Nowy Rok przyniósł ze sobą wiele zaskakujących zmian. W wielu dziedzinach naszego życia i to zmian bardzo znaczących. Aby nie popadać w paranoję wyliczania szczegółów napiszę, że obecnie jest do czterech liter. Ze względu na zmiany układów w pracy p. nasz wyjazd przesunie się prawdopodobnie o rok jak nie o półtora. Ręce nam opadły i chęć do życia zmalała do minimalnej wartości tak aby żyć i nie umrzeć od razu. Odechciało się nam wszystkiego co napędzało spiralę zapału do pracy. Niby już byliśmy gotowi do podróży życia a raptem przed nami góra, wydawałoby się nie do przejścia. p. pił przez dwa dni a potem miał kaca przez następne trzy. Gdy wszystko wróciło do normy okazało się, że minęły czterdzieści dwa dni tak jakby to był tydzień podczas którego postanowiliśmy odpocząć od całego świata i zaszyć się pod ciepłą pierzyną oglądając programy telewizyjne.
Jedyne co wydarzyło się podczas tego okresu to wyjazd do Denver na dwa dni bo nie byliśmy w stanie wytłumaczyć znajomemu góralowi, że nie mamy ochoty na zupełnie nic. Ciężko przekonać górala jak się na coś uprze więc ze skwaszonymi minami wsiedliśmy do auta i bez jakiegokolwiek entuzjazmu zamknęliśmy za sobą drzwi naszego domu. Droga do Denver z Chicago to istne nudy naszpikowane znanymi miejscami postoju na jedzenie i tankowanie. Ja zostałam zmuszona do spania choć nie miałam na to ochoty ale zrozumiałam zamiar męża którego nie wyraził wprost, chciał być sam. Moją niezaprzeczalną zaletą jest spanie i usypianie nawet wtedy gdy jestem wypoczęta. Zakopałam się zatem w puchową pierzynę aby usnąć już po chwili, tak to prawda zabraliśmy pierzynę z domu aby przypadkiem nie zmarznąć w samochodzie. Auto ma sprawne ogrzewanie i o marznięciu w nim nie ma mowy ale gdy zima dookoła i to wyjątkowo mroźna w tym roku to i myślenie ulega zmianie i wydaje się, że jak śnieg za oknem to i w domu powinno być zimno a w samochodzie to na sto procent. Resztki śniegu zniknęły gdzieś w Iowa i za oknem zapanowała szarość która idealnie pasowała do naszego nastroju. Wiadomo było, że nic ciekawego się nie wydarzy po drodze a i miejsce docelowe nie należy do urokliwych więc jak dwa zombie siedzieliśmy w samochodzie który jakby samoczynnie podążał do celu.
W Nebrasce jest jedno miejsce którego szczerze nienawidzimy i za każdym razem jak jedziemy na zachód jesteśmy zmuszeni do oglądania paskudnej konstrukcji bo ominąć się jej nie da. Wisi to “coś” nad autostradą i niestety jest widoczne z daleka więc nie da się zamknąć oczu na chwilkę aby tego “cosia” nie widzieć.
Każde z nas ma odmienne zdanie na temat tego obiektu ale zgadzamy się w jednym, że jest najbrzydszą rzeczą jaką widzieliśmy w życiu. Krótka dyskusja jaka wywiązuje się za każdym razem gdy mijamy to miejsce jest burzliwa i czasami bardzo agresywna. Mnie Great Platte River Road Archway Monument nie przeszkadza w życiu ale p. dostaje szału gdy widzi ohydę wiszącą nad autostradą.
Z bliska również bez uroku, falista blacha oraz przypadkowe dwa okienka dopełniają obrazu beznadziejności.
Zadaje setki pytań w stylu; kto to wymyślił?, komu to potrzebne?, ile to g… kosztowało?, itd, itp. Artyści mają jakieś przesłanie które chcą przekazać zwykłemu człowiekowi ale wydaje się nam, że czasami jest ono tak głęboko ukryte, że dzieło albo arcydzieło nie przemawia do wyobraźni. Tak chyba stało się z arcy brzydkim dziełem które jest muzeum, nazwijmy je prosto Muzeum Osadnictwa w okolicach rzeki Platte. Tak na prawdę to nic ciekawego na zewnątrz i nic ciekawego wewnątrz. Ot po prostu sklep z pamiątkami w stylu magnesy na lodówkę lub kubki z napisem Nebraska. Dodatkowo kilka obrazków i oto całe muzeum. Zawsze ale to zawsze robimy tej niecodziennej budowli zdjęcie i mamy ich już pewnie więcej niż pięćdziesiąt. Również tym razem w ponurej scenerii uschniętej trawy i sinego nieba zrobiliśmy zdjęcie. Tak ponure jak nasze nastroje i o dziwo już nie było dyskusji o celowości straszenia ludzi i wpędzania ich w zły nastrój. Minęliśmy bez słowa brzydala ale grymas niezadowolenia jednak wykrzywił twarz męża.
Nigdy nie miałam zamiaru pokazywać tego miejsca ale, że w życiu nie zawsze świeci słońce więc czemu nie pokazać tej mniej urokliwej strony USA?