Widok gór na horyzoncie zapowiadał rychłą zmianę widoków i oczekiwałam jej z niecierpliwością. Pożegnaliśmy mgliste plaże towarzyszące nam od dłuższego czasu z ulga. Teraz po czterech godzinach jazdy mamy znaleźć się pośród dwutysięczników jak Eagle Peak (2371m) czy Glacier Point (2199m). To te szczyty w zasięgu reki do których można dotrzeć szlakami turystycznymi. Opodal na wschodzie króluje Mount Ritter (4006m) nad innymi niewiele niższymi szczytami. Krajobraz zmienił się całkowicie i towarzyszyły nam nagie, ostre skały i wzgórza porośnięte gęstymi lasami.
Yosemite Park jest bardzo popularnym miejscem i ze względu na swa wyjątkową widowiskowość jest bardzo tłumnie odwiedzany przez cały rok. Po karkołomnych zakrętach droga się uspokoiła i wjechaliśmy na teren płaskiej kotliny. To właśnie tu jest serce parku z centrum informacyjnym, restauracja, hotelem i rozległym kempingiem.
Zatrzymaliśmy się na parkingu aby już na samym początku napatrzeć się na to co może nas czekać później. Pomimo wczesnej pory nie byliśmy sami i po chwili już rozmawiałam z panią, która podzieliła się ze mną swoim wczorajszym przeżyciem. Musiało to wywrzeć na niej duże wrażenie bo mówiła bardzo podekscytowana i nie oczekiwała ode mnie jakichkolwiek uwag. Po przywitaniu zaczęła swoja historyjkę i nie przerywała jej aż do samego końca. Opowiedziała o spotkaniu z niedźwiedziem właśnie w tym miejscu gdzie się znajdowaliśmy. Tuz za ogrodzeniem jej mąż przechadzał się w poszukiwaniu szyszek i o mały włos nie wpadł na spacerującego misia. Wszystko działo się bardzo blisko mojej rozmówczyni i jak powiedziała pośpieszyła mężowi na pomoc. Nie bardzo wiem co miała na myśli ale p. od razu domyślił się, ze stanowiła łakomy kasek dla zwierza i za pewne to właśnie ja by pożarł zamiast kościstego męża. Postawa godna pochwały ale bardzo nierozważna. Do momentu spotkania zagrożenia trudno jest sobie wyobrazić, ze czyha ono na każdym kroku. Pomimo licznych ostrzeżeń o niedźwiedziach ludzie ignorują zdrowy rozsadek i staja się łatwymi ofiarami przestraszonego osobnika. No cóż może niektórzy specjalnie kusza los aby przeżyć dramatyczne chwile.
Już tutaj spotkaliśmy wspaniale okazy sekwoi ale naszym głównym celem wizyty w tym miejscu jest najwyższy wodospad w USA. Yosemite Fall składa się z dwóch części przedzielonych stopniem i jest tak usytuowany, ze trudno zobaczyć jego dwa kawałki naraz. Jak dobrze widać górna część to ta dolna jest przysłonięta przez drzewa. Moim ulubionym typem wodospadów jest jedna ciągła masa wody spadająca z wysoka i rozbijająca się o tafle wody u jego podłoża. Takim waśnie jak Bridalveil Fall którego woda pokonuje 188 metrów. Tutaj zamieszkuje mściwy duch Pohono strzegący wejścia do doliny. Delikatna mgiełka wody unosząca się w lekkim wietrze była nie lada atrakcja dla setki turystów zmagających się z aparatami aby objąć ten widok w całości. Stara przepowiednia mówi, ze mgła tego wodospadu ma magiczna moc i pomaga samotnym w ożenku. Patrząc na młodych, którzy nieświadomi mocy mgły wdychali ja z zadowoleniem wiedziałam, ze już nie mają szans na życie w kawalerskim bądź panieńskim stanie. Droga przez dolinę jest pętla i nie będziemy już przejeżdżać obok tego wodospadu. To dobrze bo nie wolno spoglądać na wodospad wyjeżdżając z doliny gdyż złośliwy duch Pohono na pewno ześle nieszczęście.
To jakiś zaklęty/przeklęty teren bo z kolejnym wodospadem czyli naszym głównym powodem wizyty również związana jest indiańska przypowieść. U podstawy niższego stopnia, w jeziorku, ponoć zamieszkują czarownice zwane Poloti i jakieś inne duchy strzegące dostępu do wody. Z niemałym trudem znaleźliśmy miejsce na zaparkowanie auta w pobliżu ścieżki prowadzącej wprost do Yosemite Fall.
Spragnionych spotkania z czarownicami jak widać nie brakuje a nieświadomi czekających tam duchów chcieli po prostu nasycić wzrok widokiem wspaniałego wodospadu. Po drodze oprócz powracających, kilka osób wyprzedziło nas gdy zatrzymaliśmy się na chwile aby popatrzeć na sarnę, która jakby bawiła się w chowanego. Skrywała się za większą sekwoja i przebywała tam przez dłuższą chwile. Później przechodziła dość szybko w polu widzenia i znów chowała się za dużym pniem drzew.
Kolejna grupka turystów oznajmiła nam, ze nie ma wodospadu bo wysechł doszczętnie z powodu panującej suszy. Nasze zdziwione twarze chyba ich rozbawiły bo wskazali nam skale przed nami i oświadczyli, ze to właśnie jest sławny Yosemite Fall w całej swej okazałości. Zajęci sarna nie zauważyliśmy, ze jesteśmy aż tak blisko.
Żołądek skręcił mi się ze złości jak pień drzewa na zdjęciu. Kolejna porażka, suchy wodospad po niewidocznym we mgle Golden Gate zupełnie odebrała mi siły i ochotę na dalsze zwiedzanie. Tyle nadziei ulotniło się bezpowrotnie. Nie ma wodospadu to nie ma również czarownic w nieistniejącym jeziorku. Pokrzepiające słowa otuchy od p., ze to dodatkowa atrakcja, trochę złagodziły moje złe przeczucia, ze znowu czegoś nie zobaczymy na czym nam bardzo zależy. Ile w tym było prawdy mieliśmy przekonać się w Dolinie Śmierci leżącej gdzieś daleko za tymi górami.
Piekna wycieczka, piekne zdjecia, Ataner. Zawsze pokazujesz nam nowe oblicza USA a nawet miejscowych legend - thanks! Z usciskami - Serpentyna
OdpowiedzUsuńSerpentyna - to jest tylko moje subiektywne spojrzenie. Fajnie, ze Ci sie podoba, dziekuje.
OdpowiedzUsuńBuziaki:)
Tez sie przylaczam :)
OdpowiedzUsuńPieknie.
A wodospad bez wody to cos co nie kazdemu jest dane widziec. Z woda to kazdy moze.:)
To potezny obszar i sa podobno miejsca gdzie ludzka noga nie stanela.
Niestety bylem tylko przejazdem i pamietam jakies jeziorko z wyspa. W nocy.
Jak lubicie Pink Floyd to zboczcie na Zabriskie Point w Dolinie Smierci.
Swietne uzupelnienie do muzyki :)
A moze juz byliscie a ja przegapilem?
Pozdrawiam i jak zwykle czekam na ciag dalszy :)
Jacek
Jacek - rozbawiles mnie tym suchym wodospadem. Moje lzy smiechu napelnia go przynajmniej w czesci:)
OdpowiedzUsuńDolina Smierci przed nami!
Pozdrawiam :)
Znajac Wasze szczescie ta dolina moze byc nieprzejezdna z powodu wody.:):):)
OdpowiedzUsuńJest wiosna i z gor woda splywa.Sam widzialem tam wodowskaz chociaz sucho bylo ale to w lecie bylo :)
No juz sie doczekac nie moge co sie bedzie dzialo :)
Jak to mowia u nas: good luck :)
Jacek
Jacek - i tu Cie zaskocze Panie Jacku:) Wiem, ze nie czytales archiwum mojego bloga. Ja opisuje nasze wakacje z przelomu Sierpnia/Wrzesnia 2010. W Dolinie Smierci bedzie bardzo interesujaco i zaskakujaco ale o tym w krotce ale bez jaj sie nie obylo.
OdpowiedzUsuńW tym roku wybieramy sie na Key West przez Memphis, New Orleans i cale wybrzeze Florydy az do Savannah. Mam nadzieje, ze nie zostane przysmakiem jakiegos aligatora:))
A ja z innej beczki. Widzę, że zmieniłaś wizerunek:) Zamieniłaś się w piękną rusałkę :))
OdpowiedzUsuńCzekam na Dolinę Śmierci. Tyle się w o niej niegdyś naczytałam, że marzę, aby zobaczyć to miejsce. Cieszę się, że będę miała okazję obejrzeć ją Twoimi oczami.
OdpowiedzUsuńA wodospad i tak był piękny! Od czego mamy wyobraźnię, przecież jej oczyma możemy dostrzec spadającą wodę :-)
Nawet bez wody, wspaniałe miejsce! I wspaniała przyroda!
OdpowiedzUsuńChciałoby się tam wędrować z Wami!
Wędrować z Wami można w nieskończoność! Zwłaszcza, że tak piszesz, że bez trudu wszystko widzę w swojej wyobraźni, łącznie z wilgocią mgły z nad wodospadu, z zapachem starego, skręconego drzewa i suszą odnalezionego wodospadu, którego nie było!
OdpowiedzUsuńDzisiaj tylko ten post mogłam przeczytać. bede nadrabiac, ale nie wiem kiedy, bo internetu NIET!
Tęsknię za Wami i za waszymi podrózami!
Aneta - rusalka to moze ja bylam ale dwadziescia lat temu:)))
OdpowiedzUsuńZdjecie zmienil p. zrobil mi wiosenna niespodzianke az boje sie pomyslec co wymysli na powitanie lata.
Pozdrawiam:)
Riannon - o Dolinie Smierci bedzie wkrotce, bylismy tam kilka lat wczesniej. Tym razem jednak zagoscilismy na dluzej.
OdpowiedzUsuńJeszcze przed nami najstarsze i najwieksze drzewa sekwoje.
Pozdrawiam:)
Fuscila - faktycznie niecodzienny to widok podziwiac wodospad bez wody. Dlatego podzielilam sie nim z wami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Joter - Joasiu bardzo Ci wspolczuje, ze nie masz internetu. I wierze, ze jest to dla ciebie wielkim utrapieniem bo pislas czesto i uczestniczylas w zyciu blogowym na codzien.
OdpowiedzUsuńMy rowniez tesknimy za Toba, przesylamy moc usciskow.
Ataner, a nie spotkałaś tam misia Jogi i małego Bubu?
OdpowiedzUsuńTo bajki mojego dzieciństwa, strasznie dawno to było, krajobrazy nieziemskie, dobrze, że nas tam prowadzisz.
Nowe zdjęcie super, hm! nie widzę tam żadnych szeleczek, zażywałaś gorących kąpieli piaskowych? Są prawdopodobnie pomocne na wszystko, pozdrawiam sderdecznie, pa.
Aha :) No tak, z czasem na bakier troche jestem.Sam nie umiejscawiam gdzie kiedy bylem:)
OdpowiedzUsuńJakby nie bylo(bedzie) czekam na ciag dalszy.
Krokodyli sie nie boj.Malutkie jakies takie. Przyjaciel przywiozl jednego z Florydy a wlasciwie lepek. Nic groznego :):):)
Spokojnie - z plantacji byl z certyfikatem.
Pozdrawiam
Jacek
Maria z Pogorza - owszem misia spotkalam nie byl to mis Jogi ale o tym kiedy indziej.
OdpowiedzUsuńKiedy bylismy w Yellowstone to tam go szukalam bo to jego dom ale niestety nie chcial sie pokazac, chyba byl najedzony. Mis Jogi to cudowna niesmiertela bajka wielu pokolen ja rowniez ja uwielbialam, moj syn tez.
Szelki nie byly potrzebne, mamy taka ukochona plaze nad jeziorem Michigan gdzie ludzie to rzadkosc wiec mozna zazywac kapieli slonecznych do woli calym cialem:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJacek - ciesze sie, ze wszystko jasne. Maly aligator palca tez moze odgryzc.
OdpowiedzUsuńJacku piszesz bloga?
Zazdroszcze wycieczki:-)
OdpowiedzUsuńLotnica - mysle, ze tak naprawde to nie zazdroscisz. A ja zazdroszcze Ci Nowej Zelandii bardzo, bardzo:)))
OdpowiedzUsuńNie pisze bobym juz zaprosil. Tak jak nie prowadze swojej strony. To zobowiazujace a ja nie jestem systematyczny. Ale ciesze sie ze inni pisza :):):)
OdpowiedzUsuńJacek.
Wiesz, nawet pomimo wyschniętego wodospadu to i tak ta wycieczka była piękna. Widok takich majestatycznych gór zawsze jest piękny. Tak sobie myślę,że gdybym tak nagle zobaczyła spacerującego misia, musiałabym płacić odszkodowanie co najmniej za ogłuchnięcia zwierzaka lub nawet jego nagły zgon (od mego wrzasku).A legendy indiańskie piękne.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
no my jakos nie mozemy dotrzec do Savannah, a mam stosunkowo niedaleko, czekam wiec na relacje; biorac pod uwage nieprzyzwoicie szybki bieg czasu (dla mnie wczoraj byl czwartek, a tu juz poniedzialek) to pewnie wpisy beda jutro :) artdeco
OdpowiedzUsuńKolejna niezwykla wyprawa. I te zdjecia rewelacyjne, nawet bez lejacej sie z gor wody, miejsce prezentuje sie ciekawie... a Ty Ataner - jestes lakomym kaskiem, uwazaj na te rozne grozne zwierzeta :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Jacek - systematycznosc rowniez nie nie jest moja mocna strona:) Ale w przpadku pisania bloga nikt nie oczekuje od piszacego tej umiejetnosci. Gdybys zmienil zdanie to czekam na wiadomosc.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Anabell - To prawda, gory sa urokliwe o kazdej porze roku. Ludzie ktorzy kochaja takie miejsca napewno sa zachwyceni. Park Yosemite to olbrzymi teren i mozna spedzic tam kilka tygodni odkrywajac wciaz nowe miejsca.
OdpowiedzUsuńNajwazniejsze to nie panikowac w zetknieciu z dzikim "zwirzem". Wiem, wiem latwo powiedziec:)))
Pozdrawiam serdecznie.
Artdeco - taka szybka to nie jestem. Planujemy wyjazd na przelomie wrzesnia/pazdziernika. Moze spotkamy sie w Savannah?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Widrose - dla milosnikow dzikiej przyrody jest to wspaniale miejsce i wiele pieknych widokow.
OdpowiedzUsuńDzieki za przestroge, bede uwazala na siebie:)
Pozdrawiam serdecznie.
Co za wycieczka! Jakie cudne miejsce!
OdpowiedzUsuńNo i nie wymiguj sie , czekam na zdjecie i filizanek i zegarkow. Pa-Ag
Atanerku bardzo mi przykro, że nie udało Wam się zobaczyć wodospadu i tego jeziorka czarownic. Szkoda, ale głowa do góry. Na pewno kiedyś tam wrócicie. Zdjęcia cudowne i ta sarna jakby pozowała, a może bawiła się z Wami w chowanego. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńAgnicy - owszem, owszem napisze i pokaze moje male skarby:)
OdpowiedzUsuńRinka - mimo, ze nie bylo wodospadu i czarownic to bylo bardzo fajnie. Powrotu nie planujemy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
prawie jak w Alpach ;)
OdpowiedzUsuńGrey Wolf - no niestety, prawie:)
OdpowiedzUsuń