Skoro nie można wykorzystać plaży jak należy pomysłowi ludzie zawsze znajda coś atrakcyjnego oprócz niemożliwej kąpieli. Czyż nie jest atrakcja jeżdżenie samochodem po plaży w strumieniach piasku. Nasz pojazd ma napęd na tylna os i dlatego trzymaliśmy się z daleka od grząskiego terenu przy samej wodzie. Podjazd pod piaszczysta wydmę tez pozostał tylko marzeniem ku wielkiemu niezadowoleniu p.. Przydał by się Jeep ale sprzedaliśmy go rok wcześniej bo pochłaniał niesamowite sumy na naprawy i nigdy nie był gotowy do długiej drogi. Właśnie dlatego w zeszłym roku nie pojechaliśmy tu gdzie w tym.
Nasz wyjazd opóźnił się o rok i na pewno wyglądał inaczej gdyż jechaliśmy cywilizowanymi trasami i pozbawiliśmy się lekkiego dreszczyku emocji jak w tym przypadku.
- No to co? Jedziesz? - Zapytanie ze wskazaniem na niekończącą się plaże trochę mnie przeraziło. Wole być bohaterka jako pasażer, ostatecznie pojadę po utartych szlakach.
- Nie. - Zagadałam go na śmierć potokiem slow. Przynajmniej chciałam.
- Nie. - Zagadałam go na śmierć potokiem slow. Przynajmniej chciałam.
- Ależ bardzo proszę, kobiety zawsze pierwsze. - Gdybym go nie znała to doszukała bym się odrobiny drwiny w tym zaproszeniu. Ja zajęłam się kamera gdy p. ruszył pełnym gazem. Kola kręciły się przez długi okres czasu wyrzucając za auto dwa strumienie mokrego piachu. Zakręty poślizgiem i zupełne wariactwo. Ja pojechałam tylko na pół gwizdka tak na wszelki wypadek. Gdyby ktoś chciał to zobaczyć to prześlę filmik e-mailem na wyraźne życzenie.
Po zabawie na plaży nadszedł czas na poszukanie kempingu. Znaleźliśmy miejsce dzięki wdziękom i lamentom. Ani jednego miejsca dla nas. Długa rozmowa z szefowa kempingu poskutkowała i znalazło się zarezerwowane miejsce, które mogliśmy w cudowny sposób zając na jedna noc. Tyle nam potrzeba. Trafił się dostęp do prądu i skorzystaliśmy z okazji aby naładować baterie komputerów aby pooglądać zdjęcia i nagrania z dnia dzisiejszego.
Namiot porzuciliśmy w kacie pośród rododendronów. Spoglądałam z zazdrością na tak zdrowe i bujne krzewy. Nasze dwa rododendrony pokazały nam środkowego palca popełniając samobójstwo pomimo długotrwałej reanimacji. Już teraz wiem, ze Oregon jest stolica kwiatów tego lata.
Po zabawie na plaży nadszedł czas na poszukanie kempingu. Znaleźliśmy miejsce dzięki wdziękom i lamentom. Ani jednego miejsca dla nas. Długa rozmowa z szefowa kempingu poskutkowała i znalazło się zarezerwowane miejsce, które mogliśmy w cudowny sposób zając na jedna noc. Tyle nam potrzeba. Trafił się dostęp do prądu i skorzystaliśmy z okazji aby naładować baterie komputerów aby pooglądać zdjęcia i nagrania z dnia dzisiejszego.
Rododendrony lubią kwaśną ziemię.Wyczytałam to, ja się na ogrodnictwie zupełnie nie znam. I podobno najlepiej je hodować w pojemnikach, żeby ta kwaśna ziemia innym roślinkom nie szkodziła.No chyba,że zgromadzisz w ogrodzie same kwaśnolubne roślinki.Ładnie wygląda ten namiot w rododendronach. I rzeczywiście, śliczne te plaże.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Anabell - i dlatego wlasnie nie mam takich kwaiatow i roslin jakie lubie. Pozostaje mi jedynie wizyta w palmiarnii.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Fakt, rododendrony mają się dobrze w Oregonie. We Florencji mają nawet co roku festiwal rodondrenowy - ZAWSZE tego dnia leje jak z cebra...
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o różne wymowy (komentarz do poprzedniego wpisu) - jak przeprowadziliśmy się do Oregonu, to chwilkę trwało zanim przestawiliśmy się ze "wschodniego" akcentu na "zachodni". Ale w jednej pracy miałam szefa, którego NIGDY nie mogłam zrozumieć - zazwyczaj zgadywałam o co mu może chodzić a przecież angielski znam dość dobrze...
Osobiście, najbardziej podoba mi się "melodia" języka w wykonaniu Irlandczyków.
Mam nadzieję, że śnieg nie daje ci się za bardzo we znaki - u nas leje i leje, ale kilka ostatnich dni było bardzo ciepłych (60F).
Pozdrawiam ciepło,
Motylek
Piekne plaze, a Ty jak tam sie pieknie prezentujesz - fiu fiu... no i sliczne miejsca no i Wasz namiocik wsrod rododendronow wyglada swietnie!
OdpowiedzUsuńJa posadzilam te krzewy w ogrodzie ciekawa jestem czy przyjma sie?
A co do mojego drugiego bloga? HMmm nie mam pojecia dlaczego nie moglas zamiescic komentarza!!! Nic nie zrobilam, internet dziala mi wciaz kiepsko i potrwa ten stan pewnie z rok, dwa zniam nam linie podlacza, wiec nawet mi sie bawic nie chce w zamykanie i zakladania hasla!
Pozdrawiam :)
Oddałabym wszystko za taka dziką plazę ciepłą teraz...
OdpowiedzUsuńMotylku - wszystkie kwiaty w Oregonie prezentuja sie okazale i zdrowo. Sadze, ze w glownej mierze jest to zasluga duzej wilgotnosci powietrza.
OdpowiedzUsuńU nas mrozi siarczyscie ale przeciez to zima i tak musi byc.
Pozdrawiam serdecznie:)
Wildrose - wydaje mi sie ze, rododendrony potrzebuja specjalnow wzgledow a poniewaz ze mnie marna ogrodniczka to po kilku nieudanych probach poddaje sie na zawsze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
Arytko - dzika plaza zima to tez frajda. Jest wtedy super dzika :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Robilam trzy podejscia do rododendronow i nawet wiem, ze potrzebuja wiecej cienia, niz slonca, sporej wilgotnosci -przed zima trzeba bardzo podlac woda- super wazne!
OdpowiedzUsuńMoze ten ostatni krzaczek wytrzyma moje praktyki. Widok Twojej, dzikiej plazy przynosi powiew wolnosci i nieograniczonych wrazen! Bardzo mi się podoba!
Joterku - madry Polak po szkodzie. Ja hodowle tych pieknych roslin zakonczylam definitywnie w tym roku i nie zamierzam juz jej kontynuowac. Tobie zycze powodzenia i wierze w Twoje zdolnosci !
OdpowiedzUsuńBuziaki :)