Korzystam z uprzejmosci p. Krauze i zamieszczam tutaj jego zdjecia.
***
To było bardzo dawno temu. Zapakowane po dach tylne siedzenie w maluchu zawierało, naszym zdaniem wszystko co powinno przydać się nam w czasie dwóch miesięcy podróżowania po Finlandii. Nie mogłam się nadziwić dlaczego prom nie utonie skoro ma podniesiony dziob i ma poklad prawie na poziomie wody. Po ruszających się kawałkach blach stanowiących regularne połączenie z lądem wjechaliśmy do środka promu.Dokładna mapa zawiodła nas w miejsce gdzie czekała na nas łódź wiosłowa. Zamiast jednej na brzegu spoczywały dwie łódki i jak to mawiaja, ze od przybytku głowa nie boli, to nas akurat rozbolała. Jedyny problem to, ze jutro rano ktoś zaklnie pod nosem i jeżeli będzie musiał to wsiądzie nie do swojej łodzi. Wszystko jakoś się wyjaśni bo przecież nie kradniemy a najwyżej weźmiemy nie tą łódź co trzeba. Na wszelki wypadek wybraliśmy najlepszą naszym zdaniem. Do tego ustronnego miejsca przyjechaliśmy na tydzień i będzie to siedem dni bez cywilizacji. Do domku jest tylko jedna droga, łodzią. Musieliśmy zostawić auto na plaży, małej plaży w lesie i zapakować co niezbędne na kilka dni. P. chwycił za wiosła i tak jak na filmie, bo nigdy wcześniej nie wiosłował, zaczął zanurzać i wynurzać wiosła. Ja miałam go kierować. Trasa była prosta, z plaży trzeba wypłynąć za cypel po lewej stronie, minąć wyspę po prawej i kierować się w stronę lądu. Tam gdzie miniaturowe molo jest nasz dom. Przyglądałam się zmaganiom wioślarza z politowaniem. Takich zyg-zaków na wodach tego kraju już od stu lat nikt nie wykonywał. "Trochę w lewo a teraz w prawo" następowało po sobie cyklicznie i precyzyjnie jak w szwajcarskim zegarku. Płynęliśmy o wiele za wolno i dotarliśmy na miejsce bardzo późno. Dzięki ci słońce, ze tutaj tak tylko na chwile chowasz się za horyzontem dając dużo światła w nocy. Białe noce uratowały nam życie bo nie było kogo prosić o pomoc.