1

czwartek, 11 listopada 2010

Mount Hood

Bez śniadania uciekliśmy z „wymarłego” kempingu ale silnej woli do głodówki wystarczyło nam na godzinę. Zatrzymaliśmy się na parkingu przy autostradzie i przygotowałam przydrożne śniadanie. Dużo kawy i kanapki z polska konserwa, uczta! Przy jedzeniu towarzyszyły nam dwa jaskółcze głodomory, które z niecierpliwością oczekiwały mamy zaopatrzeniowca. Przylatywała dość często ale nasza bliskość ja denerwowała i bała się nakarmić młode. Przesiedliśmy się do drugiego stołu i teraz we czwórkę mogliśmy spokojnie zajadać smakołyki.
Usiadłam sobie na murku aby popatrzeć na latające jaskółki i usłyszałam spokojny głos przyprawiający mnie o zawal.
- Nie ruszaj się pod żadnym pozorem. - Jak zwykle w takich sytuacjach tak i teraz wyobraziłam sobie, ze chodzi po mnie straszliwie obrzydliwy pająk albo robal. Zesztywniałam i wzrok znieruchomiał mi na twarzy p. Nic nie mogłam wyczytać a fakt, ze wziął do reki aparat fotograficzny lekko mnie wzburzył. Czy chce zrobić mi ostatnie zdjęcie?
Mój wzrok chyba go poraził bo usłyszałam: nie ruszaj się nic ci nie grozi, nie ruszaj się przez chwilkę. Gdy zrobił zdjęcia powiedział: spójrz w lewo na swoja rękę. Tuz obok mnie siedziała jaszczurka, przyjrzałam się jej dokładnie ale gdy dołączyła do niej druga to wstałam płosząc je umyślnie.
- To może pojedziemy? - Z dwojga zlego już wole towarzystwo p. niż gadów.

Po lewej zbocze, po prawej rzeka a przed nami góra widoczna z daleka. Jak widać nie jestem poetka ale to chyba najlepsze określenie widoku towarzyszącego nam przez wiele kilometrów. 
Rzeka Columbia jest naturalną granicą pomiędzy stanami Washington i Oregon. Majestatyczna, wolno płynąca i niechętna do zakrętów. Rzadko się zdarza aby dwa brzegi rzeki były tak rożne jak tutaj. Poludniowa strona należąca do Oregonu to góry porośnięte lasami a brzeg północny kontrastował żółcią wyschniętych traw porastających leniwe wzgórza. Właśnie tam umiejscowiono dość rozległą elektrownie. Widok białych wiatraków już nikogo dzisiaj nie dziwi ale jakoś mi nie pasuje.
Pamiętałam, ze Mt. Hood i wodospady to nasze punkty zainteresowań w drodze na wybrzeże. Zjechaliśmy z autostrady i krajobraz zmienił się nie do poznania. Wąska, pnąca się pod gore droga prowadziła nas przez sady i winnice. Jaki wspaniały musi tu być klimat skoro udają się jabłka i winogrono dobrej klasy aby można z niego produkować wino. W jednej z winnic kupiliśmy butelkę tutejszego specjału po wcześniejszej degustacji. Wino było smaczne i bardzo aromatyczne co wzbudziło nasze podejrzenia i dlatego nie skusiliśmy się na więcej.
Po drodze natknęliśmy się na wesoły i kolorowy stragan oferujący przejezdnym kukurydze, warzywa i owoce. 
Jeszcze tylko sto zakrętów i już za chwilkę będziemy na miejscu.
Wspinając się kreta droga pośród lasu od czasu do czasu widzieliśmy szczyt Mount Jefferson również z białą czapka ze śniegu.
Szkoda, ze tam nie pojedziemy, jest ona za daleko i zupełnie nie po drodze. Człowiek to dziwna istota ciągle mu mało i mało. Już prawie osiągamy cel i natychmiast wymyślamy kolejny.
Mount Hood jest najwyższą górą Oregonu i wznosi się na wysokość 3429 m n.p.m. Dzisiaj ta wulkaniczna góra uznawana jest jako uśpiona lub nieczynna ale wiemy przecież, ze Wezuwiusz tez do momentu swego wybuchu był uznawany za nieczynny dopóki Pompeja nie  zniknęła z powierzchni ziemi na zawsze. Mt Hood leży w pasmie czynnych wulkanów jak np. Mt Helen, która ciągle jest niebezpieczna. Tak na wszelki wypadek długo nie przebywaliśmy w bezpośredniej bliskości tego giganta.
Na szczycie zamiast białego śniegu leżał lekko beżowoszary. Hulający wiatr na szczycie unosił w powietrze pyl skalny i osadzał go na śniegu. Temperatura była wyśniona do leżakowania a lekki wiaterek owiewał bosko ciało. Już zaczęłam rozglądać się czy gdzieś obok schroniska znajdę jakieś przytulne miejsce gdy usłyszałam: ladnie tu ale musimy pędzić dalej zanim się obudzi wulkan. We wszystkim trzeba mieć umiar i zdrowy rozsadek powinien dawać znać o sobie ale my nie wykazaliśmy ani jednego ani drugiego wytyczając taka długą trasę. Teraz ponosimy konsekwencje i żeby nie wiem jak bardzo podobało mi się tutaj w górach to i tak musimy jeszcze dziś dotrzeć na wybrzeże.
Mount Hood jako jedyna w północnej Ameryce zapewnia narciarzom uprawianie „białego szaleństwa” przez caly rok i jak widać na zdjęciu jest ich tam zawsze przynajmniej kilku. My byliśmy tam w dzień powszedni i tłoku nie było, zaledwie garstka. Pewnie weekendy ściągają większa ich ilość.
Nałogowych narciarzy nie brakło nawet w środku lata ale jakoś nie pasowali do tej pory roku. Narty, kije i kombinezony nierozerwalnie kojarza mi się z zima. Puste korytarze schroniska utwierdzaly mnie w tym przekonaniu.

26 komentarzy:

  1. Niesamowita ilosc roznorodnych widokow, wrazen i klimatow. Jaszczurki jak broszki, ale tez wole ogladac je na zdjeciu. Widoki wulkanow wzbudzaja we mnie przerazenie, chociaz wygladaja dostojnie i wladczo. Dobrze, ze uciekliscie w strone wybrzeza! Joter

    OdpowiedzUsuń
  2. To teraz Ataner wie skąd Motylek wytrzasnął nazwę swojego bloga...

    Dodam jeszcze, że jak się przylatuje do Portland samolotem, to piloci zawsze tak odchylają samolot, żeby pasażerowie mogli sobie obejrzeń Mt. Hood.

    A Mt. Hood to dość niebezpieczna góra - co roku ginie na niej jakiś amator wspinaczki, nawet doświadczeni himalaiści są w gronie jej ofiar.

    To co, następny wpis poświęcony będzie Multnomah Falls?

    OdpowiedzUsuń
  3. Joterku - nie przepadam za obcymi gadami wystarczy mi ten domowy, buziaczki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja byłabym wśród tych nałogowych narciarzy... pięknie tam

    OdpowiedzUsuń
  5. Arytko - Nie jestem zwolenniczka narciarstwa, jak p. Gdy juz jestem w niewoli i mam w swoich dloniach kijki i samobojczy widok przed soba to ide w za nim jak kochanka. Obolale czesci ciala relaksuje w basenie a pozniej blogi sen wynagradza mi ulomnosci dnia codziennego. Nigdy nie zapomne naszych letnich wakacji na nartach we Wloszech na lodowcu. Bikini i stanik to jest magnesem na narciarzy. Jeden taki z owlosionym torem sni mi sie do dzis.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mount Hood - piekna ale niebezpieczna - moze stad to pustkowie turystyczne? Nie "znam" jej osobiscie. Gory, wspinaczki uwielbiam choc narciarstwa nie uprawiam. Zachodnie wybrzeza USA uwazam za wiele piekniejsze niz wschodnie i pragnelabym kiedys odwiedzic. Dobrej zabawy, Ataner!

    OdpowiedzUsuń
  7. Sorry - to bylo od Serpentyny.

    OdpowiedzUsuń
  8. No to juz wiem gdzie jestes!
    Widoki piekne, jaszczurki ladne i fotogeniczne choc i ja nie przepadam za nimi.
    Fajna wyprawa, jak kazda Twoja, a Twoj P. swoja droga to Ci czasem potrafi adrenaline podniesc, nie ma co, ja juz bym umarla ze strachu :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Już myślałam, że to waran, albo inny smok z Komodo, a tu niewinna jaszczurka! :-))))
    Góra przecudnej urody, chociaż groźnie wyglądająca. Zazdraszczam tych widoków!

    OdpowiedzUsuń
  10. Serpentyno - niektorych pociaga ryzyko zdobywania niezdobytch wczesniej szczytow. Gusta nie podlegaja dyskusji ale Nowa Anglia zawsze zachwyca i jest zupelnie inna niz Zachod. Oto jest Ameryka dla kazdego cos milego - chcesz i masz! O jednym pamietaj na zachodnie wybrzeze nie jedz latem bo mgly zepsuja caly urok. Zapytaj Motylka [znajdziesz ja na moim blogu jako wiernego i ulubionego czytacza :)] ona jest ekspertem od pogody bo tam wlasnie mieszka. Mozesz rowniez pozostac tutaj bo i o tym bedzie mowa. Zycze Ci milego weekendu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wildrose - Ja nie umre na zawal serca bo p. stresuje mnie codziennie, twierdzi, ze monotonia zabija. Tresuje mnie przed prawdziwa wyprawa w dzungle pelna smokow ale mysle i wiem, ze nie dozyje tego momentu. Pelzajace weze i inne niezidentyfikowane gatunki tropiku jak trujace motyle sa dla mnie nie do zaakceptowania. Nie ruszam sie w takie tereny bo moje trenowane serce jest jednak slabe. Siedze sobie i rozkoszuje sie jesienia bez adrenaliny. :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Fusillo - Z ta niewinnoscia to tak od razu sie z Toba nie zgodze. Zywym przykladem moze byc moj wlasny p. Jak czegos potrzebuje to macha lapkami jak muppet a czasami warczy jak wsciekly pies dingo. Ja tez jestem nienasycona przyroda ale dalej bedzie jeszcze fajniej. Pozdrawiam z mojej wygodnej kanapy i deszczem za oknem.

    OdpowiedzUsuń
  13. "Po lewej zbocze, po prawej rzeka a przed nami góra widoczna z daleka. Jak widać nie jestem poetka ale to chyba najlepsze określenie widoku towarzyszącego nam przez wiele kilometrów." - ale się uśmiałam z tego zdania. Czasem faktycznie nie ma sensu kombinować i dodatkowo upiększać tekst, w końcu w prostocie tkwi piękno, a najprostsze zdania czasem najbardziej oddają sens :)


    Śliczne jaskółki! W tym roku byliśmy rodziną zastępczą dla uroczej, irlandzkiej trójki jaskółeczek, które wypadły z gniazda i nie potrafiły latać. Karmiliśmy je, uczyliśmy latać, a kiedy już przyszła pora wypuszczenia ich na wolność, łza się nam zakręciła w oku! Świetne były - szczególnie wtedy, kiedy same z siebie, tak po prostu spontanicznie, lądowały nam na głowie, albo usiadały na rękach. Ach, rozmarzyłam się... Mam tylko nadzieję, że poradziły sobie na wolności, że przeżyły.

    Mamy nawet ich zdjęcie oprawione w ramkę ;) Wiem, wiem, brzmi jakbym była wariatką :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Taito - milo z twojej strony, ze jaskolki potraktowalas lepiej jak pana z elektrowni. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  15. kazdy stan ma swoje uroki; u nas jaszczurki i weze na porzadku dziennym, jaszczurki nawet w domu mnie nie przerazaja, ale na widok weza zamieram :) artdeco

    OdpowiedzUsuń
  16. Przepiękne widoki i atrakcje. Jaszczurkom mówię "dziękuję, nie ". Nie cierpię gadów, nawet żeby najpiękniejsze były. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. A u nas pogoda pomału zaczyna szaleć, a to upał w połączeniu w wichurą, albo zimno i deszcz. Jednak jeszcze można spokojnie pojeździć rowerkiem po ładnych rasach Wrocławia.
    Pozdrawiam Cię Reniu serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  18. No proszę, to zagląda do Ciebie Reniu jeszcze ktoś z Wrocławia. A myślałam, że jestem sama. Tylko dlaczego ta osoba się nie podpisała hmmm?

    OdpowiedzUsuń
  19. Bardzo atrakcyjna wycieczka, choć z pewnością byliśie zawsze wieczorem padnięci.A jaskółcze pisklaki rozkoszne. Te jaszczurki to nie były wielkie i one wcale a wcale nie są grozne. Widoki piękne i nawet one ukazują ogrom tych amerykańskich przestrzeni.W wzgórze z wiatrakami wygląda nawet dość zabawnie.Nie pogniewasz się na mnie, gdy Cię umieszczę w swoich linkach?
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. artdeco - to prawda kazdy stan ma swoje uroki ale jaszczurki i weze dla mnie nie sa urokliwe. Boje sie ich, pozdrawiam.
    Niestety kluczyk nie dziala i moge wiejsc na Twojego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  21. artdeco - zjadlam nie, nie moge wejsc na Twojego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  22. Rineczko - nasza ukochana mistrzyni Ewa na handbiku jest z Wroclawia, ale mysle, ze oprocz Was tam jeszcze ktos zyje:)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Ewo - korztystaj poki mozesz z ladnej pogody bo jak przyjda mrozy i sniegi to pozostanie Ci zamarznieta Odra. Trzymaj sie! My trzymamy kciuki za zbiorke pieniedzy na rower:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Anabell - ja tam wole dmuchac na zimne, nie wiem ktora jaszczurka moze byc jadowita jezeli takowe sa. Jezeli mnie umiescisz na swoim blogu bedzie mi bardzo milo, a czy ja moge? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń