Bardzo długo czekaliśmy na ten moment. Kilka lat ale już wiedziałam, ze się opłacało. Widok wyschniętego jeziora dość wysoko w górach to widok niezapomniany.
- Rób zdjęcia. - Podskakiwałam na fotelu jakby raptem jakaś igła ukryta w nim do tej pory celowała raz w lewy a raz w prawy pośladek.
- Ty rób bo ja prowadzę.
- Nie mogę bo ręce mi drżą z emocji.
- Powinienem się zatrzymać.
- Zatrzymaj się a najlepiej nie zatrzymuj się bo nie mogę się doczekać. - Machniecie reki kierowcy znaczyło wiele a w tej konkretnej chwili było znakiem zniecierpliwienia moją nieskładną gadaniną.
Auto zatrzymało się i p. wychylił sie na zewnątrz. Skierował aparat w stronę żółtego dna i zrobił sto ujęć. Aparat trzymał w lewej dłoni do góry nogami naciskając migawkę kciukiem. Ja unosiłam się tak wysoko, ze aż dotykałam głową dachu auta.
- Tutaj, stój! - Chwyciłam swój aparat i pobiegłam na popękaną glinę która stanowiła dno kiedyś-jeziora. Rece mi opadły ze zgrozy. Ktoś ukradł wędrujące kamienie.
Zaledwie pozostało kilka a puste miejsca po innych dobitnie świadczyły, ze teraz znajdują się w prywatnych rekach. Nawet było widac dokładnie którędy zniknęły.
Musicie mi uwierzyć, ze nie bluźnię bez potrzeby ale teraz taka potrzeba zaistniała. Krew chyba uderzyła mi do głowy i czułam, ze gdybym złapała złodzieja po którym pozostały jedynie ślady nie uszedłby z życiem. Wykrzyczałam całą mą złość. Wywrzeszczałam całą moją frustracje i pomogło.
Uspokoiłam się jak wiosenna burza. Ktoś pomyśli, ze jestem niezrównoważona psychicznie bo wpadam w takie skrajności emocjonalne. Może i jestem ale jeszcze nic mi o tym nie wiadomo. Jak się nie zdenerwować gdy Crater Lake ukrył się we mgle, Golden Gate istniał ale nie mogliśmy do dostrzec pomimo dwukrotnej wizyty a teraz jeszcze nie ma Żeglujących Kamieni. Co za wariaci pozabierali je do domu przecież one same nie wędrują. Czego się spodziewali, ze będą im w ogrodzie samoczynnie siały spustoszenie swoimi nieprzewidywalnymi ruchami? Nie znalazłam odpowiedzi na ludzka głupotę i zajęłam się tymi pozostałymi jeszcze tam gdzie powinny być.

Niewiele ich pozostało wiec nie miałam żadnego dylematu z wyborem. Wcześniej dotarłam do wiadomości, ze już wszystko wiadomo dlaczego kamienie się poruszają. Zrobiono eksperyment na uniwersytecie, kamienie wielkości dłoni umieszczono na płycie pokrytej taką samą gliną i skierowano na nie silny strumień powietrza. Przy odpowiednim ciśnieniu kamienie poruszyły się, jedne dalej drugie bliżej. To wszystko. Zimą gdy pada śnieg i deszcz również wieje tu niesamowicie. Ponoć właśnie porywiste wiatry mają być przyczyna przemieszczania się kamieni od odległych skal aż na drugą stronę. Zimą jest tutaj cienka warstewka wody i lodu a różnica w poziomie dna wynosi zaledwie kilka centymetrów pomiędzy jednym a drugim krańcem. Gdy podłoże jest miękkie wiele kamieni topi się znikając na zawsze. Z tego co wyczytałam to niektóre kamienie były tak duże, ze ważyły ponad trzysta kilogramów i wyraźnie pozostawiały ślad swej wędrówki gdy o wiele mniejsze znajdujące się w pobliżu olbrzyma nie ruszyły się nigdy.
Naukowcy zawsze muszą wiedzieć bo są naukowcami. Ale zawsze istnieje "ale" i jednomyślnej hipotezy nie ma. Dziwi mnie, ze przy tak wysoko rozwiniętej technologii i technice nie umieszczono kamer na jednej z pobliskich gór i nie prowadzono obserwacji non stop z jakiegoś naukowego laboratorium. A może takowe prowadzono i nie wolno publikować prawdziwych odkryć? Nam zwyczajnym ludzikom dali taką teorię na otarcie łez. Ja myślę, ze tajemnica jeżeli jest odkryta to nie jest ujawniona.
Usłyszałam jak p. ciężko dyszy i stęka. Co się dzieje, co może być przyczyną tych odgłosów? Odwróciłam się w jego stronę i dostrzegłam na własne oczy przyczynę poruszania się kamieni. Az do nocy nie było końca żartom na temat dokonanego przeze mnie odkrycia. Obiecałam przecież odkrycie tajemnicy ruchomych kamieni i dotrzymałam obietnicy.
Po umysłowym wysiłku rozwiązania do tej pory jeszcze nierozwiązanej zagadki nadszedł czas relaksu. Teraz mieliśmy nieograniczoną ilość wolnego czasu. Nic nas nie goniło i nie dopingowało do bezustannego biegu. Wreszcie mogliśmy oddać się pasji poznawania przyrody ożywionej której spektakularnym przedstawicielem był kaktus.
Poszliśmy dość daleko od drogi bo każdy dostrzeżony w dali kaktus wydawał się jeszcze bardziej okazały. Bardzo dziwne to miejsce niby kamienie dookoła a tyle roślinności. Nikt o to nie dba a niektóre z nich wyglądają jak ze szklarni.
Dolinę Śmierci zamieszkuje ponad 1000 gatunków roślin z których 50 nie występuje nigdzie indziej na świecie.
- Zobacz, kosmiczny balon! - Już wiem, ze jak słyszę abstrakcyjne słowa to odnoszą się one przeważnie do przedmiotów bardzo realnych i tym razem nie spojrzałam w niebo. P. trzymał jakiegoś badyla w swych dłoniach. Wyschnięta roślinka miała kolor bardzo bladego różu, z daleka wydawać się mogło, ze jest szara. Była krucha jak opłatek wigilijny i zgrubienie na głównej łodydze oraz na trzech gałęziach były puste w środku. Było ich dużo dookoła i wiatr przemieszczał je wraz ze swymi podmuchami.
- Szkoda, ze nie ma żywych. Zapewne rosną wiosną a po wydaniu nasion usychają w ciągu lata. - Takie pustynne tereny wiosną stają się jedną wielką łąką a bujna wegetacja walczy o każdy skrawek ziemi aby zachować trwałość gatunku.
- Istne szaleństwo, patrz ile tam juk. - Na przeciw rosły całe połacie juki aż do czarnych skał na szczycie.
Zatrzymaliśmy się w pobliżu i pomacaliśmy pień oraz liście. Z oddalenia wyglądały na wątle i kruche. Ich pień jednak jest twardy jak stal a liśćmi, zamiast nożem można kroić kotlet schabowy.
- A to spryciarz, kusi zielona korona a twardszy niż kaktus. - Bardzo niezadowolony p. obchodził jedno z drzewek dookoła. - Żadne zwierzę tego się nie tknie.
- I dzięki Bogu. - Westchnęłam na myśl, ze zamierzał rozpocząć hodowlę Joshua Tree. - A gdzie będziemy spać? - Czułam się już gotowa do okrycia pierzynką i wiedziałam, ze mogę spać i spać bez końca.
- Trudno jedzmy wiec. - P. dobrze zrozumiał aluzje do mijającego czasu i ruszyliśmy w strone wyjazdu z Doliny Śmierci.
- Jak jest krater po drodze to trzeba go zobaczyć, prawda?! - Ojej czy on musi pamiętać o tym co widział na mapie wczesnym ranem. Ja już nie chce żadnego krateru ani innych cudów, jestem zupełnie wykończona.
- Jak już jest krater na drodze to go zobaczymy. - Zupełnie zrezygnowanym głosem zgodziłam się na oglądanie jeszcze jednej dziury w ziemi.
- Nie na samej drodze ale obok. Rozprostujemy kości. - Zrobiło się ciemno bo słońce już skryło się za nierównym górskim horyzontem. Jak to bywa z kraterami są nie do ogarnięcia. Wzrok płata figle i nie wiadomo jak daleko jest na drugą stronę. Pol kilometra, kilometr nawet już nie chciałam prosić p. aby pomierzył na mapie. Wystarczyło mi w zupełności to co widziałam bez numerków i zbytecznej w tym momencie matematyki. Wiało tak mocno suchym i ciepłym powietrzem, ze czułam jak mi skora wysycha i zmęczenie bierze gore nad atrakcją.
- Daleko do Las Vegas? - O niczym innym nie mogłam już myśleć. Chciałam łazienki i zimnego pokoju nawet z byle jakim łóżkiem.
- O kurcze, bardzo daleko. Będziemy tam o 4 rano. - Już przy granicy z Nevadą czułam się wypruta z duszy. W aucie usnęłam w ciągu sekundy. Chyba niedługo po mnie i p. zaczął usypiać bo usłyszałam głośniejszą muzykę.
- Widziałem reklamę hotelu, będziemy tam za pół godziny. Dalej nie pojadę a widzę, ze na ciebie nie ma co liczyć abyś mnie zmieniła.
- Nie. Nie ma takiej siły w całej galaktyce. - Pod daszkiem wejścia do hotelowego hallu otworzyłam oczy i z przerażeniem spojrzałam na pusty fotel kierowcy. Silnik pracuje, auto stoi a kierowcy nie ma.
- Chodź za mną mamy pokój na parterze. - Uchwyciłam się reki p. i poszłam gdzieś za nim jeszcze śpiąc. Po krótkiej walce z magnetycznym kluczem do pokoju drzwi ustąpiły i na progu przywitał nas gigantyczny zdechły karaluch.
Musiałam być jeszcze głęboko uśpiona bo nie usłyszałam abym wrzasnęła z obrzydzenia. Zrobiłam dłuższy krok i znalazłam się w tuz obok drzwi łazienki.
- Masz tu swoją kosmetyczkę. Wykąp się, tylko nie uśnij pod prysznicem. Ja w tym czasie zaparkuje auto i wrócę z bagażami. Słyszysz?
- Jaki to hotel? Karaluch, wyrzuć karalucha, proszę. - Stęknęłam w potwierdzeniu, ze wszystko pamiętam co do mnie powiedział.
 |
Nasze okno po lewej na dole. Poranek nastepnego dnia. |
- Normalny, ani drogi ani tani ale przynajmniej robaki są darmo.
Po kąpieli usnęłam gdy tylko przytuliłam się do poduszki.