- Rób zdjęcia bo sama nie wierzę w to co widzę. - p. jakby raptem zdał sobie sprawę z tego, że zorza może zniknąć i kolejna już się nie pojawić tej samej nocy. Wydobył aparaty z auta i w pośpiechu zamontował je na statywach. Zorze przez cały czas rozświetlały niebo falującą zielenią, były w ciągłym ruchu i zupełnie nie miałam pojęcia jak będzie można zrobić im zdjęcie. Nie jeden fotograf słynący ze wspaniałych zdjęć tego zjawiska ma swoje tricki a niektórzy posuwają się wręcz do oszukaństwa ale nie miejsce tutaj na osądy.
To co widzieliśmy było o wiele wspanialsze niż zjawisko utrwalone na nośniku pamięci. Krótko napiszę, że trzeba tak ustawić aparat aby nie naświetlał zbyt długo bo wtedy widać pozorny ruch gwiazd na niebie ale nie za krótko bo zorza nie zostanie nagrana. To była po prostu walka z żywiołem, trzeba było zacząć w odpowiednim miejscu filmować ale gdy rozpoczął się proces 30 sekundowego nagrywania nie można było ruszyć aparatem tam gdzie okazało się, że jest bardziej widowiskowa. Później aparat obrabiał zdjęcie przez kolejne 30 sekund. Minuta to cholernie dużo czasu szczególnie gdy dzieje się tyle ciekawego. Co udało się nam sfotografować pokazuję na blogu wiedząc, że ciekawsze zdjęcia krążą po internecie. Teraz zazdrościłam Susan z którą mieliśmy spotkać się nazajutrz, że mieszka w tym cudownym miejscu. Jej zdjęcia jako profesjonalnego fotografa podnoszą brwi do góry i gnę się w pokłonie, że tyle czasu poświęciła na dokumentowanie kosmicznych zjawisk.