1

sobota, 28 marca 2020

Na przekór

 Ludzie na wakacjach, urlopach lub w czasie weekendu ponoć lubią nic nie robić. Wcześniej wspomniałam, że jeden dzień lenistwa bardzo polubiłam. Jednak gdy dzień się miał ku końcowi nie wytrzymaliśmy w bezruchu i ruszyliśmy na spacer plażą.
Pogoda nas zaskoczyła, było dużo zimniej niż się spodziewaliśmy. O nieoczekiwanych zmianach wspomniałam już dużo wcześniej w “Kolejna burza mnie wkurza”. Deszcz i piekielny wiatr towarzyszył nam każdego dnia. Nie żeby lało bez przerwy o nie. Zmiany następowały tak niespodzianie, że nie sposób było przewidzieć co przyniesie kolejna godzina, słońce czy deszcz.
Mawiają, że trzeba liczyć siły na zamiary a my jak dzieci  bierzemy się za zadania przerastające nasze siły. Nie zawsze ale często tak bywa. Całe niebo to kolekcja ciemnych i ciężkich chmur i tylko dzięki zegarkowi wiedzieliśmy, że za chwilę będzie zachód słońca. Chwytamy aparaty w dłonie i biegiem w stronę schodów prowadzących na plażę. Gdy zza drzew wyszliśmy na otwartą przestrzeń kolejna przeszkoda stanęła nam na drodze. Tak wiało, że słów na opowiedzenie mało. Krzywa wieża w Pizzie jest odchylona od pionu o kilka stopni, ja parłam pod wiatr pochylona do przodu pod kątem 45°.
Przyroda jest bardzo bezlitosna, jak pali słońce to upał nie do zniesienia, jak pada deszcz to przeważnie można się utopić po tygodniu opadów. Gdy wieje wiatr to zrywa dachy albo powala drzewa. Tego dnia porywał ze sobą ziarenka piasku które posłusznie wędrowały z prędkością wiatru.
Zbyt późno zamknęłam usta z których przed chwilą jeszcze wydobywały się jęki bólu. Miałam wrażenie, że raptem zakochały się we mnie wszystkie jeże Ameryki i tulą się do mych nieosłonionych kostek. Ilość piasku między zębami zadowoliłby małego krasnoludka siedzącego w pustej piaskownicy. 

Zwykle mam na nosie okulary słoneczne bo dbam o to aby nie powiększać zmarszczek które niestety już nie znikną. Mam okulary na silne nasłonecznienie, na słabsze oraz takie których nie powinno się nazywać słonecznymi. Właśnie taką nocną wersję okularów miałam na nosie i dzięki nim mogłam patrzeć pod wiatr.
Oprócz piasku, wiatr niósł kropelki wody porwanej ze spienionych fal. Taką mgiełką powinny cieszyć się wszystkie kobiety pod warunkiem, że wraz z nim nie uderzają w twarz miniaturowe kamienie. To był zupełny koszmar a nie spacer. Zastanawiałam się dlaczego przerwałam lenistwo. Totalny błąd, dlaczego nie leżę teraz w ciepłej pościeli a zmagam się z żywiołami. Moja walka z góry jest skazana na przegraną a ja ciągle pod wiatr i nawet pomyślałam o próbie cyknięcia zdjęcia. Piasek i woda to dwaj wrogowie sprzętu fotograficznego a ja jednak świadomie (teraz uważam, że nie) wycelowałam obiektyw w sam środek zachodzącego słońca.
Wiedziałam, że nasłucham się o zaniedbywanie drogiego sprzętu ale o wodzie nic jeszcze nie wiedziałam. Po powrocie do obozowiska widać było piasek i ślady po kropelkach wody na obiektywie. Jutro zadbamy o to aby kolejna sesja zdjęć była o wiele lepsza. Czy to nam się udało dowiecie się już niebawem.

czwartek, 19 marca 2020

Łatwe gotowanie

 Kolejny dzień postanowiliśmy spędzić nie ruszając się z miejsca. Wreszcie słodkie nieróbstwo w pobliżu szumiącego jeziora. Relaks.
Było sielsko anielsko, trochę gotowania i gadania na Skypie. Cały dzień upłynął na niczym co nie zdarza się w domu. Tutaj gdy nic nie goni i nie stresuje, że do pracy a po pracy kierat domowy, marnotrawienie czasu uznałam za rzecz bardzo miłą.
Jedynie przygotowałam kociołek czyli pachnący gar napełniony samymi smakołykami.
Zamiast ogniska użyliśmy kuchenki indukcyjnej bo z płomieniami u nas nie jest wszystko pod kontrolą. Jak to się odbywało zobaczcie sami na krótkim filmie. Jeszcze nie potrafię przesłać smaku i zapachu na Youtube ale kiedyś może i to się uda. Zapewniam, że jedzenie było smaczne i pożywne pomimo tego, że upichcone na kempingu. Kto wie może właśnie dlatego, że było upichcone na kempingu.

https://youtu.be/fxuLY4ugb_M
Aby zobaczyć film kliknij na zdjęcie.

sobota, 7 marca 2020

Oszczędzanie na kobiecie.

 Gdy pojawiły się w kalendarzu walentynki od razu wiedziałam, że mój Walenty nie zarzuci mnie prezentami i nie utonę w wannie szampana. O takich drobiazgach  jak pływające płatki róż w wannie nie wspominając. W cudowny sposób walentynki nas nie opanowały ale o dziwo dostałam amarylisa zatopionego w wosku. Miał zakwitnąć niebawem aby umilić niby świąteczny dzień. Amarylis nie zakwitł w ciągu jednej nocy i nie zakwitł do dziś. 8 marca właśnie wskoczył na kolejną kartkę kalendarza a kwiat ciągle jeszcze w postaci larwalnej czyli nie widać czerwonego koloru, jak widać. 

Trzymamy go na telewizorze bo tam najcieplej i nawet po południu oświetla go światło słoneczne. Zatem siedzę sobie i patrzę i podziwiam odporność tej rośliny na nasze prośby i groźby, nie zakwita i już.
Czyżby jednym kwiatem mój mąż chciał obskoczyć dwa dni wdzięczności dla małżonki?