Wydaje
mi się, że większość ludzi nie lubi pracować ponad miarę nie mając w
zamian sowitego wynagrodzenia. Podziwiam zatem ludzi którzy poświęcają
swój czas na pracę w instytucjach niedochodowych, oddają część swego
życia nie otrzymując nic wymiernego. Jedynie satysfakcja z ofiarowania
komuś swej pomocy lub zdolności może wytłumaczyć takie postępowanie.
Dzięki
internetowi poznałam ludzi którzy mają bakcyl tworzenia i ofiarności. W
życiu rzeczywistym wokół mnie nie ma takowych bo każdy patrzy przez
pryzmat konta w banku. Im więcej upchnie tam dolców tym szerszy uśmiech
zakwita na jego twarzy. Po chwili uśmiech ten gaśnie i znów na twarzy
maluje się przygnębienie bo przecież mogłoby zmieścić się tam o wiele
więcej. Myślę, że artystyczne dusze są bardziej podatne na dzielenie się
sobą z bliźnim. Tak sobie myślę, że tworzenie jakiegoś dzieła po to
tylko aby zdobyć dyplom uznania albo wyróżnienie w konkursie to właśnie
dawanie światu coś za nic.
Takie myśli plątały mi się po głowie od momentu gdy przy drodze ujrzeliśmy gadające drzewo. Komuś chciało się przyciągnąć w pobliże drogi to arcydzieło jakby żywcem z “Gry o trony”. W wersji oryginalnej drzewa były białe ale kto zabroni artyście widzieć inaczej. Ponoć podróże kształcą ale zapewne tylko tych z otwartymi oczami.
Przejeżdżaliśmy przez jakąś odległą wioskę w pobliżu granicy kanadyjskiej gdy taki widok pobudził nas do myślenia i rozmowy na temat dlaczego komuś się chce a innemu nie.