Przed wiosennym wyjazdem Pantera zdążyła obdarować mnie wyróżnieniem zadając jednocześnie zadanie odpowiedzenia na 10 pytań.
Robie to z wielka przyjemnością bo traktuje to jako dobra zabawę i myślę, ze wyróżnione przeze mnie osoby nie zrejterują i zabawy nie przerwa.
Oto część pierwsza czyli moje odpowiedzi na zadane pytania;
1. Przyjmując brak ograniczeń terenowo-finansowych, jakie zwierze chciałabyś mieć w domu i dlaczego?
-Słonia, bo chciałabym kolysac się na jego trąbie
2. Najpiękniejszym imieniem jest dla Ciebie...
-Moje imię, bo już się tak z nim osłuchałam od samego początku swojego istnienia
3. Miejsce, w którym chciałabyś zamieszkać na stale.
-Kraj obojętny byleby było to mieszkanie wielkości małego domku jednorodzinnego na 35 pietrze z widokiem na ocean z olbrzymim tarasem i basenem.
4. Gdybyś wygrała w totolotka milion złotych...
-Zamieniłabym na dolary
5. Gdybyś miała nieograniczona władzę...
-Zlikwidowałabym wszystkie granice miedzy państwami
6. Najprzystojniejszym aktorem jest według Ciebie...
-Mój mąż, aktorstwo ma we krwi
7. Chciałabyś wyglądać jak...
-Jak ja sama z przed 20 lat
8. Chciałabyś, aby Twoim przyjacielem został... i dlaczego?
-Mój własny kot, bo jest nieufny i prycha na mnie od dziesięciu lat
9. Dlaczego zaczęłaś pisać bloga?
-Wiedziałam, ze któregoś dnia dopadnie mnie skleroza i postanowiłam opisać swoje przygody
10. Twoje życiowe credo to...
-Ahoj przygodo, każdy dzień jest piękny
Teraz druga część;
Oto 10 wybranych osób!
Artdeco
Anabell
Maga
Joter
Dominika
Aneta
Giga
Dzika Róża
Krystynka w podróży
Zmorka
Osoby te proszone są o odpowiedzi na następujące pytania i pociągniecie zabawy dalej na swoich blogach.
1. Czy znajdujesz radość ze sprzątania domu?
2. Czy nadążasz za moda za wszelka cenę?
3. Co ci sprawia największą przyjemność?
4. Czy zasypiasz z książką w łóżku?
5. Czy muzyka poważna cie nudzi?
6. Jeżeli masz auto to czy pamiętasz jego numer rejestracyjny?
7. Co zawsze masz w torebce?
8. Gdyby była taka możliwość to czy poleciałabyś na Księżyc?
9. Ile razy przeczytałaś „Przeminęło z wiatrem”?
10. Czy nie wkurza cie równouprawnienie?
Nici z wyjazdu proszę państwa. Dostałam w pracy SMS-a od męża, ze nasz wyjazd na przełomie kwietnia i maja nie wchodzi w rachubę. Od razu przejdę do sedna aby rozwiać podejrzenia o wycofaniu się rakiem z planowanej eskapady. Techniczne problemy związane z wyjazdem zostały w należyty sposób usunięte i nawet cofanie zaczęło „wychodzić” niestrudzonemu p. ale troska o dobro przyrody okazała się problemem nie do rozwiązania. Jednak nie zamierzamy poddać się i pojedziemy tam w innym terminie gdy dostaniemy pozwolenie na wejście na teren Coyote Buttes North.
Jest
takie miejsce na ziemi amerykańskiej na które wstęp jest limitowany w
ilości 20 osób dziennie. Tak, tak. Tylko 7300 dusz rocznie może tam
wejść robiąc rezerwację na internecie (a jakże) z czerto miesięcznym
wyprzedzeniem. Internetowych szczęśliwców może być tylko połowa czyli
dziesięć dziennie a dodatkowa dziesiątka musi uczestniczyć w loterii
która odbywa się
codziennie w określonym miejscu aby dostać pozwolenie na następny dzień. Znając nasze szczęście do wygrywania w
totka i inne loterie to ryzyko pozostania na lodzie po przejechaniu
1700 mil czyli 2735 km wydaje się zbyt wielkie i niedorzeczne.
Całe zło zaczęło się 14 marca wieczorem czyli półtora miesiąca przed planowanym wyjazdem. Pośród rozłożonych map p. wygładzał naszą
trasę i posłużył się internetem aby dokładnie zlokalizować docelowe
miejsce. Po godzinie poszukiwań na różnych stronach wirtualnego świata
wzburzony p. opowiedział mi, że z naszym szczęściem do losowania
powinniśmy zostać w domu ale na wszelki wypadek następnego dnia zadzwoni do BLM* aby upewnić się czy to co wyczytał jest prawdą
i czy przypadkiem nie zmieniły się przepisy. Jak się okazało w czasie
rozmowy telefonicznej wszystkie internetowe miejsca są wykupione do
końca czerwca co widać na pierwszym zdjęciu a jeżeli chcemy zarezerwować
miejsce na kwiecień to powinniśmy ubiegać się o nie w grudniu roku
poprzedniego co obrazuje zdjęcie drugie.
Coyote Buttes jest tak wyjątkowe, że nie można zostawiać tam żadnych odpadków, śmieci czy pozostałości po swym pobycie. Dosadnie mówiąc trzeba robić kupę do worka i zabierać ze sobą. O szczegółach związanych z tym miejscem napiszę jak uda mi się jakimś cudem tam być.
Przypuszczam, że pod koniec roku:(
*BLM:
po angielsku (dużo)
po polsku (za mało)
Teraz dalej niesie nas w stronę Florydy. Chociaż już nie sezon na kolorowe motyle to jednak postanowiliśmy jechać tam gdzie jest ich najwięcej latem. Tutaj (punkt B na zdjęciu poniżej) jest ich amerykańska kolonia gdy przylatują wiosna z Ameryki Południowej.
Pięć godzin jazdy plus jedna dodatkowa na pooglądanie mijanych okolic i późnym wieczorem znaleźliśmy się jeszcze kilkanaście mil od Bald Point State Park. Miejsce to miało nas oczarować swymi cudownymi plażami, niezapomnianymi okazami gołogłowych orłów, rożnego rodzaju gadów i pozostałych jeszcze motyli Monarch.
Słonce już kryło się poza wierzchołki drzew i mrok ogarniał nas zewsząd. Dzień ustępował nocy bardzo szybko bo to już październik ale zupełnie spokojnie jechaliśmy w stronę kempingu uważnie rozglądając się dookoła aby nic nie przegapić. Nasza dewiza “nigdy nie wracamy tą samą drogą” zmusza do koncentrowania uwagi. I to co zobaczyłam przed chwilą wydawało mi się nierealne. Jeżeli moja fantazja nie zwiodła zmysłu wzroku to raczej nie powinniśmy spać w namiocie. Gdy oznajmiłam kierowcy, ze widziałam znak ostrzegający przed niedźwiedziami p. popukał się w głowę i coś burknął określając stan mego umysłu. Może i zwariowałam niech mu będzie wszystko może się zdarzyć na wakacjach. Po zaledwie kilku minutach auto zatrzymało się na poboczu bo p. Wpatrywał się z niedowierzaniem w taki oto znak drogowy który od razu uwieczniłam w postaci tego zdjęcia. Kto tu zwariował już nie chciałam dochodzić bo i nie było potrzeby. Wynik był oczywisty. Jednak aż tak źle ze mną nie jest. Usłyszałam tylko “to niemożliwe” i pojechaliśmy dalej.
- Ciekawe czy będzie miejsce na kempingu. - Pomimo późnej pory roku tak atrakcyjne miejsce mogło być zapchane po brzegi. Zrobiło się ciemno i w świetle reflektorów dotarliśmy do celu. Już nie raz podczas naszych włóczęg przyjeżdżaliśmy w środku nocy lub nawet nad ranem na kemping i gdy recepcja była zamknięta rozbijaliśmy się tam gdzie było wolne miejsce i dopiero rano dopełnialiśmy formalności z oplata itd. Nawet na myśl mi nie przyszło, ze kemping może być zamknięty na cztery spusty pomimo tego, ze był czynny. Drogę wjazdowa na kemping zagradzał szlaban tak szczelnie, ze nie dało się go ominąć. Na tablicy informacyjnej był napis mówiący o tym, ze aby otworzyć szlaban trzeba wprowadzić sześciocyfrowy kod.
- Chyba go sforsuję. Rozwalę na kawałki. - Dalszy tekst trochę nas podniósł na duchu gdyż wyczytaliśmy, ze jeśli mamy problemy to proszę zadzwonić na poniżej podany numer co bezzwłocznie uczyniliśmy. Twarz p. robiła się bardziej czerwona z sekundy na sekundę i już było pewne ze za chwile padnie trupem na zawal serca. W skrócie opiszę rozmowę:
p: dzień doby, czy mógłby pan podać mi szyfr do wjazdu na kemping
Pan: czy masz rezerwacje?
p: nie, a czy kemping jest nieczynny? Potrzebuje jedno miejsce na namiot i auto. Daj mi kod a zapłacę rano.
W słuchawce zabrzmiał śmiech w stylu „nie ze mną te numery” a p. już teraz czerwony jak korale indora oderwał słuchawkę od ucha i przytknął do prawego pośladka. Zawył z wściekłości jak wilk do wschodzącego księżyca i znów przyłożył telefon do ucha. Ten właśnie wybuch złości i wściekłości najprawdopodobniej uchronił go od nagłego zejścia śmiertelnego.
Pan: czynny ale musisz zrobić rezerwacje na internecie i przyślą ci e-mailem kod dostępu.
p: jaki to adres
Pan: taki a taki
p: dziękuje
Bardzo szybko dostaliśmy się na wskazana stronę internetowa i okazało się ze można zrobić rezerwację na następny dzień. W żadnym wypadku nie na dziś.
- Ja tego nie pojmuję. Chcę uczciwie zapłacić, stoję przy samym wjeździe a tu bez internetu ani chu chu. Czy ja jestem jakiś zacofany, ze nie odnajduję się w tym świecie. Nikt nie chce moich dolarów? - Wystrzelonego typowo męskim pstrykiem niedopałka śledziłam wzrokiem aby go odgasić gdy opadnie na ziemie. Jeszcze tego brakowało aby wzniecić pożar w parku stanowym. Ledwo zadeptałam zarzewie niewątpliwie wielkiego paleniska a p. już zaciągał się kolejnym Camelem. - Gdybym pierwszy raz jechał pod namiot to mógłbym … - Tu p. machnął ręką i poszedł w krzaki, widocznie nie tylko ciśnienie krwi mu dokuczało. Rzeczywiście idiotyczna sytuacja i najgorsze, ze nic nie można zrobić aby spokojnie położyć się spać.
- Szukajmy zatem hotelu bo noc minie na niczym. - Święta prawda przy niemożności skorzystania pierwszy raz w życiu z udogodnień dla turystów w postaci pola namiotowego lub kempingu pozostał nam jedynie hotel w pobliskiej wsi. Krętą drogą pośród wysokich drzew po 45 minutach dotarliśmy do stacji benzynowej aby zasięgnąć języka. Jak to w naszym zwyczaju kupiliśmy również dwie kawy, duże i słodkie aby lepiej się spało. Pracownica stacji benzynowej opowiedziała nam krotką i nieciekawą historie (niech jej będzie) miasteczka ale dowiedzieliśmy się, ze w pobliżu są dwa motele. Dobre chociaż to w całym tym zamieszaniu. Udaliśmy się we wskazanym kierunku i mieliśmy patrzeć na drogowskaz z reklama motelu. Motel z wyglądu nie różnił się od tych które już wcześniej odwiedzaliśmy a w tym szczególnym układzie wygląd nie miał żadnego znaczenia. Zaparkowaliśmy przed recepcją i szczęki nam opadły.”Motelowa recepcja nieczynna po 20:30”.
- Czy ja jednak nie postradałam zmysłów? - Pomimo jawnego i zrozumiałego przesłania tekstu odruchowo chwyciłam za klamkę. Drzwi ani drgnęły.
- To jakiś kurwidołek gdy nie chcą obcych turystów. - p. lekko zaczął ironizować. Przystawił twarz do szyby aby dojrzeć coś w środku. Niczego specjalnego nie było widać ale na szybie poniżej jego brody czyli na moim poziomie była dodatkowa odręcznie napisana kartka przylepiona przezroczystą taśmą od środka. „Nie staraj się mnie budzić bo poszczuję psami”
- Czy my ciągle jesteśmy na Ziemi czy na obcej planecie? - … i mówił długo i soczyście. Wróciliśmy na znaną nam stację benzynową.
- To gdzie jest ten drugi motel? - Rzeczowe pytanie obudziło drzemiącą pracownicę.
- Pojedziesz prosto i jak będzie zakręt to zaraz za nim po lewej wjedź w małą uliczkę tam jest ten drugi ale jest drogi. - Głupi albo głupkowaty wyraz twarzy p. wyrażał niedowierzanie zmysłowi słuchu. Jak trafić w miejsce tak opisane?
- Bardzo dziękuję i życzę wspaniałej i krótkiej nocy. - Zdawkowo ale jak miło pożegnalismy panią ze stacji paliw i znalezliśmy się w punkcie wyjścia sprzed trzech godzin. Szukamy noclegu. Teraz w środku nocy. Po przyjrzeniu się naszej wytyczonej trasie postanowiliśmy jechać tam gdzie zamierzaliśmy jechać jutro. Co będzie to będzie a może po drodze znajdziemy jakieś miejsce do spania. Nie chcieliśmy zawalić nocki bo i następny dzień będzie zawalony. O dziwo kierując się wskazówkami komputera znaleźliśmy się w pobliżu ładnego hotelu ale dość późno bo już około 23:30. Zostało nam pół nocy do przespania więc cena jaką usłyszeliśmy nie wchodziła w rachubę. p. starał się negocjować z parą właścicieli za ladą ale nie chcieli spuścić z ceny. Facet wydawał się do urobienia ale baba ostrym spojrzeniem sprowadzała męża na ziemię. Wreszcie p. podjął decyzje i zaproponował ze zapłacimy połowę ceny gotówką i nie chcemy rachunku. Uśmiech zadowolenia na twarzy mężczyzny zniknął wraz z odmową żony. Pożegnaliśmy zatem hotel nie na naszą kieszeń i znów znaleźliśmy się w ciemności nocy. Ekran komputera rozjaśnił się i przedstawiał nasza trasę.
- Skoro nici z naszego pobytu nad zatoką to może pojedziemy od razu nad wybrzeże Atlantyku. Nocka już i tak wygląda na bezsenną więc za cztery godziny będziemy w St. Augustine. Co ty na to?
- Jedziemy, tylko obudź mnie jak będziesz zasypiał to cie zmienię.
Po zupełnie niezamierzonym i przypadkowym spaleniu patelni udałem się do sklepu lepszego sortu aby nabyć taka która nie przypala i jest w stanie stawić czoła moim wysokim wymaganiom. Kiedyś kupowało się patelnie od Cyganów bo ponoć były najlepsze. Nie przywierało do nich smażone mięso czy naleśniki jak do tych z GS-u.
Jestem pokoleniem patelni teflonowych więc nie mam zdania co do tych cudownych cygańskich ale takie opinie słyszałem od babć i ciotek. Gdy pojawił się teflon na patelniach z razu różne uwagi zaczęły krążyć pośród kucharzy ale wygoda w użyciu takiego kuchennego dobrodziejstwa wzięła gore nad plotkami o rakotwórczych zdolnościach wymysłu firmy Du Pond i bardzo szybko zwykle stalowe patelnie znalazły się na śmietniku.
W sklepie doznałem szoku gdy zobaczyłem rondle i poszukiwane patelnie z białym środkiem. Co to takiego do czorta pomyślałem bo nic wcześniej nie wiedziałem o czymś takim co istnieje od lat na rynku bo kucharz ze mnie żaden i w dodatku bez stażu lub wykształcenia w tym kierunku. Moja znajomość z kuchnią ogranicza się do sporadycznego przygotowania jajecznicy lub schabowego. Stoję i przyglądam się nieznanemu wyrobowi pomimo tego, ze do złudzenia przypomina patelnie i chwil kilka za długo zapewne stałem wpatrując się w dziesięć rodzajów do wyboru bo mila obsługa zainteresowała się mną i pośpieszyła z pomocą.
Krotki wykład wprowadził mnie w euforie i poprosiłem o najdroższa z grubym dnem. Zapewnienia sprzedawcy o tym, ze będę zadowolony mało mi jednak pomogły bo ponad sześćdziesiąt dolarów to niecodzienny wydatek i miałem wątpliwości czy taka suma to rozpusta czy próżność. Teraz gdy już doswiadczylem co takie dziecko technologii dwudziestego pierwszego wieku potrafi już wiem, ze była to konieczność a nie zbyteczny wydatek. Żałowałem, ze nie spaliłem patelni dużo wcześniej bo porcelanowe cudo ciągle wygląda jak nowe i nie przypala nawet gdy taki niedoświadczony amator znajduje się w pobliżu rozgrzanego palnika a na nim pyszni się porcelanowa patelnia ze skwierczącym jajkiem sadzonym bez tłuszczu.
247365