Jadąc z Las Vegas na północ musieliśmy przejechać przez pustkowie. Nie przez jakąś znaną pustynię ale zwykłą Nevadę czyli góry, piasek i sucha trawa rosnąca dosłownie wszędzie tam gdzie nic innego nie może wyrosnąć.
Zaraz po deszczu na nieboskłon triumfalnie powróciło słońce i piekło nasze skory do samego wieczora. Miłosierne chmury czasami kryły nas w swym cieniu i nawet udało im się wycisnąć kilka kropel deszczu w czasie naszej jazdy.
Naszym głównym celem dnia dzisiejszego jest słone jezioro w Salt Lake City w Utah. Po drodze do granicy stanów będzie za oknem nudno. Na samej granicy stanów Nevady i Utah mam dostać czkawki z zachwytu. Pożyjemy zobaczymy. Taki jest scenariusz na cały dzień. Od czasu do czasu przytrafi się jakaś stacja benzynowa na której lepiej nie kupować nic oprócz paliwa. Tak będzie przez następne 6 godzin.
Otaczające nas widoki znudziły się nam prawie natychmiast. Pagórki i szarość potęgowały monotonię. Za 350 mil zobaczę zapierający dech w piersi widok. P. nie chcial uchylić rąbka tajemnicy i moje prośby na nic się zdawały. Skuliłam się w fotelu pasażera i zapadłam w letarg. Od czasu do czasu dowiadywałam się od zawiadowcy-kierowcy jak długo jeszcze do celu. Za którymś razem usłyszałam, że już prawie jesteśmy na miejscu i w zasadzie mogę powrócić do świata żywych.
Ucieszyłam się, że wreszcie coś będzie się działo.
Ucieszyłam się, że wreszcie coś będzie się działo.
- Za chwilę jak znajdziemy się na samym szczycie wzgórza przed nami będzie stan Utah. Widoku tego nie zapomnisz do końca życia, jest taki nierealny, zobaczysz. - Dobrze, że wreszcie dotarliśmy do tajemniczego miejsca. Z najwyższego miejsca na autostradzie przed nami rozpościerał się widok na równinę będącą kiedyś dnem słonego jeziora.
- Cóż za diabelski pech, wyschło jezioro i nie ma soli. Tutaj gdzie nie spojrzysz powinno być biało jak zimą. - Nie zostałam zaskoczona drogą wiodąca w krainę śniegu. W tym roku susza również zawitała i tutaj płatając złośliwe figle. Normalnie po obydwu stronach autostrady jest około 5-10 cm wody gęstej od soli i białej od soli. Urok miał polegać na kontraście pomiędzy bielą soli i czernią asfaltu. Teraz szary piasek zniszczył cały efekt. Nie dostałam obiecanej czkawki z zachwytu ani mi szczeka nie opadła ale jedno jest pewne, ze po takim dlugim wyczekiwaniu nie zapomne tego przecietnego widoku. Gdyby bylo bialo dookoła to rzeczywiscie mogłabym westchnac na widok niby śniegu w srodku lata.
Jedna z atrakcji spaliła na panewce ale czy druga rownież pokaże nam środkowego palca? Ciagle podekscytowani zupelnie nieziemskim krajobrazem zjechalismy z autostrady aby wjechać na tor wyscigowy i ustanowić własny rekord prędkości.
Emocje rosły w miarę zbliżania się do miejsca o którym marzy każdy kierowca. Nie obowiązują tam żadne przepisy ani ograniczenia. Jesteśmy sami na dnie słonego jeziora w Salt Lake City.
Jedziemy torem Bonneville gdzie ustanawiano rekordy świata. Tyle swiatła nie widziałam w życiu albo mialam takie zludzenie bo zima śnieg jakoś inaczej odbija promienie słońca albo jest go duzo wszedzie i wzrok zdazy sie przyzwyczaic do razacej bieli. Tutaj slońca było w nadmiarze aż po odległy horyzont. Przyjechaliśmy tutaj aby pojeździć do woli aby szaleć jak nigdy przedtem. Pierwsze spostrzeżenie to niesamowicie dobra przyczepność białej nawierzchni. Przy ruszaniu opony piszcza jak na asfalcie ale krócej a w czasie jazdy mozna puścić kierownicę bez obawy, że auto zboczy w lewo lub w prawo. W tak komfortowych warunkch wycisnelismy bez problemu 115 mil na godzinę i ani grosza więcej. Elektroniczna blokada działała bez zarzutu i nie byla czuła na moje i p. błagania aby pozwolila nam jechac jeszcze szybciej. Po chwili przyzwyczaiłam się do takiej prędkości. Brak punktu odniesienia sprawił, że 185 km/godz było tylko wskazaniem licznika. Idealnie gładka nawierzchnia oszukiwała nas i tylko wycie silnika świadczyło o tym, ze się poruszamy.
Tak na prawdę to nic mi tu nie pasowało. Latem biało dookoła zamiast zieleni. Jesteśmy w górzystym terenie a płasko jak okiem sięgnąć. Z jednej strony horyzontu ani jednej chmurki a za plecami pochmurno jak na deszcz.
Tyle soli nie widzialam wcześniej i trudno mi było sobie wyobrazić, że to białe dookoła to sól kuchenna. Dotychczas rekordowa iloscia była porozsypywana sól na blacie kuchennym przy napełnianiu solniczek. Tutaj natomiast nieograniczona jej ilości wprawiala w zaklopotanie. Aby przekonać się jak zachowuje się sol w warunkach naturalnych zagarnęłam ręką niewielka jej ilość. Była mokra i grubokrystaliczna jak śnieg po odwilży, ciężki i dający łatwo skleić się w kule.
Łatwość klejenia widać również na samochodzie. Zdjecie to do złudzenia przypomina podobne zrobione prawdziwa zima.
Łatwość klejenia widać również na samochodzie. Zdjecie to do złudzenia przypomina podobne zrobione prawdziwa zima.
Polecam każdemu to miejsce gdy jesteście w Salt Lake City, Utah lub pobliżu. Najnudniejsza i najprostsza droga w Stanach jest prosta i nudna. Zgadzam się z ta opinia w stu procentach.
W tych okolicach znajdują się fabryki soli co jest zupełnie oczywiste bo słone jezioro w łatwy sposób dostarcza tego surowca. Nie potrzeba kopać na duże głębokości tylko zbierać z powierzchni.
Oczy same się otwierały gdy przejeżdżali obok nas harleyowcy. Ich pojazdy bez tłumików potrafią obudzić nawet umarlaka więc i mnie wytrącały z odrętwienia. Z podziwem zawsze spoglądam na motocyklistów bo mile przejechane przez nich są znacznie dłuższe niż nasze.
Nigdy wcześniej nie brałam pod uwagę niewygody robienia zdjęć prowadząc motocykl. Oczywistym był dla mnie fakt, ze zatrzymuje motor na poboczu i robię zdjęcie. Ta prostota myslenia wzięła w łeb gdy zbliżyliśmy się do pana słonecznika. Ten bardzo niechlujnie załadowany motocykl okazał się jednym z kilku które zapamiętam do końca życia. Zasłużył się temu słonecznik, taki miły i niespodziewany akcent. Druga rzeczą, która zwróciła moja uwagę to wygibasy kierowcy. Wiercił się i kręcił jak dręczony niemiłosiernym bólem brzucha. Okazało się, ze nieszczęśnik usiłował złożyć się do zdjęcia i stad jego nienaturalne trzymanie lewej reki na wysokości głowy i bardzo mała prędkość. Wszystkie aparaty fotograficzne są dla praworęcznych a prowadząc motor nie możesz puścić prawej reki z manetki gazu bo pojazd szybko wytraci prędkość.
Dla zabawy wzięłam aparat w lewa rękę i zaczęłam przysposabiać się do jednoręczności ale nie udało mi się co opisuje ze wstydem. Zabawiając się obserwowaniem świata który migał nam za szyba samochodu dojechaliśmy do przedmieść stolicy stanu. Tam wyszukaliśmy miejsce do zaparkowania samochodu i wyruszyliśmy na krotki rekonesans w stronę jeziora. Widoczne na zdjęciu jezioro znacznie zmniejszyło swa powierzchnie pozostawiając pas odsłoniętego dna.
Z lekkim uśmiechem na ustach pożegnaliśmy Słone Jezioro oraz jego atrakcje. Były one uwieńczeniem naszego trzytygodniowego polowania na cuda natury zachodnich stanów. Zmaltretowani urlopem kierujemy się prosto w stronę domu. Ta trasę już znamy więc nic nas nie zaskoczy. Samo miasto pominęliśmy i wspinając się na wysokie góry mieliśmy okazje na podziwianie widoków okolicy.