Do odlotu samolotu mieliśmy jeszcze wystarczająco dużo czasu więc picie kawy wypełniło nam jego nadmiar. Wyszliśmy z domu już lekko spóźnieni pomimo tego, że nie było ku temu żadnych przesłanek.
Dopiero roboty drogowe które trwają od kilku lat w związku z powiększaniem lotniska O'Hare wyprowadziły nas z równowagi. Od strony Chicago dojazd jest w miarę prosty i szybki ale od zachodu objazd dłużył się w nieskończoność.
Potwierdzenie emailowe lub wydrukowana w domu kartka potwierdzenia wylotu wystarczyło do przekroczenia bramki odprawy biletowej. Teraz jeszcze odprawa antyterrorystyczna i droga na pokład będzie wolna. Wrzuciliśmy nasze bagaże na taśmociąg i gdy jeden wyszkolony pracownik prześwietlał nasze osobiste rzeczy p. "zapiszczał" w bramce. Od zawsze wiedziałam, że zadaję się z podejrzanym typem ale do tej pory o tym wiedziałam tylko ja.
Zamarłam bo sama na Alaskę nie polecę pozostawiając w łapach służb porządkowych nawet takiego typa jak mój mąż. Przeszłam przez kontrolę bez problemu i wszystkie nasze rzeczy ułożyłam na ławce obok. Zaczęłam przyglądać się czynnościom mającym dowieść, że p. nie powinien latać pojazdami podniebnymi a spędzić kilka godzin w areszcie aby później znaleźć się w więzieniu o zaostrzonym rygorze.
Został poproszony o zdjęcie butów i zaproszony do specjalnego akwarium z wirującym ramieniem-skanerem. Po prześwietleniu pomazano mu dłonie specyfikiem uczulonym na narkotyki i gdy to nic ciekawego nie wykazało byliśmy wolni ale bez butów na które przyszło nam poczekać kolejne pięć minut. Czas upływał nieubłaganie i kurczył się zbyt szybko. Do rękawa prowadzącego do naszego samolotu mieliśmy kilometr jak nie więcej i gdy do niego dotarliśmy oprócz nas były jeszcze trzy osoby. Każdy podróżny widać nie mógł się doczekać wylotu bo do startu było jeszcze 10 minut i wolał siedzieć w samolocie niż rozkoszować się wolnością przed sześciogodzinnym lotem.
Wreszcie przyszedł czas i na nas aby wejść do środka i okazało się, że nie ma ani jednego wolnego miejsca oprócz dwóch czekających na nas. Na moim miejscu przy oknie siedziała panienka udająca sklerozę gdy poprosiliśmy ją aby posadziła swą pupcię na przynależnym jej miejscu. Z grymasem bólu pozwoliła mi zająć moje miejsce i już więcej nie miałam okazji na nawet krótką z nią rozmowę gdyż rozdzielał nas p. co uważam za bardzo dobre rozwiązanie.
Rękaw odjechał od kadłuba zaraz jak zapięliśmy pasy i rozpoczęło się długie kołowanie na pas startowy.
Alaska wydaje się popularnym miejscem bo ciężko kupić bilety na lot bezpośredni pomimo tego, że jest kilka linii obsługujących to połączenie. Udało mi się sfotografować Air Alaska i Frontier które przed nami miały wyznaczony start.
Wreszcie start po półgodzinnym kołowaniu po lotnisku.
O'Hare nie jest największym lotniskiem na świecie ale dzierży palmę pierwszeństwa w ilości przylatujących i odlatujących samolotów. Zaletą jego jest bliskość Chicago i dwóch autostrad biegnących ze wschodu na zachód i z północy na południe.
Duże czy małe to pojęcie względne ale i tak wygląda imponująco z lotu ptaka. Szybko wzbijaliśmy się na wysokość przelotową i po chwili już tylko chmury widać było za oknem.
Na pokładzie linii krajowych trzeba płacić za posiłki, internet i telewizję oraz za bagaż. Wszystko płatne plastikiem a nie gotówką. Przepraszam zapędziłam się w płaceniu, jedynie kawa jest za darmo!
Problem z oglądaniem pojawił się od razu gdyż odległość do ekranu w fotelu przede mną była tak mała, że trudno było mi wyostrzyć wizję na odległość łokcia. Zrezygnowaliśmy zatem z oglądania kolejnego odcinka Planety Małp na malutkich monitorach i pogrążyliśmy się w letargu na sześć godzin. O spaniu nie było mowy bo fotele zupełnie do tego się nie nadają.
Lotnisko w Anchorage też lubi piechórów i do wypożyczalni aut tachaliśmy swoje bagaże kląc jak dwa szewce bo nigdzie nie mogliśmy znaleźć wózków. Doszliśmy umordowani i po odebraniu samochodu ruszyliśmy na krótki nocny rekonesans po największym mieście Alaski.
No to mąż miał nie ciekawe przeżycie przed odlotem, a Ciebie to z pewnością kosztowało sporo nerwów. Wszystko skończyło się dobrze i wylądowaliście na Alasce. Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNerwy mam jak łańcuch kotwicy lotniskowca!!!!
UsuńOchrona lotniska nie wydała pieniędzy na próżno i muszą używać sprzętu najnowszej generacji aby przestraszyć i wykryć złych osobników. Lądowanie odbyło się w dobrym stylu i dlatego będę mogła opisywać alaskańskie przygody.
Pozdrawiam:)
Znów na Alasce? Czy to retrospekcja? Bo się pogubiłam...
OdpowiedzUsuńAż tak zwariowana nie jestem aby dwa razy lecieć na Alaskę. Poganiałaś mnie z postami o Alasce więc nie zwlekając dłużej oto pierwszy z nich.
UsuńPozdrawiam:)
Wolałam się upewnić...
UsuńHanuś, teraz bedzie tylko Alaska, Alaska i jeszcze raz Alaska:)
UsuńCudna jest ta Alaska ... z lotu. Piekna mieliscie wycieczke. Zazdroszcze!
OdpowiedzUsuńNic mi o tym nie wiadomo bo teraz dopiero opisałam wylot z Chicago a zachytom nad urodą odległego stanu przyjdzie czas:))))
UsuńPozdrawiam:)
A tak dokladnie, to co Twojemu mezu dzwonilo? Wyszlo w koncu na jaw, czy pozostalo nierozwiazana zagadka?
OdpowiedzUsuńOesu, co za moloch to O´Hare - trzy dni wozem drabiniastym, zanim samolot w ogole wystartuje!!! :))))))))))))
Albo głupota albo płytka w czaszce. Sądzę, że to pierwsze bo płytka jest mała ale mieliśmy zaświadczenie ze szpitala wydane na podobną okazję aby uchronić męża przed pokrojeniem na kawałki. Nikt o nie nie pytał i w końcu chłopa zwolniono bez jakichkolwiek konsekwencji.
UsuńPozdrawiam:)
Może ta płytka spowodowała pisk, ale byli na tyle bystrzy, że się zorientowali w tej kabinie.. Mojemu klatka piersiowa dzwoni, ma klamry na mostku. Ładnym samolocikiem leciałaś.
OdpowiedzUsuńMiłego,;)
Takie dokładne skanowanie wykazało tyle wad w organizmie, że szybko pozbyli się delikwenta aby już dłużej z nim nie mieć do czynienia.
UsuńPozdrawiam:)
mialam nadzieje na trzy dni na Alasce, ale odwolali delegacje slubnego I siedzimy w domu. Kontrolerow nie lubie odkad mi skonfiskowali krem za 200 dol :( artdeco
OdpowiedzUsuńWyobraz sobie jaka oni maja ciezka i wredna prace. Mnie zabrali szampon tobie krem a wiadomo, ze takich rzeczy w bagazu podrecznym nie mozna wnosic na poklad. Nikt ich nie lubi bo nie ma za co.
UsuńPozdrawiam:)
To Alaskę w końcu Rosjanom sprzedano i nie leży w granicach Stanowych|?? Bo taka kontrola, jak na lotnisku międzynarodowym ;))
OdpowiedzUsuńAle co tam, najważniejsze, że dotarliście na miejsce i teraz już tylko będą zachwyty nad pięknem tego miejsca i zorze polarne :))
Na połączeniach krajowych jest trochę łatwiej przejść przez bramki ale i tak jest to uciążliwe. Nie ma co się burzyć bo taka jest procedura i już.
UsuńNie chcę abyś się rozczarowała moimi kolejnymi postami bo o urodzie tego dzikiego stanu będzie mało bo polecieliśmy tam w tylko jednym określonym celu.
Pozdrawiam:)
A ja zapominam że pierścionek na dłoni miałam i piskał on kiedyś teraz już nie piska poprawili jakoś piskaczy.
OdpowiedzUsuńAle zabrali mi przepyszną pastę do kanapek co to tylko w UK mają. Teraz wysyłam ją do luku. :)
Z ciekawością czekam na relację z Alaski. :)
Przejście przez bramkę na lotnisku to loteria gdyż czasami komputer losowo wybiera delikwenta na szczegółowe przemacanie. Duże brylanty mają to do siebie, że wszystko piszczy z zazdrości:)))
UsuńPozdrawiam:)
Skoro sam wylot był tak ekscytujący, to ile emocji nas czeka w dalszej części wycieczki... Czekam z niecierpliwością na relację:)))
OdpowiedzUsuńCzytasz w myślach bo będzie kilka zabawnych zdarzeń i jedno dramatyczne ale nie uprzedzajmy wypadkow. Na nadmiar wolnego czasu nie mogliśmy narzekać a dnie mieszały się z nocą i chodziliśmy jak zakręceni; w nocy jak wampiry snuliśmy się po ciemnych zakątkach z daleka od miasta wypatrując zielonego światła na niebie a w dzien jak na kacu bo po nieprzespanej nocy.
UsuńPozdrawiam:)
Kiedy tak czytałam o przebojach Waszych z odprawami kontrolami, to mi się moje przypomniały. To zawsze był jakisstres i czułam uglę dopiero siedząc w samolocie. A potem nagrodą za wszystko były te widoki przez okno. Cudny jest świat z lotu ptaka. W ogóle wart jest on oglądania zewsząd i wszędzie. Alaska kojarzy mi się oczywiscie z "Przystankiem Alaska", tym świetnym serialem. Ciekawe, czy znalazłas na miejscu trochę tej niezwykłej atmosfery - że mimo chłodu, ludzie są ciepli, mają czas dla siebie, że jest tam spokojniej, a czas tak nie pędzi i wszystko jest trochę jak w baśni poprzez zjawiskową urodę snieznych przestrzeni...
OdpowiedzUsuńCałusy zasyłam ze znowu ciepłego Podkarpacia ( dzisiaj było 9 stopni na plusie, a już sie cieszyłam, że mam tu swoją małą Alaskę!:-))*
Jak odpowiem na twój komentarz to już mogę nic nie pisać o Alasce:))))
UsuńProszę o wyrozumiałość i cierpliwość. Jedno powiem; tam jest zupełnie inaczej niż sobie wyobrażałam ale zgadzam się, że tam cicho i spokojnie.
Pozdrawiam:)
Ty to masz fajne życie!!! Czekam na cd, to mój ulubiony serial :)). Pozdrówka
OdpowiedzUsuńWiode zwykle normalne zycie i staram sie urozmaicać je wyjazdami na wakacje aby odpoczac po ciezkiej pracy. Wlasnie szlifuje kolejny odcinek twojego ulubionego serialu ktorego motywem bedzie noc w Anchorage.
UsuńPozdrawiam:)
O to to, szlifuj Droga szybciej!
UsuńJuż zaczęło się ciekawie i czekam na cd... a zdjęcia chmurek świetne! Lubie te zaokienne widoki z samolotu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z zimnego Tokio :)
Słońce bardzo szybko poszło spać i nie nasyciliśmy się nieograniczoną przestrzenią ponad chmurami. Pomimo uroku namiastki kosmosu stwierdzam stanowczo, że wolę ziemię.
UsuńPozdrawiam:)
Cudowne zdjęcia są te uwielbiam takie oglądać.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam już życzenia bo mnie niedługo nie będzie.
Ciepłych ,rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia,
szalonego Sylwestra oraz aby nadchodzący Nowy Rok
przyniósł wam same dobrodziejstwa.Pozdrawiam.
Wiec rowniez zycze ci wesolych Swiat i szczesliwego Nowego Roku.
UsuńPozdrawiam:)
Uwielbiam oglądać zdjęcia z samolotu, lot samolotem, to moje marzenie, które mam nadzieję spełni się w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Nam tym razem nie udalo sie zbyt wiele poogladac bo wystartowalismy wieczorem i po chwili bylo zbyt ciemno aby cokolwiek zobaczyc. Moze tobie uda sie lot w ciagu dnia.
UsuńPozdrawiam:)