie na moim blogu! Jest mi bardzo milo i ciesze sie, ze podoba Ci sie moj blog.
OdpowiedzUsuńFajnie, ze zdecydowals sie na pisanie bloga, dzieki Tobie bede moglam lepiej poznac te piekne okolice nie skazone jeszcze tak bardzo reka cywilizacji.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam :)
Motylku - w tym roku Key West, tak dla odmiany. Nie jest wykluczone, ze kiedys zawitamy do Oregonu ponownie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Mam nadzieje, ze zawitasz tu jeszcze - i tym razem zielony Oregon przywita cie pieknym sloncem, orzewczym wiaterkiem i bardzo komfortowa letnia temperatura:)
OdpowiedzUsuńania_2000 - zawsze milo bede wspominala pobyt w Oregonie. Jest jeszcze tyle miejsc w ktorych nie bylam, czas na nastepne podroze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)