1

piątek, 24 marca 2017

Kolejny zwykły dzień.

 Chwilowo zamieszkując zurbanizowaną część wybrzeża nie mieliśmy okazji na spacer podczas którego otaczałaby nas dzika przyroda nie znająca okresu spoczynku. Czy to lato czy zima w okolicach Miami jest ciepło i zielono. Sąsiedztwo wieżowców chcieliśmy zastąpić drzewami i ich nieznanymi mieszkańcami. Aby pozostać przez chwilę sam na sam z szumem fal dzikiej plaży wybraliśmy się do parku oddalonego zaledwie o kilkanaście mil od zgiełku niekończącego się miasta. Napisałam “niekończącego się” nie bez powodu bo jedno miasto przechodzi w drugie bez wyraźnej granicy i na dobrą sprawę nie wiadomo gdzie się obecnie znajdujesz. Jadąc ulicami wzdłuż wybrzeża spotkać można kolejne drapacze chmur w sumie podobne do siebie jak stado flamingów. Kilka miejsc o odmiennym charakterze może zaskoczyć swym wyglądem nie pasującym do strzelistych i niedostępnych apartamentowców walczących o każdy centymetr dostępu do plaży. Dzięki temu jest ciekawie nawet w mieście.
 Z parkingu na plażę jest bardzo oryginalne dojście. Pomostem przez jeziorko w stronę wszędobylskich białych klocków zamieszkałych przez ludzi kochających bliskość oceanu. Mieszkańcy tak położonych mieszkań mają plażę na zawołanie a my mamy nogi które zaniosą nas do niej. Mogliśmy skorzystać z dogodniejszej formy transportu ciał niż mięśnie nóg bo pomostem kursował pojazd z wagonikiem dla leniwych albo tych którym chodzenie sprawia trudność. Pan kierowca zaoferował nam podwózkę ale wymigaliśmy się od tej formy relaksu tłumacząc się dość dobrą formą fizyczną w dniu dzisiejszym. Elektryczny pociąg mijał nas dwukrotnie a prowadzący go kierowca uśmiechał się do nas za każdym razem. Jakoś tak podejrzanie uprzejmie. Czyżby wątpił w zapewnienia o naszej tężyźnie fizycznej?
Fotografowanie przyrody to bardzo skomplikowane i trudne zajęcie. Szczególnie wtedy gdy fotografowane obiekty są zwinne a ich ruchy zaskakująco szybkie i trudne do przewidzenia.
Ładnie nurkującego pelikana nie ustrzeliłam w porę ale z panią błagającą na klęczkach o koniec udręki, poszło mi zupełnie przyzwoicie.
Odłożyłam temat polowania na nieprzewidywalną przyrodę na powrót z plaży bo jej bliskość kusiła spacerem po dziewiczym piasku. W końcu po to tutaj przyjechaliśmy. Chciwi inwestorzy nawet na samej granicy parku pobudowali domy i obojętnie gdzie nie spojrzeć horyzont upiększony jest ambicjami powiększenia zysku.
Dla takich szczurów lądowych jak my widok jachtów od razu przypomina czytane opowieści o piratach i ich bohaterskich wyczynach. Kiedyś to było inne życie, lepsze i ciekawsze. To można usłyszeć od dziadków w każdym okresie rozwoju ludzkości. No dobrze, skoro kiedyś było już lepiej to przychodzi pytanie czy będzie lepiej. Trudno odpowiedzieć i dlatego coś nas pcha w krainy nieznane w poszukiwaniu lepszego. Lepszego życia, lepszego widoku dzikiej plaży lub czegoś czego nie umiemy jednoznacznie nazwać. Właśnie pościg za nieznanym nauczył nas przemierzać oceany i podróżować w przestrzeni kosmicznej. Nas przywiódł do skrawka jeszcze nie zalanego betonem i upiększonym sztucznymi kwiatami.
Nie można już uciec od cywilizacji i jej ekspansji nawet na bezludne wyspy. Karaiby są przeludnione do tego stopnia, że chyba tylko Tokio je wyprzedza a okolice Miami dzikimi nazwać się nie da. Samotny ibis na plaży chyba uciekł z ZOO bo o dziwo nie odfrunął na nasz widok i spokojnie brodził sobie w poszukiwaniu jedzenia.
Z lekkim niedosytem zagubienia się w samotności opuszczaliśmy plażę. Spacer był przyjemny i zrelaksował nas oddalając stres dnia codziennego. Powrót do samochodu uświadomił mi jak bardzo jesteśmy nieprzystosowani do życia w odmiennych warunkach klimatycznych. Chociaż to nie dżungla amazońska to zejście z wyznaczonej ścieżki wyłożonej deskami jest prawie niemożliwe. Wszędzie gdzie tylko się da rośliny chcą wyrosnąć a te którym to się udało swe miejsce zagospodarowały w 100%.
 Rozglądając się dookoła przystanęłam aby dokładniej widzieć gęstwinę której bez maczety w silnych i zaprawionych dłoniach nie da się zgłębić.
- Wolno, bez paniki odwróć się i spójrz na pień drzewa przy którym stoisz. - Jaki pień? Nie zdawałam sobie sprawy, że stoję blisko drzewa. Mam przecież tylko dwoje oczu  i na dodatek umieszczonych tak niedogodnie, że nie widzę co dzieje się poza mną. Co może czychać tuż za mną wolałam nie wiedzieć i zamiast odwrócić się wolno zrobiłam dwa kroki w przód aby oddalić się od ewentualnego zagrożenia. Gdy wydawało mi się, że teraz już jestem bezpieczna od zasięgu jadowitego węża odwróciłam się w stronę tak niebezpieczną, że aż rodzony mąż ostrzegał mnie przed nią. Szukałam czegoś strasznego i dużego które może mnie połknąć na deser. Nic nie widziałam co mogłoby zwalić mnie z nóg. Przy drzewie stał p. i wpatrywał się w coś, w jakiś punkt na korze drzewa. Widok zaiste przerażający ale, że znam męża od wielu lat to i widok jego już mi nie taki straszny. Chyba przed sobą mnie nie ostrzegał. Cichym głosem aby nie sprowokować czegoś groźnego do ataku spytałam czego mam szukać.
- No spójrz tutaj. - p. wydawał się zupełnie poirytowany moim zachowaniem i nie odwrócił głowy nawet o milimetr w moją stronę. Przezornie nie ruszyłam się z miejsca. - Frutti di mare.
- Co takiego? - Chyba postradał zmysły po ukąszeniu przez niewidocznego węża. Zbliżyłam się do p. bo może to ostatnie chwile jego marnego żywota i łatwiej mu będzie żegnać się z życiem w obecności kogoś bliskiego.
- Krab. - p. wpatrywał się w drzewo którego kora wydawała się śliska jakby jej tam nie było. Nic nie widziałam i podejrzenie o zły stan zdrowia mówiącego przybierało na sile. Raptem kawałek drzewa poruszył się tak szybko, że wydawało mi się, że to złudzenie. Teraz wiedziałam przynajmniej na który kawałek pochyłego pnia mam spoglądać. Nie do wiary! Z dala od wody na drzewie siedział mikro krab wielkości paznokcia kciuka. Męskiego kciuka.

Zwierzątko okazało się mało groźne ale za to wyjątkowo trudne do złapania. Zmieniało miejsce postoju jakby teleportując się a nie przemieszczając swe ciało za pomocą mięśni. Teraz było tutaj a za chwilę w zupełnie innym miejscu oddalonym o jakieś kilka centymetrów. Zanim zrobiłam zdjęcie upłynęło trochę czasu. Najpierw musiałam go zagonić w pobliże obiektywu gdyż robal krył się po drugiej stronie drzewa gdzie nie było ścieżki. Nie chciałam ryzykować i wchodzić w sandałkach w nieznane miejsca.
 - O, albo tam. - Słowa p. wcale mnie nie uradowały ale odwróciły mą uwagę od krabika sprintera. Odruchowo spojrzałam w prawo skąd dochodził głos p.. Nic nie widziałam oprócz plątaniny gałęzi i cienkich pni.
- Od razu mów co widzisz! - Bardziej zapiszczałam niż powiedziałam. Nastrój niepewności i zagrożenia brał górę nad, wydawałoby się, spokojną rzeczywistością. Rzeczywistość jednak mogła kryć wiele dziwnych i nieznanych stworzeń więc wolałam wiedzieć zawczasu czego mam się obawiać i przed czym mam uciekać. - Co to jest? - Może nie trwoga ale niepewność zatrzęsła moimi strunami głosowymi i nieoczekiwanie okazało się, że przemawiam nieludzkim głosem.
- Jaszczurka. - p. oznajmił zupełnie bez emocji jakby oprowadzał wycieczkę trasą pośród kamieni a nie żywych i podstępnych zwierząt. Hmm, jaszczurka może być mała, może być duża albo nawet gigantyczna jak na Galapagos. Wolno, tak na wszelki wypadek, stanęłam obok p. aby patrzeć z jego perspektywy. Może teraz zobaczę to co i on widzi. Nic z tego, żadnej jaszczurki nie widziałam przed sobą. - Zrób jej zdjęcie bo mój automat nie może złapać ostrości w odpowiednim miejscu. - Już chciałam zapytać czy mój aparat będzie wiedział to czego jego nie wie ale zaniechałam wszczynania sporu. Przypomniałam sobie o zaletach jeszcze nie odkrytych i o tym, że mój aparat widzi więcej niż ja. “Wystarczy zrobić zdjęcia a później oglądając je na ekranie odkryjesz tysiące niewidocznych szczegółów”, tak do mnie przemawiał p. gdy zaznajamiał mnie z kolejnym aparatem fotograficznym. Nie mogę przestawić się na robienie zdjęć w ciemno ale, że mój nowy przyjaciel jest ze mną od niedawna postanowiłam wypróbować jego możliwości. Podniosłam aparat na wysokość oczu i spojrzałam na jego ekran. Refleksy promieni słonecznych spowodowały, że na nim już nic nie było widać. Jeszcze jedna myśl przeleciała jak błyskawica przez moją głowę, może p. robi mnie w konia? Może tam nie ma żadnej jaszczurki i dopiero wieczorem jego żarty zepsują mi smak szampana. Zawahałam się przez chwilę niepewna sytuacji w jakiej się znalazłam. Wydawać by się mogło, że z wiekiem wszystko jest już poukładane i znane jak to bywa u innych, w naszym życiu jednak nie. Pomimo tego, że wiele sytuacji mogę przewidzieć to p. nie daje gwarancji na spokojną starość. Tak jakby miała ona nigdy nie nastąpić nie mogę być pewna, że dzisiejsze mycie zębów będzie dokładnie takie samo jak wczorajsze.

 - Cyknij ze trzydzieści sztuk a potem coś wybierzesz. - Głos wydawał się zupełnie spokojny i bez ukrytej ironii. Zaufałam. Po serii jakby z biodra coś poruszyło się w rozwidleniu drzewa i wtedy dostrzegłam szarą jaszczurkę. Gdy zmieniła miejsce stała się w miarę łatwym celem na tle jaśniejszego drugiego planu. Złapałam się na tym, że słysząc o jaszczurce przyzwyczajenie zrobiło mi psikusa. Zaciemniło lub zniekształciło odbierane bodźce powodując niewidoczność zwierzęcia. Gdy usłyszałam “jaszczurka” to umysł pokazał mi zdjęcia z encyklopedii jaszczurki na piasku lub na dużym kamieniu. Głowa z lewej strony lub z prawej a ogon po przeciwnej. Tutaj zwierzę było do góry nogami albo bardziej obrazowo głową w dół.
Jeszcze tylko opłukanie nóg z pajęczyn o których już nie chcę pamiętać bo nie ustrzegłam się od kontaktu z nimi pomimo rozglądania się na boki. 
Pozostawiliśmy gąszcz roślin zamieszkałych być może przez tysiące niewidocznych zwierząt i skierowaliśmy się w stronę auta aby pojechać gdzie oczy poniosą.
Gotowa do dalszej drogi, zanim znaleźliśmy się w blaszanym pudełku na kółkach, zapytałam stojącego obok męża.
- Chcesz przeżyć coś ekscytującego?



*****
Duże zdjęcia tutaj.

10 komentarzy:

  1. Dobrze, że jest gdzie uciec od widoków wieżowców, dobrze, że jest park. Można tam popatrzeć na wodę, pochodzić po plaży o coś tam ciekawego zobaczyć. Powrót jednak, wśród gałęzi drzew nie bardzo mi się podobał. Robiłaś nastrój grozy i myślałam, że może gdzieś będzie wąż, a był krab i jaszczurka. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wokół dużych miast trudno znaleźć miejsce odosobnienia. Mieszkając w takich okolicach skazujemy się na chaos cywilizacji. Coś za coś, chcemy mieć miasto w zasięgu ręki to nie możemy mieć dzikiej przyrody i odludzia.
      Na przykładzie Chicago można powiedzieć, że zieleni jest dużo a parki zajmują taką przestrzeń, ze można się w nich pogubić. Wokół Miami z kolei kilkanaście kilometrów na zachód pojawiają się pola uprawne a dalej to już tylko bagna, krokodyle i dzicz nieogarnięta i niezbadana.
      Opisałam zwykły dzień w którym najważniejszym miał być spacer z dala od wieżowców ale udało się tylko w połowie, gdy patrzyliśmy w stronę oceanu nie było widać cywilizacji, pomijając jachty motorowe i żaglowe.
      Uświadomiłam sobie podczas powrotu, że odmienne warunki w których się znaleźliśmy mogą być zagrożeniem ze względu na nieznajomość fauny i flory.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  2. Strasznie razi mnie widok wieżowców nad samą wodą!!!
    Twój p. ma świetne oko, a ten ibis nie ma innego wyjścia, musi mieć w nosie, znaczy się w dziobie widok ludzi, inaczej zdechł by z głodu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawdopodobnie uwarunkowania genetyczne sprawiające, że samce rodzaju ludzkiego chodzą na polowania i mają wtedy wyostrzony wzrok i zmysły postrzegania. Gdy wracają z polowania do domu są ślepi na brudne gary i bałagan wokół obejścia. Trzeba im pomagać wtedy jak ślepcowi:)))
      Gdy miasto jest usytuowane przy plaży to jakoś mnie to nie razi ale tak w szczerym polu trzydzieści pięter betonu stanowi naruszenie dobrego smaku.
      Zwierzęta wbrew ogólnemu osądowi nie boją się ludzi tylko mają respekt przed nimi i gdy nic złego się nie dzieje taki np. ibis może dzielić plażę razem ze mną.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
  3. Roslinnosc niesamowicie bujna jak dzungla, wiec i swiat zwierzecy musi tam byc. Jaszczurka cudna, ja lubie male jaszczurki, wcale sie ich nie boje, mam w ogrodzie ale naprawde male takie na 10cm, kiedys weszla mi do domu, ale udalo mi sie pokierowac ja do wyjscia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam, że jaszczurki w ciepłym klimacie to zbawienie bo zjadają owady i pająki których jest delikatnie mówiąc za dużo. Z trojga złego, bo nie przepadam ani za jaszczurkami ani za owadami nie wspominając pająków których brzydzę się, wolałabym mieć za sąsiadkę jaszczurkę.
      Nieposkromiona roślinność zarasta każdy kawałek ziemi i gęstą ścianą wchodzi do wody zupełnie jak w tropikach. Zwierzęta zamieszkujące takie miejsca sa dla mnie zagadką i nie wiem czego się bać a czego nie gdy jestem w pobliżu takiego miejsca.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    2. Masz racje jak bardzo pozyteczne sa jaszczurki i rzeczywiscie w tropikalnym klimacie jest ich duzo. Ja polubilam je i przyzwyczailam sie wrecz mieszkac z nimi bedac na Bali. Jaszczurki tam sa wszedzie, w hotelach (nawet w cenie za 500 dolarow), w restauracjach, w sklepach. Hotel, w ktorym bylam to taki 'room-villa' i lazienka niezupelnie zadaszona, i na scianie zywa jaszczurka, staralam zachowywac sie spokojnie bo nie chcialam jej sploszyc, bylo pieknie, prysznic, w gorze gwiezdziste niebo, jaszczurka i cisza, tylko glosy natury.

      Usuń
    3. Nie mam doświadczenia z tropikami i z wielką przyjemnością oraz zainteresowaniem czytam twoje komentarze.

      Usuń
  4. Fajne obserwacje, tyle tylko, że zupełnie inne jak moje, bo tu to tylko normalny las, jezioro niewielkie, bo co to jest 12 km długości, żaglówki tez nie za duże! Ale jedno jest takie samo! Cudny widok za każdym razem, gdy wychodze z mojej maciupenkiej uliczki na promenadę, czyli szumnie nazwane połączenie ścieżki spacerowej dla pieszych i ścieżki rowerowej! :-)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym jak polski las może zaskoczyć chyba opiszę w poście bo to dość zaskakująca historia. Klimat w którym się wychowałam nie ma dla mnie zagadek ale znalezienie się w miejscu gdzie wszystko się rusza a tylko pozornie trwa w bezruchu jest wyzwaniem dla bystrych oczu.
      Ładnie jest wszędzie, od bieguna po równik. Jedyną ważną rzeczą jest to co lubimy a nie to co ogół uważa za piękno.
      Pozdrawiam:)

      Usuń