Szczęście na pstrym koniu jeździło i raz po raz mnie opuszczało. Z kubełka ubywało jednak jednostajnie. Dookoła rozlegała się jakby muzyka tworzona przez grających na automatach. Każdy jednoręki bandyta grał swoja monotonna muzykę bardzo rzadko wzbogacana przez brzęk wygrywanych pieniędzy.
Och „to były piękne dni” kiedy można było używać bilonu. Serce się cieszyło gdy napełniała się rynienka i z radością wsypywało się monety do swojego pojemnika. Przy naszej kolejnej wizycie XXI wkroczył do kasyn na całego i odebrał im historycznego ducha, już nie gra się w pieniądze tylko w kartki i wyświetlane sumy. Jak wygrałeś i chcesz zabrać ze sobą pieniądze to maszyna wypluwa z siebie bilecik z wydrukowana suma i w kasie dostajesz gotówkę. Obecnie w kasynach jest cicho i nijako. Brakuje mi prawdziwej atmosfery hazardu nierozerwalnie kojarzącej się z brzękiem monet. Każde kasyno miało swoje firmowe kubełki i przechodząc z jednego do drugiego można było na ulicy pochwalić się swoja wygrana dumnie dzierżąc kopiasty pojemnik. W tym roku jako stały bywalec rozpustnego miasta nie spodziewałam się nieokiełznanych emocji. Poprzednie nasze wizyty kończyliśmy jako przegrani i zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Przyjechaliśmy do Las Vegas w niedziele wieczorem i wydawało się, ze ludzi jakby mniej niż zwykle. Właśnie dziś wypadały moje urodziny wiec postanowiliśmy rozpocząć swawole od późnego obiadu w Stratosferze. W końcu to moje święto wiec niech będzie bogato i nietuzinkowo. Wskoczyłam w nieśmiertelny klasyk czyli małą czarna a p. wybrał styl safari. Zupełnie jedno do drugiego nie pasowało ale w tym mieście nic nie pasuje do siebie a całość zachwyca i nie razi. Siedzieliśmy przy stoliku oczekując na zamówione potrawy. Popijaliśmy sobie wino i oderwałam się od rzeczywistości, uśmiechnęłam się mimowolnie do swoich myśli bezustannie krążących wokół głównej wygranej w kasynie. Czy to możliwe, ze to miasto ma aż taki wpływ na człowieka, ze zmienia nawet jego myśli. Niezrozumiały i niewytłumaczalny czar tego kiczowatego miasta zawładnął mną bez końca. Siedzimy sobie we dwoje w restauracji, p. złożył mi bardzo mile życzenia a ja bezwiednie uciekłam do niespełnionego kochanka, do jednorękiego bandyty. Chyba dopuściłam się nieświadomej zdrady.
Wreszcie po chwili mój mozg zaczął odbierać bodźce zewnętrzne i zobaczyłam centa na podłodze obok mnie. Przysięgam, ze nie mam zeza i pomimo to, ze patrzyłam wprost przed siebie na wpatrzonego we mnie p. to widziałam również monetę przy moim krześle. Podniosłam centa i wiedziałam, ze dzisiaj powinnam wygrać bo już pieniądze idą do mnie. Wcześniej przegrywaliśmy ale kiedyś fortuna powinna spojrzeć na mnie przyjaznym okiem i pozwolić mi wygrać. Przecież to szczególny dzień dla mnie i w dodatku jeszcze ten cencik na zachętę. Podzieliłam się moimi spostrzeżeniami z p. i oczekiwałam od niego potwierdzenia mojej teorii. Uśmiechnął się po wąsem i z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Przegrana w Las Vegas to jakby oplata za prąd, temu miastu to się należy. - Powiedział po namyśle. Wiele w tym stwierdzeniu było prawdy. Hazard można przecież potraktować jak zabawę a cale miasto jak niekończący sie spektakl w teatrze. Przegrana jako bilety wstępu.
- Przegrana w Las Vegas to jakby oplata za prąd, temu miastu to się należy. - Powiedział po namyśle. Wiele w tym stwierdzeniu było prawdy. Hazard można przecież potraktować jak zabawę a cale miasto jak niekończący sie spektakl w teatrze. Przegrana jako bilety wstępu.
Ladnie napisane z filozoficznym moralem: "hazard można przecież potraktować jak zabawę a cale miasto jak niekończący sie spektakl w teatrze".
OdpowiedzUsuńNo to czekam, na cd opowiesci bo robi sie coraz ciekawiej!
Wildrose-wiem, ze musze zakonczyc ta opowiesc trzesieniem ziemi z przemieszczeniem sie planet w naszej galaktyce. Blagam, poczekajcie z ostateczna recenzja na ostatni odcinek. Jezeli kolejne sa w miare ciekawe to bardzo sie ciesze, juz czuje, ze zakonczenie tak szybko nie nastapi. Las Vegas to niewyczepany temat i chcialabym chociaz troche wam go przyblizyc a nie opisac jak w przewodniku.
OdpowiedzUsuńNawet nie próbuję wyobrazić sobie widoku Las Vegas nocą. I tak wiem, że moje próby na nic by się zdały.
OdpowiedzUsuńA co do hazardu, to ponoć nie jest on problemem. Problemem jest wtedy, gdy nie wygrywa się pieniędzy ;)
Pozdrawiam serdecznie z jesiennej Irlandii :)
No wlasnie i tu w komentarzu wylezie na wierzch moja staroswiecka natura.ja uznaje tylko zywe pieniadze.Mieszkam w srodku Europy i takie wyznanie...i coz ja na to poradze.Jak nie mam zywej gotowki to nie mam pieniedzy i tyle.I mysle ze mam zylke do hazardu i brak prawdziwych pieniedzy,brak ich brzeku,hurgotu itd...pozbawilby mnie radosci z wygranej...jesli bym wygrala w kasnie a juz na pewno by ja zmacil ..ta radosc albo mocno
OdpowiedzUsuńprzytlumil.
Oczywiscie ze mam karty platnicze.Leza sobie w portfelu nieuzywane.kartami placi maz...ja zawsze zywa gotowka.Taka ze mnie stara swieczka.
Czekam na dalsza relacje!!!!!!!!Pozdrawiam
zielona
Już dawno po czasie, ale i tak z całego serca Happy Birthday to you!!!!
OdpowiedzUsuńPomimo, że nie planuję wizyty w Las Vegas, to zrobiło mi się smutno, że nie ma już tego niesamowitego, charakterystycznego hałasu monet wpadających do metalowych rynienek.
Właśnie ten hurgot był muzyką wprowadzającą w stan hipnozy. Myślało się wtedy: przecież tyle osób wygrywa...i to na moich oczach
(i uszach),z łatwością mogę być w tej grupie....
Ale co dalej? Wygrałaś/Przegrałaś? Już nie mogę się doczekać dalszej części. Pięknie to napisałaś, mi by pewnie też na widok Las Vegas dech zaparło. A Elvisa nie spotkałaś? Buziaczki
OdpowiedzUsuńTaito - z tego wynika, ze ja mam tylko i wylacznie problem, bo jak siadam do stolu do gry, to zawsze chce wygrac. Las Vegas to czysta zabawa jezdze tam dla przyjemnosi i dla przyjemnosci przepuszczam kase pod czujnym okiem p. U nas ciagle lato chociaz juz kalendarzowa jesien, upalnie pozdrawiam. Widoki za dnia i nocy opisze pozniej, zaczekaj
OdpowiedzUsuńZielona - ja to nie tylko zylke mam do hazardu ale aorte tetniaca krwia, jak lawina ktorej nie mozna zatrzymac. Siadam, gram, przegrywam i ciesze sie, ze mam czym wrocic do domu. Calusy przesylam.
OdpowiedzUsuńJoterku - ja pisze, pisze i pisze sto zdan a Ty w jednym zdaniu zawarlas cale sedno. Zaciskam zeby przygryzajc wargi i pisze dalej. Dziekuje bardzo za zyczenia a jesli po zakonczeniu postu Las Vegas bedziesz chciala uciac mi glowe to bardzo prosze. Po scieciu glowa potoczy sie po klawiaturze i tak zamiesci komentarz. Jeszcze zywa sciskam Cie mocno.
OdpowiedzUsuńRinko - w Ameryce Elvis jest wiecznie zywy. Jednego nawet chwycilam na bilbordzie, zdjecie zamiesze specjalnie dla Ciebie bo wiem, ze go kochasz, uwielbiasz i ciesze sie, ze moge Ci ofiarowac chociaz tyle. Caluski z Ameryki przesylam razem z Elvisem.
OdpowiedzUsuńAtanerku, jakze ja bym mogla ucinac Ci glowe? Kto by mnie tak pieknie pokazywal Stany? I kto tak dowcipnie i czule ze mna by sie przekomarzal?
OdpowiedzUsuń