1

sobota, 6 listopada 2010

Oregon

Nastała ciemna noc i oprócz gwiazd na niebie nie było co oglądać. Krajobraz chyba za bardzo się nie zmienił bo od czasu do czasu dostrzec można było dalekie i nagie wzgórza. Byłam zmęczona siedzeniem od rana do nocy w aucie nawet wygodnym jak to. 
- Daleko jeszcze? - pytałam co jakiś czas bo mój umysł już nie działał a ciało domagało się snu. Mogłam położyć się z tylu do spania ale wtedy zmęczony p. usnął by prędzej niż ja. Musiałam dotrzymywać mu towarzystwa bo jak razem to na dobre i na złe.
- Daleko. W Ameryce wszędzie jest daleko. - Odpowiedział bez entuzjazmu w glosie. Bez entuzjazmu to zbyt optymistyczne stwierdzenie. Jego głos wyrażał beznadzieje naszego położenia. Jechaliśmy zwykłą droga poprzez pustkowia i o jakimkolwiek noclegu nie było mowy. 
- Wiem, tak gadam bez sensu bo spać mi się chce okrutnie. Jestem gotowa spać byle gdzie aby jak najszybciej. - Nie mieliśmy zapałek aby podtrzymywać zamykające się powieki, taśmy klejącej tym bardziej. Głowa kiwała mi się jak u noworodka jakby szyja nie miała w ogóle mięśni. W dzień jeszcze można się czymś zainteresować ale nocą w świetle reflektorów nie było widać nic oprócz czerni asfaltu i uczucie zmęczenia jeszcze się potęgowało. 
- Myślę, ze za godzinę będziemy w Pendleton. Poszukaj mapki z trasa dojazdowa do kempingu. - Tak na odczepne pewnie coś powiedział abyśmy mieli o czym pogadać a mnie wyrwać z letargu. Dojazd był bardzo łatwy i podjechaliśmy pod biuro kempingu grubo po północy. Ciarki po plecach nam przeszły na widok tego wymarłego miejsca. Nie paliły się ogniska, nie było świateł w pojazdach kempingowych, zupełnie nic nie wskazywało, ze są tu ludzie. To, ze nikogo nie było o tej porze w okienku nas nie zadziwiło. Znaleźliśmy plan zagospodarowania terenu i pojechaliśmy sprawdzić czy są wolne miejsca na namiot. Wszyscy już spali i wydawało nam się, ze to zupełnie nienaturalne, lekka mgiełka dodawała nastroju horroru. Zwykle o tej porze ktoś siedzi przy ognisku i życie toczy się jak wartki potok. Tutaj jakby wszyscy poszli spać jak na komendę w wojsku. Wcześniej mówiłam, ze mogę spać w dowolnym miejscu i nawet mi obojętne jak to miejsce będzie wyglądało ale cos takiego to już lekka przesada. Miejsca na namioty były pod płotem a zaraz za nim blok mieszkalny. Cóż było robić, bez zbytniego wybrzydzania zostaliśmy. Było zimno i wilgotno wiec do śpiworów wskoczyliśmy jak kury do kurnika uciekające przed lisem. Rankiem wszystko było spakowane zanim przygotowałam kawę. Nikogo po za nami nie widziałam i utwierdziłam się w przekonaniu, ze wszyscy zostali pokąsani przez muchy tse-tse. Podjechaliśmy pod prysznice aby już nigdzie nie chodzić. Rozgrzana i obudzona po porannej kąpieli gotowa byłam na spotkanie z wyczekiwanym od dawna stanem Oregon. Od dziś zaczynamy prawdziwe wakacje.

12 komentarzy:

  1. Prawdziwe wakacje!!! Marzy mi się odpoczynek... wszędzie gdzie się da ale wakacje

    OdpowiedzUsuń
  2. To faktycznie opis noclegu jak z horroru. Czekam na ciąg dalszy. Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  3. Arytko - mnie tez marza sie wakacje, ale dwuletnie jak z ksiazki JV.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rinko - bac sie nie balam bo bylam z p.,ale bylo nieprzyjemnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, ze droga byla taka meczaca. Korzystajac z dreszczyka strachu i grozy, mozna wsunac sie i schowac pod skrzydla opiekuna i przewodnika, pana p.
    Az zaczelam Ci odrobinke zazdroscic!

    OdpowiedzUsuń
  6. Joterku - tak to bywa, ze droga do celu jest meczaca. Tej nocy oboje bylismy zmeczeni i wystraszeni, buziaki.

    OdpowiedzUsuń
  7. I naprawdę nie dociekałaś rano, czemu tak pusto?
    A może po prostu to była mało "wakacyjna" pora i dlatego takie pustki?

    OdpowiedzUsuń
  8. anabell - oczywiscie , ze dociekalam :) Nie bylabym soba gdybym tego nie sprawdzila tym bardziej, ze caly camping byl zajety (byly wolne tylko dwa miejsca namiotowe) takze nie bylo to wymarle miejsce opuszczone przez ludzi i wiadomo kogo,haha.
    Troszke juz jezdzimy po tej Ameryce i bylismy w wielkim szoku bo zawsze na camingach widac ludzi o kazdej porze dnia i nocy. Oregon nas zaskoczyl i ....ale o tym napisze.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ha! Dokładnie tak - nastrój niczym w filmie grozy. Tak właśnie sobie pomyślałam, kiedy czytałam Twoje słowa. Kilka sekund później dotarłam do zdania, w którym sama tak napisałaś :) Brr. Jestem strasznie strachliwa, więc pewnie miałabym tam stan przedzawałowy ;)

    Ps. Za krótki ten post ;) Będzie jakiś ciąg dalszy? :)

    Pozdrawiam serdecznie z jesiennej Irlandii :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Taito - spedzilismy na kempingu ok. 5 godzin. Post krotki bo nasz pobyt byl krotki i dalszego ciagu horroru w Pendleton nie bedzie. Kolejne mrozace krew w zylach przezycia w nastepnych odcinkach z naszej podrozy. Zapraszam i pozdrawiam bardzo serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  12. No to i ja nadrabiam zaleglosci blogowe... uff troche tego jest.
    A wiec Oregon, hmm a gdzie to, musze na mape USA spojrzec by kontynuowac czytanie Twojej opowiesci!

    OdpowiedzUsuń