1

piątek, 13 listopada 2020

Buty

 Takiej wiązanki bluźnierstw nikt jeszcze nie słyszał. Nikt nie słyszał oprócz osoby która tę wiązankę wypowiedziała i osoby do której była ona adresowana. Każdy przecież kiedyś użył sobie rynsztokowej łaciny aby oczyścić się ze złych emocji i nie widzę w tym nic dziwnego ani zdrożnego. Tak po cichu, cichusieńko chyba wiele osób kiedyś zabluźniło, no ale nie tak jak ja dwa dni temu!
Ładne słoneczne popołudnie sprawiło, że siedząc sobie na kanapie i bezmyślnie gapiąc się na ekran telewizora wprowadziłam się w trans spokoju i marzeń wakacyjnych. Wakacji nie będzie z wiadomych epidemicznych ograniczeń więc podróżuję w myślach. Ruchome obrazy na szklanym ekranie zamieniły się w kolorowe plamy a myślami byłam gdzieś daleko.
Trochę odklejona od rzeczywistości co jakiś czas spoglądałam na świat przez szklane drzwi. Lato się już skończyło ale ciągle jeszcze zdarzają się dni gdy temperatura przekracza dwadzieścia stopni i da się posiedzieć na zewnątrz. Aż strach pomyśleć, że czekają nas długie miesiące z deszczem i śniegiem. Już sama świadomość zamknięcia w domu nastraja depresyjnie i gdy dodać do tego panującą pandemię to żyć się odechciewa.
Kolejny raz spojrzałam w stronę zalanego słońcem trawnika gdy w drzwiach pojawił się mąż. Mąż w skarpetkach i swoją nieodzowną torbą ze skarbami. No nie, nie był tylko w samych skarpetkach. Nie był goły w skarpetkach. Ubrany normalnie ale bez butów. Gdy otworzył drzwi przywitała go lawina przekleństw. Nie mogłam zgadnąć dlaczego mąż wraca do domu bez butów ale wkurzyłam się, bo nie dalej jak dwa dni temu wyciągałam kawałek szkła z jego pięty. Przyznam, że nie był to bardzo skomplikowany zabieg chirurgiczny ale za to niebywale trudny do przeprowadzenia. Pacjent wił się i skamlał jakbym urywała mu nogę a to przecież tylko malutki okruszek przeźroczystego szkła. Powtarzałam nie raz, nie dwa, nie chodź boso po trawie bo nigdy nie wiadomo co tam leży. Minęły dwa dni a z pamięci p. już wszystko wyparowało, razem ze wspomnieniem bolesnego zabiegu. Teraz zdaję sobie sprawę, że nie musiał być szczególnie bolesny bo inaczej pamiętałby do końca życia. Stoi zatem mąż w drzwiach z głupią miną a ja już kończę swój mało kulturalny wywód.
- Jak miałem wrócić do domu jak nie mam butów! - Z lekkim wyrzutem w głosie przywitał mnie zaatakowany.
- Bez butów wyszedłeś?
Opowiedział mi krótką historię popartą niezbitymi dowodami. Owszem wyszedł w butach z domu. Założył te w których przez sześć lat zrobił może sto kroków. Zamszowe buty nie należą do takich które używa się codziennie, wiadomo, ale żeby kapcie leżały w pudle tyle czasu to lekki skandal. Ja przynajmniej raz na pół roku zmieniam “zamieszkanie” mojego obuwia. Latem używam tych lżejszych a zimowe upycham w odleglejszym kącie szafy. Zatem chłopina założył buciki i poszedł sobie w siną dal. Jak to wynikało z jego opowieści, nierozchodzone buty szczelnie przylegały do stopy. Przez jakiś czas żałował, że je założył na cały dzień ale odwrotu już nie było. Człowiek ma taką cudowną zdolność do przyzwyczajania się do nowych sytuacji, że na pewne niedogodności przestajemy zwracać uwagę z upływem czasu. Tak też stało się z p. po kilku godzinach. Nawet ucieszył się, że buty ułożyły się wspaniale bo nic go nie uwierało a wręcz przeciwnie stały się najwygodniejszymi butami na świecie. Wyobrażam sobie jego minę gdy odkrył źródło swego zadowolenia.
Buty rozpadły się jednocześnie. Dwa na raz a właściciel nieszczęsnego obuwia gdyby umiał spaliłby się ze wstydu. Trochę mu współczułam ale żeby boso po parkingu i trawie! Przecież znów mogłabym zamienić się w lekarza sadystę. O wizycie w szpitalu wolałam nie myśleć bo wszędzie wirus. Dlatego właśnie musiałam sobie ulżyć. 

Chomikowanie jest okropną cechą i ja mam trochę z chomika. Trzymam niepotrzebne rzeczy które czasami zaskakują mnie swoją obecnością w naszym domu, p. z kolei uważa, że przedmiot przez rok nie używany powinien znaleźć się na śmietniku w 367 dniu swego leniuchowania w domu. Chyba ta teoria została stworzona aby mnie dręczyć stwierdzeniami typu,”po co ci to skoro nigdy tego nie użyłaś”.
Przyszedł wreszcie czas słodkiej zemsty i z wielką przyjemnością zacytowałam mężowskie motto o nieużywanych przez rok rzeczach.

35 komentarzy:

  1. Ale podeszwy jeszcze dobre w tych butach , więc może da się z nich jakieś klapki zrobić ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie potrafię, a Ty? :))
      Pozdrawiam serdecznie:)

      PS
      Myślę, że mąż kupił te buty specjalnie dla podeszw bo była na nich mapa całego świata. Buty już dawno wylądowały w śmietniku więc o klapkach nie ma mowy.

      Usuń
  2. Razem z kolezanka kupilysmy kiedys takie same kozaczki firmy Totes, z solidnym zimowym protektorem na podeszwach. Zimy wtedy prawie nie bylo, wiec moje przelezaly nieuzywane az do nastepnego sezonu, kiedy to zostaly uzyte AZ dwa razy. Kiedy na wiosne przenosilam zimowe kurtki i buty do innej szafy, jakos tak bezmyslnie wzielam jeden kozaczek do reki i zgielam jego podeszwe, a ona ROZSYPALA sie na male kawaleczki jak rozbita samochodowa szyba! Moje zdumienie nie mialo granic, buty do wyrzucenia, a kolezance takie same sluza do dzis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest takie powiedzenie, że nieużywany sprzęt ulega zanikowi więc może odnosi się ono również do tego czego się nie nosi.
      Życie jest pełne niespodzianek ale lepiej aby były one zaskakująco miłe a nie przerażające.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  3. Bo buty chcą życia, używania, chodzenia, a nie kwitnięcia w szafie, bo wtedy zupełnie kapcanieją:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milionerzy nie przybiliby tobie piątki na zgodę ale ja tak. Używane buty lepiej pasują do stopy i służą długo, czasami aż wstyd je ponownie założyć bo wyszły z mody choć wyglądają jak nowe. Mam jednak buty których nie założyłam ani razu i nie wiem czy kiedykolwiek wyjdę w nich z domu. Były takie ładne i super "leżą" ale szpilka mnie przeraża i na dobrą sprawę nie mam gdzie w nich się pokazać.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
    2. Mam takie szpilki, tylko raz ubrane, na ślub syna; preferuję wygodę:-)

      Usuń
    3. Chyba każda z nas ma taką parę butów która pięknie wygląda ale niestety nie nadaje się do noszenia na codzień. I ja również od lat stawiam na wygodę:)

      Usuń
  4. Maria z ust mi wyjela sentencje o zemscie butow za nieuzywanie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ Pantero, one nie z zemsty, tylko ze smutku.

      Usuń
    2. Obecnie materiały są do niczego i niektóre firmy ciągną biznes na przyzwyczajeniu klientów do nazwy marki.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  5. Dobrze, że się odezwałaś, Ataner.
    Nie lubię długiej ciszy, zwłaszcza w dzisiejszych ogólnoświatowych okolicznościach wirusowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja tak siedzę i siedzę i nawet nie wiem jaka data. Tylko pora roku się zmienia a ja popadam w odrętwienie umysłowe. Dlatego takie długie przerwy w pisaniu. Wirus wirusem ale perspektywa kilku miesięcy chłodu, śniegu i pluchy nie nastraja optymistycznie. Do tego jeszcze chłop wraca do domu w samych skarpetkach! Może herbata z rumem z samego rana zamiast kawy rozweseli moją duszę.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  6. To mi przypomniało butowe problemy z dziecinstwa.Ciotka czesto kupowala buty na zapas,na wyrost, bo jak sie trafilo w sklepie na towar, to jak nie kupić. Zawsze miala stosowny patyczek zeby przymierzyć.Niestety często się okazywalo, że buty na dany sezon i nogę nie pasowały .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buty z "łapanki" czasami pasowały na siostrę albo koleżankę. Pamiętam buty firmy Syrena, skóra pierwsza klasa, takie krótkie za kostkę, bajerny ekspresik, cudo. Tylko podeszwa cienka jak liść na jesień i zimą chodzić się w nich dało a w deszczową jesień - szkoda.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  7. No niezłe, mocno przewiewne!Te buty to symbol dzisiejszych czasów, w których wiele wytworów celowo robi się tak by wystarczyły na krótko i klient musiał kupować następne. Po prostu zakłady produkcyjne muszą z czegoś żyć. Jak buty przetrwają pół roku, to wiadomo, że klient będzie musiał przywlec się po następne za te pół roku a nie dopiero za 2 lata. Ta pandemia jest nieco już męcząca.No i masa ludzi bardzo zubożeje, mnóstwo małych biznesów już padło.
    Trzymajcie się nadal zdrowo i....pisz nieco częściej, proszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mycie artykułów spożywczych opracowaliśmy do perfekci ale w 100% nie jesteśmy w stanie odizolować wirusa. Maseczki, rękawiczki i szmatki dezyfekujące doprowadzają mnie do szału ale w takich czasach przyszło nam żyć i kropka.
      Kiepskie buty to przykład obecnie panoszącej się tandety i made in China nie ma z tym nic wspólnego. Chińczycy mogą zrobić wyrób dobry i drogi albo "szajs" który jest lepiej sprzedawany bo tani. Ostatnio coraz więcej butów pojawia się z Wietnamu, świat zwariował.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  8. Zawsze preferowałam obuwie sportowe, jednakoż jakieś tam dyżurne "na wychodne" kupowałam. No ale że te wychodne okazje nie były takie częste to sobie butki leżały w szafie i czekały, częściej rozpadały się podeszwy. Raz rozpadła się góra i było to hmmm zabawne. Wybrałam się na imieniny do koleżanki w czasach kiedy to nogi nosiły mnie bez problemu. Koleżanka mieszka dość daleko ode mnie, ale można do niej dojść także przez zielone tereny na Odrą. Kiedyś często tak do niej chodziłam. Ubrałam się więc w takie "okazyjne" buciki i idę. Po jakimś czasie zerkam ku stopom a moje buciki jakby trochu inne. Zaczęłam je obserwować, no i cóż, okazało się, że buciki z tak zwanej skóry ekologicznej zaczęły się łuszczyć jak ja po pierwszym intensywnym opalaniu ;) Jak doszłam na tą imprezkę, buty zupełnie wizytowo nie wyglądały. Dobrze, że nie ma zwyczaju ucztowania z nogami na stole, a pod stół nikt nie spadł ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam takie dyżurne Salomony na deszcz, śnieg, niepogodę i pogodę. Zniszczyć nie mogę choćbym chciała. Wygodne jak nic innego ale lata mijają a one ciągle są w idealnej formie. Innej firmy sandałki wymieniałam dwa razy bo się rozklejały, w sklepie już mnie rozpoznawali i wymieniali bez słowa. Trzeciego razu nie było bo tak o nie dbam, ze prawie ich nie używam. Istne wariactwo!
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  9. A to ci pech:)
    Dobrze, że sobie ulżyłaś:) I dobrze, że się odezwałaś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było wielkie zdumienie bo teoretycznie tutaj nie potrzeba chodzić, wszędzie trzeba dojechać samochodem więc buty nie zużywają się wcale a wcale. Gdy zobaczyłam to co wy na zdjęciu nie mogłam wprost uwierzyć, że mąż nie był na całonocnej potańcówce w remizie.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  10. Dzięki za dawkę humoru w sobotni poranek! Szkoda, że nie zaprezentowałaś miny P. jak Ci zdawał relację - tuszę, że musiała być, hm... ciekawa...
    A y innej beczki - zdziwiona jestem, że "merelki" tak nietrwałe się okazały, bo to raczej dobrej jakości buty...
    Pozdrawiam serdecznie,
    Motylek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już wkrótce czarny humor będzie moją specjalnością.
      p. powinien zostać dobrze wynagradzanym ambasadorem tej firmy bo gdy trzeba mowych butów to najpierw szuka merelków a potem zaczyna się horror gdy nic ze "swej" firmy nie znajdzie. Wszystkie inne służą przez długie lata tylko te były jakieś felerne. Nie sądzę aby ten "wypadek w pracy" odmienił upodobania p..
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  11. Oplułam monitor ze śmiechu i napięcia. Już myslałam, że puściłaś Chłopa w skarpetkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tak dalej pójdzie to tak będzie. Po co komu buty jak je niszczy po jednorazowym użyciu, niech w skarpetkach łazi. Taniej, niezaprzeczalnie taniej.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  12. Alem się usmiała na widok tych rozlecianych butów! Aż mi sie łezka po policzku potoczyła!
    Buziaki serdeczne zasyłam Ci Ataner, cisząc się, że dałas głos!:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gumofilce takiemu a nie pantofelki z gumkami zamiast sznurówek. Może jego nogi nie lubiły tych butów tym bardziej, że kupił je ze względu na mapę świata na podeszwach. Kara zawsze przyjdzie, prędzej czy później.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  13. A mówią, że dawne rzeczy są nie do zdarcia.
    Dobrze, że humor Ci dopisuje Renatko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wyroby jak i ludzie starej daty są nie do zdarcia, czego ja jestem najlepszym przykładem:))
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  14. Hejka, dotarłam i ja za wielką wodę, przygarniesz mnie?
    W kilku parach butów rozleciały mi się podeszwy, a góra jak nówka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że przygarnę i mło mi, że zajrzałaś do mnie. Faktycznie coś z tymi butami jest nie tak bo rozlatują się nie ze starości a po prostu chyba są źle wykonane.
      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  15. teraz to wszystko dziadostwo, zadnej jakosci to nic dziwnego. mi sie odkleily koturny w dwoch parach, w obu przypadkach bylismy w mallu, klapaly, ze wstyd bylo isc. S mial mi je skleic w lipcu, wczoraj zauwazylam je w garazu nietkniete, hipokryta mi wytyka odkladanie do jutra. Happy Thanksgiving :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się stwierdzenie, że hipokryta ci wytyka:)) Po prostu jedź do sklepu i kup sobie nową parę butów i już skoro szanowny małżonek nie ma czasu na sklejenie starych.
      Serdeczności przesyłam Art i dużo zdrówka:)

      Usuń