Sama prawie w to nie wierzę więc nie zdziwię się jeżeli pokiwacie głowa z politowaniem i pomyślicie, że powinnam znaleźć się w zakładzie dla obłąkanych. Jeszcze niedawno pisałam o dziwnych spotkaniach z tutejszymi zwierzętami i o braku przezorności w obcych krajach o zupełnie odmiennym klimacie. Chciałam pokazać, że beztroska może być niebezpieczna. Owszem może zdarzyć się, że spotkamy się z niedźwiedziem albo z wężem ale do tego musi zaistnieć specyficzna sytuacja jak przebywanie w dziewiczych lasach lub włażenie w miejsca nie używane przez człowieka. Dzisiaj natomiast opiszę zupełnie niecodzienne zdarzenie zaistniałe zaledwie kilka dni temu w moim własnym domu. Jak wiecie mieszkam w okolicach Chicago w miarę przyzwoitym miejscu. W domu nie mamy karaluchów, mrówek ani innych insektów. Bliskość pola golfowego i niedużego lasku sprawia, że nie dziwi nas widok skunksa, sarny czy szopa. Taka namiastka dzikości w pobliżu miasta. Nie ma tutaj jednak żadnego niebezpiecznego zwierzęcia dla istoty ludzkiej. Ani dużego ani małego. Nikomu nic złego nie może się przytrafić dopóki nie jest Atanerem.
Zwykły dzień rozpoczął się tak jak setka poprzednich zwykłych dni, poranna kawa, później śniadanie i obowiązki domowe. Pomyślałam sobie, że zacznę w końcu generalne sprzątanie razem z segregacja ubrań. Nie jest to moja wymarzona rozrywka w czasie wolnym ale nie mogę zwlekać w nieskończoność bo braknie powietrza w domu. Odkurzyłam ekspresowo i po zmyciu podłogi w całej chałupie wyszłam do samochodu po ipoda bo chciałam uprzyjemnić sobie kilkugodzinna pracę słuchaniem książki.
Zwykły dzień rozpoczął się tak jak setka poprzednich zwykłych dni, poranna kawa, później śniadanie i obowiązki domowe. Pomyślałam sobie, że zacznę w końcu generalne sprzątanie razem z segregacja ubrań. Nie jest to moja wymarzona rozrywka w czasie wolnym ale nie mogę zwlekać w nieskończoność bo braknie powietrza w domu. Odkurzyłam ekspresowo i po zmyciu podłogi w całej chałupie wyszłam do samochodu po ipoda bo chciałam uprzyjemnić sobie kilkugodzinna pracę słuchaniem książki.
Do domu wchodzimy przez okno/drzwi a nie przez drzwi z prawdziwego zdarzenia. Ten sposób jest szybszy i dodatkowo ma ta zaletę, ze wchodząc od strony trawnika przechodzimy obok kwiatów i innych roślin ozdobnych. Drzwi wejściowych prawie nie używamy i tak już się utarło, że znajomi też tak robią.
Szczególnie latem po domu chodzę boso bo tak mi jakoś pasuje a że ciągle mi gorąco w stopy więc przy okazji chłodzę się.
Szczególnie latem po domu chodzę boso bo tak mi jakoś pasuje a że ciągle mi gorąco w stopy więc przy okazji chłodzę się.
Wracając od auta z ipodem rozplątywałam zawsze poplątane kabelki od słuchawek. Przystanęłam w progu aby zdjąć klapki w których chodzę na zewnątrz. Czyniłam to zupełnie automatycznie skupiając się na pętelkach i mini kłębkach utworzonych na białych kabelkach. Prawa nogę przełożyłam przez próg i bosą stopę postawiłam na nietoperzu zamiast na gołej podłodze. Poczułam ostry ból ugryzienia i pisk uciekającego pod komodę stworzenia. Dostałam szału ze strachu i obrzydzenia, krzykiem szukalam pomocy. Nigdy w życiu nie wpadłabym na to, ze coś takiego przytrafi mi się w domu. Na wakacjach jestem jakaś czujniejsza i bardziej spostrzegawcza. W miejscu które dobrze znam spotkanie z dzikim zwierzakiem wytrąciło mnie z równowagi na długi czas. Jeszcze długo nie mogłam dojść do siebie po tym nerwowym wstrząsie. Później zaraz przyszła refleksja, ze nietoperz jest wściekły skoro wszedł do domu razem ze mną. Może tylko dobrze wychowany i zaczekał na właściciela. P. ujął sprawce zamieszania i nieopatrznie wyrzucił go w liście niedaleko naszego okna. Po rozważeniu możliwości zarażenia się wścieklizną postanowiliśmy wysłać nietoperza na badania (koszt 150 dolarow). Przeszukiwanie sterty liści w poszukiwaniu nietoperza to kolejna dyscyplina sportowa w której nie chciałabym ponownie brać udziału. Znaleziony nietoperz nie był wściekły jak po trzech dniach nerwowego oczekiwania zaopiniowało laboratorium firmy zajmującej się dzikimi zwierzętami w mieście. Domownicy jednak obserwują mnie dokładnie doszukując się u mnie objawów wścieklizny z jakimi zaznajomili się w internecie. Są jakoś nad wyraz mili i troskliwi.