Jesień osiedliła się w parku i będzie tam mieszkała przez kilka tygodni więc z przyjemnością popatrzę na to co zamieściliście w swoich postach.
Są ładne krajobrazy całe w czerwieni a liści pod nogami tyle, ze aż szkoda nowych butów. Park, ten najbliżej mego miejsca zamieszkania jest tak duży, ze nigdy go nie okrążyłem na piechotę. W nim mam swój skrót i wykorzystując go przemierzam jakieś 20% trasy.
Tyle mi właśnie wystarcza i nie będę się wygłupiał w parku przy ludziach. Trzeba nie mieć krztyny samokrytyki aby latać w majtkach, dyszeć jak suchotnik w czasie ataku i uśmiechając się przez łzy pozdrawiać obcych tym zakłamanym „miłego dnia”.
Wszyscy tutaj są w celu polepszenia stanu zdrowia więc dochodzę do wniosku, ze wszyscy są chorzy. Ja spaceruje sobie spokojnie i zaliczam się do tych zdrowych którzy mają czas przystanąć i popatrzeć na liście kąpiące się w rzece, na harcujące wiewiórki i tak ogólnie widzieć park a nie zaliczyć go. Oprócz mnie jeszcze jeden pan na wózku inwalidzkim nigdzie się nie spieszy .
Opuściłem asfaltowa ścieżkę aby dalsza część drogi pokonać pośród krzaków i małych drzewek. Znów padłem ofiara przyrody, tym razem jej uroku. Patrząc na różnorakie kolory liści na drzewach wcale nie zwracałem uwagi na trawę po której przyszło mi stąpać. Otóż wdepnąłem w gówno.
Nie jedno ale setka wokół mnie przypomniała mi o pladze Gęsi Kanadyjskich. Nie znajdziesz psiego ale gesie niewiele mniejsze sa wszedzie. Przylatują tu na zimę stadami i sieja postrach na autostradzie. Jadąc 65 mil na godzinę nie przejedziesz gęsi na drodze bo zaraz jakiś wariat zadzwoni tam gdzie trzeba powiadamiając służby, ze jest taki kierowca który nie potrafi ominąć przeszkody na drodze …. itd. itd.
Nie raz udało mi się tkwić w korku gdy cała autostrada podążała za stadkiem gęsi z małymi gąskami. To istna plaga panosząca się bezczelnie w każdym zakątku parku lub na skrawku trawnika.
To właśnie one powodują katastrofy samolotowe wpadając do silników odrzutowych. Teoretycznie nie boją się niczego a mieszkańcy pozwalają im na wszystko.
Zatem tkwię w guanie prawie po kostki i z obrzydzeniem myślę o drodze powrotnej. Zaciskając zęby z wściekłości stąpam tam gdzie mniej ptasich odchodów. Nie rozglądam się dookoła aby znaleźć obejście tego terenu tylko brnę do domu najprostszą drogą.
Kupię gęs na obiad i będę robił to regularnie aby zmniejszyć populacje znienawidzonego ptactwa.
(247365)