1

niedziela, 5 sierpnia 2012

Finlandia - prawie koniec.

   Takiego lata każdy może mi pozazdrościć. Do dziś wspominam je z lubością. Wtedy nie wiedziałam co to są upały i myślałam, ze już cieplej nie może być bo ludzkie ciało tego nie wytrzyma. Dziś, gdy sama doświadczyłam upiornych upałów na pustyni gdy nie tylko żar lał się z nieba ale i piasek parzył przez buty, już wiem, ze człowiek może więcej niż nam się wydaje. Umiejscowiony pośród wysokich i gęsto rosnących drzew camping wydawał nam się oazą dającą cień i wypoczynek. Namiotów było niewiele, rozbitych tam gdzie kto chciał bo nie było specjalnie wyznaczonych w tym celu miejsc. Nasz mikroskopijny, dwuosobowy namiot niknął pośród grubych pni drzew a można było go dostrzec jedynie dzięki ohydnemu pomarańczowemu kolorowi. Zaraz obok była podwójna ławka ze stołem po środku. Właśnie tutaj ustawiliśmy maszynkę do gotowania, pojemniki z woda i całą resztę kuchni. Stało to wszystko na zewnątrz przez kilka dni dostępne dla każdego przechodzącego obok głodomora. Jak to bywa w Finlandii jezioro było tuz obok i właśnie nad jego brzegiem spędzaliśmy większość dnia. Zobaczyć dziesięciu Finów w jednym miejscu to demonstracja na skalę dziennika telewizyjnego a tutaj chyba całe miasteczko postanowiło wykorzystać ładne dni. Od nastolatków przez młode pary z dziećmi po stare kobiety, wszyscy korzystali z dobrodziejstwa wody. Starych mężczyzn, tych po czterdziestce nie widzieliśmy i doszliśmy do wniosku, ze pracują w polu lub zajęci są zarabianiem pieniędzy w inny sposób. Zaraz obok piaszczystej plaży zebrało się kilka pań piorących dywaniki. Wzbudziło to w nas obawę, ze detergenty są mile widziane w pralce ale nie w bezpośrednim sąsiedztwie gołych ciał. Już wiedzieliśmy, ze używając niemieckiego dogadamy się ze starszymi a angielski jest znany wśród młodzieży. Zasięgnęliśmy języka u źródła i okazało się, ze używane mydło do prania chodników jest pochodzenia roślinnego i oparte na soku z jakiegoś drzewa. Rece duzo nam pomogły ale skromny zasób słow nie pozwolił nam na zidentyfikowanie nazwy tegoż gatunku. Jak ktoś wie niech podpowie. Uspokojeni wyjaśnieniem i beztrosko paplającymi się tuz obok dziećmi uznaliśmy, ze my tez wejdziemy do wody ale jak najdalej od zdrowego mydła. Woda przynosiła ulgę dla ciała bezlitośnie atakowanego promieniami ciągle niezachodzącego słońca. Wszyscy byli radośni i uśmiechnięci. Prawie wszyscy. Dwóch osobników płci męskiej wylegiwało się na kocu i bardzo rzadko zanurzali swe nogi aż po kolana. Obydwoje byli chudzi i przeźroczyści czym wyróżniali się z tłumu. Rozmawiali po angielsku i jak na dłoni malował się obraz ludzi zamieszkujących mgliste i dżdżyste wyspy. Tak jak Anglicy wpatrywali się uparcie w gole piersi kobiet i ledwo osłonięte pośladki tak ja nie mogłam nadziwić się co te chudzielce założyły do kąpieli. Plaża zawsze kojarzy się z ledwo osłoniętym ciałem bez względu na płeć czy wiek. Każdy ma takie ciało jakie dostał po rodzicach, dziadach i pradziadach. Nie da się ukraść go Lollobrigidzie czy Schwarzeneggerowi i o braku tu czy owdzie lub nadmiarze nikt za bardzo nie rozmyśla gdy słońce rozgrzewa a woda chłodzi. 
Anglicy jako jedyni mieli gacie po kolana. Choć to już od Adama niemożliwe to jednak marketingowej machinie udało się stworzyć aseksualnego mężczyznę, który zamiast slipków ma obszerne i długie gacie. Wiele czasu upłynęło od tego szoku-widoku ale ciągle nie mogę zaakceptować długich spodni do pływania bo ani to ładne ani zgrabne, wole te czerwone. 
Wspomnę tutaj, ze w Chicago naszego kolegę wyproszono z publicznego basenu bo miał właśnie takie sportowe majtki kąpielowe, żadne z sex szopu tylko zakupione w popularnym tutaj Sportmarcie, znanej firmy Speedo. 
 Wieczorem popijając ciepłe piwo i zajadając się konserwą i zupką z papierka zauwazylismy, ze naszymi sąsiadami są Anglicy. Mieli dwa namioty co oznaczało, ze nie są to chłopoluby. Jakież było nasze zdziwienie gdy wyjaśniło się iż w jednym z namiotów mają urządzoną kuchnię a śpią w drugim. Już wtedy przekonałam się, ze p. ma ciężki, bezkompromisowy charakter i albo kochaj albo zabij. Kolejne piwo dodało mu odwagi i pomimo moich usilnych próśb aby nie zostawiał mnie samej poszedł do sąsiadów bo coś go nurtowało. Wiedziałam, ze po pierwszym zdaniu albo go zabiją albo się polubią. Zabrał ze sobą trzy piwa mnie zostawiając gary do mycia po kolacji. Trochę pogadali nie rzucając się sobie w objęcia a ja podsłuchiwałam ile się dało. O mało nie złamałam sobie nogi potykając się o wystający korzeń gdy uslyszalam jak p. zagaduje o dwa namioty. Cos paplał o tym, ze czują się jak w domu bo jak prawdziwi Anglicy mają da namioty na wzór klubów do których się chadza albo nie. Nie spotkało to się z aprobatą rozmówców i p. powrócił niepyszny ale cały i żywy. Na następny dzień pomachaliśmy do siebie na plaży i „długie slipki” znów napawały się widokiem niczym nieosłoniętych biustów. My snuliśmy plany dalszego szlaku na północ przewidując wydatki i licząc bardzo skromne zasoby finansowe. Dużo łatwiej przyszło nam policzyć dolary niż kilometry do przejechania. Byliśmy gdzieś pomiędzy punktem „F” i „G” na mapie. Wyjeżdżając z Polski mieliśmy powłóczyć się gdzieś w okolicach Helsinek i ewentualnie wpaść na chwile do Pekki do Jyväskylä. Ciągle brakującej kasy jak zwykle było za mało jak to za studenckich czasów bywało. Proste wyliczenia wykazały niedomiar pieniędzy i wypiliśmy resztę piwa które już i tak smakowało jak gorycz poniesionej porażki. Okazało się, ze dojedziemy na koniec Europy ale stamtąd już nie wrócimy. W najlepszym przypadku zawrócimy z Koła Podbiegunowego bo tam musimy dojechać. 
 „Musimy znaleźć jakąś pracę nie ma wyjścia” usłyszałam słowa tak nierealne, ze opadła mi szczęka. Nazajutrz spakowaliśmy swój majdan do małego autka i ruszyliśmy do większego miasta na północ. Tam po wielu próbach znaleźliśmy jakiś urząd odpowiadający pośredniakowi pracy i po godzinnym chodzeniu w te i z powrotem przed wejściem, p. wreszcie był gotowy aby przekroczyć bramy piekieł. Ja czekając na niego obgryzłam dwa paznokcie tak dokładnie, ze nie potrzebowałam pilniczka na poprawienie kształtu paznokci. Udało się. Żmija tak się mizdrzyła i gadała, ze dostaliśmy pracę u rolnika przy zbieraniu kalafiorów. Okazało się, ze w okresie letnim bez względu na status pobytu można zatrudnić się okresowo bo jak zwykle na całym świecie do ciężkiej pracy w polu nikt się pali i każda para rąk jest mile widziana.
  Namiot znów poszedł w ruch gdy odnaleziony farmer wskazał nam miejsce, taki kawałek trawy trzy na trzy a dookoła jak okiem sięgnąć same kalafiory. Wielokrotnie z zakupionego kalafiora wyłaziły jakieś glisty i jak wyobraziłam sobie ile takich robali jest wokół nas to o mało nie zemdlałam. Spędziliśmy w takich warunkach tydzień, bez dostępu do wody do mycia w szczerym polu. Kres takiemu wyzyskowi położył wypadek jakiemu uległ p. posługując się maczet
ą. Praca była prosta ale męcząca. Za traktorem z przyczepą szła grupka ludzi. Każdy miał swoje trzy grządki do zbierania. Jednym ciachnięciem trzeba było odciąć głowę kalafiora oraz pozbawić ją czupryny z liści tak aby było widać biały mózg. Traktor jechał bardzo wolno ale i tak dla nas za szybko więc trzeba było uwijać się jak w ukropie. Jak wspomniałam lato było cudowne i jakbyśmy się nie spieszyli to upal i brak wprawy spowalniał nas, ze zostawaliśmy w tyle. Idący obok nas sąsiedzi pomagali nam zrywajac niektóre nasze kalafiory, po takim dniu ja leżałam nieżywa a obok mnie leżał trup. Pieniądze odkładały się na kupkę i szansa na Norwegię zwiększała się z dnia na dzień ale sił ubywało. Po pięciu dniach byliśmy tak odmóżdżeni, ze na nogach ledwo unosiły się dwa zwały mięsa wykonujące jeden typ ruchu do którego mózg nie był potrzebny a wręcz przeciwnie przeszkadzał swym ciężarem. No i stało się co nie powinno. Jeden nieuważny ruch maczetą i wraz z odciętym kalafiorem na taśmę powędrowała krew z rozciętego kciuka. Jeden zakrwawiony kalafior, drugi i trzeci. Segregujący rozmiarami zrobili raban a p. szedł krwawił i ciął kalafiory, czwarty, piąty i szósty. Farmer zatrzymał traktor i wtedy zatrzymał się i p. głupawo rozglądając się dookoła. Nie przyznał mi się nigdy czy był w takim stanie, ze nic nie czuł czy pieniądze tamowały ból. Skończyliśmy prace definitywnie tego samego dnia. Nazajutrz z obandażowanym paluchem, zapasem gotówki i dobrymi humorami ruszyliśmy na spotkanie z Laponią i reniferami.

39 komentarzy:

  1. Mydlo jest sosnowe? do dzisiaj :)))) sie go uzywa w plynie lub w kostce.
    Kalafiory powiadasz, wielkie na wielkich polach. Chyba mylisz kraje albo ja myle polnoc z poludniem (choc przeciez precyzyjnie przedstwiasz mape ale chronologie to juz nie :).
    Spodenki typu angielskiego sa nadal popularne na plazach wsrod panow roznego wieku jak i narodowosci choc czasy sie niby zmieniaja.
    Zainteresowaly mnie te grube drzewa .. w Laponii grube drzewa :) hmmm, moze za tamtych czasow rosly?
    Pozdrowienia - A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje bardzo za podpowiedz a propos mydla. W skrytosci ducha liczylam na Ciebie.
      Jestem niewielkiego wzrostu i postury wiec moze dlatego duze drzewa dla mnie moga okazac sie cienkie i male dla innych slusznego wzrostu.
      Opisuje w swym poscie centralna czesc kraju i do Laponii jeszcze kawal drogi, poczekajmy troche.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
    2. :) Wpisz sobie w wyszukiwarke z ustawieniem na fotografie 'Havu mäntysuopa' (jest to ostatnia nazwa tego mydla choc poczatki jego produkcji siegaja lat dwudziestych XX wieku (w miasteczku Kotka)i nazwy troche sie zmienialy, produkt zmienial barwe na jasniejsza ale uzywa sie go nadal jako przyjazdny dla otoczenia srodek czyszczacy (wyrozniony w 1995 roku specjalnym znaczkiem :)).
      A z tymi drzewami- no wszystko moze byc subiektywne. Prawde mowiac to mnie zachwycaja te drzewa wlasnie swoja smukloscia. No ale to moj poglad na sprawe rozniacy sie od Twojego :)))
      Opisujesz wiec odcinek F-G i te 'pola kalafiorow' z 'maczeta' i 'brakiem jezior' do mycia. Trzeba sie bylo zwerbowac do truskawek - bezpieczniej a jakie zapachy, kolory...
      Pozdrowienia z Kokkoli, gdzie sie szwendalam pare dni temu - A.

      Usuń
    3. Pamietam, ze mydlo to bylo koloru zielonego w przezroczystej butelce z korkiem po srodku. Dzisiaj jak widze wyglada to inaczej ale w sumie to dobrze, ze idea jest nadal aktualna i przyjazna srodowisku.
      Dziekuje za pomoc.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
    4. Upsss! Pamiec jest zawodna. Mydlo nigdy nie bylo zielone :))))))))))) a troche tylko brazowawe :/ a butelka prawie sie nie zmienila :) szczegolnie w okolicacch 'korka'.
      Szkoda, ze nie moge dolaczyc zdjec z fioletowym i kawowym (kawa z mlekiem) polem plantacji kalafiora o takich samych kolorach :)))))))) i musze Cie tez zmartwic. Obecnie kalafiory zbiera kombajn :/. Smak pozostal ten sam.
      Puszczam na 'czesc' Twojego wpisu duzo baniek mydlanych zagryzajac fioletowym kalafiorem i patonkami (bagietkami)francuskimi i zakanszajac odwlokiem raka (czas jedzenia rakow nastal) - A.

      Usuń
    5. Jeszcze raz udowadniasz, ze jestes nieodzowna w mych wspominkach za co Ci bardzo dziekuje.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    6. Do uslug :). Cala przyjemnosc po mojej stronie :).
      Pozdrowienia z kraju, ktory nawet po latach sie pamieta :) - A.

      Usuń
  2. Dobrze, że palec z kalafiorem nie poleciał :)))
    A gatki czerwone, tez mi się bardziej podobają :)))

    A jakoś przegapiałam wcześniej tą informację: kiedy miała miejsce ta wycieczka? dawno?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wycieczka miala miejsce wieki temu, taki troszke powrot do przeszlosci:)

      Usuń
  3. Witaj Ataner, pozwol, ze ja troche nie na temat! Dokladnie w dzien swoich urodzin tj. 11 czerwca 2011, odwiedziam Twojego bloga, zachwycajac sie zdejeciami z Hoolywood. Wzdychalam tylko, bo nie dane mi bylo wtedy pojechac! Dzis musze raz jeszcze poczytac Twoj post i popatrzec, bo... 20 sierpnia laduje w Los Angeles :) Wprawdzie tylko na 4-5 dni, ale zawsze dobre i to! Wiem o tym dopiero od dwoch tygodni. I pomyslec, ze rok temu bylo mi smutno! Oj, NIEZNANE SA SCIEZKI NASZE...buziaki

    PS. Straszny humit w East slip...zyc sie nie da!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam ze sie wcinam,ale musze...ja tez urodzilam sie 11-tego czerwca:)))

      Usuń
    2. Claro! Bardzo, ale to bardzo ciesze sie, ze odwiedzisz LA ktore chcialas zobaczyc. Zycze Ci kochana, aby "Miasto Aniolow" nie rozczarowalo twoich wyobrazen.
      Kiedys napisalas , ze nic nie dzieje sie bez przyczyny, oj tak! To prawda, nieznane sa nasze sciezki.
      Prosze napisz kilka slow po powrcie, baw sie dobrze:)
      Buziaki:)


      Maga- z tego wynika, ze dziewczyny urodzne 11-tego czerwca sa wyjatkowe, Clara taka jest, i ty niewatpliwie tez:)

      Usuń
    3. Oczywiscie, ze napisze, a i zdjec troszke "popykam" :) Spotkam sie tam z Pola i jej chlopakiem! Ataner, wreszcie powinno byc CUDNIE! Ile czasu moze padac deszcz, a gdzie to Slońce?
      Oj, Ataner - Ty CZEKOLADKO! ROZPLYWASZ SIE W USTACH OD TYCH SLODKOSCI URODZINOWYCH :)

      Usuń
    4. Maga, troszke wiosen juz przezylam, ale Jestes druga osoba, ktora mowi mi, ze obchodzi urodziny 11 czerwca! Jeden pan, ktory ma 94 lata, a wyglada SUPER, a teraz Ty :) JA, NIESTETY, ALBO "STETY" JESTEM TYPOWYM BLIZNIAKIEM!

      Samych serdecznosci dla Ciebie :)

      Usuń
  4. oh nie, wszystko tylko nie te czerwone, ale jak trafilam kiedys na plaze nudystow marzylam zeby chociaz takie nosili :) artdeco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Art, ty rozpustnico, tyyy:)))) Plaza nudystow, ale mnie zaskoczylas:))))
      Usuń

      Usuń
  5. Ja tam wole juz dlugie gacie,co tu duzo mowic,nie wszyscy panowie to Apolla:))

    Czytajac o tych kalafiorach zmeczylam sie normalnie:)Fajne sa takie przygody:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakos nie mam przekonania do tych dlugich gaci, ale kazdy z nas ma prawo do swojego zdania.
      Ostatnio widzialam takiego goscia na plazy w gaciach do kolan i odslonietymi posladkami - ohydztwo! Nieszczesnik wychodzil z wody i gacie lekko mu sie osunely:)

      Usuń
  6. Dobrze, że palec się ostał; czy pozostał wstręt do kalafiorów? pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz Marys, ze nie. Kalafiory wcina nawet na surowo :)))
      Dzieki za odwiedziny, pozdrawiam serdecznie mieszkancow Pogorza:)

      Usuń
  7. Krwią pisany znak na białych kalafiorach! Ale to malownicze i niesamowite!
    Bardzo jestem ciekawa jakie były dalsze dzieje wycieczkowiczów? Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czerwone z bialym dobrze sie komponuje tak jak nasza flaga, wiec to byl taki nasz polski akcent:)
      Usciski!

      Usuń
  8. usprawiedliwia mnie, ze trafilam tam przez przypadek? :) artdeco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Art, winny sie tlumaczy, bo ja jak poszlam to nie chcialam wyjsc:)))))

      Usuń
    2. ale też byłaś nudystką ???

      Usuń
    3. Jasne, ze tak:) Jak bylam piekna i mloda, a teraz to na golasa latam w chalupie jak nikogo nie ma:))))

      Usuń
  9. Coś wspaniałego! Rewelacyjnie to wszystko opisałaś. A Ci Anglicy w długich gaciach to w ogóle BOMBA. Czekając na ciąg dalszy serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze sie, ze podoba ci sie ten post. Dawne to wspomnienia ale ciagle zywe w naszej pamieci.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  10. Ein wundervoller Bericht von einem tollen Land...

    Lieben Gruß
    CL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danke.
      Fühlen Sie sich frei, um weitere Beziehungen zum Nordkap.
      Viele Grüße:)

      Usuń
  11. Finowie nie wiedzieli, że wystarczy te krwiste kalafiory polać zimna wodą, aby znowu były białe? Dziwne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daleko mi do eksperta rolniczego ale mysle, ze kalafiory z pola nie ida pod strumien wody bo przyspieszyloby to procesy gnilne. Z pola prawdopodobnie najszybciej na rynek albo do chlodni wiec krew nie powinna znajdowac sie na produktach rolnych a nikt nie bedzie przeciez recznie zmywal krwi z kilkunasty kalafiorow. Z odraza wyrzucili je na pole jak parszywe.
      Pozdrawiam serdecznie::

      Usuń
    2. No to po tym wpisie i przygodzie z kalafiorami zaczynam pojmwac dlaczego rozpoczeto uprawe kalafiorow fioletowych :))))))))))))

      Usuń
  12. ech młodość !
    fajny post czekam na ciąg dalszy ;-)
    a ja lubię facetów w bokserkach

    http://www.elady.pl/files/image/4460_Bokserki_CORPO_17811_auta.jpg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fasony stroju kapielowego ulegaja modzie i ewoluuja jak sami ich wlascicie.
      Nich nawet kapia sie spodniach do kostek tylko sama wiem jak niewygodnie plywa sie w ubraniu bo nie raz zostalam ( w ramach glupich zabaw ) wrzucona do wody w ciuchach.
      Jedyne co mi przeszkadza to wyjscie panow z wody gdy dlugie, ciezkie od wody gacie zsuwaja sie z linii bioder i ukazuja nam swe wlosy łonowe i przedzialek pomiedzy posladkami. Jedni wczesniej drudzy pozniej podciagaja opadajace gacie ale i tak wygladaja zalosnie.
      Bokserki na codzien jako bielizna sa OK.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  13. Dzieki za swietny wpis... posmialam sie i dowiedzialam ciekawych rzeczy!*
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co dla Ciebie ciekawe to dla innych codziennosc. Ja czerpie nieopisana przyjemnosc z twojego bloga bo tam dopiero ciekawych rzeczy bez liku.
      Szkoda, ze czlowieka (Ciebie) nie da sie zmusic do codziennych wpisow na blogu bo wtedy caly internet nie bylby potrzebny:)))
      Jeden klik na La vie... i niespodzianka, to ja jestem wdzieczna dozgonnie za to, ze piszesz.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  14. Jestem pod wrazeniem Waszego podrozowania po Norwegii i naprawde podziwiam!
    Praca jak kazda ani lzejsza ani ciezsza, bo i ja rozmaitych zajec w czasach mlodosci sie imalam na wakacjach, jednak nigdy nic mi sie nie przydarzylo.
    No ale i ja jestem ciekawa co bedzie dalej... jak renifery, jak Laponia?

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikomu juz nie zazdroszcze roli. Wczesniej myslalam, ze rolnik sieje i pozniej zbiera ale to dopiero znoj.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń