Znana melodyjka i zdjęcie na ekranie telefonu niezbicie udowadniały, ze dzwoni Petronela.
- Nie odbierasz? Już dzwoni drugi raz. - p. nie dal mi szansy na przegapienie telefonu. Nie miałam dzisiaj ochoty na kolejny skandal ale pamiętna słow małżonka; "odbieraj telefon bo może akurat teraz ktoś potrzebuje pomocy" zmusiłam się lekko niezadowolona. Przyłożyłam aparat do ucha i zanim zdążyłam powiedzieć sakramentalne "halo" coś zaszumiało i zasyczało. Oderwałam rękę od ucha aby nie ogłuchnąć. Co to mogło być? Znów przybliżyłam telefon.
- Halo, czy to ty? Petronela? - W słuchawce wydawało mi się, ze słyszę zadyszkę astmatyka który wszedł na sam szczyt Mount Everest bez przystanku. Cos gwizdało i świszczało a dodatkowe odgłosy przypominały mi przesuwanie mikrofonu po dywanie.
- Tak. Lecę. - I znów podobny zestaw zakłóceń produkowanych chyba przez Petronele, bo telefon mam nowiusieńki i przez trzy tygodnie posiadania go nie miałam najmniejszego problemu z rozmowami, dotkliwie świdrował wnętrze mej czaszki.
- To jak już wylądujesz to zadzwoń bo mam wielkie kłopoty ze zrozumieniem ciebie. Cześć. - Nie jestem masochistka z urodzenia ani z wykształcenia i nie mogłam skazywać się na ciąg dalszy podobnych katuszy.
- Odbiło ci? Biegnę po schodach w sklepie. Jestem umówiona z Anką. - Od razu wyczułam delikatne kłamstwo. Po pierwsze nie jestem a byłam umówiona. Pośpiech Petroneli wskazywał na co najmniej półgodzinne spóźnienie. Kobiety zwykle umawiają się o równych godzinach a w szczególnych przypadkach ewentualnie trzydzieści minut po. Piętnaście minut na damskim zegarku jest tak małą jednostką, że jest niezauważalną. Wywnioskowałam, ze Petronela jest pół godziny (jak zwykle) spóźniona.
- Z jaką Anką? Chyba nie chcesz powiedzieć, że z "TĄ" Anką. - Powiedziałam to zbyt donośnie a p. określił mój ton jako wrzask płonącej na stosie czarownicy. W uchu rozbrzmiały słowa których wolałabym nie usłyszeć.
- No z tą która była u mnie przedwczoraj. - Zamarłam w zamyśleniu nad klinicznym zanikiem zdrowego rozsądku u mojej koleżanki.
- Chyba żartujesz, porąbało cie stara wariatko!? - Te miłe słowa wypłynęły z moich ust wartkim potokiem i były jak ambrozja dla moich uszu. Jak Petronela mogła umówić się z Anką po tamtym co zaszło. Nie mogłam sobie wyobrazić, że ślepota niektórych prowadzi ich niechybnie do zguby. Ale może powinnam zacząć od samego początku abyście i wy mogli ustosunkować się do mojej reakcji.
Dwa dni wcześniej.
Zbliżała się szósta trzydzieści i już prawie byłam na progu w drzwiach. Coś mnie trzymało w domu ale nie mogłam się zdecydować w którą stronę mam pójść. Czy do auta czy zawrócić i usiąść na kanapie. Dziecko mam juz dorosłe i pewnie gdzieś pyka marihuanę albo obala kolejny browar nie dbając o zmartwionych rodziców a męża za żadne skarby całej galaktyki nie zmuszę do pojechania ze mną. Głównym i jedynym zarazem powodem była moja koleżanka Petronela. p. nie trawi jej nawet przez pięć minut i nie śmiałam zaproponować mu wyjścia z domu jako moja przyzwoitka. Niechybnie spotkałaby mnie zdecydowana odmowa z całym bukietem wyzwisk wiec wolałam zaoszczędzić sobie całego, znanego mi już cyrku i z ciężkim sercem poszłam jednak w stronę auta. Nic wcześniej nie wiedziałam, ze zmierzam na zlot znajomych mi wiedźm i byłam wdzięczna, ze p. nie pojechał ze mną a Petronele bluźniłam za to, ze nic nie powiedziała o wieczorze plotkarskim. Było ich u Petroneli około dwunastu i zajęłam miejsce na kanapie pomiędzy dwiema. Przyniosłam ze sobą na to spotkanie półtoralitrową butelkę Chianti, wina które lubię ale pije je z umiarem bo ma aż 19,5% alkoholu. Akurat tyle ile drinki przyrządzane za barem. Dostałam kieliszek tego właśnie wina na moje specjalne życzenie bo wole swoje ze względu na to, ze wiem co pije. Nie przepadam za jakimiś winem bez konkretnej nazwy którego smak bardziej przypomina siki pawiana chorego na nerki niż napój bogów. O dziwo, wszystkie z zaproszonych koleżanek przybyły na czas. Wytłumaczyć to można tylko jednym, każda z nas była po prostu spragniona nowinek i od razu rozpoczęłyśmy mielenie ozorami bez pamięci. Wytworzyły się miniaturowe grupki po dwie lub trzy osoby omawiające rożne tematy. Po kilku dosłownie chwilach moja paczka papierosów świeciła pustką bo niepalące damy raptem zamieniły się w kurzące baby. W domu żadna nie zapali bo to nie zdrowo i brzydko wygląda i straszliwie śmierdzi ale gdy mężowie ich nie widza wszystkie zasady umykają na dalekie peryferie rozsądku. No trudno za nieuwagę trzeba było zapłacić ale w aucie zawsze mam dodatkowy zapas nikotyny w białych tutkach. W pokoju odgrodzonym od kuchni bufetem jakby poszarzało ale nikt na to nie zwracał uwagi. Pomimo ogrzewania na maxa i otwartego okna mgiełka dymu dodawała nastroju. Po godzinie wymiany poglądów osoby w grupach wymieniły się i nic nie wskazywało na to, ze o północy będziemy miały dość. Siedziałam pomiędzy Agatą i Weroniką, które były skarbnicą wiedzy na temat kto, z kim i dlaczego. Właśnie omawiałyśmy stosunki małżeńskie Ryśka i Elżbiety gdy do drzwi wejściowych ktoś bardzo energicznie zapukał. Czy byłyśmy zbyt głośno i sąsiad nie wytrzymał? Pewnie tak bo jak może zachowywać się cicho dwanaście bab łaknących nowych sensacji. To nie było pukanie a raczej łomot do drzwi i wszystkie spojrzałyśmy w ich stronę. Rozmowy urwały się natychmiast i każda miała wyraz zaskoczonej nastolatki przyłapanej na pierwszym pocałunku. Same niewiniątka siedziały i stały w oparach wina i dymu. Petronela ruszyła w stronę drzwi bo niestety musiała stawić czoło nieprzewidzianym na dzisiejszy wieczór przeciwnościom. Zanim jednak zrobiła drugi krok drzwi otworzyły się i w nich ukazała się Anka. Ona jest mistrzynią świata w dobrych wejściach, dziś udało jej się ponownie. Weszła do pokoju śledzona wzrokiem wszystkich zebranych. Trochę skłamałam bo najpierw próg przekroczyły jej sztuczne cycki a dopiero za nimi cała reszta Anki. Jak zwykle dekolt miała tak głęboki, ze gdyby się pochyliła przy powitaniu to również sutki przyłączyłyby się do witania się z koleżanką.
- Patrz ona ma brokat, idiotka! - Agata wrzasnęła szeptem prosto do mojego ucha wewnętrznego zupełnie pomijając to zewnętrzne, ze aż skurczyłam się z bólu. Z tej odległości nie widziałam szczegółów ale przekonałam się, ze Agata miała racje gdy wymieniłyśmy z Anka pocałunek policzkami. Jest zgrabna i ładna ale... Jak to mówią mężczyźni; jak jest ładna i zgrabna to rozum jest niepotrzebny. Miała brokat na dekolcie i twarzy. Zupełnie niestosowny na okazje pogaduszek. Wyglądała bardziej karnawałowo niż domowo i od razu spostrzegłam zawistne spojrzenia przyjaciółek utkwione w nowym objecie do plotkowania. Petronela zabrała Ankę za bufet i zaczęły wymieniać poglądy obie naraz nie przerywając jedna drugiej. Pomagało im w tym Chianti wybrane przez przypadek bo było w czym wybierać. Tak, tak kobiety potrafią mieć rozdzielna uwagę a Napoleon to pikuś w porównaniu z nami. Z mojej lewej i prawej strony zaczęły się sądy ostateczne nad Anką a ja poczułam ból szyi bo dawno nie miałam takiej gimnastyki w kręceniu głową o 180 stopni, tylko sowa jest lepsza ode mnie. Nie uroniłam ani jednego słowa a za bufetem, jak to za bufetem rozpoczęło się coś dziać. Petronela z Anką polewały ostro nie zdając sobie sprawy, ze właśnie dwudziestoprocentowy alkohol najszybciej uderza do głowy. Dosłownie przyssały się do butelki tego zdradliwie mocnego wina jak porzucony osesek wreszcie przystawiony do cycka. Ich podniesione glosy świadczyły o tym, ze już dawno przeholowały. One na sto procent zmierzały do słownego pojedynku który za chwile rozegra się na naszych oczach. Te z nas, które stały bliżej bufetu uważnie przysłuchiwały się słowom wykrzykiwanym pomiędzy kolejnymi łykami wina. Zostało go już tylko trochę na dnie w butelce. Ja niestety w całym tym zgiełku nie wiedziałam o co chodzi. Siedziałam za daleko a piszczące Petroneli i Anki słowa były dla mnie niezrozumiale. Nic straconego dowiem się przecież niechybnie już niedługo. Raptem jak grzmot ryknęła Anka, nie przypuszczałam, ze ma aż tak donośny głos.
- Nie odbierasz? Już dzwoni drugi raz. - p. nie dal mi szansy na przegapienie telefonu. Nie miałam dzisiaj ochoty na kolejny skandal ale pamiętna słow małżonka; "odbieraj telefon bo może akurat teraz ktoś potrzebuje pomocy" zmusiłam się lekko niezadowolona. Przyłożyłam aparat do ucha i zanim zdążyłam powiedzieć sakramentalne "halo" coś zaszumiało i zasyczało. Oderwałam rękę od ucha aby nie ogłuchnąć. Co to mogło być? Znów przybliżyłam telefon.
- Halo, czy to ty? Petronela? - W słuchawce wydawało mi się, ze słyszę zadyszkę astmatyka który wszedł na sam szczyt Mount Everest bez przystanku. Cos gwizdało i świszczało a dodatkowe odgłosy przypominały mi przesuwanie mikrofonu po dywanie.
- Tak. Lecę. - I znów podobny zestaw zakłóceń produkowanych chyba przez Petronele, bo telefon mam nowiusieńki i przez trzy tygodnie posiadania go nie miałam najmniejszego problemu z rozmowami, dotkliwie świdrował wnętrze mej czaszki.
- To jak już wylądujesz to zadzwoń bo mam wielkie kłopoty ze zrozumieniem ciebie. Cześć. - Nie jestem masochistka z urodzenia ani z wykształcenia i nie mogłam skazywać się na ciąg dalszy podobnych katuszy.
- Odbiło ci? Biegnę po schodach w sklepie. Jestem umówiona z Anką. - Od razu wyczułam delikatne kłamstwo. Po pierwsze nie jestem a byłam umówiona. Pośpiech Petroneli wskazywał na co najmniej półgodzinne spóźnienie. Kobiety zwykle umawiają się o równych godzinach a w szczególnych przypadkach ewentualnie trzydzieści minut po. Piętnaście minut na damskim zegarku jest tak małą jednostką, że jest niezauważalną. Wywnioskowałam, ze Petronela jest pół godziny (jak zwykle) spóźniona.
- Z jaką Anką? Chyba nie chcesz powiedzieć, że z "TĄ" Anką. - Powiedziałam to zbyt donośnie a p. określił mój ton jako wrzask płonącej na stosie czarownicy. W uchu rozbrzmiały słowa których wolałabym nie usłyszeć.
- No z tą która była u mnie przedwczoraj. - Zamarłam w zamyśleniu nad klinicznym zanikiem zdrowego rozsądku u mojej koleżanki.
- Chyba żartujesz, porąbało cie stara wariatko!? - Te miłe słowa wypłynęły z moich ust wartkim potokiem i były jak ambrozja dla moich uszu. Jak Petronela mogła umówić się z Anką po tamtym co zaszło. Nie mogłam sobie wyobrazić, że ślepota niektórych prowadzi ich niechybnie do zguby. Ale może powinnam zacząć od samego początku abyście i wy mogli ustosunkować się do mojej reakcji.
Dwa dni wcześniej.
Zbliżała się szósta trzydzieści i już prawie byłam na progu w drzwiach. Coś mnie trzymało w domu ale nie mogłam się zdecydować w którą stronę mam pójść. Czy do auta czy zawrócić i usiąść na kanapie. Dziecko mam juz dorosłe i pewnie gdzieś pyka marihuanę albo obala kolejny browar nie dbając o zmartwionych rodziców a męża za żadne skarby całej galaktyki nie zmuszę do pojechania ze mną. Głównym i jedynym zarazem powodem była moja koleżanka Petronela. p. nie trawi jej nawet przez pięć minut i nie śmiałam zaproponować mu wyjścia z domu jako moja przyzwoitka. Niechybnie spotkałaby mnie zdecydowana odmowa z całym bukietem wyzwisk wiec wolałam zaoszczędzić sobie całego, znanego mi już cyrku i z ciężkim sercem poszłam jednak w stronę auta. Nic wcześniej nie wiedziałam, ze zmierzam na zlot znajomych mi wiedźm i byłam wdzięczna, ze p. nie pojechał ze mną a Petronele bluźniłam za to, ze nic nie powiedziała o wieczorze plotkarskim. Było ich u Petroneli około dwunastu i zajęłam miejsce na kanapie pomiędzy dwiema. Przyniosłam ze sobą na to spotkanie półtoralitrową butelkę Chianti, wina które lubię ale pije je z umiarem bo ma aż 19,5% alkoholu. Akurat tyle ile drinki przyrządzane za barem. Dostałam kieliszek tego właśnie wina na moje specjalne życzenie bo wole swoje ze względu na to, ze wiem co pije. Nie przepadam za jakimiś winem bez konkretnej nazwy którego smak bardziej przypomina siki pawiana chorego na nerki niż napój bogów. O dziwo, wszystkie z zaproszonych koleżanek przybyły na czas. Wytłumaczyć to można tylko jednym, każda z nas była po prostu spragniona nowinek i od razu rozpoczęłyśmy mielenie ozorami bez pamięci. Wytworzyły się miniaturowe grupki po dwie lub trzy osoby omawiające rożne tematy. Po kilku dosłownie chwilach moja paczka papierosów świeciła pustką bo niepalące damy raptem zamieniły się w kurzące baby. W domu żadna nie zapali bo to nie zdrowo i brzydko wygląda i straszliwie śmierdzi ale gdy mężowie ich nie widza wszystkie zasady umykają na dalekie peryferie rozsądku. No trudno za nieuwagę trzeba było zapłacić ale w aucie zawsze mam dodatkowy zapas nikotyny w białych tutkach. W pokoju odgrodzonym od kuchni bufetem jakby poszarzało ale nikt na to nie zwracał uwagi. Pomimo ogrzewania na maxa i otwartego okna mgiełka dymu dodawała nastroju. Po godzinie wymiany poglądów osoby w grupach wymieniły się i nic nie wskazywało na to, ze o północy będziemy miały dość. Siedziałam pomiędzy Agatą i Weroniką, które były skarbnicą wiedzy na temat kto, z kim i dlaczego. Właśnie omawiałyśmy stosunki małżeńskie Ryśka i Elżbiety gdy do drzwi wejściowych ktoś bardzo energicznie zapukał. Czy byłyśmy zbyt głośno i sąsiad nie wytrzymał? Pewnie tak bo jak może zachowywać się cicho dwanaście bab łaknących nowych sensacji. To nie było pukanie a raczej łomot do drzwi i wszystkie spojrzałyśmy w ich stronę. Rozmowy urwały się natychmiast i każda miała wyraz zaskoczonej nastolatki przyłapanej na pierwszym pocałunku. Same niewiniątka siedziały i stały w oparach wina i dymu. Petronela ruszyła w stronę drzwi bo niestety musiała stawić czoło nieprzewidzianym na dzisiejszy wieczór przeciwnościom. Zanim jednak zrobiła drugi krok drzwi otworzyły się i w nich ukazała się Anka. Ona jest mistrzynią świata w dobrych wejściach, dziś udało jej się ponownie. Weszła do pokoju śledzona wzrokiem wszystkich zebranych. Trochę skłamałam bo najpierw próg przekroczyły jej sztuczne cycki a dopiero za nimi cała reszta Anki. Jak zwykle dekolt miała tak głęboki, ze gdyby się pochyliła przy powitaniu to również sutki przyłączyłyby się do witania się z koleżanką.
- Patrz ona ma brokat, idiotka! - Agata wrzasnęła szeptem prosto do mojego ucha wewnętrznego zupełnie pomijając to zewnętrzne, ze aż skurczyłam się z bólu. Z tej odległości nie widziałam szczegółów ale przekonałam się, ze Agata miała racje gdy wymieniłyśmy z Anka pocałunek policzkami. Jest zgrabna i ładna ale... Jak to mówią mężczyźni; jak jest ładna i zgrabna to rozum jest niepotrzebny. Miała brokat na dekolcie i twarzy. Zupełnie niestosowny na okazje pogaduszek. Wyglądała bardziej karnawałowo niż domowo i od razu spostrzegłam zawistne spojrzenia przyjaciółek utkwione w nowym objecie do plotkowania. Petronela zabrała Ankę za bufet i zaczęły wymieniać poglądy obie naraz nie przerywając jedna drugiej. Pomagało im w tym Chianti wybrane przez przypadek bo było w czym wybierać. Tak, tak kobiety potrafią mieć rozdzielna uwagę a Napoleon to pikuś w porównaniu z nami. Z mojej lewej i prawej strony zaczęły się sądy ostateczne nad Anką a ja poczułam ból szyi bo dawno nie miałam takiej gimnastyki w kręceniu głową o 180 stopni, tylko sowa jest lepsza ode mnie. Nie uroniłam ani jednego słowa a za bufetem, jak to za bufetem rozpoczęło się coś dziać. Petronela z Anką polewały ostro nie zdając sobie sprawy, ze właśnie dwudziestoprocentowy alkohol najszybciej uderza do głowy. Dosłownie przyssały się do butelki tego zdradliwie mocnego wina jak porzucony osesek wreszcie przystawiony do cycka. Ich podniesione glosy świadczyły o tym, ze już dawno przeholowały. One na sto procent zmierzały do słownego pojedynku który za chwile rozegra się na naszych oczach. Te z nas, które stały bliżej bufetu uważnie przysłuchiwały się słowom wykrzykiwanym pomiędzy kolejnymi łykami wina. Zostało go już tylko trochę na dnie w butelce. Ja niestety w całym tym zgiełku nie wiedziałam o co chodzi. Siedziałam za daleko a piszczące Petroneli i Anki słowa były dla mnie niezrozumiale. Nic straconego dowiem się przecież niechybnie już niedługo. Raptem jak grzmot ryknęła Anka, nie przypuszczałam, ze ma aż tak donośny głos.
- Jesteś gruba, brzydka i głupia. - Widocznie brakło jej argumentow. Charczała jak wsciekly pies a zamiast piany z ust w stronę Petroneli wystrzeliła fontanna małych kropelek czego żadna z nich nie zauważyła. Anka odwróciła się na piecie, chwycila płaszcz przewieszony na oparciu krzesła i trzasnęła za sobą drzwiami. Ja poczułam ciarki na plecach i odjęło mi zdolność myślenia. Patrzyłam na Petronele czy nie trafi jej szlag. Nie trafił i natychmiast przyczepiła się do najbliżej stojącej Haliny z cudownym uśmiechem na ustach.
Wkrótce wyszłam z tej imprezy zastanawiając się czy oby Anka nie miała racji. Te dwa pierwsze epitety były chybione ale ten trzeci?
Wkrótce wyszłam z tej imprezy zastanawiając się czy oby Anka nie miała racji. Te dwa pierwsze epitety były chybione ale ten trzeci?